| Zbyt dużo zbiegów okoliczności miało ostatnimi czasy miejsce. Przynajmniej na gust Salaha. Żylasty mężczyzna Gapił się w pierwszej chwili w elfa, który wybiegł z ruin wieży jak ciele w malowane wrota. Do tąd w życiu widział dwa elfy, w obu przypadkach ich widok napawał go dziwnym niepokojem i stawiał włosy na karku. Tak było i tym razam, choć opis fizjonomii dostarczony w rozkazach nie był zbyt ścisły ani szczegółowy, Salah miał pewność, że to ten… Wszak wielu ich już w Śródziemiu nie zostało, tak więc nawet statystyka przemawiała na jego korzyść. Strażnik również poznał długouchego, co tylko utwierdziło Umbardczyka w jego przeświadczeniu, że to o tego elfa chodziło jego pracodawcy. Endymion wraz z elfem szybko zniknęli we wnętrzu ruin wierzy, Salah został jeszcze chwilę na zewnątrz, nie pewny jak ma się zachować, mówili coś o ogromnym pająku, a po ostatnich przeżyciach z innym dużym zwierzątkiem miał dość wszelkiej maści aberracji.
- Co robić… co robić… - wysapał przez zaciśnięte zęby. W końcu doszedł do wniosku, że nie może pozwolić im iść samym, przeklinając w duchu swojego pecha ostrożnie przekroczył mroczny próg. W głębi cuchnącego stęchlizną i rozkładem pomieszczenia, dwie sylwetki majaczyły w migotliwym blasku roztaczanym przez trzymaną w ręce Strażnika pochodnię. Co jakiś czas obok jej płomienia rozbłyskiwały krótkie ogniki palących się strzępek pajęczej nici… Zbyt grubej jak na gust Salaha. Chrzęst kości pod stopami przyprawił go o mdłości, choć nie było jakoś specjalnie gorąco, pocił się jak mysz, serce mu waliło, a zmęczenie po całodniowym wiosłowaniu bynajmniej nie ustępowało…
Przyjął z ulgą, gdy towarzysze przytaknęli do jego pomysłu, żeby wypalić gadzinę ogniem, pomógł Strażnikowi nazbierać suchego chrustu i małych gałęzi, które ułożyli w stos w komnacie na parterze. Gdy już pajęczyny się zajęły, gęsty dym spowił całość posępnej budowli, wydobywając się siwymi kłębami z dawnych otworów okiennych i szczelin w murze.
- Żeby Cię na pieczyste zrobiło zarazo… - splunął w stronę wierzy, której wnętrze już chyba dogasało. Odczekali jeszcze chwilę zanim znowu weszli do środka. Parter przywitał ich czarnymi, osmolonymi ścianami i gryzącym oczy dymem, za to bez wszędobylskiej pajęczej przędzy. Salah mocniej ścisnął rękojeść miecza w spoconej dłoni, posuwał się powoli i ostrożnie za swoimi towarzyszami rozglądając się do okoła, co chwilę odwracając się za siebie. Pięli się powoli po kamiennych schodach, Endymion wypuścił z rąk pochodnię, wystawiając do przodu znalezioną na plaży włócznię, elf postępował tuż za nim ze strzałą na cięciwie swojego łuku.
- Duży czy nie, to chyba nadal zwierz… - pomyślał Salah. – powinien bać się ognia… - szybko odwrócił się i zbiegł parę schodków by podnieść jeszcze palącą się pochodnię, zostawioną przez Strażnika. Zanim dołączył do znajdujących się już na piętrze druhów, szambo zdążyło się rozlać…
Usłyszał przytłumione przez własne kroki i oddech głosy elfa i strażnika, potem krótkie, miękkie klaśnięcie prostujących się ramion elfiego łuku i pisk połączony z przyprawiającym o ciarki chrobotem. Stanął za plecami przygotowującego się do odparcia ataku strażnika na sekundę przed tym, gdy z ciemności nad nimi, oświetlony przez dogorywającą pochodnię, monstrualny pająk. Bestia miała odrażający owłosiony odwłok jak cztery beczki piwa, sześć długich patyczkowatych odnóży, oraz małą ale najgorszą z tego wszystkiego głowę… Kilka par złych paciorkowatych, oślizgłych ślepi, w których złośliwie odbijał się płomień pochodni i paskudnie wyglądające żuwaczki, które na dobrą sprawę mogły by na raz połknąć głowę człowieka… Salah widział w życiu wiele pająków, spora ich część po nim nawet łaziła, ale to?! Nie… coś takiego nie śniło mu się nawet w najgorszych koszmarach, bał się, i to jak cholera, nie był bohaterem, ani materiałem na bohatera a to co miał przed oczami nie jednemu herosowi zmroziło by krew w żyłach, a co dopiero jemu… sierocie po portowej dziwce. Rzucił trzymaną w lewym ręku palącą się jeszcze żagwią w stronę stwora, ale tak strach jak i słabsza ręka sprawiły że chybił o dobre pół metra. Ostatnie co zobaczył zanim zaczął w panice zbiegać po schodach to jak monstrum zakołysało się na sieci i runęło w stronę strażnika. Ten po zaliczeniu szybkiego zjazdu po schodach zbierał się na nogi z pomocą elfa, pająk był za nimi, błyskawicznie odzyskał równowagę i wyglądało na to, że nie chce dać za wygraną, rozpoczął pościg.
Salach cofając się do wyjścia, podnosił z ziemi co się dało, byle cisnąć tym w potwora, ot logika spanikowanego umysłu, miał żelazo w ręce, ale ono wymagało podejścia bliżej… W stronę pająka leciały po koleii większe kawałki kości, kamienie, nadpalone szczapy drewna, wszystko to odbijało się od niego jak groch od ściany…
-Szybko ! – krzyknął zachrypiałym głosem na towarzyszy widząc, że pająk skraca dystans. Wszystko to na nic, bestia najpierw zje ich, potem jego… To była sześcionoga, włochata i wściekłą śmierć… Salah w końcu zaprzestał głupiego i bezowocnego miotania w pająka byle czym, równie wielką krzywdę, wyrządził by mu obrzucając go wyzwiskami. Ścisnął mocniej kawałek żelaza, który trzymał w ręce i ruszył w stronę Strażnika i podtrzymującego go elfa. Może i był tchórzliwym bękartem… Ale to nie znaczyło, że ma tanio sprzedać swoją nic niewartą skórę…
__________________ "Lotnik skrzydlaty władca świata bez granic..." |