Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-12-2011, 20:59   #185
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Samantha przyglądała się jak Solomon przetrząsa szuflady i schowki komisariatu i pakuje wszystko co może okazać się przydatne.
- Z Lucy jest źle - westchnęła, a potem pokrótce opowiedziała mężczyźnie o tym co wydarzyło się w hotelu. O tym jak Judith uparła się by iść poszukać Indianina. O kuzynce zaatakowanej przez ciemność. Jej wychłodzonym ciele i braku reakcji. Zniszczeniu kamienia i braku pozostałych, a także o śladach na ciele Lucy i o tym, że przypominały jej znaki ze snu.
- Ten miły pan Wilkox był bardzo pomocny, ale widok Malcolma, albo raczej tego co się z nim stało, to było chyba trochę za wiele na jego nerwy.
Zakończyła wskazując ręką na młodego policjanta siedzącego pod drzwiami. Wyglądał żałośnie. Puste spojrzenie i mokre w okolicy kroku spodnie były wyraźną wskazówką, że ostatnie wydarzenia przekroczyły u niego poziom przyswajalności.
- Musimy spróbować przywrócić go do przytomności. Widział atak Ciemności i jest jedynym świadkiem że nie zwariowaliśmy.
Podeszła do chłopaka i potrząsnęła jego ramieniem. Nie zareagował. W tym stanie najwyraźniej nie było możliwości nawiązania z nim jakiegokolwiek kontaktu. Sam miała jednak nadzieję, że w końcu dojdzie do siebie.

- Obawiam się, że mało wiarogodnym - stwierdził ponuro Solomon obserwując jej poczynania i chowając Colta - Nie uda nam się ich przekonać. Jesteśmy zdani na siebie.
- Nie możemy go tu jednak zostawić. Może odstawmy go do szpitala?
- W porządku. Potem poszukamy Indianina, przy odrobinie szczęścia spotkamy u niego pozostałych. Nie mam lepszych pomysłów.

Samantha popatrzyła na krewniaka. Coś w tonie głosu mężczyzny zaniepokoiło ją. Mimo pozorów spokoju dostrzegła, że i on jest na granicy psychicznej wytrzymałości. Podeszła do niego i dotknęła dłoni:
- Sol? - Popatrzyła na niego uważnie - Możesz mnie przytulić?
- Słu-słucham?
- spytał nieco zaskoczony, najwyraźniej pytanie Sam wyrwało go z rozmyślań i nie bardzo wiedział jak powinien się zachować. Dopiero po chwili podszedł do niej i objął:
- Będzie dobrze - zapewnił ją. A być może chciał zapewnić również siebie...
Przywarła mocno do ciepłego, silnego ciała. Przesunęła dłonie na jego plecy i rozłożyła palce by dotykać jednocześnie jak największej przestrzeni. Przez chwilę trwali tak bez ruchu. Potem dziewczyna odchyliła głowę do tyłu i powiedziała cicho:
- A teraz mnie pocałuj.
Spojrzał na nią i przez kilka chwil wyglądał naprawdę bezbronnie. Jego oczy przybrały nienaturalny wygląd, nie było w nich ani dawnego spokoju, ani też chłodu jaki objawiał się w obliczu niebezpieczeństwa. Być może była to jedyna chwila, gdy nie udawał kogoś kim nie był.
- Chyba nie po... - rzucił lecz urwał w połowie, nie namyślając się dłużej odgarnął jej włosy i pocałował.
Z westchnieniem przyjęła pocałunek. To było coś normalnego i dobrego. Ludzkie odczucia, namiętność i jej odczuwanie dawały pewność, że nie zatracili się jeszcze do końca w szaleństwie ostatnich dni. Odpowiedziała rozchylając wargi.
Czuł jej delikatne, ciepłe usta, zatopił się w nich i na moment opuścił ten zły świat. Nie było Malcolma, nie było Ciemności. Był tylko on i Sam, tylko to się liczyło. Rozluźnił się... Pierwszy raz prawdziwie się rozluźnił.
Od razu poczuła zmianę w jego postawie. Mięśnie pod dłońmi stały się wyraźnie mniej napięte. Wolno przesunęła je ponownie do przodu i przejechała nimi po jego piersi i szyi, na koniec obejmując policzki. Odsunęła usta i uśmiechnęła się:
- Już jest lepiej prawda?
Uśmiechnął się delikatnie, wciąż wpatrywał się w nią tym samym wzrokiem, lecz rzeczywiście wyglądał inaczej.
- Tak, lepiej. Dziękuję Sam. Dziękuję.
- Nie masz za co dziękować
- Pogłaskała go z czułością po nieogolonym policzku - Mnie też było to potrzebne. Chodź zaprowadźmy tego biedaka w miejsce gdzie się nim zajmą i zmierzmy się z Ciemnością. - Ponownie posłała mu delikatny uśmiech. - Teraz przynajmniej wiemy, że nie jest niezniszczalna.
- Dobrze, ruszajmy
- wypuścił ją z swych ramion, powoli, niechętnie, i ruszył w kierunku nieszczęśnika - Pomogę mu iść.
 
Eleanor jest offline