Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-11-2011, 20:35   #193
Wroblowaty
 
Wroblowaty's Avatar
 
Reputacja: 1 Wroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znany
Zbyt dużo zbiegów okoliczności miało ostatnimi czasy miejsce. Przynajmniej na gust Salaha. Żylasty mężczyzna Gapił się w pierwszej chwili w elfa, który wybiegł z ruin wieży jak ciele w malowane wrota. Do tąd w życiu widział dwa elfy, w obu przypadkach ich widok napawał go dziwnym niepokojem i stawiał włosy na karku. Tak było i tym razam, choć opis fizjonomii dostarczony w rozkazach nie był zbyt ścisły ani szczegółowy, Salah miał pewność, że to ten… Wszak wielu ich już w Śródziemiu nie zostało, tak więc nawet statystyka przemawiała na jego korzyść. Strażnik również poznał długouchego, co tylko utwierdziło Umbardczyka w jego przeświadczeniu, że to o tego elfa chodziło jego pracodawcy. Endymion wraz z elfem szybko zniknęli we wnętrzu ruin wierzy, Salah został jeszcze chwilę na zewnątrz, nie pewny jak ma się zachować, mówili coś o ogromnym pająku, a po ostatnich przeżyciach z innym dużym zwierzątkiem miał dość wszelkiej maści aberracji.

- Co robić… co robić… - wysapał przez zaciśnięte zęby. W końcu doszedł do wniosku, że nie może pozwolić im iść samym, przeklinając w duchu swojego pecha ostrożnie przekroczył mroczny próg. W głębi cuchnącego stęchlizną i rozkładem pomieszczenia, dwie sylwetki majaczyły w migotliwym blasku roztaczanym przez trzymaną w ręce Strażnika pochodnię. Co jakiś czas obok jej płomienia rozbłyskiwały krótkie ogniki palących się strzępek pajęczej nici… Zbyt grubej jak na gust Salaha. Chrzęst kości pod stopami przyprawił go o mdłości, choć nie było jakoś specjalnie gorąco, pocił się jak mysz, serce mu waliło, a zmęczenie po całodniowym wiosłowaniu bynajmniej nie ustępowało…

Przyjął z ulgą, gdy towarzysze przytaknęli do jego pomysłu, żeby wypalić gadzinę ogniem, pomógł Strażnikowi nazbierać suchego chrustu i małych gałęzi, które ułożyli w stos w komnacie na parterze. Gdy już pajęczyny się zajęły, gęsty dym spowił całość posępnej budowli, wydobywając się siwymi kłębami z dawnych otworów okiennych i szczelin w murze.

- Żeby Cię na pieczyste zrobiło zarazo… - splunął w stronę wierzy, której wnętrze już chyba dogasało. Odczekali jeszcze chwilę zanim znowu weszli do środka. Parter przywitał ich czarnymi, osmolonymi ścianami i gryzącym oczy dymem, za to bez wszędobylskiej pajęczej przędzy. Salah mocniej ścisnął rękojeść miecza w spoconej dłoni, posuwał się powoli i ostrożnie za swoimi towarzyszami rozglądając się do okoła, co chwilę odwracając się za siebie. Pięli się powoli po kamiennych schodach, Endymion wypuścił z rąk pochodnię, wystawiając do przodu znalezioną na plaży włócznię, elf postępował tuż za nim ze strzałą na cięciwie swojego łuku.

- Duży czy nie, to chyba nadal zwierz… - pomyślał Salah. – powinien bać się ognia… - szybko odwrócił się i zbiegł parę schodków by podnieść jeszcze palącą się pochodnię, zostawioną przez Strażnika. Zanim dołączył do znajdujących się już na piętrze druhów, szambo zdążyło się rozlać…

Usłyszał przytłumione przez własne kroki i oddech głosy elfa i strażnika, potem krótkie, miękkie klaśnięcie prostujących się ramion elfiego łuku i pisk połączony z przyprawiającym o ciarki chrobotem. Stanął za plecami przygotowującego się do odparcia ataku strażnika na sekundę przed tym, gdy z ciemności nad nimi, oświetlony przez dogorywającą pochodnię, monstrualny pająk. Bestia miała odrażający owłosiony odwłok jak cztery beczki piwa, sześć długich patyczkowatych odnóży, oraz małą ale najgorszą z tego wszystkiego głowę… Kilka par złych paciorkowatych, oślizgłych ślepi, w których złośliwie odbijał się płomień pochodni i paskudnie wyglądające żuwaczki, które na dobrą sprawę mogły by na raz połknąć głowę człowieka… Salah widział w życiu wiele pająków, spora ich część po nim nawet łaziła, ale to?! Nie… coś takiego nie śniło mu się nawet w najgorszych koszmarach, bał się, i to jak cholera, nie był bohaterem, ani materiałem na bohatera a to co miał przed oczami nie jednemu herosowi zmroziło by krew w żyłach, a co dopiero jemu… sierocie po portowej dziwce. Rzucił trzymaną w lewym ręku palącą się jeszcze żagwią w stronę stwora, ale tak strach jak i słabsza ręka sprawiły że chybił o dobre pół metra. Ostatnie co zobaczył zanim zaczął w panice zbiegać po schodach to jak monstrum zakołysało się na sieci i runęło w stronę strażnika. Ten po zaliczeniu szybkiego zjazdu po schodach zbierał się na nogi z pomocą elfa, pająk był za nimi, błyskawicznie odzyskał równowagę i wyglądało na to, że nie chce dać za wygraną, rozpoczął pościg.

Salach cofając się do wyjścia, podnosił z ziemi co się dało, byle cisnąć tym w potwora, ot logika spanikowanego umysłu, miał żelazo w ręce, ale ono wymagało podejścia bliżej… W stronę pająka leciały po koleii większe kawałki kości, kamienie, nadpalone szczapy drewna, wszystko to odbijało się od niego jak groch od ściany…
-Szybko ! – krzyknął zachrypiałym głosem na towarzyszy widząc, że pająk skraca dystans. Wszystko to na nic, bestia najpierw zje ich, potem jego… To była sześcionoga, włochata i wściekłą śmierć… Salah w końcu zaprzestał głupiego i bezowocnego miotania w pająka byle czym, równie wielką krzywdę, wyrządził by mu obrzucając go wyzwiskami. Ścisnął mocniej kawałek żelaza, który trzymał w ręce i ruszył w stronę Strażnika i podtrzymującego go elfa. Może i był tchórzliwym bękartem… Ale to nie znaczyło, że ma tanio sprzedać swoją nic niewartą skórę…
 
__________________
"Lotnik skrzydlaty władca świata bez granic..."
Wroblowaty jest offline