Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-12-2011, 23:21   #2
Eyriashka
 
Eyriashka's Avatar
 
Reputacja: 1 Eyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumny
Leżał pod gwiazdami, za jedyne okrycie mając cienki koc. Gorący klimat stanowczo zniechęcał do sięgania po ubranie, które ściągnął, aby odbyć krótkie tête-a-tête z Prudence. Zresztą, nie było powodów – słabe czary chroniły jego skórę przed uporczywymi insektami, a przyzwoitością niezbyt się przejmował.

Dziewczyna spała, zawsze wprowadzało go to w pewną obawę. Ciszej od Pru spały chyba tylko mechy. We śnie nie wydawała najmniejszego oddechu, dodatkowo oddychając na tyle płytko, że niemal zamierała w bezruchu. Na początku przykładał dłoń pod jej nos, by zorientować się czy nadal żyje, co było myślą zabawną, gdyby nie tak makabryczną. Niemniej, drugą z cech charakteryzujących sen dziewczyny była jego lekkość. W puszczy budziło ją dosłownie wszystko, właściwie nie był pewien czy w ogóle sypia, czy tylko udaje i czuwa nasłuchując puszczy.

Do przybycia do Munbyne dzielił ich ledwie dzień drogi. W wędrówkę wyruszyli tydzień temu, przyczepiając się do karawany. Podróżujący znachor i ksenomanta był w cenie – umiał zadbać o zwierzę, nastawić złamaną rękę, a nawet odpędzić kupę kości, która uporczywie nie chciała spocząć w grobie. Słowem: kompan wymarzony i stanowczo wart dwóch misek posiłku i miejsca na wozie, które sobie liczył.

Ze strony Awerroesa targ również był wyborny. Jeszcze w Jerris posłyszał o intratnym zleceniu, które szykowało się w Wilczym Murze, i wiązał duże nadzieje z szybkim przybyciem na miejsce, do pracodawcy. Nadto, Prudence kwitła, tańcząc i zabawiając większe grono osób. Urobiła wtedy, lekko licząc, dwukrotność kosztów podróży. Szkoda, że musiało się to tak skończyć...

Skończyło się dość przewidywalnie: dwóch mężczyzn pobiło się o kobietę. Gdy tylko czarodziej zobaczył, że właściciel karawany zaczyna dobierać się do elfki, coś w nim zawrzało. Przeszło do wyzwisk, aż wreszcie kupiec, najwyraźniej urażony „obleśną belą łąjna zmieszanego z łojem”, przeszedł do rękoczynów. Nazajutrz, tłuścioch miał o trzy zęby mniej, a para wędrowców musiała dalej podróżować samodzielnie.

Do teraz gnębiło go to, co się stało. Był gotów postawić swoją krótką, czarną brodę, że jego towarzyszka doskonale wiedziała, co robi. Była przecież, nazywając rzeczy po imieniu, doświadczoną kokotą! A jednak, nie starczyło mu nerwów, aby stać spokojnie... znak, że uzależniał się od zielonookiej „cyganki” bardziej, niż byłby skłonny to przyznać. W jej gibkich ruchach, w jej falujących, czarnych włosach, było coś hipnotyzującego...

Ale dość wspominek!, zganił sam siebie. Na chwilę się podniósł, tylko po to, aby sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Był w porządku – Ugryź, jego mechaniczny strażnik, leżał nieopodal, skulony, a nikły płomień ogniska dalej płonął i odstraszał drapieżców. Objął jedną ręką drzemiącą kobietę, przyciągnął ją ku sobie. Wtem jednak przypomniały o sobie sprawy przyszłości.


Miał jeszcze dzień drogi: czas aż nazbyt dokuczliwy, kiedy znużeni wędrowcy przebijali się przez parną dżunglę, lecz krótki. Najwyższy czas, aby wreszcie odbyć długo odkładaną rozmowę o powodach przybycia do miasteczkach...
- Pru, zbudź się... Musimy porozmawiać – pod wpływem nagłego impulsu delikatnie potrząsnął śpiącą. Jej poharatane plecy przypominały mu, aby nie robić tego zbyt ostro.
Dziewczyna przesunęła wygrzaną ręką po jego klatce piersiowej znacząc palcem kółeczka na nagim torsie. Było jej tak bezpiecznie i ciepło, że nie miała zamiaru się nawet odzywać. Zastanawiała się dlaczego nie czuła ukąszeń komarów. Słyszała ich bzyczenie w pobliżu, niemal wściekle próbowały się pożywić jej krwią, a jednak... do tej pory żaden się nie odważył. Uznała, że to jakiś czar lub coś co rzucił jej, khe... właściciel. W sumie niedawne zdarzenie było jednym z najlepszych zwrotów w jej życiu. Czuła się potrzebna, a on był dodatkowo taki kochany.
- Mmmm...? - mruknęła sennie i naparła nieznacznie piersiami na jego bok. Wiedziała, że on to lubił. Wszyscy tak lubili.

No i masz ci los...! Tknienie przyszło, tknienie odeszło, a on został. I zawzięcie głowił się, jak przekazać to, co chciał...

- Więc... – powiedział, ogromnie próbując skupić się na zadaniu. Dziewczyna wcale mu nie ułatwiała zadania – jej piersi były jędrne i przemiłe w dotyku... ale, do licha, nigdy nie skończy, jeśli będzie tylko kontemplować właściwości biustu! - Jutro dotrzemy do Munbyne. Przemiłe miasteczko... – szlag!, sam żeś chciał o tym rozmawiać, to mów, a nie odkładaj! - Tyle, że mam dług. Muszę go spłacić. I muszę podjąć się jakiejś pracy. Wyprawy. – o, dobrze, wreszcie złapał temat – Może być niebezpieczna, więc pomyślałem, że możesz chcieć jej uniknąć. Sprawdzić, czy kontrakt pozwala ci na oddalenie się. Na uniezależnienie się... – kurde, powinien jednak bardziej przykładać się do życia społecznego. Właśnie niechcący wsadził kobiecie gadkę pt. „jesteś dla mnie balastem”... - Oczywiście, będę wniebowzięty, jeśli zechcesz pozostać... – no, dobrze, że to była Prudence. Przy innej partnerce zostałyby mu już tylko skarpety...

Ech, odganianie potworów i sprzedawanie medykamentów były znacznie prostsze...
Dziewczyna podparła się na łokciu, by móc spojrzeć kochankowi w oczy.
- Dług? - zmarszczyła brwi zafrasowana. Mężczyźni, jakkolwiek powściągliwymi by nie byli, uwielbiali plotkować i skarżyć się na własny los. Sam fakt, że usłyszała o tym zobowiązaniu dopiero teraz był niepokojący, na dodatek całą ta otoczka “usamodzielnić”, “wniebowzięty” - Jaką wyprawę?
- No, dług wdzięczności. Nie mówiłem, bo i historia jest prozaiczna, nużąca... a zdawało się, że na jakiś czas został za mną. - wzruszył ramionami. Przeszłość była przeszłością i rzadko w czymkolwiek pomagała – A teraz ktoś chce moją wdzięczność spieniężyć, więc trza mi się podjąć się czegoś intratniejszego niż leczenie wieśniaków. - ot, cała prawda. Komu trzeba było wiedzieć więcej? – Usłyszałem, że w Munbyne zbierają śmiałków na jakieś spore przedsięwzięcie. Dużo więcej nie wiem... ale dość mam ciężaru na barach, więc coś zrobić muszę. - wzruszył ramionami p o raz następny, tym razem próbując ukryć przed kobietą własną niepewność a propos wyboru.

No, a teraz tylko najgorsza część. Doprawdy, powinien już dawno odbyć tą rozmowę – ale kto myślał o takich rzeczach szybciej?

- Nie chciałbym szastać twoim życiem, jakbyś była jakim przedmiotem. Pomyślałem, że możesz chcieć czegoś... spokojniejszego? - odwrócił wzrok od oczu Prudence i szukał odpowiednich słów, aż wreszcie się poddał. Dlaczego zawsze najprostsze wyrazić było najtrudniej?

Prudence wprawnym gestem zaczesała włosy do tyłu, na koniec lekko je mierzwiąc. Oczy mężczyzny naturalnie powędrowały w dół jej sylwetki, toteż dłonią skierowała jego brodę do góry.
- Tak? - ponagliła, gdy tylko jego spojrzenie odnalazło drogę do jej twarzy.

Pozwolił sobie objąć elfkę i przyciągnąć ją do siebie. Poczucie ciągłego kontaktu fizycznego ośmieliło go.

- Chciałbym tylko wiedzieć, czego ty chciałabyś. Pójść ze mną w nieznane? Zostać tam i znaleźć jakiś fach? Odnaleźć trupę? – powiedział, już pewniej – Długo się w mieście nie zabawię, ale sądzę, że będę miał czas, by ci dogodzić.

- Ja... nie wiem czy mogę - pomimo gorąca dziewczyna lekko zadrżała. Cóż za wybór, doprawdy. Albo zostanie z kimś tak znaczącym dla jej życia albo pozostanie sama. Po raz pierwszy, będzie mogła decydować o samej sobie. To ją przeraziło jeszcze bardziej niż puszcza przerażała ją przez wszystkie noce wędrówki. Wyobrażenie tego oceanu możliwości, codziennych wyborów, alternatywnych ścieżek. Nie dziwiła się już więcej, dlaczego kilka zwierząt podróżowało wraz z ich cyrkiem pomimo tego, że nie były uwiązane. Tak było po prostu łatwiej - Wolę cię nie zostawiać... - te słowa ledwo wyszeptała.
Cóż, skoro tak sprawa się przedstawiała... Nie próbował nawet odpowiedzieć – zwyczajnie mocniej objął dziewczynę, zbliżył twarz i złożył na niej mocny pocałunek.

Dużo później, kiedy elfka już spała, odszedł od niej po cichu. Rozejrzał się, sprawdził, czy jego towarzyszka śpi i usiadł przy swym mechanicznym towarzyszu. Spiczasty łeb odwrócił się lekko, gdy magik go pogładził. Odwrócił się jednak prędko, gdy ksenomanta zajął się paleniem zwitka papieru z tytoniem roszczącego sobie prawa do miana cygara.

Westchnął. Dziewczyna i pies zbytnio siebie przypominali. I to bez żadnego afrontu dla tancerki. Po prostu czasami miał chęć aż spoliczkować ją - była ZBYT posłuszna. Gdzieś o tym czytał... Chyba zwało się to „moralnością niewolników”. Na ogół mu to nie przeszkadzało. Ale... czasami czuł, że gdyby umarł, jej atencja natychmiast przeszłaby na następnego mistrza. Brak więzi nie przeszkadzał mu wcześniej. Niemniej, wtedy korzystał z usług nieznajomych kobiet pracujących. A teraz... dość powiedzieć, że wizja dziesięciu lat w łożu z „nieznajomą” nie była kusząca.

Z furią zdeptał papierosa. No tak... ale co on mógł na to poradzić? Był przecież specjalistą od żywotów astralnych, a nie ludzkich...

Prudence ani drgnęła. Znowu udawała, że śpi, chociaż tak na prawdę tylko spokojnie oddychała. Wygodnie ułożona na ramieniu wsłuchiwała się w bicie serca swojego pana. Po pocałunku tętent trochę się uspokoił, ale uderzenia wewnątrz klatki i tak wydawały się tym razem znacznie głośniejsze niż na codzień. Magik co chwila nieświadomie wzdychał. Znała te symptomy, coś go trapiło, jakaś natrętna myśl nie dawała mu spokoju. Kiedy wstał przyglądała mu się przez zasłonę z rzęs. Był czymś poruszony. Czyżby zrobiła coś złego? Czy może myślał o tym całym długu? Problem był o tyle palący, że w pierwszym przypadku lepiej było się usunąć na bok i pozwolić, by sam się uspokoił za pomocą cygara. Jednak w drugim przypadku, mogła mu pomóc, odwrócić jego myśli od zobowiązań... W ciepłym świetle ogniska zauważyła grymas niejakiej odrazy, którego cień pojawił się i zaraz znikł z twarzy czarodzieja. Odraza była jedną z tych emocji, które zbyt często spotykała na twarzach ludzi. Czyli jednak chodziło o nią...
Z westchnieniem obróciła się twarzą w stronę mrocznej puszczy. Lekki chłodek przemknął jej po policzku. Przerażające uczucie, jak gdyby duch dżungli chciał ją pogładzić i dodać otuchy. Odepchnęła myśl tam skąd przyszła. Zaciągnęła się wilgotniejszym powietrzem tuż przy ziemi i rozpoczęła wykonywanie rachunku sumienia. Musiała się dowiedzieć, co robiła źle.
 
__________________
Life is a bitch. Sometimes I think it even might be a redhead with a bad case of short temper.
Eyriashka jest offline