Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-11-2011, 18:50   #111
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
- Ależ tak, tak, oczywiście... - mędrzec otrząsnął się z początkowego oszołomienia z wdzięcznością przyjmując wodę. - Nazywam się Dietrich Langbein, wykładam historię Imperium na Uniwersytecie Nuln. To była moja ekspedycja, finansowana przez samą Księżną von Liebowitz! Nie wiem jak to mogło się stać... Ci... Ci ludzie mieli listy polecające okraszone pieczęciami jej doradców. Nic z tego nie rozumiem! - zatroskał się spoglądając z rozgoryczeniem na trupy i poniszczony bojem sprzęt. W końcu jego pół-świadomy wzrok spoczął na ciężko rannej czarodziejce. - Bezgranicznie mi przykro, jednak nie znam się na sztukach medycznych, na łodzi nadal powinny być jednak zapasy podstawowych środków leczniczych. Wątpię jednak by były potężniejsze od zaklęć, które tu zaprezentowaliście. Czy wasza magia nie jest w stanie jej pomóc? - w jego słowach słychać było prawdziwą troskę o dziewczynę, która dla niego ryzykowała życiem.

W końcu na miejsce sprowadzono bandaże i lecznicze maści, w ruch poszły też ostrożne zaklęcia, które najwyraźniej pospołu z eliksirem leczniczym ustabilizowały stan ciężko rannej. Gdyby nie to, że w ostatnim momencie posiliła się siłą życiową umierającego najemnika, nic nie mogłoby jej teraz pomóc.

Dopiero, gdy wyrównał się jej oddech, a krew została zatamowana za pomocą tajemniczych ziół zawartych w napoju i maściach mogli pozwolić sobie na przejście do mniej naglących konkretów. Wrota nadal kusząco połyskiwały dawno zapomnianą, zaklętą w runach wiedzą.
- To grób - zaczął profesor z podekscytowaniem. - Zapewne wszyscy słyszeliście o przybyciu Teclisa do Imperium i jego pakcie z Magnusem Pobożnym? Wszak był to czyn, który przyczynił się do powstania waszych zakonów. Jednak Teclis nie przybył na naszą święta sigmarycką ziemię sam, miał ze sobą dwójkę potężnych towarzyszy i doradców, którzy jednak w przeciwieństwie do niego w tamtym czasie niezbyt wierzyli w naszą, ludzką rasę. Byli to Finreir i Yrtle, starożytni mistrzowie magicznej wiedzy. W kronikach zachowało się wiele przekazów tyczących się ich bezwzględności i surowego traktowania ówczesnych adeptów magii. Ponoć ich wysokie wymagania stawiane kandydatom spowodowały, iż tylko jeden na pięciu czarodziei wyszedł z ich nauk żywy. Reszta została bezwzględnie zgładzona jako niegodna posiadania tak wielkiej mocy. Zaprawdę, nie przepadali za nami, choć jednocześnie niechętnie przyznać musieli, iż jesteśmy im potrzebni. Trwali więc tak całą wojnę, rozdarci między nienawiścią do naszej rasy, a koniecznością współpracy i wtajemniczenia nas w najbardziej chronione sekrety. Kto wie, jakby to się rozwinęło, gdyby nie Teclis, który święcie wierzył, że czyni dobrze i historia potwierdzi jego słuszność. I wszystko byłoby jasne, gdyby nie Almara, imię, które pojawia się w zapiskach opata pewnego wissenlandzkiego klasztoru Taala. Z początku myślano, że to elfka, towarzyszka życiowa jednego z dwóch mistrzów magii. Kroniki niejakiego Tedaliusa Kulawego z Ostermarku przedstawiają jednak zupełnie inną historię. Ponoć była to ludzka dziewczyna i gdyby tego było mało, tajemna kochanka elfickich towarzyszy Teclisa! Historia iście nieprawdopodobna, nieprawdaż? Też bym tak pomyślał, gdyby nie ostatnie wykopaliska w Ostermarku w pobliżu domniemanego grobu Yrtle. Do tej pory myślano, że zginął on w wielkiej bitwie z siłami Niszczycielskich Potęg, runy na jego grobie pokazują jednak, że śmierć poniósł od miecza najwierniejszego towarzysza! Czy to kłótnia o ludzką kobietę poróżniła ich i spowodowała, iż zapałali nienawiścią do naszej rasy? A może to jakaś intryga ówczesnych czcicieli Chaosu, którzy ponoć w tamtych czasach byli jeszcze podstępniejsi niż teraz? Tego nie wiemy. Jeszcze. - Wskazał z satysfakcją pobliskie wrota.

- Musimy być jednak ostrożni.
- przystanął, czytając filigranowe pismo. - Oboje słynęli z drakońskich prób, którym poddawali ludzkich uczniów. Każdy fałszywy ruch mógł oznaczać natychmiastową śmierć, albo gorzej! Wieczny, wypaczony żywot w jakichś wymyślnych czarodziejskich pułapkach! Pojawiliście się więc w samą porę, magia jest bowiem tematem, którego mimo dziesięcioleci studiów nadal nie udało mi się zagłębić.
Powiódł palcem po ustawionej centralnie, wytłuszczonej sentencji w obcym języku.
- Przekaz zdaje się skierowany do "uczniów". Ciekawe, wszak Kolegia na moje zapytania zarzekały się, że żadna informacja o innych grobowcach nie została im przekazana. Czyżby wrażliwi na moc mogli te miejsca w jakiś sposób wyczuć? - podrapał się po brodzie, notując coś na podręcznym pergaminie.
- "Otwórz drzwi" - przeczytał z konsternacją. - No, proszę, jakie to proste - zachichotał. - Szkoda tylko, że nie wiemy jak to zrobić. I dalej... "Uwolnij umysł, otwórz drzwi, ugaś płomień" - starzec rozejrzał się po masywnych odrzwiach. Cofnął się o krok, by lepiej objąć je wzrokiem. - Na podstawie zachowanych przekazów wiemy, że obaj mistrzowie wyjątkowo uparcie zwalczali w uczniach wszelkie, jak to nazywali, szkodliwe ludzkie emocje. Może o to tu chodzi? Tylko jak tu zachować spokój, gdy ma się przed sobą tak wspaniałe odkrycie! - Na jego twarzy pojawiły się rumieńce ekscytacji. Jasnym było, iż on w danej chwili nie był najlepszym kandydatem. A kto był? Drzwi nie miały wątpliwości, starczyło by Gundulf tylko od niechcenia zbliżył się do obiektu, formując w myślach obraz rozwierających się wrót, a te bezgłośnie niczym oliwione co najwyżej wczoraj ukazały im kryształowe wnętrze w środku. Profesor omal nie zapiał z zachwytu, rzucając się w ekscytacji na szyję lekko zaskoczonego maga. Ale i inni mieli mieć okazję się wykazać, starczyło bowiem, że weszli do środka tylko na parę kroków, a niespodziewanie uderzył w nich potężny podmuch Wysokiej Magii. Otoczenie rozbłysło tysiącami kolorów, by zniknąć w oślepiającej kuli.

Alfred
Czarodziej nie bez zdziwienia zauważył, że pozostał sam. Po towarzyszach nie było śladu, zaś wrota prowadzące na zewnątrz zdawały się szczelnie zamknięte. Poza tym nic się jednak nie zmieniło. No, prawie nic. W centrum sali rozciągającej się zaraz za wrotami stał bowiem okryty ceremonialną, lśniącą od nasyconych magią kryształów szatą, elf.
- Otoś przybył, przeklęty - głos elfickiego czarodzieja przypominał głos starca, pojedyncze wychrypnięte z jego ust słowa zdawały się sprawiać mu wyraźny ból. - Wyczułem cię już z daleka, potomku gorącej krwi. Tylko ze względu na ciebie pozwoliłem się odkryć, tylko ciebie potrzebuje. - Oczy elfickiego starca zdawały się być pokryte dziwnie opalizującym bielmem. - Odrzucasz swoje dziedzictwo, tymczasem to ono czyni cię wyjątkowym i cennym... Twa krew... Niesie w sobie siłę zmiany, wyróżnia cię z morza maluczkich przedstawicieli twojej pożałowania godnej rasy. A ty jesteś niczym tchórz chowający się w kącie przez rozbrzmiewającym zewem słusznej bitwy! Marnujesz jedyne, co w tobie cenne i wyjątkowe! Otwórz się na potęgę drzemiącą w twoim rodzie! Te wszystkie magiczne sztuczki, które pozwoliliśmy poznać waszej rasie, to nic w porównaniu z tym do czego jesteś zdolny. Mógłbyś stać się heroldem nowej ery! To ty mógłbyś poprowadzić nasze ludy do ostatecznego zwycięstwa nad Mrokiem z Północy! W przeciwnym razie będziesz tylko zmarnowaną szansą i tchórzem, zasługującym jedynie na śmierć! - ostatnie słowo wykrzyknął, stając w pozycji bojowej. Jego białe oczy rozbłysły wewnętrznym złotym blaskiem, a palce uformowały się w gesty nieznanego Alfredowi zaklęcia. Powietrze w sali zaiskrzyło od gromadzących się energii.

Gundulf
- Witaj Cieniu - rozbrzmiało w pobliżu, gdy jasność ustąpiła głębokiemu mrokowi. Nie widział nic, choć jego wyczulone zmysły pozwoliły mu wyczuć fizyczną obecność właściciela głosu w ciemności przed nim. - Przeszedłeś długą drogę - głos tym razem zdawał się dobiegać z zupełnie innej strony i odległości, żaden człowiek nie zdołałby się tak szybko przemieścić niesłyszany. - A jednak, nadal pozostajesz na jej początku - tym razem Gundulf nie miał już wątpliwości, głos należał do jego mentora, a przynajmniej kogoś, kto potrafił brzmieć jak on. - Myślisz pewnie, że to iluzja, że podstępne elfickie widmo, wyciągnęło ci z głowy poczciwego starca, by cię trochę nim omamić i niecnie wykorzystać? Pewnie masz rację, ale prawdy nie znam nawet ja sam. Może pamięć o mnie, która pozostaje w twej głowie jest kompletniejsza od mego prawdziwego życia? Wszak nigdy jednego nie miałem. Byłem dziesiątkami Kurtów, Hungonów, Siegfriedów, a nawet raz Katarzyną! - w ciemności rozbrzmiał starczy chichot. - Ale nigdy nie dano mi być Waltherem, którym się urodziłem. - Czy żałuję? Żałuję, choć mając szansę zdecydowałbym jeszcze raz tak samo. Czy wolałbym być zamożnym rolnikiem, gdzieś w Averlandzie, z piękną i kochającą żoną u boku i trójką synów, z których mógłbym być dumny? Pewnie, tylko wtedy ktoś inny musiałby robić moją robotę, dbając w mroku o mój tyłek. Nie potrafiłem być takim egoistą i dlatego całe życie byłem nieszczęśliwy z własnego wyboru. Powiada się, że Ulgu zobojętnia, że czyni cię niewrażliwym na takie proste potrzeby ciepłego życia, to wszystko bzdury, jednak młodziakom takim jak ty, trza coś powiedzieć, by mieli nadzieję. Teraz mówię ci jednak co innego, prawdę, dla odmiany. Całe życie będziesz nieszczęśliwy i gówno z tego będziesz miał. Nie zaznasz miłości, satysfakcji, czy nawet prostej, pieprzonej wdzięczności! Będziesz żył i umrzesz jak widmo, nie kochany ni przez człowieka, ni przez żadnego Boga, rozpuszczony w nicości, która przez całe życie była twoim jedynym domem. No dobra - czarodziej usłyszał jak w oddali z pochwy wysuwany jest sztylet. - Jak zapewne się domyślasz nie wyciągnięto mnie gwałtem z twego upartego łba dla samej przyjemności. Wybieraj, albo spinasz dupę i idziesz dalej przed siebie, ratować pieprzony świat, albo odwracasz się i wychodzisz prowadzić szczęśliwe życie, na które po tej całej harówie dla Imperium zasługujesz. W pierwszym przypadku zostałem wezwany jako twój egzaminator i kat jeśli miałbyś się okazać niegodny. Ten zasuszony długouchy najwyraźniej ma zamiar was wesprzeć. Ale nie bez sprawdzenia, czy macie jaja. No to wio!
W mroku zadzwoniła klinga, a seria cichych, niemal niesłyszalnych kroków w ostatnim momencie uprzedziła Gundulfa przed zbliżającym się ostrzem.

Gerold
Musiał mrugnąć oczami. Jeszcze raz. Dla pewności jeszcze uszczypnął się w ramię. Wszak to nigdy nie zaszkodzi. Wszystko na nic. W ociekającej złotem sali faktycznie znalazł się sam na sam ze zgrają rozochoconych, półnagich piękności. Skoncentrował zmysły, próbując siłą woli rozwiać tanią iluzję. Nic. Kto by pomyślał, że jego test będzie wyglądał akurat tak. Co też ten elf sobie pomyślał? No dobra, czarodziej przyznać musiał, że od kobiet nie stronił, ale żeby zaraz zrobić z tego test na życie i śmierć? Nim zdążył zakończyć wywód myślowy chichoczące i gnące się ponętnie niewiasty przywarły do niego, rozgrzewając jego ciało wymyślnymi pieszczotami. Przyznać musiał, że elfy znały się na porządnych iluzjach, bo odczucia, mimo że z całą pewnością sztuczne w niczym nie ustępowały tym prawdziwym pamiętanym z realnego życia. Co warto dodać - pamiętanym z trudem. Wpierw ciężka naukowa praca, potem dbanie o własną działalność handlową, a potem ta cała szaleńcza misja, w jego życiu nie pozostawało zbyt wiele czasu dla takich prostych, życiowych przyjemności. A może to wpływ złotego wiatru stępił trochę tę część jego potrzeb, skłaniając go bardziej ku analityce i badaniom? Cokolwiek miał zamiar zrobić, musiał czynić to szybko, pierwsze dziewczyny poczęły bowiem pozbywać się ostatnich resztek skromnego przyodziewku celując całkiem otwarcie swoją golizną w jego męski atrybut. Wątpił by test polegał na tym, by im wszystkim dogodzić w jak najkrótszym czasie. Z drugiej strony, kto mógł wiedzieć, co tym starożytnym elfom odbiło?

Magnus
Szum morza wyrwał go z otępienia. Znalazł się na szczycie stromego morskiego klifu. Daleko pod nim wzburzone fale z hukiem uderzały o porozrzucane na płyciźnie głazy. Nad nim rozciągało się bezkresne, intensywnie niebieskie niebo, takie jakie w Imperium widuje się bardzo rzadko i tylko w czasie najgorętszych pór letnich. Instynktownie wyczuł, że znalazł się na obcej ziemi. Rozgrzane powietrze wokół niego pachniało zupełnie inaczej, choć jednocześnie bardzo znajomo. Czyżby to była jego zapomniana ojczyzna? Stado mew zaskrzeczało dziko, opuszczając kryjówki w klifie i podrywając do lotu. Ten dźwięk spowodował, że nie usłyszał w porę zbliżających się do niego postaci. Dwóch mężczyzn podeszło bliżej zajmując miejsca na zalegającym w pobliżu głazie. Byli to Galahad i Bernard, dawni nauczyciele Tileańczyka.
- Ładna pogoda - zagaił ten pierwszy grzecznie.
- Zaprawdę bajeczna, przyjacielu. Miło jest zobaczyć słońce, gdy twoim codziennym domem jest li tylko sosnowa skrzynia zakopana w mokrej, gnijącej ziemi. - odparł drugi, odkrywając do słońca blade, sine piszczele
- Bernardzie, nie dramatyzuj, widzisz przecież, że młody się przejął tym całym twoim gadaniem.
Gdy już oboje zakończyli przygotowania do opalania, zwrócili się zgodnie ku Magnusowi.
- No i co my tu mamy niby poradzić? - zapytał Bernard, wznosząc bezradnie ręce ku niebiosom. - Toż młodzieńcowi nic nie brakuje. Mieczem robić potrafi, to i czarować nie musi, ja tam umywam ręce. - odparł wzruszając ramionami.
- Wybrać musi - stwierdził mistrz miecza. - Czy chce pamiętać, czy zapomnieć.
- A ty niby skąd wiesz? - oburzył się stary czarodziej. - Mi nic nie powiedzieli!
- A widzisz, najwyraźniej kto ma wiedzieć ten wie - wydął prześmiewczo usta mistrz miecza.
- Ja ci dam! Rębajło-filozof się znalazł!
- W każdym razie - rozpoczął na poważnie Galahad - Ma prawo pamiętać. Ale czy chce? Czy jest w stanie udźwignąć swoje poprzednie życie?
- A co? Dobrze mu z oczu patrzy, uprzejmy, miły, zawsze posłusznie biegał do rzeki zmywać po obiedzie, przecie chyba nie był jakimś zbrodniarzem, nie? - zamyślił się czarodziej patrząc na byłego ucznia.
- Pozory mylą. Co jeśli ze wspomnieniami wróci mu stary charakter?
- To zaprawdę fascynująca myśl, przyjacielu. Myślisz, że to co pamiętamy, determinuje kim jesteśmy? Że gdyby nagle przypomniał sobie, co stało mu się złego w dzieciństwie mogłoby to odmienić jego jestestwo? Że trauma na nowo mogłaby wypaczyć jego charakter? To zaprawdę ciekawe.
- A ty co o tym myślisz? -
zwrócili się wspólnie do pomijanego do tej pory Tileańczyka.
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 08-11-2011 o 23:46.
Tadeus jest offline  
Stary 08-11-2011, 22:18   #112
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
No i proszę. Wszystko mniej więcej się wyjaśniło. Teclis, jego zauszsnicy i jakaś ludzka kobieta. Ależ banalne. Gundulf słuchał opowieści profesora z pewnym zażenowaniem, ale postanowił nie zdradzać się ze swoimi odczuciami co do całej historii. Podejrzewał, że inni mogą nieco inaczej podchodzić do sprawy.

- Otwórz Drzwi - Uwolnij Umysł - Ugaś Płomień - brzmiało prosto i logicznie. Nic tylko wejść do środka, poddać próbie i wyjść bogatszym o elfią moc. Tylko na czym owa próba miałaby polegać? Dopóki tego nie spróbują, nie będą wiedzieć. Pokusa była duża, podobnie jak niebezpieczeństwo. Grau wstał i podszedł do wielkich, białych wrót. W jego umyśle pojawił się obraz znajdujących się przed nim drzwi, tego jak się otwierają. I o dziwo, otwarły się! Gundulf uśmiechnął się pod nosem i dwornym gestem pokazał pozostałym drogę do wnętrza. Sam ruszył pierwszy. Czuł ekscytację.Serce waliło mu jaqk młotem, ale nie dał niczego po sobie poznać. Nim jednak zdążył wejść do środka, poczuł ciężar profesora na swoich barkach.
- Nie ma się z czego cieszyć - oznajmił mu odpychając go i wskazując na wnętrze. - To dopiero początek. Prawdziwe niebezpieczeństwo czai się tam.

Nim przebrzmiały jego słowa, poczuł ciepło. Nienaturalne, magiczne ciepło owiewające całe jego ciało. Wnikające we wnętrze i wydzierające się na zewnątrz wszystkimi otworami. Aż jęknął. To było niezwykle przyjemne, ale bolesne zarazem. To nie była zwyczajna magia, ale splecione ze sobą wiatry. A potem został sam.

Nie do końca sam, ale o tym zorientował się kilka sekund później, kiedy usłyszał głos. Głos należący do... Przez chwilę zastanawiał się czyj to głos i w końcu doszedł do wniosku, że należy do jego nauczyciela, tego który zwał się Hennigiem Foreseltem. Jednak Gundulf od zawsze wiedział, że to nie jest jego prawdziwe imię. Słuchał owego głosu i wiedział, że mówi prawdę. Że służba Imperium, to wszystko co robi dla Ojczyzny, jest pozbawione sensu. Że nigdy nie usłyszy ani słowa podzięki za to co robi. Że umrze gdzieś w trakcie pełnienia misji, zostanie położony w grobie pod przybranym imieniem i nazwiskiem. Wiedział, że to wszystko prawda. Ale takie życie wybrał. Był gotów do końca życia pełnić swoją misję. Tak go wychowano i takie zasady mu wszczepiono. I nigdy nie zdradzi swoich ideałów! Nigdy i za żadną cenę!
- Skończ już! - krzyknał, a jego głos odbił się echem od ścian grobowca. - Przecież wiesz, że już dawno zdecydowałem!

Zbliżającą się klingę bardziej wyczuł niż usłyszał. Zwinął się w piruecie i odskoczył pod ścianę. Lewą ręką wyrwał z kabury pistoletową kuszę i nacisnął spust. Nie liczył na to, że trafi w przeciwnika. Ale może przypadkiem uda mu się wytrącić go z rytmu. Prawa dłoń powędrowała do rękojeści miecza. Musiał pozostawać w ruchu. Zrobił krok w lewo i wyciągnał miecz. Czuł przeciwnika tuż przed sobą, zaatakował szeroko, uderzając z góry, od lewej. Znów odskoczył, równocześnie tnąc nisko, po nogach.
 
xeper jest offline  
Stary 10-11-2011, 17:11   #113
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
W końcu staruszek zaczął gadać. Powoli, nieco niespokojnie co akurat było zrozumiałe. Bakałarz na uniwersytecie Nuln pewnie rzadko widywał tyle trupów - pewnie niewiele śmierci w ogóle widział. Jego przejęcie losem Telimeny - mimo iż szczere i godne pochwały - nie zwróci jej zdrowia. Pewnie gdyby nie jej magia już by nie żyła. Magnus miałby kolejną osobę do ochrony mniej... Tileańczyk nie chciał nawet o tym myśleć. Nie mógł.

Gdy Magnus usłyszał o środkach leczniczych na łodzi pognał od razu w stronę zniszczonego środka transportu. Gdy tał na dechach łajby szukał maści, bandaży i innego typu medykamentów. Może nie był uzdrowicielem, ale w życiu otrzymał już tyle ran, że z łatwością rozpozna to czego sam często musiał używać. Po powrocie przekazał znaleziska reszcie słusznie uważając, że magowie zrobią z nich lepszy użytek. Po operacji na młodej magiczce weteran mógł zacząć myśleć o czymś innym. O wrotach. O szansie zbadania zapewne niebezpiecznych katakumb. Staruszek zaczął objaśniać cały proces historyczny, który w sumie nie interesował Magnusa nic a nic. Chciał tam wejść. Zobaczyć co się kryje za naznaczonym filigramowym napisem kruszcem...

Jak się z czasem okazało uczony nie wiedział jak otworzyć drzwi. Olbrzymie było więc zdziwienie tileańczyka, gdy wrota otwarły się po podejściu do nich Gundulfa. Grau był tym, który miał rozpocząć wędrówkę w głąb podziemnego kompleksu. Nie otwierane od lat przejście rozjaśniły promienie słońca. Dało się czuć dziwny zapach. Starości, brudu, śmierci... Drużyna weszła do środka. I wtedy zaczęło się to dziać...

***

Piękny, perlisty głos wzburzonej wody. Czysty zew natury. Potężny klif. Monumentalne niebo - niebieskie, intensywne. Wspaniały zapach morskiej bryzy i widok wybił wojownika z rytmu. Magnus miał wrażenie, że już kiedyś tutaj był. Czyżby to była Tilea? Zapewne. Weteran posiadał dość sporą wiedzę o tym niedostępnym kraju. Potrafił płynnie mówić w tamtejszym języku. A ten obraz kojarzył mu się z dzieciństwem. Może go nie pamiętał, ale czuł się tu tak wolnym, uspokoił się. Wielki, potężny głaz tworzący klif powodował u niego to poczucie - czuł się taki mały i bezsilny w stosunku do sił natury...


Piękny krajobraz. Siła Rhyi i jej męża robiła wrażenie. Zdumiewała. Tileańczyk w pewnym momencie przypomniał sobie druida. Przyjaciela, który niedawno go opuścił. Darragh pewnie wiele by dał za taki pokaz elementarnych sił. W pewnym momencie z zadumy wojownika wyrwało stado mew. Huczące, krążące ptaki odciągnęły na chwilę jego uwagę. Zobaczył jak dwóch mężczyzn podchodzi z dali i siada wygodnie na leżącym niedaleko głazie. To byli oni. Galahad i Bernard. Tego pierwszego nie widział od dawna. Ciekawiło go co u fechtmistrza. Ten drugi zaginął wiele lat temu. Wyglądał jednak podobnie do czasów, gdy Magnus widział go po raz pierwszy poza... tą bladością - wręcz trupią. To nie mogła być prawda! To nie mogli być oni! Jak? Dlaczego? Ktoś się z nim bawi...

Mężczyźni odezwali się widząc, że wojownik stoi w ciszy. Już pierwsze słowa zaniepokoiły tileańczyka. Bernard w sosnowej skrzyni? Pod ziemią? Tak więc nie żyje. Niedobrze skończył. Magnus od dawna nie miał nadziei na to, że uczony żyje. Po części dla niego zwiedził Imperium wzdłuż i w szerz. Dlatego aby go odnaleźć. Nie natknął się jednak na nic. Zupełnie nic. Żadnej wzmianki czy śladu. Pustka...

Dwójka zaczęła się zastanawiać nad losem Magnusa. Próżny to trud. Szukał już wszędzie. Nikt nic o nim nie wie... Chyba, że oni coś przed nim ukryli albo się w jakiś sposób dowiedzieli. Czyżby jego przeszłość miała jakiś związek z śmiercią Bernarda? Miał nadzieję, że nie. Jedyny trop jaki miał to wiedza o Tilei, umiejętność mowy w tamtym języku oraz... tatuaż. Czarny tatuaż pokrywający jego prawy biceps. Dokładność szczegółów porażała. Przedstawiał węża wijącego się wokół uzębionej broni - łamacza mieczy. Stworzenie zdawało się samo ranić. Jego krew ciekła po ostrzu broni. Czyżby to był jakiś znak? Wskazówka? Magnus pytał wielu ludzi i nikt nie potrafił mu pomóc...


Jakby przypadkowo Magnus potrafił takimi władać. Łamaczami, lewakami, puklerzami i każdego rodzaju bronią parującą. Przypadek? Raczej nie. To musiał być jakiś znak. On jednak był za głupi aby pojąć jego wagę albo dowiedzieć się czegoś o swojej przeszłości. Miało to swoje plusy i minusy. A co jak był kiedyś kimś złym? Zabójcą albo kimś takim? To by wyjaśniało czemu nie potrafił się skupić na czarowaniu a w parę lat treningu wyprzedził większość znanych mu wojowników... Może oni mogli mu zdradzić kim był? Magnus zdecydował, że nie ważne jaka będzie opowieść on się nie zmieni. Zawsze będzie młodym, sentymentalnym głupcem. Człowiekiem, który mimo iż często walczy i zabija miewa bardzo często chwile wytchnienia i zadumy. I tak powinno zostać...

- Chcę wiedzieć! Powiedzcie mi coś o mojej przeszłości. Per favore! Nie mogę obiecać, że się nie zmienię. Cieszy mnie, że dobrze o mnie myślicie. Chciałbym jednak wiedzieć... Może mam tam rodzinę, przyjaciół. Kogoś do kogo warto wrócić. - tileańczyk patrzał w kierunku mężczyzn powoli idąc w ich kierunku.
 
Lechu jest offline  
Stary 16-11-2011, 13:32   #114
 
Uzuu's Avatar
 
Reputacja: 1 Uzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skał
Stare historie wyciągnięte z zakamarków pamięci nagle ożywały jak za sprawą czarodziejskiej różdżki. Nie trzeba było czekać długo by banda magów zapomniała szybko czy o rannej towarzyszce czy o tym że do tego małego zwycięstwa doprowadziło krwawe i brutalne starcie. Wszystko inne nagle wydało się kompletnie nieistotne gdy przed nimi stała możliwość odkrycia tajemnic jednego z założycieli Kolegiów Magii. Gerold wziął głęboki oddech i ruszył jako ostatni za swymi towarzyszami, i choć klął siebie że czynią nieroztropnie to dreszcz emocji które towarzyszyły temu wydarzeniu skutecznie zagłuszał zdrowy rozsądek.

Wyraz całkowitego zaskoczenia tym co ujrzał zmienił się w wybuch ogłuszającego śmiechu. Zwyczajnie nigdy nie przyszło by mu do głowy że jego test może wyglądać w ten właśnie sposób. Twarz maga błyskawicznie stężała, czy może był to jakiś podstęp, czy to sztuczka mająca zwabić i zmylić słaby umysł zwykłego człowieka. Ciało maga dawno pozbawione podobnych przyjemności cielesnych szybko jednak odpowiadano na zachęcające gesty kobiet. Czy zaszkodził by sobie gdyby poddał się na chwilę i zapomniał, gdyby mógł zanurzyć się w bujnych kształtach jednej z nich. Czarodziej przygryzł wargę do krwi... nie było drzwi którymi mógł uciec, nie było zagadki którą mógł rozwiązać a jedynym przeciwnikiem był brak przeciwnika. Poczuł dłoń jednej z nich sunącą powoli wzdłuż jego uda na co mężczyzna odsunął się dwa kroki dysząc ciężko. Dopiero teraz dostrzegł komiczność swojej sytuacji, test któremu nie chciał się oprzeć i który nie wiedział czym jest i od którego nie ma drogi ucieczki o czym przypomniał mu dotyk chłodnej ściany za jego plecami.

Głęboki oddech i jego umysł uspokoił się, potrzebował tego spokoju tylko na chwilę. Musiał oddzielić ciało i jego bodźce które wyjątkowo skutecznie uniemożliwiały mu koncentrację, a tylko chwila była tym czego potrzebował. Dla niego zawsze liczył się cel, zawsze liczyło się coś co nie było związane bezpośrednio z nim, żył tak jak wychowali go rodzice, żył według nauk swych mentorów którzy kształtowali jego umysł w trakcie studiów ale za wszystkie wybory odpowiadał zawsze sam. Nic nie mogło rozproszyć jego uwagi już teraz, ani odgłosy kobiet, ani dotyk ani zapachy którymi wypełnione były jego nozdrza. Jego ciało przepełniała magia zaklęcia, jego skóra nieczuła na dotyk i twarda niczym stal. Gerold uśmiechnął się do siebie podle, elfy czy inne przeszkody ale żelazną wolę magów wiatru Chamon nie tak łatwo nagiąć.
 
__________________
He who runs away
lives to fight another day
Uzuu jest offline  
Stary 19-11-2011, 15:22   #115
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Czerwonego na gębie od wysiłku i adrenaliny Monta bardziej interesował stan Telimeny niż bajdurzenie starego. Najwidoczniej nie za dobrze znał historię pobytu elfich mistrzów magii w Imperium, bowiem to co ten tłumaczył brzmiało dla niego niczym jakieś fantazje. Elfowie? Zakochani w ludzkiej kobiecie?? Ci pełni nie skrywanej wyższości aroganci towarzyszący najbardziej zadufanemu w sobie Asurowi na świecie, Teclisowi??? Czysty wymysł i paplanina pomylonego starucha. Tym bardziej że żaden elf nie naskrobałby na grobie towarzysza takiego wstydliwego testamentu.

Miał nie wchodzić do grobowca, niewiele go on interesował, a chroniony mógł być tak jak ten do którego wybrał się dobry lord Ottryke - kuzyn świętej pamięci Elektora Nuln - a którego niejacy Fithvael i Gilead namówili na jego odnalezienie i poprowadzili do niego. Ni jednego więcej z jego oddziału nie ujrzano, co potwierdzało że każdy elf to jeden w drugiego sukinsyn i ufać takim nie wolno. Dziś trzeba było powstrzymać złoczyńców i Alfred przyłożył do tego ręki, ale pewne sekrety najlepiej pozostawiać nie odkryte. Nie zdążył jednak przekonać narwańców by elfie tajemnice pod zwałami ziemi ponownie ukryć.

Nawet pancerza nie miał na sobie, bowiem zdarł go gdy Telimenę ratowali by zaklęcia nie zepsuć sztywnością kończyn, jeno z puklerzem i mieczem w dłoni wkroczył kulejąc do grobowca. Nie żeby spodziewał się by stal była w stanie poradzić w razie kłopotów, ale ... nieodrodnym synem będąc swego rodu w dobrej klindze pokładał tyle samo ufności co i w magii - jak nie więcej.



Uderzenie Wysokiej Magii nieomal zbiło go z nóg. Gdyby była to Dhar roniłby już krwawe łzy i miał zawroty głowy, bowiem w ten sposób prawdziwie mroczna magia odciskała się na jego ciele i umyśle. Wdzięczny więc być powinien że to nie wpływ Dhar poczuł niczym smagnięcie biczem. Zamiast tego zatoczył się jednak na nagle osłabłych nogach, przez dłuższą chwilę zbierał zmysły i myśli do kupy. Pierwszy raz przyszło mu do głowy że profesorek może mieć odrobinę racji. Nie na długo jednak.

Słysząc perorę starucha czuł jak pali go furia, zdławił ją jednak w sobie. Jego życie wisiało na włosku jeśli wierzyć profesorkowi. Lewa dłoń popełzła ku sztyletowi przy pasie, napięte nogi gotowe były do skoku, prawica zaciskała się na rękojeści długiego miecza, który tak dobrze mu się przysłużył przez ostatnie dni. Może niewiele zdoła zrobić w razie najgorszego, ale przynajmniej spróbuje, jeśli demon czy złowrogie widmo wypełznie spod maski iluzji. Splunął. Mont wiedział że nie należy do przyjemniaczków i nigdy nie miał z tym problemu. Jak na przykład teraz.
- Ostrożnie, panie elfi magik czy czymkolwiek tam jesteś - warknął nawet nie próbując okazać że wierzy zjawie a middenlandzką wymowę znać było jak nigdy dotąd - Słowami stąpasz po marzeniach, niczym stopą po jesiennych liściach. Myślisz że nie przeszedłem szkolenia w Kolegium? Sława, bogactwo i potęga - tuszysz że mnie tak nie kuszono? Mój ród jest przeklęty, ale dopóki mam coś do powiedzenia to nie skalam jego imienia do reszty - mówił, a jego zimne słowa w kontraście stały do krzyku elfa w lśniących szatach. Brak powściągliwości starucha przemawiał na niekorzyść teorii że miał to być grobowiec Finreira. Czuł jak Hysh wznosi się od podłogi i przesącza przez stopy a w głowie obracał słowa egzorcyzmu. Amulety jego bóstw opiekuńczych przesuwały się pod kaftanem w takt powolnych, skradających się kroków.

- Kuszono? Ty naiwny, zaślepiony kolegialną gadaniną głupcze! Toż nic ci przecież nie ofiaruję! Wszystko czego potrzebujesz jest w Tobie! Sądzisz, że to przypadek, iż niemal wszyscy członkowie twojego rodu w życiu osiągnęli niewyobrażalną potęgę? Czy naprawdę myślisz, że zawdzięczają ją jedynie klątwie żałosnej wioskowej wiedźmy, którą w swej mocy stukrotnie przerośli? Przejrzyj na oczy! Oni sami zdecydowali o tym, jak wykorzystać drzemiący w waszej krwi potencjał! Ty też możesz! Lecz nie wolno ci się przed nim ukrywać! Jesteś ostatnim ogniwem!

W momencie, w którym rozbrzmiało ostatnie słowo widma, pokrywające ściany kryształy rozbłysły oślepiającym blaskiem. Alfred poczuł jak parząca energia gwałtownie pokonuje jego duchowe bariery wdzierając się do broniącej się ostatnimi siłami jaźni. Ból niemal nie pozbawił go zmysłów.

Broń zabrzęczała na kamieniu podłogi, wypuszczona z nagle niewładnych dłoni. Wissenlandczyk zawył i złapał się za głowę.
- Wynoś się z mojego łba! - ryknął. Zacisnął zęby i osunął się na kolana. - Kim jesteś!
- Czego chcesz?! - wypluł - Czego ode mnie chcesz! Co mam zrobić?! Mój ojciec wyciął krwawy szlak w drodze na Pustkowia! Mój obłąkany kuzyn zabił resztę krewnych i sczezł marnie z ręki kupieckiego syna, wierszoklety! Gdzie tu wielkość?! W szaleństwie i żądzy krwi?!
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
Stary 26-11-2011, 01:26   #116
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Gundulf
Bełt poszybował gdzieś w ciemność, niknąc w nieskończonym mroku, za to stal jego miecza trafiła na drugą klingę ześlizgując się po niej z satysfakcjonującym syknięciem.
- Upartyś! - wyszeptała mu zjawa do ucha, przemykając obok niego i momentalnie znikając w ciemności po drugiej stronie.
Nic nie widział. Ale czuł przeciwnika, jakby sam ruch powietrza wokół jego ciała dostarczał mu wszystkich potrzebnych informacji. Gdy nadszedł drugi atak, był już spięty i przygotowany. Zręczny unik z półobrotem pozwolił mu ominąć wrażą broń i wykonać pchnięcie prosto w nieosłonięte zbroją ciało. Klinga zagłębiła się w miękkim brzuchu jego przeciwnika. Światło zapaliło się z oślepiającym blaskiem, ukazując mu zastygłe w śmiertelnym grymasie oblicze jego ofiary. Oblicze, które wyglądało aż nadto znajomo, poza paroma dodatkowymi oznakami starości należało bowiem do niego samego.

Alfred
Wrzasnął boleśnie próbując pozbyć się wrogiej jaźni wdzierającej się do jego umysłu. Lecz obca potęga nie słabła, nie cofała się, raniła duszę i ciało. Aż nagle... Coś się w nim obudziło. Tajemnicza, uśpiona do tej pory moc rozlała się po jego ciele, karmiąc się bólem i potęgującą się w każdą chwilą bezsilną złością, aż w końcu wyrwała się na zewnątrz w akompaniamencie gniewnego, zwierzęcego ryku. W jednym momencie pożarła łapczywie mknące ku czarodziejowi pasma magii odmieniając je w ich plugawe karykatury. Widmo zawyło w niewyobrażalnym bólu, gdy czarne macki zaczęły rozrywać je kawałek po kawałku ściągając jego esencje do spragnionej duszy czarodzieja. Poczuł cząstkę starożytnej mocy krążącą niespokojnie w żyłach.

Gerold
Niewiasty lamentowały zawiedzione, przymilając się, pieszcząc, komplementując i błagając na zmianę. Wszystko na nic, mag kroczył między nimi jak nieczuły posąg pozwalając ich dłoniom zsuwać się po nim niczym po pozbawionym duszy głazie. O ile łatwiej było egzystować w tak doskonałym, pozbawionym emocji stanie! Od razu dostrzegł subtelne tendencje w zdobieniach ścian, które wnet ułożyły się w złożone wzorce i w efekcie w rozwiązanie zagadki. Przyklęknął przy ostatniej części instrukcji, odganiając wtulające się w niego piękności jak zgraję namolnych much. Ach, gdyby dało się tak spędzić całe życie, o ile więcej można by osiągnąć, ile odkryć wiedzy! Teraz pochłaniała go jednak łamigłówka. Za każdym razem, gdy wydawało mu się, że jest u jej końca ta objawiała coraz to nowe wątki, warstwy i zawiłe ścieżki, fascynując jego analityczny umysł z każdą chwilą coraz bardziej. Odpowiedzi stawały się pytaniami, wymiary mieszały się, przenikały i wypaczały! Zaprawdę było to wyzwanie godne samych bogów! Wskazówki wprowadzały go na coraz wyższe poziomy świadomości, pokazując fałsz twierdzeń, które całe życie uważał za szczyt mądrości! W końcu czuł, że zaczyna zbliżać się do samej prawdy istnienia, a cała rzeczywistość wokół niego była tylko fałszem, bo jakże inaczej wytłumaczyć otaczającego go szkielety niegdyś pięknych kobiet? Jak wytłumaczyć jego wymizerniałe, brudne, starcze ciało, które ledwie było w stanie podtrzymać działanie poszukującego umysłu? Gdy jego ciało rozsypało się w proch kończąc jego życie poczuł się lekko zaskoczony. Nie poznał żadnej z poszukiwanych odpowiedzi.

Magnus
Jego dawni mentorowie pokiwali głowami, spoglądając na niego ze współczuciem. Obaj wstali ze skały, otrzepując starannie swoje spodnie, po czym zwrócili się ku krawędzi klifu, rozpoczynając marsz. Chwilę potem skoczyli, prosto w spienione fale. Ich ciała z głośnym chrupnięciem odbiły się od przybrzeżnych skał i wpadły do wody, zdobiąc pianę wokół intensywnym szkarłatem. Chwilę później Tileańczyk usłyszał krzyki dochodzące od strony pobliskich zabudowań. Parę chat stało w płomieniach, a wokół nich na szlachetnych rumakach osaczali miejscowych zbrojni. Poza rosłą dziewczyną z łukiem, egzotycznym arabem z dwoma szablami i kozakiem z pistoletami zobaczył jeszcze kogoś. Młodzieńca z twarzą wykrzywiona gniewem i żądzą krwi. Po reakcji jego kompanów dostrzegł, iż to on, mimo że młodszy od większości z nich, przewodził tej wyprawie. Cokolwiek miał tam do załatwienia, miał zamiar uczynić to przy pomocy noszonego przy pasie topora, który wyszarpnął ze swojego miejsca znikając w największej chacie wsi.

Wszyscy

- NIEDOSTATECZNIE! - rozbrzmiało dudniącym głosem w ich głowach. - ŻAŁOSNA, PRYMITYWNA RASA! NIEGODNI I NIEBEZPIECZNI!
Gdy wrócili do rzeczywistości zauważyli, że znowu wspólnie stoją w brylantowej centralnej sali grobowca, a naprzeciw nim stoi ponad trzymetrowa, wysadzana rubinami statua przedstawiająca elfickiego miecznika. Olbrzym nadspodziewanie zręcznym ruchem wyszarpnął dwuręczny miecz z pochwy.
- ZNISZCZ ICH!
I ruszył na nich młócąc powietrze ogromnym ostrzem.
 
Tadeus jest offline  
Stary 26-11-2011, 10:36   #117
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Ciekawość, nadzieja, niepewność... Uczucia przepełniające duszę tileańczyka. Chciał wiedzieć kim był kiedyś... Równocześnie miał nadzieję, że nie był zły. Nie był też pewien czy tak nie było. Ten jego zadziorny wygląd, spora muskulatura, tatuaż symbolizujący broń i... bardzo szybko Galahad nauczył go władać mieczem. A jak on go nie nauczył? Jak on mu to tylko przypomniał? Magnus czekał na decyzję mentorów powoli idąc w kierunku miejsca ich spoczynku - wielkiego, rozlazłego głazu.


Bernard wstał ukazując blade lico. Zaraz po nim wstał otrzepując się Galahad. Obaj zgodnie pokiwali głowami i zaczęli iść. Podeszli do brzegu klifu i skoczyli w dół. Magnus zerwał się z miejsca podbiegając bliżej klifu. Zobaczył jak ich ciała otaczała brunatna posoka. Po chwili zniknęły w zmętnionej szkarłatem wodzie. Fale zabrały ich nie dając mu wymienić z nimi ani słowa więcej. Miał nadzieję, że ta wizja to coś więcej niż same kłamstwa. Liczył na to, że kiedyś jeszcze spotka fechtmistrza. Musiał. Chciał jeszcze usłyszeć, że jest od niego lepszy, sprawniejszy...

Z rozmyślań wyrwały go krzyki dochodzące gdzieś z dali. Ruszył w tamtym kierunku i po chwili dostrzegł małe, drewniane chatki. Część z nich płonęła. Mieszkańcy nieudolnie próbowali stworzyć szyk do ochrony przed nieznanym napastnikiem. I decyzja, którą teraz podjął - bez świadomości i zanim przyjrzał się napastnikom - pokazała, że miał rację. Że nie ważne co zobaczy on się już nie zmieni. To była chwila, gdy w jego dłoniach pojawiła się broń. Większość wojowników nie potrafiła zareagować a już była martwa. Ginęła wyciągając oręż. Decyzja była prosta - chronić niewinnych! Napastników zabić bez litości...

Magnus podbiegł bliżej i zobaczył się nikt go nie zauważa. Wiedział, że ta wizja to jedynie retrospekcja jakiś wydarzeń i nie będzie mógł pomóc nękanym ludziom. Schował broń i spojrzał na napastników. Niska, wysportowana kobieta dzierżyła w rękach olbrzymi łuk. Z olbrzymią werwą wystrzeliwała kolejne pociski do sparaliżowanych strachem mieszkańców wsi. Jej potężny rumak nie podrygiwał czyli nie robili tego pierwszy raz. Zabijali z rządzą mordu. A ona była jedynie jednym z napastników...


Mimo iż widocznie wprawiona w strzelaniu z łuku była młoda. Bardzo młoda. Drugim z napastników był egzotycznie wyglądający Arab. Miał w rękach dwie szable a na głowie jakieś dziwne nakrycie. Krzyczał coś do reszty, ale był taki rumor, taki chaos, że weteran nie słyszał dokładnie co mówi oprawca. Trzeci z rabusiów to wielki, potężny kozak z pistoletami w dłoniach. Siał wokół strach i zamęt. Jego rumak nie lękał się mimo iż jego jeździec raz po raz strzelał pokrywając zwierze kłębami dymu. Został ostatni. Młody, dobrze zbudowany, z obliczem wykręconym gniewem i rządzą krwi. W pewnym momencie wyszarpnął zza pasa topór i ruszył w kierunku największej z chat. Wystarczyła chwila aby weteran poznał w nim siebie. Zobaczył te ruchy, niespotykaną u innych pewność, zadziorność w każdym geście. Więc takim był kiedyś... Tileańczyk spuścił wzrok aby po chwili pojawić się znowu w sali grobowca.

Może był kiedyś zły. Może zabijał i okradał. Z tego dumny nie będzie nigdy. Ludzie się jednak zmieniają. On się zmienił dzięki dobroci Barnarda i pieczy Galahada. Przyszedł czas aby dać coś od siebie. Gdy wielka statua ruszyła w kierunku grupy Magnus spojrzał na przyczepiony do przedramienia puklerz i podświadomie wiedział jakie jest jego zadanie... Wyszarpnął topór i ruszył na potwora. Wiele się zmieniło, ale walczył będzie już zawsze.
 
Lechu jest offline  
Stary 30-11-2011, 16:20   #118
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
TO nie trwało długo. Alfred nie miał nawet czasu wrzasnąć gdy raz jeszcze boleśnie uderzył kolanami o podłogę. Kręciło mu się w głowie a krew płynęła z uszu, ust i oczu, wyciśnięta wiatrami magii przeszywającymi Hierofantę. I właśnie wtedy gdy podparł się dłońmi i z ulgą miał oprzeć się o posadzkę a jego umysł haniebnie go zdradzał osuwając się w ciemność, usłyszał gniewny i pogardliwy głos elfiego widma. A nie trzeba było wiele by wzbudzić jego wściekłość gdy krew w nim grała.
Z niedowierzaniem spojrzał na elfi ... konstrukt? Naraz wyszczerzył czerwone od juchy zęby, złapał rękojeść miecza, poderwał się chwiejnie na nogi.
- Magnus, zajmij go ale przede wszystkim się broń! Reszta, do zaklęć! - ryknął widząc ruszającego na istotę wojownika, może niepotrzebnie, ale niekiedy świadomość że ktoś zdaje się wiedzieć co robi, i ze zdecydowaniem i pewnością siebie wydaje rozkazy, czyni cuda dla morale.

Tym razem nie bawił się w żadne oślepienia, na konstrukt i tak by nie podziałały. Prawą dłonią sięgnął do sakiewki po błyszczące, polerowane szkiełko.
- Egomet arcessere vis ardensa spectare! - wydeklamował a soczewka naraz zniknęła w krótkim rozbłysku jasnego światła - IAM!!!
Dwa promienie pomknęły w kierunku nogi "elfa" rażąc go mocą białego Hysh. Alfred miał zamiar okulawić wielki konstrukt i przewrócić.
- Módl się, ścierwo, bo kiedy skończymy z twoim sługusem dobierzemy się do ciebie! - warknął pod adresem zjawy. Sięgnął po następną soczewkę.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
Stary 02-12-2011, 10:11   #119
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Samego siebie? Przecież przed chwilą był pewien, że głos jaki słyszy należał do Foreselta. Co to wszystko oznaczało? Gra pozorów, zwodnicza magia elfów. Niewiele lepsza od czystego chaosu. Zbyt skomplikowana i wysublimowana, aby mógł ją pojąć ludzki umysł. Ale skoro zabił sam siebie, to czy oznaczało to, że przeszedł próbę? Przecież nie dał się skusić podszeptom, ideały jakie mu wszczepiono podczas wielu lat nauki, nie sięgnęły bruku. Nadal był Szarym Strażnikiem, służącym Imperium z całych swoich sił. Ale zabił sam siebie! Jakaś cząstka w nim umarła. Może właśnie to oznaczało, że pokusa została przezwyciężona i teraz z czystym sercem, bez wyrzutów sumienia może dalej kontynuować swoją misję.

Wrzask elfa wdarł mu się do głowy niczym grzmot. Najwidoczniej stare, elfickie truchło nie było zadowolone z wyników jakie uzyskali podczas testu, który im przygotowało. Teraz nadszedł czas na bardziej brutalną zagrywkę. Musieli mierzyć się z czymś, co nie było żywym stworzeniem, a konstruktem stworzonym z myślą o zabijaniu. Wyglądało na to, że tylko Magnus jest w stanie zmierzyć się z tym czymś w tradycyjny sposób, co zresztą niezwłocznie uczynił, szarżując na konstrukta. Swoją drogą, Magnus to dziwne imię jak na Tileańczyka. Może nie jest to jego prawdziwe miano, ale w takim razie ów wojownik musi coś ukrywać, skoro występuje pod przybranym imieniem...

Nie był to chyba dobry moment na takie rozważania. Powietrze zaiskrzyło od zbierających się wokół czarodziejów, wiatrów magii. Pierwsze czary już cięły przestrzeń między magami a wielką statuą. Gundulf nie mógł zwlekać. Powinni zaatakować wspólnie, bo tylko tak mogli odnieść sukces. Jednak nie czuł się na siłach, aby poprawnie czarować. Był słaby i ranny, po ostatnich wydarzeniach. Ale musiał...

Skupił wokół siebie szarą energię i wyciągając ręce, zaczął formować długie macki kierujące się w stronę konstrukta. W teorii czar miał za zadanie udusić przeciwnika, ale nawet gdyby nie zadziałał na prawdopodobnie odpornego na duszenie konstrukta, to przynajmniej powinien znacznie go spowolnić i ograniczyć jego mobilność. A to powinno wystarczyć Magnusowi do wykończenia go. Grau poczuł jak z nosa kapie mu kropla krwi. Jedna, druga, trzecia...
 
xeper jest offline  
Stary 04-12-2011, 14:21   #120
 
Uzuu's Avatar
 
Reputacja: 1 Uzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skał
Elfy słusznie ukrywały swoje tajemnice przed ludźmi. Magia okazywała się mieć tyle niezbadanych jeszcze, nieodkrytych zarówno mrocznych jak i tych mniej niebezpiecznych aspektów o których nie śniło się żadnemu z jego mistrzów że nie wątpił że dosłownie byli by w stanie zabić za wiedzę która została mu ofiarowana, którą zdobył zgłębiając się w meandry tajemnic tego grobowca. Odpowiedzi na pytania które już dawno straciły na znaczeniu, zdawały się błahe i niegodne jego umysłu, zbyt prostackie w porównaniu z co próbował rozwikłać w tej chwili. Cisza i spokój które zostały ofiarowane magowi metalu przeszły niezauważone. Nie widział tego co działo się wokół niego zbyt pochłonięty dogmatami które o wieki całe, nie! O całe tysiąclecia prześcigały pojmowanie jego nauczycieli z akademii. Nieśmiertelność i śmierć, zagadka boskości zwykłego śmiertelnika. Czuł jak odpowiedz wymyka mu się, czuł że potrzebuje jeszcze tylko chwili by znaleźć rozwiązanie, jego ciało było jednak już zbyt słabe by podołać wyzwaniu, przeklinał się w duchu za swą ludzką niedoskonałość, za słabości które towarzyszyły starości, zazdrościł elfom ich długowieczności, tego że miały czas by znaleźć odpowiedź by zrozumieć... czas który jemu nie został ofiarowany.

Mag ocknął się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nadal żył i w dodatku nadal znajdował się w komnacie z początku wizji wraz ze swoimi towarzyszami. Słowa które rozbrzmiały w jego głowie tylko na chwilę zmąciły jego smutek, dziwne uczucie pustki której nie wiedział czy kiedykolwiek będzie potrafił wypełnić z powrotem. Słyszał kamienny zgrzyt gdy olbrzym wyciągał swój olbrzymi miecz, kątem oka dostrzegł jak Magnus rzucił się na przeciwnika za osłonę posiadając jedynie marny puklerz. Gerold cofnął się do tyłu a zatrzymał dopiero gdy poczuł ścianę pomieszczenia, widział swych towarzyszy jak zwyczajnie zareagowali na następne zagrożenie które stanęło na ich drodze, czy było to zwyczajnie doświadczenie czy też wrodzony instynkt to nie miało znaczenia bo oni już działali a on jedyne co robił to nadal analizował.

Poczuł delikatną moc którą szlachetne kamienie miały w sobie, zwiewny złoty kolor ukryty z łzach ziemi jak zwykła mawiać na te błyskotki jego matka. Uśmiech sam powrócił na twarz czarodzieja.
- To nie był test a lekcja... - mag wyszeptał sam do siebie uśmiechając się szeroko. Geroldowi najwyraźniej powrócił dobry humor. Wyraźnie wypowiadane słowa inkantacji łączyły się w rytm słów szarego maga. Jego czar może odrobinę spóźniony ale wnikał coraz głębiej w zaklęcie Gundulfa, złote pasma tak dobrze widoczne wśród wijących się macek, niczym nici wzmacniające je nie pozwalając im rozedrzeć się i ścisnąć mocniej cel zaklęcia. Nie splatał już zaklęcia po prostu spokojnie dodawał odrobinę własnej magi by je wzmocnić, tak jak by były zwykłym płomieniem. Potrzebował czasu, musiał wzmocnić tarczę Magnusa, następnie osłabić statuę i dopiero wtedy wspomagać pozostałych magów. Czuł podniecenie ale by być skutecznym musiał zachować spokój i czysty umysł. Strach i chęć działania teraz inaczej ukierunkowane dawały mu siłę o którą sam siebie nawet nie podejrzewał. Krzyknął głośniej gdy tylko znalazł przerwę po następnym zaklęciu.
- Magnus tylko go zatrzymaj, my zajmiemy się resztą...
 
__________________
He who runs away
lives to fight another day
Uzuu jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172