Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-11-2011, 22:58   #59
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Pokiereszowani, z pewnym uszczerbkiem jeśli chodzi o majątek, ale - co najważniejsze - żywi, trafili wreszcie na pokład barki Quartjina. Tu Konrad poczuł się jak u siebie. Nic zresztą dziwnego... W końcu pół życia spędził na łodziach, a u Quartina czuł się lepiej, niż w rodzinnym domu.
Prawdę mówiąc w wielu miejscach czuł się lepiej, niż w domu, ale nie o szczegóły w tym momencie chodziło.
Barka, jakakolwiek, zawsze kojarzyła się Konradowi z czymś, na czym się dobrze znał. W dodatku zapewniała więcej bezpieczeństwa niż byle jaka gospoda, do której mógł wejść każdy włóczęga.

Łagodne kołysanie, szum wody rozcinanej dziobem barki, wszystko napawało poczuciem spokoju. Jednak w chwili, gdy nikt ich nie gonił, gdy oni nie gonili nikogo, gdy nie bili się z nikim, w chwilach spokoju człowiek od razu miał czas na zastanawianie się. A wtedy mogły się przyplątać i mniej wesołe myśli.
Co by nie mówić - mieli szczęście. Udało im się wydostać z Altdorfu i to, prawdę mówiąc, niewielkim kosztem, uwzględniając oczywiście to, co ich spotkało, ze szczególnym uwzględnieniem Ericha. Co prawda pozostawili za sobą trupy, czy też nawet dwa trupy, uwzględniając relację pechowego woźnicy. Na szczęście nikt ich nie łączył z tamtymi truposzami, o czym, przynajmniej częściowo, świadczyła rozmowa ze strażnikami. Gdyby było inaczej, pewnie już by tkwili w lochu.
Splunął przez lewe ramię, by odegnać ewentualnego pecha i chwycił za wiosło sterowe. Prąd niósł barkę, ale uważać trzeba było. Wstyd by by, gdyby taki doświadczony przewoźnik jak on spowodował jakiś wypadek. Pewnie przez długie miesiące nikt by mu nie powierzył steru. I nie dziwota.

Życie na barce, choć wypełnione pracą, zostawiały jednak dość czasu na rozmyślania. A rozmyślać stale było o czym, zaś oczywisty temat natrętnie powracał, mimo usilnych prób zepchnięcia go w mroki niepamięci. Fakty nie napawały optymizmem. Wplątali się w coś dziwnego, z czym - prawdopodobnie - miał coś wspólnego Erich. Czy tez może jego sobowtór, znaleziony onegdaj bez ducha na trakcie. Jego zwłoki, wraz z innnymi, trafiły już zapewne do Altdorfu. Czy ktoś je rozpozna i prześle dalej wieści? A może bez problemowo trafią na cmentarz, dołączając do setek, a raczej tysięcy innych, bezimiennych truposzy. W tym drugim przypadku Erich miałby szansę wcielić się w rolę młodego spadkobiercy. A sam los chyba im sprzyjał, gdyż barka w odpowiednią płynęła stronę. Gdyby był przesądny to by uwierzył, że sami bogowie zesłali im Quartjina i jego łódź. Oczywiście Erich nie musiał ryzykować. Trudno było kogoś zmuszać do odegrania takiej roli. Ale wtedy zapewne lepiej by dla niego było, gdyby w Bogenhafen łba spod pokładu nie wystawiał, gdyż zdawać się mogło, że to on właśnie ściąga kłopoty, tak jak wysokie drzewo przyciąga pioruny. A narażać się na kłopoty bez wizji zysku? To już by była głupota.
Ale, pytanie ponownie zaczęło dręczyć Konrada, kim był ów magister, o którym mówił ‘ich’ trup? Mowa była o młodym Kastorze Lieberungu? Tylko czemu magister? I co z tym wszystkim miał wspólnego stryczek? Wizja konopnego sznura pojawiła się przed oczami Konrada, a nie był to widok zbyt przyjemny.
Czy ich ‘jeniec’ był owym młodym szlachcicem, zabitym przez bandytów? Jeśli tak, to dobrze, że strażnicy nie wiedzieli, że mieli do czynienia z naocznymi świadkami owego zdarzenia.
Oni nie wiedzieli, ale był ktoś, kto potrafił połączyć ze sobą niektóre osoby i zdarzenia. Konrad słyszał o łowcach nagród i rzadko kiedy były to opowieści i opinie pochlebne. A ten, który się nimi zainteresował, Kuftsos, zaliczał się, wedle słów Dietricha, do najpaskudniejszego sortu.

Złudzenie bezpieczeństwa rozwiało się niczym dym gdy dotarli do Weissbruck. Przeciwko samej miejscowości Konrad nic nie miał, ale widok mężczyzny czekającego najwyraźniej na ich przybycie znacznie zmniejszyło pozytywne zdanie, jakie do tej pory Konrad miał o tym miejscu.
Cholerny Adolphus musiał być nieźle uparty, skoro przywędrował aż tutaj za nimi. Albo też cała sprawa warta była takiego zainteresowania. Chodziło o nagrodę, czy o coś innego? Któż mógł wiedzieć.
- Nie jestem aż tak spragniony tawernianych przyjemności - stwierdził Konrad, wpatrując się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał łowca nagród. - Zostaję na pokładzie. Ktoś musi pilnować barki.
oczywiście dobrze by było dowiedzieć się, czego sobie życzy imć Kuftsos, ale Konrad nie był pewien, czy chciałby się znaleźć w gronie zadających pytania.
 
Kerm jest offline