TO nie trwało długo. Alfred nie miał nawet czasu wrzasnąć gdy raz jeszcze boleśnie uderzył kolanami o podłogę. Kręciło mu się w głowie a krew płynęła z uszu, ust i oczu, wyciśnięta wiatrami magii przeszywającymi Hierofantę. I właśnie wtedy gdy podparł się dłońmi i z ulgą miał oprzeć się o posadzkę a jego umysł haniebnie go zdradzał osuwając się w ciemność, usłyszał gniewny i pogardliwy głos elfiego widma. A nie trzeba było wiele by wzbudzić jego wściekłość gdy krew w nim grała. Z niedowierzaniem spojrzał na elfi ... konstrukt? Naraz wyszczerzył czerwone od juchy zęby, złapał rękojeść miecza, poderwał się chwiejnie na nogi. - Magnus, zajmij go ale przede wszystkim się broń! Reszta, do zaklęć! - ryknął widząc ruszającego na istotę wojownika, może niepotrzebnie, ale niekiedy świadomość że ktoś zdaje się wiedzieć co robi, i ze zdecydowaniem i pewnością siebie wydaje rozkazy, czyni cuda dla morale. Tym razem nie bawił się w żadne oślepienia, na konstrukt i tak by nie podziałały. Prawą dłonią sięgnął do sakiewki po błyszczące, polerowane szkiełko. - Egomet arcessere vis ardensa spectare! - wydeklamował a soczewka naraz zniknęła w krótkim rozbłysku jasnego światła - IAM!!! Dwa promienie pomknęły w kierunku nogi "elfa" rażąc go mocą białego Hysh. Alfred miał zamiar okulawić wielki konstrukt i przewrócić. - Módl się, ścierwo, bo kiedy skończymy z twoim sługusem dobierzemy się do ciebie! - warknął pod adresem zjawy. Sięgnął po następną soczewkę.
__________________ Why Do We Fall? So We Can Rise |