Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-11-2011, 21:52   #577
Asmorinne
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
W tym czasie, kiedy strażnicy urządzili sobie małą drzemkę Francesca przekroczyła bramy Aldersbergu. Czy im trochę w tym pomogła, czy jednak zmęczenie było silniejsze, tego dowiedzieć się nie można. Wszak wampirzyca skorzystała z wszelkich środków ostrożności, takiej persony jak ona szybko się nie zapomina. Związała włosy i przykryła chustką.

Miecz jej trochę zawadzał, dlatego postanowiła się go pozbyć w pierwszej kolejności. Musiała w tym celu odwiedzić dawnych znajomych, ale czy został ktoś tam jeszcze? W końcu opuścili Aldersberg szybciej niż ona. Kryjówka może pozostała jeszcze bezpieczna. Zmęczona była co nie miara, a szukać nowej nie zamierzała. Miała nadzieje, że spotka tam Lin, co do True już nie pokładała takiego entuzjazmu. Dobrze pamiętała ten nieustępliwy wzrok obwijający za śmierć towarzyszy. Nawet po czasie tego nie zapomni. Co do dziewczyny? Uratowała ją i dzięki niej żyła. Łatwiej będzie jak ją spotka, może zna jakiegoś pasera, co zaopiekuje się gnomim gwyhyrem? Niemniej jednak czy trafi na kogoś znajomego czy nie, wiedziała co zrobić.

Pełna entuzjazmu weszła w uliczkę, gdzie wcześniej mieściła się kryjówka. Ranek niestety nie sprzyjał bezpiecznemu dotarciu na miejsce nie zauważenie. Ludzi było zdecydowanie za dużo. Ulica wydawała się wcześniej mało uczęszczana. Czy coś się zmieniło od jej ostatniego pobytu?
Udała się, więc na targ. Przyda jej się coś nowego – wykwintne ubranko, w którym pokaże się u hrabiostwa. Może znajdzie się się akurat jakiś dyskretny kupiec.

Krzyk, harmider, hałas i przepych to ostatnia rzecz z jaka dzisiaj chciała mieć do czynienia. Jedankże musiała załatwić wszystko dzisiaj, aby następnego dnia udać się w obwieszczeniu cudownej nowiny. W sakiewce brzękało jeszcze kilka sztuk złota, ale to nie wystarczyłoby na jej zakupy, dlatego udała się najpierw na poszukiwania nowego właściciela gwyhyra.

-Witaj... mam coś cennego na sprzedaż... ale nie wiem, kto zajmuje się u was takimi błyskotkami.
-Jakimi byłyskotami? - spytał zaciekawiony kupiec.
-A tego to na razie nie mogę powiedzieć... a tym bardziej pokazać tutaj... ale to niezwykle cenny przedmiot, a raczej broń za którą oddaje się życie...
-Życie powiadasz? Ciężko mi powiedzieć o czymś, czego nie widzę, jednak skupem broni się nie zajmuje... jest od tego kowal, znaczy syn jego siedzi w tym i mogłoby go to zainteresować. Powiem jednak że to mąż wybredny i znający się bardzo na swym fachu.
-Dziękuje za informacje – rzuciła mu kilka sztuk złota – jeśli kłamiesz, znajdę cie, a wtedy żaden medyk nie będzie w stanie cię poskładać - uśmiechnęła się słodko i zniknęła w tłumie.

Gdy kowala znalazła bez problemy, to jego syna już nie koniecznie. Ten postanowił zając się innym fachem mając daleko w rzyci wszelkie pokoleniowe insynuacje. Dlatego też rzadko bywał w posiadłościach ojca i raczej wolał oddawać się przyjemnościom. Tak też było i tym razem. Od razu jej się spodobał. Pomarszczony ojciec na pytanie "gdzie jest twój syn" spuścił smutno oczy. Widać przyzwyczajony był do tego pytania i nie potrafił na nie opowiedzieć. Splunął przy tym soczyście i wrócił do pracy.

-Wrogiem jego nie jestem, interes mam... pewnie i pana zainteresuje jaką mam ofertę – ciągnęła dalej kobieta.
-Interesy? Mam głęboko jego interesy! Lepiej wyjdź stąd kobieto zanim stracę cierpliwość, interesować się wam zachciało, a pracować nie ma komu!
-Ale to nie jest zwykła broń, ktoś taki jak pan na pewno to doceni... - kobieta szybkim ruchem wyjęła miecz. Kowal wytrzeszczył oczy, ale zaraz się opamiętał.
-Zabierz to, nie interesują mnie żadne brudne interesy, choć mojego syna pewnie to zaciekawi. Nie chce się do tego mieszać,a teraz wyjdź stąd zanim wezwę straż
-Gdzie znajdę twojego syna? -jeszcze spytała na odchodnym.
-Pewno pieprzy się gdzieś, a co innego mógłby robić... - wrzasną kowal i machnął na nią ręką.

Pięknie, to jeszcze w burdelu jej dzisiaj nie było. Entuzjazm trochę opadł, ale nie na długo. Myślała teraz o zakończeniu swoich spraw i o tym co ją czeka potem. Będąc wampirem otrzyma tytuł szlachecki i bogactwo. Już nie mogła się doczekać.
Może dlatego też z uśmiechem na twarzy weszła do domu lekkich obyczajów. Mężczyźni patrzyli na nią z zaciekawieniem, gdyż strojem idealnie pasowała do tego miejsca, a zasłonięte włosy i lekko twarz dodawały jej tajemniczości.
Burdel-tato wyszedł jej na przeciw.

-W czym mogę pomóc pięknej panience? Może pracy szuka?
-Szukam syna kowala... -prychnęła na propozycje mężczyzny.
-Niestety nie mogę udzielić takich informacji... - uśmiechnął się pokazując swoje równiutkie choć zżółkłe zęby.
-A za ile by pan udzielił? - przeszła do negocjacji.
-Nie udzielamy tutaj informacji o klientach... to pożądny lokal
-Pożądy? -zakpiła wyraźnie Francesca, ale burdel-tatek puścił to mimo uszu.- dobra Słonko, chyba się nie zrozumieliśmy, muszę się widzieć z synem kowala... mam interes do niego, a raczej coś ważniejszego... jeśli mnie do niego nie zaprowadzisz, to nie ręczę za moich pracodawców... więc albo mnie zaprowadzisz, albo zaraz przyjdzie ktoś o wiele mniej milszy niż ja
-Słuchaj paniusiu nie chcemy tutaj rozrób żadnych
-Ja tez nie chce. To jak?
-W sumie to nie moja sprawa... informacje kosztują – czujne ucho wychwyciło by brzęk monet.
-Na górze jest z Estraldą... nie dowiedziałaś się tego ode mnie
Dzięki... miło się z tobą robi interesy.


Zanim trafiła na odpowiedni pokój minęło trochę czasu. Wypytywać musiała oczywiście o Estraldę, gdyż wątpiła, że syn kowala przyzna się do swojego pochodzenia. Wśród dochodzących zza drzwi "oochhóww", "accchów" i "taaaków" ciężko było jej się skupić. Miała ochotę wręcz zmienić cel swojego pobytu, jednak do końca zachowała zimną krew.

-Estralda?To ty stara dziwko!?
-Czego?
-Zmiana jest...
-Jaka zmiana?
-Wypad... moja kolej...
-Jak to? - Francesca weszła do pokoju, uwalniając kaskadę swoich loków.
-A tak to... - uśmiechnęła się zbójecko. Syn kowala wyglądał dość pospolicie. Zwłaszcza rozebrany, mimo wszystko nie był zawstydzony. Ot młokos, co takich wielu o zadziornych rysach twarzy, ten musiał być wyjątkowo zdolny skoro zaszedł tak daleko.

-No piękna pani może pani odwalić swoje i wyjść, ja tutaj z Estrą mam...
-Ja też coś z tobą, mój drogi – przerwała mu kobieta, po czym wyjęła miecz i rzuciła na łóżko.
-Podobno znasz się na tym... - mężczyzna zerknął na broń.- To porozmawiamy?
-Estra później dokończymy... tak, idź, idź – klepnął ją w tyłek dla popędu. Ta westchnęła tylko głośno i wyszła. Widocznie nie pierwszy raz zdarza się taka sytuacja.
-Skąd to masz?
-Czy to istotne?
-Nie chce mieć problemów... a robota zachwycająca... - pogładził ostrze i uśmiechnął się.
-Problemów mieć nie będziesz... chyba, że jesteś niedyskretnie głośny, jak większość jego świętej pamięci posiadaczy...
-O to się nie martw... mój pan na pewno będzie zadowolony, chociaż dla pewności, chciałbym, aby ktoś ujrzał tę broń...
-Jest jak najbardziej prawdziwa, gwarantuje za to nawet swoją głowę... - dotknęła się zmysłowo po twarzy.
-Skoro tak mówisz... myślę, że zadowoli cie cena... ale teraz o niej nie wspomnę... -mężczyzna zaczął się ubierać. Ze sposobu wysławiania, świadczyło, iż jest starszy niż myślała. Ubrał się całkiem szybko. Widać był podekscytowany przyniesionym skarbem, ale cóż się dziwić, nie wszyscy mają zaszczyt choćby ujżeć gnomi gwyhyr, a być posiadaczem - jeszcze mniej.


***


Transakcja poszła jak najbardziej pomyślnie. Kobieta była przeszczęśliwa, że nikt nie próbował jej wykiwać, czy oszukać. Nawet przygotowała się na zasadzkę i próbę odebrania cennej broni, jednak syn kowala posłusznie zaprowadził ją do szefa. Bez zbędnych pytań udało jej się spieniężyć miecz. Co prawda mogła dostać za niego więcej, gdyby znalazła odpowiedniego kolekcjonera, jednak czasu zbytnio nie miała, a teraz czekały ją i inne bogactwa. Większa pazerność w tym przypadku mogła doprowadzić ją do pewnych uszczerbków na zdrowiu, za to za mała, wzbudzić niewygodne podejrzenia. .

W każdym razie od podstępnych interesów, czyli próby odebranie jej złota, postanowiła się zabespieczyć. Dlatego wydała większość w jak najkrótszej chwili. Kupiła nowe sztylety, buty, króciutką spódniczkę pasująca idealnie do cudownie skrojonego gorsetu, którego pozazdrościłaby jej nie jedna hrabina.


Koloru włosów specjalnie zmieniać nie chciała, dlatego też skorzystała z podpowiedzi krawcowej, aby założyła sobie piękny siateczkowy kaptur, a pod spodem czarną czapeczkę. To dodawało jej klasy i sprawiało naprawdę oszałamiające wrażenie. Oczywiście cena była zrównana z efektem. Najważniejszym było to, że nie można było rozpoznać koloru jej włosów.

Następnie udała się do wykwintnej karczmy. Zamówiła pokój oraz balię z wodą.
Zagłębiła się w gorącej wodzie i myśląc o jutrzejszym dniu.
To był jej czas odpoczynku.
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...

Ostatnio edytowane przez Asmorinne : 28-11-2011 o 13:14. Powód: oj poprawki
Asmorinne jest offline