Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-11-2011, 21:07   #23
Glyswen
 
Glyswen's Avatar
 
Reputacja: 1 Glyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodze
Cała dolina skąpana była w morzu czerwieni. Szkarłatne bicze zachodzącego Słońca, czule pieściły szumiące wesoło drzewa. Cichy strumyczek przycupnął sobie na polance i niczym nie skrępowany, przelewał litry cierpkiego, świeżego wina. Obraz sielanki dopełnił wkrótce świergot jakiegoś ptaka, który swą delikatną barwą głosu nadał wszechobecnej symfonii bólu i rozpaczy iście królewski posmak. Powietrze wypełniał słodki aromat krwi...


-Panie! Politujcie! My biedne ludzie! Ostawcie nas w spokoju, dajcie mojej córuni wydać dziecko na świat! - błagała klęcząca babinka

-Milcz suko. Na ciebie również przyjdzie kolej - zbrojny zdzielił staruchę zamaszystym kopniakiem prosto w jej siwą głowę. - Spiesz waćpanna z porodem, bo my czekać dłużej nie będziemy

-Da...rujcie. Nie mam siły... - jęknęła młoda kobieta, leżąca w kałuży czerwieni.

-Ty się streszczasz, albo my pomożemy twojemu bachorowi znaleźć wyjście! S... - dalsze słowa zagłuszył przejmujący krzyk ciężarnej dziewczyny. Dziecko najwyraźniej stwierdziło, iż własnie ten moment jest najdogodniejszy ażeby "ulotnić" się z łona matki. Odwieczny rytuał narodzin zataczał ponowny krąg.

-Pomóżcie jej... - wyła półprzytomna baba.
Wokół całego "spektaklu" zebrała się całkiem pokaźna grupka żołnierzy, którzy z sadystycznym wręcz zaciekawieniem spoglądali miedzy nogi chłopki. Jednak żaden ze stojących żołdaków nie kwapił się z pomocą. Wszyscy jak jeden mąż woleli podziwiać ten niecodzienny widok.

***

-Zostawcie moje dziecko! Zostawcie je! - darła się świeża matka.
Nikt jednak jej nie słuchał. Stojący obok oficer, brutalnie szarpnął za rękę noworodka, podnosząc go tym samym do góry. Przyjrzał mu się uważnie.
-Chłopiec... Śmierdzi tak samo jak wasze zawszone dupy - stwierdził ponuro, po czym bez chwili zastanowienia rzucił krzyczące niemowlę prosto pomiędzy watahę dzikich psów kręcących się przy ciałach wymordowanych chłopów.

-NIE! Na miłosierdzie Melitele! - wrzeszczały obie kobiety.

-Ty - wskazał na zrozpaczoną babcię - obejrzysz sobie krótki dramat o przemijaniu w wykonaniu krwawych komediantów - warknął rozbawiony wiarus.
Wkrótce potem przy młodej dziewczynie pojawił się zbrojny, który jednym płynnym ruchem ostrza zrobił z jej szyi jeden wielki wulkan z którego rytmicznie chlustała posoka.

-I jak wrażenia? Musimy jeszcze coś poćwiczyć? Nie? To dobrze. -najwyższy rangą obrócił się do swych podwładnych - Kto chce niech sobie ulży na tym truchle zanim spalimy je z całym tym Zadupiem.
Devlin! - ryknął na odchodne -Zajmij się tą starą wywłoką.

-Moja córunia.... Moja...- nie dokończyła.



***

Zerwał się z łóżka cały zlany potem. Do świtu jak ocenił zostało jeszcze dużo czasu... Cholernie dużo... Wiedział, że już nie uśnie. Rzar wspomnień trawił go niczym gorączka, nie pozwalając zapomnieć. I tak cały czas... każdej nocy... bez końca...
Spojrzał w kąt izby. Na krześle tuż obok kilku pustych flaszek po winie, wisiało zawiniątko, które znalazł w chacie Osipa.
-I co Ci po tym? - wybełkotał w ojczystym.
Otworzył ciężkie dębowe drzwi. Chwiejnym krokiem wyszedł na zewnątrz. Chciał poczuć choć odrobinę nieskrępowanej swobody i przestrzeni. Rozejrzał się po placyku. Samotny stos powoli wygasał, wesoło skwiercząc podczas spalania tłuszczu. Smród stawał się nie do wytrzymania. Odwrócił się więc plecami do ognia i ruszył w kierunku nieprzebranej ciemności. Chciał zebrać myśli, ale nie potrafił się skupić. Nie wytrzymał. W końcu ogarnął go szał.
- PIERDOLE Cię! Słyszysz?! PIERDOLE! - wybuchnął zataczając się na trawę z gorzkim śmiechem na ustach, który wkrótce potem przerodził się w cichy szloch. Nagle poczuł nudności i momentalnie chlusnął całą zawartością żołądka. Długą chwilkę trwało nim skończył... Nie miał już sił. Zrezygnowany poddał się prawom grawitacji i runął twarzą prosto w swoje rzygowiny. Leżał trawiony przeszłością.
-Ja... Tylko chciałem miłości...

Myślami cofnął się o 11 lat.

***



Wrócił do siebie tuż przed świtem.

Cały ufajdany był własnymi wymiocinami. Wstał z lepkiej trawy i poczłapał w stronę chaty w której zostawił cały "dobytek". Musiał się umyć. Otworzył więc nowe butelki z winem, łyknął nieco na pusty żołądek po czym wziął się za mycie twarzy i wełnianego ubrania (skórzany niby pancerz spoczywał wszak w kącie).

Po brzasku zjawiły się elfy i chcąc nie chcąc posłusznie ruszył ze swoimi dwoma (chyba, że Fabier zakrztusił się kiełbasą) towarzyszami w dalszą drogę.
Odchodząc zostawiał za sobą zgliszcza psychiki. Pytanie tylko, co przed nim?
 

Ostatnio edytowane przez Glyswen : 23-11-2011 o 21:21.
Glyswen jest offline