Kiedy wszystkie pomieszczenia zostały zbadane, i drużyna zbierała się do wyjścia. Mieszkańcy przekazali im obiecane nagrody, i kiedy wszyscy stali w jednym pomieszczeniu, Hess wyciągnął niespodziewanie rękę, na tyle szybko iż nie było szans na jej przechwycenie, widać że planował to jakiegoś czasu. Ustawił się z dala od innych, ale tak by mieć w razie problemów drogę do wyjścia. Wypowiedział zaklęcie, a myconidzi jeden po drugim padali na ziemię. Ostatni padł kapłan, jakby walcząc z czarem, ale ostatecznie mu ulegając.
- Nie ruszać się, - krzyknął mag do reszty towarzyszy. - cofnąć się do wyjścia. Jeśli się wściekną to niech to spadnie na mnie. Nie chcę ich krzywdzić, tylko coś powiedzieć. - Ustawił się tak, aby mieć resztę za plecami, i mieć możliwie blisko do wyjścia. Czekał, a kiedy tylko spostrzegł, że budzą się grzybniludzie od razu powiedział. - Spokój, nie był to atak, a jedynie pokazanie wam, że łatwo was okraść, z serca. Ja tego robić nie chcę, i nie mamy złych zamiarów. Chciałem wam pokazać, żebyście się strzegli. Mogą tu przyjść inni, potężniejsi od nas i oni mogą chcieć ukraść wasze serca. Mogę wam poradzić jak się bronić, a mogę odejść. Co wybieracie? Proszę tylko nie atakujcie, bo nie chcemy wam robić krzywdy, a jedynie pomóc. - Miał nadzieję, że jego charyzma i latami ćwiczona dyplomacja wystarczą, alternatywą był ucieczka. |