Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-11-2011, 15:47   #2
chaoelros
 
chaoelros's Avatar
 
Reputacja: 1 chaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodze
Tak naprawdę ta historia nie zaczęła się w Shire, lecz w Górach Szarych, gdzie zamieszkał, stary smok Skort, zwany przez krasnoludy Azanbaraz. Naturalnie krasnoludy rzadko używają swej mowy w towarzystwie przedstawicieli innych plemion, stąd smok stał się znany pod imieniem Skort. Owa bestia przeżyła podobno trzy ery, tylko po to aby swoim pojawieniem wzbudzić wielkie zamieszanie w społeczności krasnoludów. Czy to zrządzeniem losu czy za sprawą przypadku, stało się że grupę nieznanych sobie postaci, połączył wspólny cel, którego nikt by się nie spodziewał, czy to czarodziej, czy zwykły hobbit.

wstęp z rekrutacji

(sceny odgrywane z graczami)
"Zamieszanie u hobbitów"

Hobbici patrzyli się na ciało krasnoluda. To co należało, czy choćby wypadało uczynić, w żaden sposób nie wpasowywało się w tutejszą obyczajowość. “Trzymaj się z dala od kłopotów a kłopoty będą cię omijać”. To przysłowie nie podpowiadało wyjścia z tej kłopotliwej sytuacji.
Doderic obejrzał przedmiot krasnoluda i położył na stole obok ciała.
-Powinniśmy go pochować. To chyba wszystko prawda?
-Powiedział że zawiódł króla. To coś znaczy.
-Tak Bodo, to znaczy że zawiódł swojego pana. Czasem tak bywa, ale jak widzieliśmy miał chęci i mężne serce. Dobry sługa. Słyszałem że krasnoludy wykuwają inksrypcję na swoich nagrobkach. My też powinniśmy...
-I co napiszemy? - do dyskusji włączył się pan Holfast, który do tej pory stał w wejściu karczmy.
-No napiszemy... ech... Tu spoczywa sługa króla... krasnoludów. - rzekł nieśmiało Doderic.
-A ten kamień. Coś jest ta nim napisane.
-Bodo co ty jeszcze drążysz?
-Poprostu to jest coś ważnego. Gdyby mnie ktoś zawiódł, wolałbym się o tym dowiedzieć. A tak to ten król, gdziekolwiek on jest, martwi się o swego sługę. Kto wie jak ważna była misja tego krasnoluda? Że też musiało nas to spotkać.
-Przecież nie pójdziemy do krasnoludów. Oni co jakiś czas przejeżdżają przez Shire. Wtedy im powiemy i przekażemy kamień. -
zasugerował Doderic.
-Dawno żaden z krasnoludów nie odwiedził naszej krainy. Wieści na traktach głoszą że król coś na północy w górach...
-Na północ stąd?
-Nie na północ od Mrocznej Puszczy.
Zamarła cisza. Żaden, bowiem z hobbitów, nie był w stanie wyobrazić sobie dystansu dzielącego Shire od Mrocznej Puszczy.
-Zawsze uważałem że zdziwaczejesz od tego podróżowania traktami Holfast, ale żeby takie wieści głosić?
-Wiesz, Doderic, Bodo ma racje że należałoby uczciwie kogoś powiadomić o tym zajściu. Ten krasnolud był chyba jakimś posłem, spójrz jak jest ubrany. Wszystko kunsztownie wykonane, zachwycające nawet jak na krasnoludów.
-I może ty pojedziesz szukać gdzieś na dalekiej północy króla krasnoludów? Swoim wozem najlepiej
- zakpił sobie Doderic - No słucham. Może ktoś z szanownie tu zgromadzonych ma ochotę podjąć się tej - rzekł z grymasem- przygody?
Cała karczma zastygła w milczeniu.

- Ja - odezwał się Vergo. Do tej pory siedział przy stoliku w rogu i w spokoju delektował się piwem, które popijał z glinianego kubka. Odrobinki piany przywarły mu do brody, więc obtarł je rękawem. Już wcześniej zainteresował się tym co się dzieje. Przecież nie codziennie zdarzało się, że do karczmy przynoszono umierającego krasnoluda. Zapowiadało się coś ekstraordynarnego. A takie rzeczy zawsze Verga rajcowały. Ojciec już od dawna mu powtarzał, że ma nie po kolei w głowie. Te całe jego wyprawy i błądzenie po lesie jakoś źle wpływały na stosunki z rodziną. Nikt do końca go nie rozumiał. Vergo miał wrażenie, że czasami nie rozumie sam siebie. I oto pojawiała się okazja! Uciec stąd. Wyrwać się z zatęchłego Shire’u i poznać nowe okolice. Wędrować gdzieś w dal. Poszukiwać krasnoludzkiego króla. Podjął decyzję. Wyruszy, choćby sam. - Chętnie udam się na północ... Ktoś idzie ze mną?
Popatrzył uważnie na siedzącego naprzeciw Samwella Funderlinga. Gdyby i on zgłosił się do tej misji, do by dopiero było. Doskonała zabawa gwarantowana.
Doderic spojrzał na młodego hobbita i wybałuszył oczy. Widział że młodzieniec jest całkiem poważny.
-Przecież nie znacie drogi... nic... - Doderic opuścił karczmę.
Starsza babcia Daisy delikatnie uśmiechnęła się na widok hobbita rządnego przygód. Nie był to jest szyderczy uśmiech, lecz ciepły i pełen życzliwości.
- A gdzie w ogóle mamy iść? Tak dokładniej. Ktoś wie może? - rozejrzał się po obecnych, szukając w ich twarzach jakiejś wskazówki. Po pierwsze musieli się dowiedzieć gdzie idą, potem przygotować wyprawę, bo chyba zapowiadało się coś bardziej wymagającego niż drałowanie po jarach i wertepach. Trzeba było wszystko dokładnie obgadać.

Samwell Funderling przypatrywał się całemu zajściu z przytulnego kąta w gospodzie. Co i rusz zerkał na swego ziomka Vergo Grubba, który wydawał się bardziej niż zainteresowany zdarzeniem. Gdy hobbit, bądź co bądź serdeczny przyjaciel, zadeklarował chęć odniesienia klejnotu samego królowi krasnoludów bez zastanowienia poparł jego sprawę i odparł na głos:
- No... wiadomo gdzie mamy się udać. Do Mrocznej Puszczy. Albo i jeszcze dalej. To musi być, gdzieś za Bree,prawda? - zapytał staruszki Daisy.
Nie czekając na odpowiedź, podekscytowany nadchodzącą przygodą podszedł do zmarłego krasnoluda i podniósł leżący klejnot. Przypatrując się mu trajkotał do Verga:
- Mamy tylko to. Musi nam wystarczyć, ale mój nos mi mówi - wbrew swym słowom podrapał się po wydatnym brzuszysku - że o sprawach krasnoludów najwięcej wiedzą same krasnoludy. Toteż musimy jakiegoś odnaleźć... może w Bree? Potrzeba nam jeszcze jakiejś mapy. To jednak żaden problem - uśmiech rozjaśnił mu rumianą twarz.
- Akurat taką pożyczyłem z Michel Delving. Taak. Mroczna Puszcza... to gdzieś tutaj - rozwinął pomięty rulon i pokazał młodemu Grubbowi ignorując resztę hobbitów. - Bree jest przed nią, a później tylko pusta plama - wskazał przyjacielowi. - Czyli do Bree...
Było to jedyne miejsce, które Samwell znał poza Shire’em.
Vergo nachylił się nad starym rulonem i patrzył na niego zafascynowany. Niezwykle spodobały mu się rysunki, jakie widniały na tej mapie. Dokładnie wymalowane góry i rzeki, lasy i filigranowe, litery opisujące to wszystko. Z taką mapą na pewno dadzą sobie radę.
- Bree! - aż krzyknął. Nigdy tam nie był. Bree było poza granicami Shire’u, więc doskonale się nadawało na cel wyprawy. - Ale tam nie skończymy, prawda? Pójdziemy dalej! Odkryjemy co jest tutaj...
Postukał palcem w pustą plamę.
- A może masz inną mapę, Samwellu? - zapytał, nabierając wątpliwości. - Taką, na której narysowano co jest tam dalej?
Umówili się z Vergiem nazajutrz pod gospodą by przygotować w tym czasie do dalekiej drogi. Młody Samwell musiał tylko jeszcze wytłumaczyć rodzicom swą niespodziewaną podróż. Uznał jednak, nieco tchórzliwie, że wyśle im tylko krótki list wyjaśniający powody swego wyjazdu. Spakował wszelkie potrzebne młodemu hobbitowi rzeczy, nie zapomniał o dobrym zielonym płaszczu i wysłużonym kijaszku wymarzonym do pieszych wędrówek.

- Przygoda, przygoda. Każdej chwili szkoda - nucił pod nosem Vergo, gdy pakował manatki. Do torby wędrowało wszystko, co tylko nawinęło się młodemu hobbitowi pod rękę. Cynowy czajnik, mydelniczka, pęk gęsich piór, młotek i kilka gwoździ, kłębek sznurka, widelec z kompletu rodzinnej zastawy, zapasowa para bielizny, i tak dalej...
- Co robisz, synku? - Vergo aż podskoczył, gdy usłyszał głos matki. Stała w progu i przyglądała się krzątaninie syna. Uśmiechnął się niepewnie i odłożył na półkę starą porcelanową figurkę. - Pakuję się. Wyruszam na wyprawę.
- No to powodzenia - oznajmiła matka. Podeszła do Verga i czule go objęła. - Tylko wracaj mi cały i zdrowy.
Pewnie myślała, że Vergo znów wybiera się na jedną ze swoich wycieczek i nie dalej niż za pięć dni wróci do domu cały i zdrowy. Myliła się, ale Vergo nie miał zamiaru wyprowadzać jej z błędu i miał nadzieję, że ojciec dowie się o jego wyjeździe, już po tym jak go nie będzie. Ależ będzie gadania.
- Przygoda, przygoda... - wrócił do pakowania. Ciepłe ubrania, kapelusz, parę metrów mocnej linki, opończa... Na koniec zabrał siekierkę i nie zapomniał o swojej wysłużonej osełce. Grunt, żeby siekiera była ostra.

Droga do Bree dłużyła się, gdyż hobbici, pomimo szczerej chęci podróżowania, nie zapominali o obowiązku spożywania sześciu posiłków dziennie. Mimo iż po kilku dniach zauważyli że praktyczniej jest ograniczyć ilość posiłków do czterech, to podróż zdawała się ciągnąć bez końca. W połowie drogi do Bree czuli się naprawdę dumni z pokonanego odcinka. nie przypuszczali jednak jaka naprawdę długa droga ich czeka.
Hobbici ucinali sobie drzemkę pod starą lipą. Vergo podniósł lekko powieki, bądź wydawało mu się że lekko otworzył zaspane oczy i ujrzał świetlistą postać, roztaczającą białą łunę, która roztaczała wokół siebie uczucie błogości. Obywdaj hobbici usłyszęli:
-Daro olthad, awartho elei lîn - to był głos Glorfinela, który delikatnie wybudził śpiących niziołków. Ich oczom ukazało się trzech elfów. Pierwszy zdawał się być najdostojniejszy i to właśnie był Glorfinel, kóry ukazał się świetliście jednemu z niziołków. dwaj pozostali stali z łukami w dłoni, lecz nie w akcie trzymania broni w pogotwiu.
-Witajcie, jestem Glorfinel, a to Pencheron i Perhael. Szukalismy was od dłuszego czasu.
Rozmowa zaskoczyła Glorfinela, kiedy dwaj hobbici oświadczyli że zobowiązali się dostarczyć ważne wieści do króla krasnoludów. Na te słowa elfy odbyły rozmowę w swoim języku, którego nie rozumieli hobbici. Samwell jedynie wychwycił słowo Imladris i przez chwilę zamarzył że elfy zabierają ich do domu Elronda. Szybko jednak wrócił po rozsądek do głowy i starał się pogodzić z faktem że cel jego wyprawy jest ważniejszy. Z resztą w jego mniemaniu elfy nie miały powodu gościć prostych hobbitów.
Wreszcie Glorfinel oznajmił we Wspólnej Mowie:
-Zabierzcie się więc z nami do Rivendell, domu Elronda- rzekł uprzejmie- myślę że was oczekuje.

Czarodziej Harlandil

Cytat:
"Nie wtrącaj się do spraw czarodziejów, bo są chytrzy i skorzy do gniewu."
Saruman stał wraz z Harlandilem na balkonie, skąd mogli podziwiać piękną dolinę Rivendell. Elrond udał się z pomocnikiem do swojej biblioteki poszukać map i starych ksiąg, które mogły by być przydatne czarodziejowi. Pomimo tego że elfy słabo znały Harlandila to szanowały go jak każdego z Istarich.

-Smok, mówisz. Ten ognisty... niesamowite że przetrwał do naszych czasów. - zamyślił się - Wiesz przyjacielu, że ich łuska twardnieje z wiekiem? A on powstał w Pierwszej Erze.
- Jak powiadasz Sarumanie. Zapewne też jest iż zdajesz sobię sprawę że tym razem czas działa na naszą niekorzyść. - Powiedział ciężko - Stanowi On dla Nas olbrzymie zagrożenie, tak więc nie możemy zlekceważyć tej sytuacji. Dlatego też Sarumanie przybyłem po twą radę oraz wiedzę elfów którzy mieli styczność z tymi monstrami. - Harlandir był wyraźnie zmartwiony a myśl o tym, co się może dziać w opuszczonej twierdzy, napełniała jego serce smutkiem. Jego dłoń zaciskała się coraz mocniej na lasce. Czarodziej wiedział że przywódca Istari posiadał ogromną wiedzę. A sam dobrze wiedział że nie przekona króla krasnoludów do tego, by zrezygnował z wyprawy. Rozumiał ich pragnienie odzyskania własności aczkolwiek cena mogła być niezwykle wysoka.
- Otóż widzisz Sarumanie piękno tych ziem. Niezwykłym jest jak magia Elfów wpływa na tutejszą przyrodę. A lud krasnoludów drąży swoje kopalnie. Jednak smoki bywają chciwe. Dlatego też wcześniej czy później teren jego wpływów zacznie się powiększać... I nie tylko podziemny ród będzie zagrożony. A wszystkie istoty którę oddają cześć słońcu oraz dziełu Vardy. - Wzrok czarodzieja uniósł się ku niebu.
Saruman uniósł lekko brwi.
-No tak... Moim zdaniem nie należy tak pochopnie wyciągać wniosków. Smok może i jest chciwy ale jestem przekonany że nie opuści od kopalni, w której jak sądzę zdążył zgromadzić skarby. Kiedy przybyliśmy do tych ziem, smoki stanowiły historię. Ja jednak zgłębiając archiwa w Minas Thirith znalazłem historie bohaterów, którzy pokonywali te potwory. Także Glaurunga, smoka z tego samego gatunku co ten który się nagle ujawnił, zabił... nie elf, nie majar... - spojrzał w oczy Harlandila- a człowiek. Wśród istot śmiertelnych są takie, które odznaczają się niezwykła odwagą i męstwem. Nalezy im pomóc wzniecić w sobie to męstwo. Potrzeba też siły woli aby nie ugiąć się pod paraliżującym spojrzeniem smoka. Tak Harladnilu. Nie wiem na ile można ufać tym starym zapiskom ale miały charakter dokumentów a nie spisu legend i baśni. -Harladnil odniósł wrazenie że ciemna łuna pojawiła się dookoła Sarumana i jego następujących słów -Smoki mozliwe że są tej samej rasy co my, lecz zostały wychodowane w podziemiach Angbandu przez Melkora. Są majarami, lecz pamiętaj - cienista łuna jakby opadła - są zepsute, chciwe, przewrotne. To może być ich wadą i przekleństwem. - Saruman oparł się o kolumnę- Nazwano już tego smoka? Czy może się przedstawił?- spojrzał na Harladnila- ach... nie spotkałeś go. Wiedz że one mówią i to w bardzo przewrotny sposób.
- To nie są pochopne wnioski Sarumanie, jedynie moja obawa. Jednak zapewne masz racje. - Jego słowa stały się nagle spokojniejsze - Pytałeś o imię ? Krasnoludy zwą go Azanbaraz bądź Skort. Takie to oto godności nadali, nie znając go dokładnie. Powiadasz o wielkich bohaterach ? To niezwykłe zaprawdę że ludzie mimo tak kruchego ciała, wrażliwości na choroby potrafią dokonywać takich rzeczy. - Czarodziej zamyślił się - Słyszałem wiele opowieści o Elfach jednak szczerze powiadając - Nigdy nie o Ludzkich.

Spojrzał na ponów na niezwykłą przyrodę elfickiej krainy

- Czy jest możliwość nauczenia się języka smoków ? Czy też każdy z nich, ma swój indywidualny sposób porozumiewania się. Czy miałeś już kontakty z ich przedstawicielami Sarumanie ? - Zapytał pełen nadziei.

- Ja? Skąd! Nigdy tez wczesniej nie słyszałem żadnych pogłosek o smokach po dziś dzień. - Saruman nie krył zaskoczenia - Hm... Do do języka. Nie zastanawiałem się nad tym ale zapewnie porozumiewają się telepatycznie. Harlandilu musisz być bardzo ostrożny i musisz uczulić na to króla Naina. Spojrzenie smoka może być obezwładniające. Myślę jednak że będzie bał się starcia z armią króla. Zwłaszcza jeśli wyczuje obecność czarodzieja - uśmiechnął się do Harlandila - Musimy pilnować tego aby dobro zwycięzyło zło. Krasnoludy jako mistrzowie rzemiósł wynajdą narzędzie. Ktoś będzie musiał go użyć.
Do rozmowy dołączył mistrz Elrond, niosący kilka zwojów i prawdopodobnie mapy.
-Errandirze, zostań proszę w Imladris do powrotu posłów od Cirdana. W tym czasie znajdziesz u nas wiele ksiąg i map, które mogą skrywać pomocne informacje. - położył zwoje na stoliku - Moje archiwa są pełne ksiąg i tomów i możesz korzystać z nich do woli.




Kiedy do sali zawitał Elrond, czarodziej oddał mu dworski ukłon
- Panie Elrondzie. Jest to dla mnie olbrzymi zaszczyt. - Jego słową towarzyszył lekki przyjazny uśmiech - Zwoje którę przyniosłeś Panie, zapewne posiadają wiedzę oraz niezwykłą mądrość elfów. Jednak muszę Ci zadać pytanie Mistrzu Elrondzie. - To już dodał mniej Pewniej - Czy utrzymujesz kontakty z Królową Galadrielą ?
-Oczywiście że tak. Mogę wysłać do niej posłanników albo dać przewodnika do Lothlorien jeśli chcesz chcesz zasięgnąć jej rady.
- Dziękuje Ci Elrondzie. Była by to wielka pomoc dla mej misji. To właśnie twój lud przyczynił się do wyginięcia Smoków a przynajmniej większości. Wielu waszych bohaterów. A Ja ? Ja nie posiadam nic, poza nadzieją. Nadzieją że... - Nagle urwał - Mam spisać list, czy wiadomość ustna wystarczyła by ?
-Zależy jak długą wiadomość masz dla Pani Galadrieli.- rzekł z uśmiechem Elrond.
- Chciałem prosić o radę. Tylko tyle, albowiem jeśli pamięć mnie nie myli jej ród miał wiele doczynienia z największymi bitwami o oswobodzenie Śródziemia -Czarodziej wyraźnie unikał wypowiedzenia imienia czarnego władcy- Albowiem mój przyjaciel Saruman - uchylił głowę w jego stronę na znak szacunku - Opowiadał mi o mocy smoków. A chciałbym mieć świadomość każdego zagrożenia, uspokoiło by to me serce a zarazem posiadał bym obraz sytuacji. Zdaję sobię sprawe że jest to bardzo ciężkie jednak to naprawdę ważne.
-Wyślę wiadomość do Lothlorien i jestem pewien że odpowiedź nadejdzie przed powrotem twoich przyjaciół. Tymczasem czas wieczerzać. Zapraszam was - wskazał ręką drogę do sali gdzie przygotowano prawdziwą ucztę, gdyż elfy chętnie gościły czarodzieji.

Khuzdulscy posłowie

Okazało się że poddani króla Naina ufają mu bezgranicznie, gdyż do wyruszenia z poselstwem zgłosiło się wielu ochotników. Król jednak nie chciał wysyłać oddziału lecz najlepiej dwóch zdolnych wojowników, którym uda się przemknąć niepostrzeżenie skrajem puszczy do samego Rivendell. W drogę wyprawiono dwóch khazadów, Nalina i Drauga. Dla nich, był to powód do dumy, skoro dostali ważną i niebezpieczną misję. Dla króla była to zaś trudna decyzja, skoro wysyłał drugi raz posłów i nie miał żadnej gwarancji czy wrócą. Przedsięwzięto jednak środki ostrożności w obozie khazadów, i chodź żaden szpieg nie mógł znać khuzdulskiego aby podsłuchać rozmowy, to król oficjalnie ogłosił że rezygnuje z wysłania poselstwa. Potajemnie zaś dwóch krasnoludów opuściło Góry szare i udało się w trwającą prawie dwa miesiące podróż.

Wraz z wkroczeniem do Rivendell, krasnoludów przywitano i zaprowadzono do Mistrza Elronda który ich oczekiwałw w sali obrad. Był tam też obecny Glorfinel oraz czarodziej Harlandil, przyjaciel króla Naina i khazadów. Po krótkiej wymianie grzeczności i powitań, Elrond zaproponował gościom jadło, wiedząc jak wielki dystans pokonali. Przeszli więc do sali jadalnej gdzie podano przepyszne jadło, a krasnoludcy posłowie byli niezwykle zdziwieni jak smaczne jest wino elfów. Po posiłku Elrond ponownie zaprowadził przybyszów do sali obrad, gdzie zamierzał podzielić się z nimi smutnymi nowinami.

-Cieszę się z waszego przybycia. Mam jednak dla was smutne wieści. Poprzedni posłowie waszego króla nie wrócili z Szarych Przystani. Nie wiemy też dokładnie co się stało. Wysłałem grupę swoich zwiadowców i poprosiłem o pomoc Strażników, dunedainów, aby znaleźć jakieś wieści o zaginionch posłach. Przed miesiącem jeden z nich zmarł w karczmie, gdzieś w Shire, w zachodniej ćwiartce. Pewien poczciwy hobbit znalazł waszego pobratymca rannego i zawiózł swym wozem do osady. Oczekujemy wraz z Harlandilem dalszych wieści od zwiadowców ponieważ okazało się że dwójka hobbitów wyruszyła z Shire w bliżej nieznanym kierunku. Zabrali ze sobą ów cenny przedmiot, o którego zwrot od Cirdana ubiegał się wasz król.
Draug zasępił się słysząc smutne wieści o pobratymcach. Siedział zadumany gładąc swoją krasnoludzką brodę. Co jakis czas zerkał na swojego towarzysza Nalina. Widział, że on też spochmurniał.
- To rzeczywiście smutne wieści mości Elrondzie. - Odezwał się po dłuższej chwili.
- To nieco komplikuje sprawy.
Po tych słowach sięgnął do przytroczonego do pasa zdobnego woreczka. Wyjął z niego rzeźbioną fajkę i garść tytoniu. Pieczołowicie i z namaszczeniem zaczął nabijać fajkę. Przedni tytoń zawsze rozjaśniał mu w głowie przynosząc świeże spojrzenie na zaistniały problem. Draug miał nadzieję, że tak się stanie i tym razem gdy tytoń rozjarzył się i w górę uniosły się pierwsze obłoki dymu.
Elrond zamyślił się na chwilę, a na twarzy pojawiło się zmartwienie. Widząc smutek na twarzy krasnoludów postanowił zmienić nieco temat rozmowy. Elrond zaczął wypytywać o smoka i pozostałe informacje związane z kampanią króla. Rozmowę przerwało przybycie Glorfinela wraz z Kilkoma elfami, między innymi wspaniałym łucznikiem Pencheronem.
-Le suilon, h�-r Elrond! Periain, Samwell Funderling a Vergo Grubb, anglennar an aran nogothrim. - Glorfinel przedstawił Elrondowi dwóch hobbitów, odeskortowanych do Rivendell. Hobbici ukłonili sie, lekko i niepewnie, olśnieni pięknem siedziby elfów.
-Witajcie, młodzi hobbici. Jestem Elrond, pan Rivendell. Cieszy mnie że przybyliście tutaj, chodź nie ukrywam zdziwienia widząc, dwóch dzielnych wędrowców z waszego plemienia. Usiądźcie. Myślę że teraz możemy rozwiać wiele wątpliwości, z którymi boykają się nasi goście - wskazał krasnoludów - Nalin i Draug, posłowie króla Naina II. To jest zaś przyjaciel krasnoludów, czarodziej Harlandil. Z pewnością będą mieli do was pytania.
 

Ostatnio edytowane przez chaoelros : 27-11-2011 o 22:24.
chaoelros jest offline