Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-12-2011, 14:55   #15
chaoelros
 
chaoelros's Avatar
 
Reputacja: 1 chaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodze
-Nie można odmówić wam odwagi, młodzi hobbici. Każdy ma swój cel i przeznaczenie na tym świecie. Nie spodziewałem się, że zechcecie podróżować dalej. Jak widzę, nie zamierzacie łatwo zrezygnować z postawionego sobie zadania, nawet jeśli oznacza to spotkanie ze smokiem Elrond wstał.
-Sześciu dzielnych kompanów, choć na początku niezorganizowanych. Harlandil ma rację i to on poprowadzi waszą wyprawę. W tej drużynie posiada największą wiedzę i jako czarodziej, ma swoją misję, której całokształt może być niezrozumiany i niepojęty dla innych.
Te słowa wzbudziły pewien niepokój w zgromadzonych. O ile hobbici byli od początku olśnieni pięknem doliny i podnieceni perspektywą prawdziwej przygody, to jednak na krasnoludach i elfach nie robiło to takiego wrażenia. Zdawało im się, zwłaszcza khazadom, że znają Harlandila choć po słowach Elronda zaczęli się zastanawiać jak stary może być ten czarodziej. Mimo iż sprawiał wrażenie dziarskiego, poczciwego starca zdawał im się teraz o wiele potężniejszą i znaczniejszą postacią, której udział przypadła nie tylko ta historia. Dziś przekonali się że nie należy sądzić innych po pozorach, zarówno czarodziejów jak również Niziołków.
-Obawiam się – zwrócił się do czarodzieja- że nie macie zbyt wiele czasu na planowanie. Jak już mówiłem, król Nain II czeka już dość długo. Być może, zniecierpliwiony wyprawił kolejne poselstwo. –Normalnie, na te słowa Draug i Nalin oburzyli by się, na wytykanie krasnoludom braku cierpliwości. Szybko jednak zrozumieli że Elrond, nie kpił z nich lecz wysuwał słuszne przypuszczenia.
-Powinniście wyruszyć jak najszybciej, najlepiej jutro. Dostaniecie tyle prowiantu ile zechcecie. Pewnie nie starczy wam zapasów na całą podróż, lecz jeśli mądrze obierzecie trasę, to będziecie w stanie uzupełniać wasze zapasy. W końcu posłom króla udało się przebyć taki kawał drogi, choć zdążyli ledwo przed zimą.
Na te słowa, zgromadzeni jakby obudzili się ze snu. Czas spędzony w Rivendell pozbawił ich rachuby czasu, wszak rzeczywiście należało wyczekiwać zimy, która zapewne zaśnieżyła wysoko w górach.
-Moi drodzy hobbici. Serca macie waleczne lecz nie widzę przy was broni. Perhael zaprowadzi was do kuźni, gdzie dostaniecie dwa krótkie sztylety jakie posiadają, zwykle łucznicy – Wzrok Elronda powędrował ukradkiem do Pencherona, który jako jedyny łucznik w Imladris, nosił u pasa długi miecz.
-Przykro mi, moi zacni goście że muszę was żegnać. Zapraszam was na wieczerzę. Powinniście spędzić ostatnią spokojną noc posilając się jadłem i winem, słuchając pieśni i poezji.
Kiedy goście wybrali się do sali wieczornej na kolację, Elrond odszedł z czarodziejem na stronę aby przekazać mu ważną wiadomość. Poszli razem do altany przy pobliskim strumyku gdzie czekali na nich posłańcy, którzy wrócili dzień wcześniej z Lorien. Był to dar od pani Galadrieli i jej męża Caleborna. Elrond wziął od posłańca przedmiot zawinięty w lawendowe płótno i wyjął wspaniały miecz.


-Rinmegil. Ten miecz wykuto jeszcze w drugiej erze. Jest lekki, wytrzymały i ostry pomimo upływu lat. Nie tępił się, mimo że ścinano nim wiele sług Nieprzyjaciela.
Jeszcze zanim zastawiono stoły, Perhael zaprowadził hobbitów do kuźni. Tam otrzymali oni zgodnie z obietnicą dwa miecze. Cóż… dla nich to były faktycznie miecze.

-Dodadzą wam pewności w chwili próby – rzekł Perhael kładąc młodemu Funderlingowi rękę na ramieniu, kiedy hobbit zachwycał się, pięknie wykonanym, mieczem.
Wreszcie, kiedy słońce miało się ku zachodowi, goście w towarzystwie elfów usiedli przy stole do wieczerzy. Wszyscy, zgodnie z radą Elronda, jedli i bawili się. Nawet hobbici, nieco onieśmieleni zaprezentowali towarzystwu jedną z swoich piosenek.

Na kominku ogień górze,
A pod dachem ciepłe łoże;
Lecz, że stopy wypoczęte,
Może jeszcze za zakrętem
Ujrzym drzewo albo kamień
Przez nikogo nie widziane...
Kwiat i drzewo, trawa, liść -
Trzeba nam iść, dalej iść,
Woda, niebo, wzgórze, jar -
Naprzód marsz, naprzód marsz.

Za zakrętem może czeka
Droga nowa i daleka,
A choć dziś ją omijamy,
Jutro tuż za progiem bramy
Może ścieżka nas uwiedzie,
Która wprost na księżyc wiedzie...


Słowa utwierdziły wszystkich w przekonaniu, że lud z Shire nie stroni od przygód. Zdawało się że to sam Elrond najdonioślej bije brawa dwóm hobbitom. Ten wieczór pełen rozrywek pomagał Harlandilowi nie myśleć o trudach podróży z jakimi przyjdzie się zmierzyć jego drużynie. Na radzie mówił o przygotowaniu, choć cały pobyt spędził na planowaniu podróży powrotnej. Teraz jednak, niektóre przejścia mogą być nie do przebycia. Przeczekanie zimy, było kwestią, której nie wypadało nawet poruszać w obliczu faktu, że król Nain II tak pilnie oczekuje powrotu czarodzieja. Im dłużej, trwałą wieczerza, tym bardziej goście byli nasyceni. W końcu wieczór spędzono na słuchaniu pieśni elfów.
A Elbereth Gilthoniel
Najpiękniejszą z nich była pieśń na cześć Vardy, którą elfy miłowały najbardziej. Głos Arweny rozniósł się po dolinie, sprawiając wrażenie że czas się zatrzymał, a świat jest wyłącznie piękny i dobry, pozbawiony skazy. Pieśń budziła jednak niepokój w głębi serc słuchaczy, spodziewających się że ta pieśń, jak każda, w końcu się kończy…

Niebawem, ciemny nieboskłon przyozdobiły gwiazdy, a ich blask odbijał się w górskich strumieniach doliny. Nastała noc, hobbitów zaprowadzono do przygotowanej dla nich sypialni. Gości usypiały wciąż odgłosy elfich chórów odbijających się delikatnym echem tworząc spójną mozaikę dźwięków.

Rankiem zbudzono drużynę i poczęstowano śniadaniem. Nie było wśród nich elfa Pencherona. Nikt z gości nie pytał o niego, lecz na twarzach widać było niepokój. Elrond wyjaśnił im że Pencheron postanowił nie brać udziału w wyprawie i za kilka dni wyruszy wraz z innymi elfami do Szarych Przystani, aby opuścić Śródziemie. Drużyna zatem stanowiła pięciu dzielnych bohaterów. Przygotowano dla nich zapasy żywności i wody, podzielone tak aby każdy niósł swoje racje. Harladnil zwinął mapy i schował w skórzany futerał, który niósł w swojej torbie. Kiedy wyprawiona drużyna stała u wschodniej bramy Rivendell, Elrond ze swoją świtą oraz panną Arweną przybyli aby się pożegnać.
-Drużyna, pod przewodnictwem Harlandila, wyrusza. Niech słońce za dnia ogrzewa wasze serca a gwiazdy w nocy napawają nadzieją. Ruszajcie i uważajcie na siebie.
Drużyna opuściła cudowną dolinę i ruszyła na wschód ku przeprawie przez Góry Mgliste. Choć śnieg opiewał tylko wysokie szczyty, czuć było chłodniejsze powietrze, a obfite chmury nad górskimi przełęczami nie dawały spokoju czarodziejowi.

Pozory mylą

Górskie ścieżki w Gór Mglistych były wyzwaniem o tej porze roku, kiedy jeszcze zamiast śniegu, drogi pokrywało błoto. Niektóre drogi były osunięte pod wpływem erozji, więc czasem wydawało się że owa dziewicza dzicz znajduje się tuż pod nosem wędrowców. Pomimo ostrożności drużyna zsunęła się wraz z obsuwającą się ziemią pięć metrów po błotnistym zboczu lądując nieco boleśnie, w lesistym jarze. Kiedy wstali próbując rozprostować kości, okazało się że nikt z nich nie ma żadnego złamania czy nawet stłuczenia. Byli tylko cali obłoceni. Zbliżał się wieczór i dookoła nich tańczyły cienie drzew. Słońce nie przebijało się przez zarośla. Nagle zobaczyli przed sobą gdzieś za drzewami...
-Troll...- rzekł Nalin, który pierwszy spostrzegł bestie.
Pozostali towarzysze nie zauważyli potwora lecz samo słowo wywołało panikę i zaczęli przerażonymi oczyma wędrować za trollem.

Podróż do Mithlond

-Mando obudź się - trącał swojego kolegę Hobbit. Nierzadko zdarzało się żeby hobbici, nawet w towarzystwie krasnoludów, podróżowali z Bree do Shire i z powrotem. W tej kompanii byli sami hobbici, więc nikt nie spodziewałby się żadnych przygód, czy atrakcji, dlatego Mandy nie był zadowolony że ktoś przerywa mu drzemkę.
-Bodo daj mi spokój.
-Nie no obudźcie się! nie słyszycie? Cicho- Bodo położył palec na ustach i nasłuchiwał. Trzeci hobbit także natężył słuchu. Nawet Mando nagle otworzył oczy słysząc dziwne głosy.
Wstali i zaczęli iść w kierunku, z którego dochodził dziwny śpiew. Odeszli na kilka metrów od obozowiska aby zobaczyć postacie na trakcie, z wolna poruszające się w zachodnią stronę. Smukłe, w pięknie uszytych ubraniach, szaroniebieskich płaszczach. Jechali konno, jeden za drugim z wolna... Hobbitom zdawało się że od niektórych bije jasna łuna światła. Choć widok ten wydawał im się piękny to jednak śpiew wydawał im się smutny.
-Kto to? Kim oni są?
-To chyba elfy.
-Elfy? ale prawdziwe?
-Wędrują na zachód, tam daleko, za Shire, nad morze. Tam podobno jest przystań,z której odpływają szare okręty jeszcze dalej i nigdy nie wracają
-odpowiedział Bodo, zauroczony widokiem.
-Chodźmy stąd. Nie mieszajmy się do tego, to niemądre - rzekł Mando.
Dwaj hobbici poszli do obozowiska, lecz jeden został jeszcze chwilę i obserwował pochód.

-Żegnajcie - szepnął cicho hobbit. Nie wiedział że wśród nich jest elf, który poznał jego współziomków.
 

Ostatnio edytowane przez chaoelros : 05-12-2011 o 15:38. Powód: Dodałem fragment o tym jak Pencheron opuścił Śródziemie.
chaoelros jest offline