Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-12-2011, 14:21   #29
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Kris spojrzał na Molly wskazując głową na dwóch pracujących przy pochodni mężczyzn.
- Nie wyglądają mi na Indian. Prędzej rabusie grobów. Co robimy? Podjedziemy bliżej? Strzały mogą zdradzić naszą pozycję.
Molly skinęła porozumiewawczo.
- Może to chłopcy O’Hulligana? McClyde twierdzi, że ich trop biegnie na cmentarzysko.
Zamyśliła się pocierając brodę.
- Mamy szansę się zakraść i ich ogłuszyć? Strzelanie nie wchodzi chyba w grę, nie? Zaskoczenie by się zesrało. Ja mogę się zakraść do jednego. Bierzesz drugiego?
Szeptała niby do obu towarzyszy ale tak naprawdę jej plan nie zakładał udziału ryżego. Nie była pewna czego można się po nim spodziewać.
- A co z tym co obserwuje? - Balor skinął głową w stronę nieruchomej postaci odcinającej się na tle nieba.
- Tamten? - Molly wskazała gestem siedzącą nieruchomo sylwetkę. - Wygląda mi na indiańca, który przesadził z pejotlem, co? - zaśmiała się cichutko pod nosem. - Wcale się nie rusza, no patrz. Nawet sukinsyn nie drgnie.
Na chwilę zamilkła.
- No nie wiem. Jeśli to zwykli rabusie grobów to w sumie nas nie obchodzą. Ja bym tak obstawiła. Indianiec przyprowadził hieny, sam nie wchodzi na przeklętą ziemię bo mu się na samą myśl jaja kurczą ze strachu. A dwóch białasów buszuje wśród kości. Hmmm... A może pójdę z nimi zagadać? Powiem, że się zgubiłam czy jak. Wybadam grunt. A wy się w tym czasie - pierwszy raz zwróciła się też do O’Sullivana - przyczaicie i ogłuszycie. A tym trzecim bym się narazie nie przejmowała. No chyba, że czekamy na pozostałych z wozu? Chociaż ja to bym szła na żywioł...
- Wiem. - Balor uśmiechnął się szeroko w ciemnościach błyskając zębami. - Ja proponuję, by Pan O’Sullivan wziął na muszkę tego Siedzącego Byka, a my podkradniemy się bliżej. Może nas nie zauważy. Póki co się nie rusza i niech tak zostanie.
Molly wzruszyła ramionami. Niech i tak będzie.
- Panie O’Sullivan? - spojrzała wyczekująco na rudzielca.

John przypatrywał się skrytym w ciemnościach postacią i wsłuchiwał się szepty towarzyszącej mu dwójki, na oko i ucho teksańczyków. Kiedy usłyszał propozycję Balora parsknął cicho: - Indiańca mam w dupie, jeśli skurwiel na którym mi zależy jest wśród kurhanów to też idę. Nie odmówię sobie przyjemności patrzeć jak ucieka z niego życie. Proponuję, żeby to panienka została na czatach. Mogę strzelbę ewentualnie pożyczyć. - skomentował krótko dezerter. Po chwili jednak dodał: - W zasadzie warto by było tego negra sprowadzić i księdza też, nie lekceważyłbym przewagi liczebnej.
- No to poczekajmy na nich - Molly była w sumie znużona dyskusją. - Ta trójka się chyba nigdzie nie wybiera. Reszta dojdzie to spróbujemy ich ogłuszyć czy coś, nie? Bo jak zaczniemy z luf grzać to się zlecą bandidos i dupa wyjdzie z zaskoczenia. A ta trójka cieciów może nawet do chłopców O’Hulligana nie należeć.
- Mogą nie należeć... ale nikt o zdrowych zmysłach, nie przebywa nocą w takim miejscu. Jedynie desperat, albo człowiek, który nie ma nic do stracenia. Proponuję zostawić negra w odwodzie, razem z panną Molly. - Odwrócił sie do Balora, ostentacyjnie ignorując kobietę - We trójkę podejść bliżej i wypytać, albo zastrzelić delikwentów w razie potrzeby. - zimno skończył wypowiedź O’Sullivan. Niespecjalnie przypadła mu do gustu wyrywność dziewczyny. Choć nie mógł nie docenić urody, to jednak śliczna buzia okraszała tylko krnąbrny i paskudny charakter. “Może gdybym był młodszy...” - nie dokończył myśli.
- Posłuchaj no, panie O’Sullivan - Molly złapała za rąbek kapelusza żeby nie było, że gada bez szacunku . - Dołączył się pan do naszej paczki dopiero dziś, i... że tak powiem, na krzywy ryj. Nie sądzę żeby miał pan nami dysponować jak szeryf swoimi przydupasami. Poza tym - odchyliła poły kurtki wskazując na spoczywające na biodrach rewolwery - tak się składa, że nie noszę tego dla szpanu. Nie będę stała z boku i się przyglądała tylko dlatego, że jakiś ryży jegomość nie lubi bab, nie? Albo jesteś z nami albo jesteś sam więc zgadzasz się na nasz plan albo podkul ogon i przebieraj łapami - wyszczerzyła się szczerze z siebie zadowolona - samotny wilku.
- Spokojnie dziewczyno - wskazał na jej rewolwery - nie mówię, że nie umiesz się nimi posługiwać, co nie zmienia faktu, że pomimo paskudnego charakteru, szkoda by było twojej ślicznej buzi. Pośpiechem nic nie załatwimy, a wież mi, że nikomu tak nie zależy na ich dorwaniu jak mi. Pierdolę nawet te pieniądze co to nagrodę za nich dali.
- Świetnie - uśmiechnęła się promiennie. - Chętnie wezmę twoją dolę. Ale nadal uważam, że jeśli zaczniemy strzelać do tej trójki zaalarmujemy resztę bandidos i nam to wyjdzie tak dobrze jak kołek wbity w dupę. Ale fakt, nie ma się co rozwodzić. Poobserwujmy i poczekajmy na resztę.

Poczekali. Po godzinie dołączyli do nich Smith, Tiggs i Hugo. I oczywiście Badfellow - swoją drogę zabawne nazwisko dla stróża prawa. Powinien je zmienić na Goodguy czy coś w ten deseń.
Do porozumienia nie szło łatwo dojść. Molly była w wojowniczym nastroju i zwyczajnie chciała już sobie postrzelać. W dupie miała, że starcie będzie odbywać się na przeklętej ziemi Indian. Nie wierzyła w duchy ani te ich pogańskie obrzędy. Pan moją tarczą, będzie mnie ochraniał. Szczególnie przed heretykami.

Coś jednak trzeba było przedsięwziąć. Kris zaczął się zakradać do Indiańca na czujce. Hugo zaproponował aby napędzić czerwonoskóremu stracha. Plan może i nie był głupi, i zdecydowanie nie spodziewała się takiej finezji działania po eks-bokserze. To nawet mogłoby być zabawne. Jakby się tak przebrała w samą zwiewną nocną koszulę, rozpuściła włosy co by się błyszczały na trupią biel w świetle księżyca... Wysmarować się ziemią i porobić za ducha. Na tym kawałku ziemi Indianiec może i by się wystraszył. Ale Molly nie zamierzała ryzykować, że w pierwszym odruchu strzeli do zjawy i sobie załatwi postrzał na własne życzenie.
- Dobra Hugo. Spróbuj go nastraszyć. W najgorszym razie odciągniesz jego uwagę. I Kris... Wstrzymaj się. Jeśli ktoś w tym towarzystwie umie się dobrze skradać to chyba tylko ja. Choć sprawa jest delikatnie mówiąc beznadziejna... Zajść go, siedzącego na tym skalnym grzybie górującym nad okolicą. No ale dobra. Mus to mus.

Faktycznie umiała się skradać. Choć warunki terenu były mało sprzyjające to jednak osłona nocy polepszała sytuację. Molly złapała po drodze solidny kawał kamienia i przemknęła trzymając się cieni. Chciała go ogłuszyć. Strzelać jedynie w ostateczności.
Zgadzała się jednak, że tą trójkę trzeba wyłączyć z rozgrywki. Żeby iść dalej do jaskini i przejść do konkretów musieli wpierw zadbać żeby nie zostawić sobie wrogów za plecami.

 
liliel jest offline