Krasnoludy organizowały prawdziwą wyprawę. PRAWDZIWĄ. To nie była już po prostu wycieczka do Bree czy nawet podróż w towarzystwie majestatycznych elfów do Rivendell, ale wyprawa w dzicz. Gdzieś tam daleko, król krasnoludów odpierał ataki smoka. I to właśnie nieco przerażało Verga. Gdyby nie ów mityczny potwór, bez wahania zgłosiłby się do udziału. A tak wahał się tylko chwilę. Szalę decyzji przeważyło oświadczenie Pędraka, który z niefrasobliwością oświadczył, że oczywiście nie ma innej możliwości, tylko oni obaj MUSZĄ się udać na misję. Grubb przytaknął przyjacielowi.
- Znamienici z nas podróżnicy, co zresztą widać po sposobie w jaki dotarliśmy aż tutaj – powiedział wypinając pierś. – Niewielu z naszego ludu podróżuje poza granice Shire’u, co dobrze o nas świadczy, prawda? A co do naszych zdolności i umiejętności, to Samwell doskonale zna się na... fasoli, a ja jestem drwalem. Rozumiecie?
Po tych słowach zaczął imitować ruchami rąk czynności jakie wykonywał przy ścinaniu drzewa. Wszyscy popatrzyli na niego dziwnie, a tylko Mistrz Elrond uśmiechnął się zagadkowo. Czyżby przewidywał, że takie umiejętności przydadzą się podczas owej misji? |