Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-11-2011, 18:54   #23
Baczy
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Kto mógłby się tego spodziewać? Wielu. Aż dziw brał, że Jared nie był zaniepokojony bezbronnością mieszkańców miasta- w końcu podstarzały zastępca szeryfa, spędzający w barze pewnie cały dzień, nie mógł być w stanie powstrzymać ewentualnego ataku. Może wtedy wziąłby ze sobą strzelbę, od tak, dla towarzystwa i spokoju ducha. A tak...

Odgłos galopujących koni i przebijający się przez niego kobiecy krzyk zmusiły Jareda i Jeramiaha do porzucenia posiłku. Stanęli przed saloonem w samą porę, by pomachać odjeżdżającym porywaczom, byli za daleko, żeby choćby próbować strzału z rewolweru. Pozostawali jednak w zasięgu wzroku, więc obaj mężczyźni ruszyli w kierunku stajni, licząc na to, że będą w stanie dogonić napastników. Niestety, to co tam zastali mocno ich rozczarowało- zostały tylko koń Krisa, wierzgający w przestrachu, oraz para pociągowych koni Hugo i Lulu. Reszta wierzchowców, razem z sprzętem, którego stajenni nie zdążyli rozładować, zniknęła.

W stajni byli też podnoszący się z ziemi Hugo, stajenni, oraz nieznajomy mężczyzna, którego można było bez wahania wskazać jako pechowego porywacza, który oddzielił się od bandy i trafił na czarnoskórego ochroniarza.

Pogoń powozem nie dawała szans na dogonienie porywaczy, pozwalała jednak na ich śledzenie. Tamci będą zmuszeni niedługo rozbić obóz, o zmierzchu pogoń powinna ich dogonić. A wtedy... Niech Bóg ma ich w swojej opiece.

Tiggs pobiegł do saloonu, zwołać Molly i Krisa- w końcu przewaga liczebna mogła być ich jedynym atutem, sprzęt większości z nich został skradziony. Spotkał parę wychodzącą z budynku. Już maił zacząć streszczać im sytuację, gdy zagłuszył go huk wystrzału. To Will stojący przy zakładzie golibrody oddał strzał w kierunku jeźdźców. Ci nie pozostawali dłużni, nic jednak z tego nie wynikło- ani porywacze, ani Will nie zdawali się być ranni.

Cała gromada zebrała się przy wozie, wliczając w to starego Bedfellowa, roztrzęsionego barmana i Johna O'Sullivana, mężczyznę, który był u fryzjera podczas strzelaniny i oberwał w ucho. Wszyscy byli zdeterminowani dorwać bandytów- jedni dla pieniędzy wyznaczonych za ich głowy, inni w trosce o porwane kobiety, jeszcze inni z bardziej osobistych pobudek.

Jared wymienił uprzejmości z Johnem, wszedł na wóz i przejechał palcami po nabojach przy pasie. Osiemnaście sztuk, plus sześć załadowanych. Przynajmniej o amunicję nie musiał się martwić.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline