Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-11-2011, 22:59   #46
Radioaktywny
 
Radioaktywny's Avatar
 
Reputacja: 1 Radioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemu
Prace szły sprawnie, aczkolwiek nie dla krasnoluda. Cały czas nękały go insekty z laboratorium. Co chwila gdzieś słyszał ich chrobot, lub też jakiś przebiegał mu przed oczyma. Niestety za każdym razem gdy chciał je komuś pokazać te nagle znikały. Czuł się z tym coraz gorzej. Powoli sam zaczynał się zastanawiać czy nie wariuje. To miasto było przeklęte, a ci durnie uważali, że są w stanie je zbawić. Mógł wracać sam, ale wiedział, iż w pojedynkę jego szanse dotarcia do domu są bliskie zera. Pewnie dopadło by go to co zabiło robotników po drodze, a nawet jeśli nie to pierwsza lepsza szajka bandytów, ukróciła by jego żywota. Miał potencjał bojowy ale jako jednostka wsparcia. W zwarciu miał nikłe szanse.

Robota przy bramie postępowała szybko, ale wraz z upływem czasu pomoc krasnoluda była coraz mniej istotna. Przede wszystkim dlatego, że już na początku rozdysponował pracę tak, żeby była efektywna, ale również dlatego, że coraz mniejszą uwagę poświęcał pracy. Robaki stawały się coraz bardziej natarczywe.Właziły do butów, za koszulę. Alchemik musiał wyglądać dziwnie, co rusz strzepując z siebie coś, czego nikt z pozostałych nie widział.

Zaczynając pracę miał w głowie mnóstwo pomysłów na usprawnienie obrony fortu. Czytał o wielu rodzajach pułapek i zabezpieczeń, które mogliby zorganizować nawet z materiałów dostępnych w garnizonie. Krocionogi jednak odebrały mu cały zapał. Miast planować, całą uwagę poświęcał pełzającym dookoła insektom.


***


Myśli o urządzeniach zgasły totalnie, kiedy wrócił “patrol”, a raczej trzecia jego część. Był bliski śmierci. Nie miał oczu, przez co jeszcze bardziej zaskakujący był jego powrót. Jakim cudem na ślepo mógł trafić do garnizonu w mieście, którego w ogóle nie znał. Sytuacja tak zajęła Gurnesa, że na chwilę zapomniał nawet o swoich małych prześladowcach. W tym mieście nic nie było normalne. A już szczególnie jego towarzysze, którzy postanowili wysłać kolejnych ludzi aby “stwierdzić co się stało” czyli w efekcie stracić kolejnych ludzi..

Widząc, zbierających się na kolejną samobójczą misję wojaków, krasnolud nie mógł uwierzyć w to co widzi. Postanowił nie popuścić tego tak po prostu. Wystąpił i niemal krzycząc zaczął:

-Co wy robicie?! Chcecie kolejnych ludzi na rzeź posłać? Nie wiecie nawet czy ci dwaj żyją! A nawet jeśli, to jak macie zamiar ich znaleźć, nie wiedząc nawet gdzie są? Na dodatek za kilka godzin się ściemni. Tutaj będzie potrzebny każdy do obrony a i tak nie wiadomo czy mamy szansę. A wy chcecie jeszcze kolejnych ludzi na pewną śmierć posłać. Czy wyście kompletnie powariowali?!
-Macie zapewne lepszy pomysł? Siedzieć tu i czekać w nieskończoność?-spytał Tarnus retorycznie.
-Oczywiście, że mam, ale nie chcecie go zastosować. Ale skoro nie chcecie stąd odejść to chociaż zachowujmy się rozsądnie. Przede wszystkim trzeba się umocnić, żeby przeżyć noc. Poszukiwania można rozpocząć kiedy już tutaj będziemy “bezpieczni”. Oni poszli szukać i wrócił tylko jeden
-Czyli nigdy. Bądźmy szczerzy, to nie jest w którym można się bronić bez końca.-stwierdził w odpowiedzi Tarnus.
Ale w chwili obecnej i bez ludzi nie obronimy się nawet jedną noc. Na poszukiwania trzeba będzie wyruszyć dużą grupą, a nie trójkami. W ten sposób straciliśmy już trzy patrole, bo szczerze to w powrót drugiej grupy też nie bardzo wierzę...
-Spróbujemy po twojemu.- stwierdził krótko Tarnus.

W końcu jakaś oznaka rozsądku ze strony dowódcy. Ale to i tak było mało. Stracili kolejną piątkę, a w zasadzie szóstkę ludzi. Z Gostaga i tak już nie będzie pożytku a będzie tylko kolejną kulą u nogi grupy. Ważne tylko żeby się obudził i powiedział co się stało. Takie myśli, choć okrutne coraz częściej pojawiały się w głowie krasnala. A był prawie pewien, że nie tylko w jego. W takiej sytuacji każdy normalny myśli przede wszystkim o ratowaniu własnego życia. Niestety dowódca najwyraźniej nie jest normalny. Uroił sobie rolę mesjasza, człowieka który z garstką ludzi, a może nawet i sam zbawi miasto od tysięcy nieumarłych i bóg wie czego jeszcze. Przez tego wariata wszyscy tutaj zginą, a on nie mógł nic z tym zrobić. Co gorsza z osób, które mogłyby z nim uciekać nie został już nikt. Wszyscy zginęli w tej przeklętej dziurze. Żołnierzy strach było pytać bo zapewne nawet jeśli podzielaliby zdanie Drogbara to pozostali by wierni dowódcy. A on zostałby stracony za podjudzanie do buntu. Jedyną szansą byłaby ucieczka z pozostałymi najemnikami... byłaby bo oni nie żyją... nie żyją, a on będzie następny...

W tym samym momencie wróciły robaki...
 
Radioaktywny jest offline