Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-12-2011, 20:53   #184
Bebop
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Pewnych rzeczy ludzie sobie nawet nie wyobrażają, innych z pewnością nie chcą nigdy zobaczyć na oczy. Solomon odnajdywał się w obu kategoriach, szczególnie biorąc pod uwagę większość wydarzeń, których w ostatnim czasie był świadkiem. Złe rzeczy działy się w tej chwili z jego psychiką, ktoś się nią zabawiał, zmieniał i manipulował narażając ją na uszkodzenia. Zresztą, można już chyba przyjąć za rzecz pewną, że Solomon nie jest do końca człowiekiem poczytalnym. Nie po tym czego był świadkiem na wojnie, ani tym bardziej teraz. Kto wie? Może dobrze pasował do swojego sąsiada z celi? Obaj być może równie szaleni i gotowi do poświęcenia życia dla swych celów. Celów odmiennych i zapewne inaczej ocenianych, lecz czy to coś zmieniało? Nie różnili się widocznie aż tak bardzo jak Solomon raczył przypuszczać. Ile razy siedząc w tej celi myślał o zabiciu Malcolma? Trzy, cztery? To o nim dobrze nie świadczyło. Zdawał sobie z tego sprawę.

Siedzenie w celi sprzyjało jak widać rozmyślaniom doprowadzając Solomona do dziwnych wniosków, z którymi wcześniej zapewne by się nie zgodził. Z drugiej strony, co innego miał do roboty? Miał przyglądać się wciąż Malcolmowi?

Jego psychika po raz kolejny została wystawiona na ciężką próbę, gdy Malcolm wreszcie pokazał do czego prowadziły te jego tajemnicze rytuały. Zmieniał się, a Solomon nie mógł nic zrobić, nie mógł się nawet poruszyć. Z tym widokiem przegrał, nie miał już siły by cokolwiek z siebie wydusić, by myśleć. Mógł jedynie patrzeć. Solomon ledwie zdołał nad sobą zapanować, nie krzyknął, nie zwymiotował, chociaż odór gnijącego mięsa zmieszanego ze smrodem morskiego dna drażnił jego nozdrza.

Duchowny spojrzał w stronę Colthrusta, żołnierz przez kilka sekund wystraszonymi oczami spoglądał na niego po czym zaczął się cofać. W końcu jego rozpalone, oblane potem ciało natrafiło na zimną ścianę, dalej już nie mógł uciec. Chwilę później ohydne ciało Malcolma przecisnęło się przez kraty. Wyszedł i po kilku minutach po raz ostatni spojrzał na żołnierza nim zniknął mu z oczu.

Został sam ze swoim strachem. Osunął się na ziemię i wciąż tkwiąc przy ścianie starał się uspokoić swój oddech. Serce waliło mu jakby miało za moment wyrwać się z jego piersi. Malcolm nic mu nie zrobił, ale to nie miało znaczenia. Sam widok wystarczył by spokojny zazwyczaj żołnierz nie potrafił uspokoić drżenia rąk.

Wzdrygnął się, gdy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi, a chwilę później również i krzyk. Poznałby ten głos nawet gdyby znajdował się już na dnie samego piekła. To była Samantha. Zdołał zebrać się w sobie i błyskawicznie poderwał się na nogi. Sam była w niebezpieczeństwie, musiała napotkać Malcolma.

- Sam
– szepnął pod nosem po czym zbliżył się szybko do krat – SAMANTHA! – krzyknął na całe gardło – Co się dzieje?

Usłyszał lekkie kobiece kroki, a po chwili również jej głos - Gdzie jesteś?

- W celi – odparł z ulgą - Sam! Malcolm uciekł! Musisz ostrzec pozostałych!

Samantha kluczyła po budynku próbując odnaleźć cele, w której uwięziony był Colthrust. Żołnierz domyślał się jak okropne musiało być to dla niej przeżycie. Znosić ten smród i walczyć z panującym wszędzie mrokiem. Wreszcie pojawiła się na korytarzu, na jej czole pojawiły się już krople potu, tak widoczne w świetle jej latarni. Solomon zmrużył oczy próbując przyzwyczaić się do blasku. Przez kilka chwil kuzynka patrzyła na niego ze strachem, w tym świetle jego oblicze musiało wyglądać przerażająco. Cienie tańczyły na jego pobladłej twarzy, a w oczach widać było prawdziwą grozę.

- Co tu się stało? Gdzie są pozostali? Jakaś cuchnąca poczwara uciekła gdy otworzyliśmy drzwi, ale nie widziałam Malcolma - powiedziała zbliżając się do niego.

Solomon podszedł do krat, teraz światło latarni już całkowicie oświetliło jego postać, nie wyglądał dobrze. Zbyt wiele czasu spędził z wielebnym.

- To Malcolm - rzucił - To był Malcolm! Zamienił się w to... coś. Wzywał tych swoich bogów... Nic nie mogłem zrobić...

- Ciemność dotarła do Bar Harbor. Obawiam się, że to my ją tu przynieśliśmy. Pamiętasz te kamienie, które zabraliśmy z domu wynajmowanego przez wuja Adriana? One się z niej wynurzają! – Była wyraźnie wzburzona. - Można je zniszczyć wrzucając do ognia. A gdzie James i pan Dufris? Strażnicy? Zostawili cię tu samego? – Wyczuwał w jej głosie mieszankę strachu i oburzenia.

- Wypuścili ich – wyjaśnił starając się ukryć swoje zdenerwowanie, nawet jeśli jego oczy zdradzały całą prawdę o prawdziwym stanie - Strażnik poszedł po lekarza, gdy Malcolm zaczął wariować... Co z tobą? Wszystko w porządku? Gdzie Judith?

- Judith się uparła ze musi poszukać Indianina. Nie widziałam jej od tego czasu. Ciemność zaatakowała Lucy. Jest ranna. Ludzie z hotelu zanieśli ją do szpitala. Muszę poszukać kluczy.

Na kilka minut zniknęła, na szczęście znalezienie kluczy nie było zadaniem trudnym. Jedyny strażnik, który ich pilnował, nie zadbał o to by je ze sobą zabrać. Klucze wisiały za biurkiem „Szefa” i okazały się łatwą zdobyczą.

- Potrzymaj – powiedziała, Solomon wysunął rękę za kraty i wciąż drżącą dłonią chwycił lampę.

- Musimy się pośpieszyć.

Samantha starała się jak najszybciej oswobodzić Solomona, jednak i ona była zbyt przerażona by poradzić sobie z zamkiem. Dopiero po kilku próbach udało jej się przekręcić klucz. Odebrała lampę od Colthrusta i otworzyła drzwi.

- Poszukajmy jakiegoś dodatkowego źródła światła w biurze – zaproponowała - To przecież jedyna szansa na obronę przed ciemnością

Solomon pokiwał głową, razem z Sam udał się do pomieszczeń przeznaczonych dla strażników i zabrał się za przetrząsanie szafek i biurek. W jednej z nich natrafił zresztą na zarekwirowane przez nich rzeczy, w tym swoją torbę oraz Colta, który szybko wylądował za jego paskiem. Znaleźli również dwie sporych rozmiarów latarnie karbidowe, jakieś latarki i parę lamp naftowych. Solomon starał się jak najwięcej upchnąć w swej torbie, jeśli miała to być ich jedyna broń przeciwko Ciemności, to chciał czuć, że ma przy sobie prawdziwy arsenał.

- W jakim stanie jest Lucy? Ona znała rytuał, wiedziała jak się bronić – spytał, gdy już uporał się z pakowaniem.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline