Z niebywałym opanowaniem doktor przeszedł przez ciżbę opętanych, rozdając razy laską. Jego celem była córka karczmarza. – Proszę mnie posłuchać – chwycił ją za ramiona i rozkazująco powiedział w twarz. – Wychodzimy stąd. Niech panienka idzie ze mną, a ocali życie.
Jego stanowcze i spokojne zachowanie miało obudzić w zszokowanej dziewczynie instynktowne posłuszeństwo zgodnie z prawidłami wiedzy psychologicznej. Poprowadził dziewczynę ku oknu i po prostu wyrzucił ją na zewnątrz. Choć była niewygodnym świadkiem, musiał ją uratować. O ile zabijanie opętanych wieśniaków mógł potraktować jako tragiczną konieczność, to nie umiałby sobie wybaczyć skazania na śmierć niewinnej dziewczyny.
Ogień gorzał coraz wyżej a wściekłość opętanych nie malała. Raz jeszcze doktorska laska wprawiła się w ruch, wybijając zęby atakującemu chłopu. – Mój panie! – przez kłęby dymu lekarz krzyknął do Kruka – Masz pan wypalone rewolwery, więc czmychaj stąd czem prędzej, nim najdzie nas w końcu żandarm! Ja zostanę na miejscu i skieruję śledztwo na fałszywe tro… Aaargg! – kolejny atak opętanego udało się powstrzymać, lecz kosztem roztrzaskanej o jego czerep laski – Spotkajmy się pod tutejszym kościołem przed poranną mszą. Mamy sobie wiele do wyjaśnienia! … A ksiądz? Czy ksiądz idzie?
Jakakolwiek była decyzja duchownego, Karaszewski wyskoczył z płonącego budynku. Zamierzał zostać na zewnątrz, opiekując się karczmareczką. Korzystając z jej wstrząśnienia, wmówi jej jakoby w gospodzie rozgorzała chłopska burda zakończona użyciem borni kłusowniczej i zaprószeniem ognia. On, szanowany krakowski doktor, pośpieszył z pomocą uwięzionej w środku młodej damie. Taką też bajkę, wspierając się swym autorytetem i talentem krasomówczym, wmówi stróżowi porządku.
__________________ Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań.
Ostatnio edytowane przez JanPolak : 01-12-2011 o 00:16.
|