Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-11-2011, 10:36   #117
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Ciekawość, nadzieja, niepewność... Uczucia przepełniające duszę tileańczyka. Chciał wiedzieć kim był kiedyś... Równocześnie miał nadzieję, że nie był zły. Nie był też pewien czy tak nie było. Ten jego zadziorny wygląd, spora muskulatura, tatuaż symbolizujący broń i... bardzo szybko Galahad nauczył go władać mieczem. A jak on go nie nauczył? Jak on mu to tylko przypomniał? Magnus czekał na decyzję mentorów powoli idąc w kierunku miejsca ich spoczynku - wielkiego, rozlazłego głazu.


Bernard wstał ukazując blade lico. Zaraz po nim wstał otrzepując się Galahad. Obaj zgodnie pokiwali głowami i zaczęli iść. Podeszli do brzegu klifu i skoczyli w dół. Magnus zerwał się z miejsca podbiegając bliżej klifu. Zobaczył jak ich ciała otaczała brunatna posoka. Po chwili zniknęły w zmętnionej szkarłatem wodzie. Fale zabrały ich nie dając mu wymienić z nimi ani słowa więcej. Miał nadzieję, że ta wizja to coś więcej niż same kłamstwa. Liczył na to, że kiedyś jeszcze spotka fechtmistrza. Musiał. Chciał jeszcze usłyszeć, że jest od niego lepszy, sprawniejszy...

Z rozmyślań wyrwały go krzyki dochodzące gdzieś z dali. Ruszył w tamtym kierunku i po chwili dostrzegł małe, drewniane chatki. Część z nich płonęła. Mieszkańcy nieudolnie próbowali stworzyć szyk do ochrony przed nieznanym napastnikiem. I decyzja, którą teraz podjął - bez świadomości i zanim przyjrzał się napastnikom - pokazała, że miał rację. Że nie ważne co zobaczy on się już nie zmieni. To była chwila, gdy w jego dłoniach pojawiła się broń. Większość wojowników nie potrafiła zareagować a już była martwa. Ginęła wyciągając oręż. Decyzja była prosta - chronić niewinnych! Napastników zabić bez litości...

Magnus podbiegł bliżej i zobaczył się nikt go nie zauważa. Wiedział, że ta wizja to jedynie retrospekcja jakiś wydarzeń i nie będzie mógł pomóc nękanym ludziom. Schował broń i spojrzał na napastników. Niska, wysportowana kobieta dzierżyła w rękach olbrzymi łuk. Z olbrzymią werwą wystrzeliwała kolejne pociski do sparaliżowanych strachem mieszkańców wsi. Jej potężny rumak nie podrygiwał czyli nie robili tego pierwszy raz. Zabijali z rządzą mordu. A ona była jedynie jednym z napastników...


Mimo iż widocznie wprawiona w strzelaniu z łuku była młoda. Bardzo młoda. Drugim z napastników był egzotycznie wyglądający Arab. Miał w rękach dwie szable a na głowie jakieś dziwne nakrycie. Krzyczał coś do reszty, ale był taki rumor, taki chaos, że weteran nie słyszał dokładnie co mówi oprawca. Trzeci z rabusiów to wielki, potężny kozak z pistoletami w dłoniach. Siał wokół strach i zamęt. Jego rumak nie lękał się mimo iż jego jeździec raz po raz strzelał pokrywając zwierze kłębami dymu. Został ostatni. Młody, dobrze zbudowany, z obliczem wykręconym gniewem i rządzą krwi. W pewnym momencie wyszarpnął zza pasa topór i ruszył w kierunku największej z chat. Wystarczyła chwila aby weteran poznał w nim siebie. Zobaczył te ruchy, niespotykaną u innych pewność, zadziorność w każdym geście. Więc takim był kiedyś... Tileańczyk spuścił wzrok aby po chwili pojawić się znowu w sali grobowca.

Może był kiedyś zły. Może zabijał i okradał. Z tego dumny nie będzie nigdy. Ludzie się jednak zmieniają. On się zmienił dzięki dobroci Barnarda i pieczy Galahada. Przyszedł czas aby dać coś od siebie. Gdy wielka statua ruszyła w kierunku grupy Magnus spojrzał na przyczepiony do przedramienia puklerz i podświadomie wiedział jakie jest jego zadanie... Wyszarpnął topór i ruszył na potwora. Wiele się zmieniło, ale walczył będzie już zawsze.
 
Lechu jest offline