Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-11-2011, 20:13   #6
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Słowa piosenki przylgnęły do Verga na dobre. Podczas drogi i na każdym postoju pogwizdywał sobie melodię albo nucił słowa. – Przygoda, przygoda każdej chwili szkoda...

Droga była miła i przyjemna. Maszerowali naprzód bez przeszkód i już wkrótce opuścili znajome okolice. Opuszczali Shire przez most na Brandywinie i wkraczali na drogę do Bree. Mieli przed sobą kilka dni wędrówki. Czego się mieli spodziewać? Vergo liczył na to, że nic złego nie stanie się po drodze i w Bree spotkają krasnoludy, którym przekażą zabrany od martwego khazada kamień. Przez chwilę obszukiwał kieszenie w poszukiwaniu przedmiotu, ale w końcu przypomniał sobie, że niesie go Samwell, dziarsko maszerujący obok Verga.

***

- Kto? Co? Jak?
– Vergo zerwał się na równe nogi, sięgając po siekierę. Przysnęli sobie na jednym z postojów i dali się zaskoczyć. Tylko kim byli nieznajomi? Vergo tylko przez moment się zastanawiał. Elfowie! To byli elfowie! Niesamowite. Zostali zaczepieni przez te mityczne istoty. I co ciekawe, owo spotkanie nie było przypadkowe. Elfy zabierały ich do Rivendell! To już nie przelewki, nie chodziło o nieodległe Bree, ale o położone w cieniu gór, Imladris. Vergo tylko przez chwilę się zastanawiał nad powagą całej zaistniałej sytuacji.
- No jasne, że idziemy spotkać Elronda – zakrzyknął, mimo iż nie za bardzo wiedział kim ów Elrond jest. Ganiące spojrzenia elfów wskazywały, że chyba strzelił jakąś gafę. Popatrzył na Pędraka, ale on chyba nie był do końca przekonany. Klepnął przyjaciela w ramię. – Idziemy tam, nie?

***

Rivendell jawiło się Vergowi jako kraina cudowności. Ukryte w cieniu majestatycznych gór, spowite delikatną mgiełką i pełne tajemniczych istot. Na każdym kroku „Krasnal” rozdziawiał coraz szerzej usta i co chwila powtarzał. – O jejku, jejku... Patrz tam... A co to?

Zostali poprowadzeni na jakieś ważne spotkanie. Weszli do sali, w której zgromadziło się kilka osób, usadowionych w kręgu. Siedzieli na niskich, marmurowych ławkach i rozmawiali, zapewne o bardzo ważnych sprawach. Wśród nich były elfy, brodaty starzec i krasnoludy. Vergo patrzył na tych ostatnich zafascynowany. Brodate, masywne postacie całkowicie pochłonęły jego uwagę. Chłonął wygląd ich ubioru, twarzy, długich bród i broni jaką byli obwieszeni. Zupełnie nie zwrócił uwagi na mówiącego Glorfindela, który właśnie ich przedstawiał. Dopiero szturchnięcie przez Pędraka, wyrwało Verga z zachwytu.
- Eeee – wyraził się elokwentnie. Popatrzył po zgromadzonych i szybko się zreflektował. – My dwaj, to znaczy ja Vergo i ten oto Samwell, ten kamień, jak już Samwell powiedział. Tak, no właśnie, podjęliśmy się oddania go, tego kamienia, krasnoludom. A skoro tu są krasnoludy, to my przekazujemy go w Wasze ręce...

- A tego rannego krasnoluda, to taki jeden znajomek znalazł na drodze – odpowiedział, nieco już ośmielony starcowi z brodą. – On umarł ale powiedział, że nazywa się Telchar i zawiódł króla.
 
xeper jest offline