Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-11-2011, 20:34   #181
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Efekt zdecydowanie przerósł jej oczekiwania. Coś co wyglądało na zwyczajny kamień, spłonęło tak szybko i z takimi efektami pirotechnicznymi, że Samantha z wrażenia krzyknęła i odsunęła się odruchowo od kominka. Poczucie triumfu przetoczyło się przez jej ciało dodając odwagi i energii. Byli więc w stanie całkowicie unicestwić coś z czego najwyraźniej wynurzała się Ciemność. Musiała się tym wszystkim jak najszybciej podzielić z resztą towarzyszy.
Te myśli jednak szybko zostały zepchnięte na bok, gdy tylko usłyszała pełen boleści krzyk Lucy. Przestraszona zobaczyła jak kuzynka rzuca się po podłodze wywracając płonące świece. Młody policjant rzucił się natychmiast by gasić płomienie, a Sam przypadła do kobiety unieruchamiając ją zdecydowanie.
Gdy się nachyliła do jej nozdrzy dotarł dziwny zapach... jakby... spalonego mięsa?
Pospiesznie podciągnęła do góry szeroki rękaw wieczorowej sukni, którą pożyczyła krewniaczce na wieczór. Zbladła na widok ran jakie zobaczyła na jej ciele. Jak to się stało? Kiedy? Czy to spalenie kamienia tak okaleczyło Lucy? W oczach panny Halliwell pojawiły się łzy. Nigdy świadomie nie sprowadziłaby na nikogo takiego cierpienia.
W tym momencie usłyszała głos rannej dziękującej jej za... wyzwolenie?
Przez jej umysł przebiegło wspomnienie z koszmarnego snu. Słowa: „Ból trzyma je z daleka” i widok człowieka wbijającego w swe ciało gwoździe. Może była to tylko wyobraźnia, ale w jej wspomnieniach wzory na ciele mężczyzny bardzo przypominały te na ciele Lucy.
Więc może jednak jej uczynek miał pozytywny skutek mimo bólu jaki musiał wywoływać? Może przez jakiś czas jej kuzynka będzie bezpieczna?
A więc zniszczenie kamieni było dobrą rzeczą i należało zniszczyć także pozostałe.
- Proszę połóż ją na łóżku. Tylko uważaj na jej ręce. Są całe poranione. Musimy ją jak najszybciej zawieść do szpitala. Czy hotel ma do dyspozycji jakiś środek transportu?
- Nie
– Policjant pokręcił głową – ale pójdę na dół po paru mężczyzn. Zaniosą ja tam z pewnością.
- Dobrze
– Samantha skinęła głową – tylko koniecznie muszą zabrać ze sobą jak najwięcej lamp. Dużo światła. Pamiętaj! Musisz im koniecznie nakazać, by nieśli ze sobą światło! - Dla podkreślenia ostatnich słów postukała go palcem w pierś.

Gdy Wilkox wybiegł z pokoju sprowadzić pomoc dla Lucy, panna Halliwell zabrała się za przetrząsanie bagaży w poszukiwaniu trzech kamieni, które zabrali z domu wynajmowanego przez wuja. Musiały gdzieś tam być. Pamiętała że schowali je do sakiewki.
Po chwili rzeczywiście ja znalazła. Niestety! Była pusta!
Co gorsza osmolona i miała w sobie jakby wypalone trzy dziury. Czyżby kamienie w jakiś sposób wydostały się same na zewnątrz? Mimo absurdu tej myśli wiedziała, ze już nigdy nie będzie uważać że coś jest niemożliwe. Ostatnie dni zdecydowanie zmieniły jej pogląd na świat i na to co można w nim spotkać.
Westchnęła.
Tak wiele pytań przebiegło przez jej głowę przez zaledwie kilka mgnień. Potrzebowała kogoś z kim mogłaby się naradzić, porozmawiać.
Pomyślała o mężczyznach na komisariacie, którzy nie mieli pojęcia co dzieje się w mieście. Nie wiedzieli, że Ciemność jest już w Bar Harbor i że to prawdopodobnie właśnie oni sami sprowadzili ją do miasta!
Musiała koniecznie się z nimi spotkać.
Jeszcze raz przetrząsnęła ekwipunek i udało jej się znaleźć dwie z flar przyniesionych przez Dufrisa z garażu Reda. Przycisnęła je do piersi niczym najcenniejszy skarb.

W tym momencie wrócił policjant z kilkoma mężczyznami. Nieśli nosze.
- Czy komisariat jest w tym samym kierunku co szpital? Czy jest daleko? - Spytała młodego funkcjonariusza.
- Tak, to po drodze i niezbyt daleko.
- Idziemy więc na komisariat. Miej w pogotowiu swoja latarkę. Panowie wy pamiętajcie o zabraniu kilku lamp.

Choć patrzyli na nią jak na dziwaczkę, słysząc polecenie policjanta nie oponowali szczególnie i wzięli ze sobą lampy oliwne z hotelu.

Mimo obaw Samanthy bez przeszkód dotarli na posterunek. Niestety zamknięty na głucho. Mężczyźni niosący Lucy poszli dalej.
- Nie masz klucza? - Coraz bardziej zdenerwowana dziewczyna popatrzyła na towarzyszącego jej mężczyznę.
Kobieta przyjrzała się oknom. Były zamknięte i zabezpieczone okiennicami. Dostanie się przez nie było zdecydowanie bardziej skomplikowane niż wyważenie drzwi.
Pokręcił głową:
- Niestety jestem za niski rangą, ale wiem gdzie mieszka sierżant. Może wróci pani do hotelu, a ja pójdę do niego?
- I co mu powiesz? Że potwór z ciemności zaatakował miasto? Myślisz, że ci uwierzy i tak po prostu da klucze?

Jeremiah wyglądał na zmieszanego.
- Nie możemy się rozdzielać. - Sam była coraz bardziej przerażona, a jednocześnie na krawędzi wybuchu wściekłości. Zaczęły ją dopadać najczarniejsze myśli. - To nie są żarty! To coś wykończyło całe Bass Harbor! Nie obchodzi mnie jak to zrobisz, ale musimy się dostać do środka i to natychmiast! Nie rozumiesz? Oni tam są całkowicie bezbronni. Przecież tam jest ciemno! - Dwie łzy potoczyły się po jej policzkach.
 
Eleanor jest offline