Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-11-2011, 20:37   #194
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację






[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=dQq2Cn3hCT8&feature=related[/MEDIA]



Harad, czerwiec 251 roku



Słońce stało w zenicie kiedy kilkadziesiąt koni wjeżdżało do oazy, w której stał obóz Haradrimów.

Tysiące ludzi wyszło im na spotkanie, bo patrolujący okolicę zbrojni donieśli o tym co się wydarzyło na wydmach. Z tych co wyjechali w Andarasem w stronę Umbaru wróciło niewielu żywych. Ranni, którzy nie mogli utrzymać się w siodle ciągnięci byli za końmi na noszach z włóczni i płaszczy. Za nimi spora kawalkada ledwo trzymających się na nogach jeńców. Związanych linami w przegubach rąk i połączonych ze sobą powrozem. Wszyscy byli ranni i nosili na sobie ślady walki, słaniali się w wyczerpania, a ilu nie przeżyło wędrówki zostawmy pustyni.

Mimo triumfu witano zwycięzców różnie. Jedni cieszyli się otwarcie ze szczerą radością i podziwem. Jeszcze inni w milczeniu i zgrozą, bo w szeregach jeńców rozpoznawali znajomych.

Ranwena została podczas walki na wydmie strzałę w nogę, więc w przygotowanym jej namiocie czekał już medyk, który się nią zajął. Z oddziału Królowej Korsarzy zostało tylko dwóch ludzi. Nie odstępowali swojej pani na krok, a kiedy odpoczywała strzegli wejścia do kwatery z groźnymi minami zaciętej wściekłości.

Andaras po przybyciu odbył kilka ważnych rozmów, a potem pomógł lekarzom przy rannych. Buntownicy spotkali się w przeważającej mierze z agresją ze strony klanu Muthanna. Nawet plemię Nizara, które w przeszłości utrzymywało całkiem dobre stosunki z tym z ludźmi, jeszcze zanim Sulfyan siłą zjednoczył północ, teraz odwracało się plecami do rebeliantów. Kilka setek pobratymców, którzy odłączyli się od dezerterów stając po stronie Skały w ciszy rozeszło unikając kontaktu z Haradrimami zawleczonymi do prowizorycznego więzienia.










Wyspa, lipiec 251 roku



- Szybciej! - ponaglał elf, choć w zasadzie nie wiedział czy ponagla strażnika czy siebie. Miał nadzieję, że towarzysz Endymiona coś wymyśli, bo nie mogli uciekać przez wieczność.

Biegli na złamanie karku po schodach. Poturbowany Endymion nie miał za wiele możliwości ruchu jak tylko uciekać. Dzięki pomocy elfa. Sądził, iż w tym momencie czas zaczyna działać na ich korzyść. Pająk powinien opadać z sił. Jednocześnie był zły na siebie. Na swoją głupotę. Gdyby pomyślał wcześniej, teraz miałby przygotowaną dzidę z jakiegoś młodego drzewa. Jak pokazało starcie pająka z włócznią, tylko taka broń dawała szansę na ukatrupienie włochatej szkarady. I ujście z życiem. Za głupotę trzeba płacić. Przełknął ślinę, miał nadzieję, że jego towarzyszom przypadnie do gustu pomysł.

- Rozdzielmy się! – krzyknął strażnik - Ja i Salach skupimy jego uwagę, niech nas goni, a ty zrób użytek z łuku!

Pająk był tuż za nimi i w zajadłości, z którą ich gonił, ciężko było rozeznać czy jest zmęczony czy nie. Z pewnością był rozjuszony i zdeterminowany, aby pokonać intruzów tak dotkliwie go raniących. Dym musiał go oczadziać, bo jego ruchy nie były już tak zwinnie koordynowane jak wcześniej. Z grzbietu odwłoka sterczał połamany drzewiec jak również kilka strzał.

W korytarzyku prowadzącym do wyjścia minęli się z Salahem, który biegł do ataku z mieczem. Pająk widząc atakującego człowieka zwolnił przystając. Endymion z Finluinem mogli uciec korzystając z sekund, które dał im łysy człowiek.

Salah stanął twarzą w twarz z potworem. Z otworu paszczowego sączyła się zielonoczarna wydzielina. Człowiek zamachując się mieczem wywijał nim przed pająkiem, który unikał cięć przeskakując z nogi na nogę, czasem cofając się, czasem przemieszczając na boki. Nie trwało to jednak długo. Kiedy jednak ruszył wprost na Salaha we frontalnym ataku dwie strzały Finluina, który zatrzymał się w wejściu osłaniając łysego, osadziły zapędy pająka w miejscu. Tym razem potwór został trafiony jedną ze strzał w otwór gębowy. Drzewo trzasnęło łamane pod naciskiem ruchliwych szczęk potwora, lecz ból jaki zadał grot penetrując paszczę musiał być dotkliwy. Salah cofnął się do wyjścia a pająk za nim. Kiedy wybiegli chyba tylko słońce, które poraziło przyzwyczajonego do mroku potwora, kolejny raz zwolniło napastnika. Pająk zatrzymał się przed wejściem przenosząc swój obrzydliwy łeb od lewo na prawo, odwłokiem cofając się do muru.

Endymion, w czasie gdy Finluin strzelał, na próżno rozglądał się za drzewem, z którego konaru mógłby zrobił prowizoryczną włócznię. W okolicy ruin latarni jednym było te, które puściło korzenie z osuniętym blokach budowli. Wyrastało nad przepaścią ku morzu w połowie wysokości szczątków wieży. Poza zasięgiem i czasem człowieka.

Salah wybiegając na zieloną trawę zobaczył niebo a potem wszystko zawirowało. Słońce zatańczyło na niebie a spotkanie z miękką ziemią, która zbliżyła się do niego, nastąpiło zaraz potem.

Pająk zrobił kilka kroków w kierunku leżącego w konwulsjach łysego człowieka. Wiła się na ziemi z wytrzeszczonymi oczami a z ust toczyła się piana. Endymion machał nad leżącym na trawie człowiekiem znalezionym badylem aby odpędzić stwora. Jednocześnie okrywał się tarczą. Kolejne strzały Finluina trafiały cielsko, a po każdym ugodzeniu pająk przysiadał po czym jakby rozpaczliwie rzucał się na boki i do przodu. W końcu chwycił za nogi dygocącego Salaha i zagarniając ku sobie zaczął się cofać.

Przyćmione słońce przykryło walczących cieniem, i nagle z nieba spadł na pająka olbrzymi ptak. Pikującego orła dostrzegł tylko elf. Potwór nie spodziewał się tego zupełnie. Potężne szpony uczepiły się odwłoka a szerokie na kilkadziesiąt stóp, rozpostarte skrzydeł biły powietrze kiedy gigantyczny ptak podrywał się do lotu. Pająk próbował walczyć, lecz żelazny chwyt orła uniemożliwiał mu sięgnięcie kończynami ku górze. To zwisał nad ziemią, to był przyciskany do niej, kiedy orzeł przemieszczał się ze zdobyczą w stronę skarpy. Urwiska, gdzie rozbjały się o kamienie spienione fale.










Harad, czerwiec 251 roku



Przesłuchiwani jeńcy nie byli rozmowni i dopiero po wmuszeniu w nich mikstury rozwiązały się im języki.

Haradrim buntownik, który jako jedyny przeżył walkę na szczycie skarpy mówił prawdę. Potwierdziło ja kilku rannych. Reszta nie znała szczegółów dokładnie poza tym, że zwiadowcy eskorty Andarasa zostali zabici.

Grupa ponad dwustu Haradrimów wymykała się z obozu po zapadnięciu zmroku. Na swej drodze na wschód napotkali czujki wysłane przez oddział Andarasa, które zwiadowcy wzięli za patrolujące okolicę oddziały Sulfyana i Muthanna. Ich trupy dostarczono do oazy wraz z zebranymi w okolicy końmi.

Jeniec, któremu na prośbę ostatniego buntownika na skarpie na znak półelfa nie odebrano życia przesłuchano oddzielnie. Był przy tym obecny również Andaras oraz Ranwena. Haradrim wyznał, że informacja o planowanym spotkaniu wyszła z Umbaru.










Minas Tirith, czerwiec 251 roku



Mężczyzna zmierzył Logana wzrokiem.

- Przyprowadź go do mnie. A zobaczymy na ile się przyda i jakie ma możliwości. – powiedział.

Widać wspomnienie o jąkale wziął za dobrą monetę myśląc, że znajomy Logana ma dojścia wśród straży królewskich lochów. Z drugiej strony mógł bardziej zainteresować się tym, że monopol Raela na wiedzę o przeszłości tego człowieka z utraconą pamięcią, został złamany.

Następny dzień lata był gorący i słoneczny. Na błękitnym niebie nie było ani jednej chmurki. Brego czekał cierpliwie w umówionym miejscu w południe. Był na kolosalnym kacu i chętnie przystał na propozycję znajomego z przed lat, aby się z nim udał. Wchodząc w uliczkę, wiodącą do kryjówki Haradrimów przewodnik przystanął zaalarmowany. Czerwona tkanina przewieszona na sznurze pod oknem znajomego budynku niczym nie różniła się od innych suszących się rzeczy. Poza kolorem. Był to umówiony sygnał, że kryjówka jest spalona. Logan udając, że przygląda się wystawionym na straganie świecidełkom brał je do ręki podnosząc ku światłu, przykładając do oka, obracając się pod słońce. W tym czasie bacznie obserwował okolicę. Na dachu dostrzegł jednego. Dwóch, trzech kolejnych niedaleko wejścia do kryjówki. Jeden udawał żebraka, którego Logan nigdy wcześniej nie widział. Wręcz przeciwnie zajmował miejsce ślepca, który od zawsze tam przesiadywał.

Na spotkanie z przełożonym mieli ustalić plan dotarcia do więzionego w lochach Argara. Przygotowana zasadzka oznaczała tylko jedno. Ostatnie znane Loganowi bezpieczne miejsce w Minas Tirith przestało być takowym. Uścisk ludzi Eldariona zacieśniał się na siatce Haradrimów, której kryjówka według wiedzy agenta Andarasa była najlepiej zakonspirowaną placówką.

- Da-da-leko jeszcze? – zapytał Brego poruszając spierzchniętymi wargami.










Misty Mountains, lipiec 251 roku



Cadarn trafił do lochu wraz z Wulfem. Nie dzielili jednak tej samej celi. Nie wiedział co się stało z oddziałem. Miał nadzieję, że Dunlandczyk, któremu dyskretnie przekazał plecak posłusznie zaniósł go do jego namiotu opierając się pokusie sprawdzenia lub przywłaszczenia sobie jego zawartości. Miał też nadzieję, że Gondorczycy nie przetrząsną jego kwatery do góry nogami. Do podziemi Orthanku dał się poprowadzić niechętnie, lecz zdawał sobie sprawę, że opór siłowy był bezcelowy i zwyczajnie głupi. Oficer odprowadzający go do samych drzwi kamiennej celi oświadczył, że wypełnia rozkaz i nie wdawał się w żadną dyskusję.

Podziemia Isengardu były straszne. To w tym miejscu Saruman trzymał więźniów, prowadził eksperymenty. Przed nim Dunlandczycy okupując wieżę osadzali w niej porwanych Rohirimów i jeńców. Po przejęciu twierdzy przez Eldariona, nowe władze nie zmieniały wystroju ani remontowały pomieszczeń, które nadal służyły w tym samym celu. Były więzieniem, w którym osadzano bandytów. A w tej okolicy najwięcej było koniokradów oraz band dunlandzkich, więc to oni i wszyscy inni zasługujący na takie surowe warunki oraz katorżniczą pracę w pobliskim kamieniołomie oraz przy odbudowie wielkiej tamy zburzonej lata temu przez Enty z Fangornu. Cala Cardana była pogrążona w mroku, śmierdziało w niej zatęchłym powietrzem, którego jedyną wentylacją była szpara pod drzwiami i wbudowane w wejście małe okno na korytarz.

Po kilku godzinach dało się słyszeć kroki i znajomy głos Aldrica. Odprawił klucznika.

Przy zakratowanym oknie do dębowych drzwi celi stanął Gondorczyk.

- Przesłuchują Wulfa. – powiedział. – I resztę Dunlandczyków. Zaraz wezmą ciebie. Podobno wydałeś rozkaz pozbycia się sierżanta. Po tym wszystkim co przeszliśmy razem w Fangornie? – rzucił smutno. - Trudno w to uwierzyć... Wiem, że zaprzeczysz temu. Musisz. Twój zwiadowca doniósł zupełnie co innego. I tego się trzymaj. Wierzę, że to prawda. - dodał z naciskiem. - Mam dla ciebie propozycję.










Harad, czerwiec 251 roku



Wieczorem wzdłuż drogi między namiotami na wbitych w ziemię palach zatkniętych w mękach zawisło kilkunastu buntowników. Niektórzy znosili cierpienie w milczeniu, inni złorzeczyli, jeszcze inni konali tracąc przytomność. Ich rany odniesione w walce zostały opatrzone, aby możliwie jak najdłużej zasmakowali kary. Słupów pilnowała straż, która pobiła jednego z Haradrimów, który próbował podać wodę cierpiącym. Wychłostano tez innego łucznika, co skrócił mękę, jak się później okazało przyjacielowi, przeszywając jego serce strzałą. Za Andarasem ludzie wodzili wzrokiem tak podziwu jak i grozy. Jego imię szeptano ze strachem.

Po zapadnięciu zmroku w namiocie Muthanna przyrządzono kolację na cześć Królowej Korsarzy, która przybyła z Umbaru.

- Witaj Ranweno. - powiedział uroczyście Muthann wkazując przygotowane dla kobiety honorowe miejsce. - Przykro mi, że spotakanie nasze poprzedzone zostało tak tragicznymi okolicznościami. Ty i twoi żołnierze walczyli dzielnie u boku Haradrimów. Syna mego Andarsa. On to wyprowadził was z zasadzki, obracjąc obronę w zdruzgotanie wroga. - powiedziął z dumą. - Chrzest krwi przelanej we wspólnej sprawie mamy już za sobą. Cóż lepiej łączy w sojuszu jak nie zemsta, sprawiedliwość i ci sami wrogowie?





 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 27-11-2011 o 22:05. Powód: niektóre literówki
Campo Viejo jest offline