Pozycja worka ziarna przewieszonego przez konia była koszmarna. Lulu miała wrażenie, że wszystkie kości ma przetrząśnięte i wymieszane ze sobą. W pewnym momencie porywacz narzucił jej jeszcze na głowę śmierdzącą szmatę przez co prawie nie mogła oddychać. W końcu jednak konie stanęły, a ją poprowadzono gdzieś ciągnąc i szarpiąc. Pod stopami wyczuła kamienne podłoże.
Ciągnący ją mężczyzna pchnął dziewczynę na ziemię. Przycisnął ją do podłoża i związał najpierw nogi, a potem ręce. W końcu zdjął jaj z głowy worek, ale zamiast tego wcisnął do głowy kawał szmaty i zawiązał drugi wokół ust. Posadził przy chropowatej ścianie.
Przez jakiś czas była zbyt oszołomiona i przestraszona by okazywać inne uczucia. Rozejrzała się po otoczeniu. Najwyraźniej znajdowali się w jaskini. Dość obszernej, w kształcie owalnej izby. Jej strop zwieszał się nad głową wyprostowanego mężczyzny, nie była więc zbyt wysoka. Sądząc po licznych malowidłach, a raczej prymitywnych rysunkach, pewnie indiańskich, widocznych na ścianach, mogło to być jakieś miejsce ich kultu. Może to święte miejsce o którym ktoś wspominał. Podobno te tereny były ważne dla jakiegoś plemienia. Lulu nie interesowała się tym wcześniej, ale teraz poczuła dziwny, pierwotny niepokój. Część jej krwi, ta czarna, odezwała się w niej z zabobonnym lekiem. Stłumiła to uczucie, skupiając wzrok na innych faktach.
W drugim kącie pod ścianą leżała biała dziewczyna z zajazdu. Włosy przykrywały jej twarz, więc Lulu nie była w stanie stwierdzić czy śpi, czy jest nieprzytomna, czy też po porostu próbuje udawać, że nie istnieje.
Przy rozpalonym na środku pomieszczenia ognisku siedział mężczyzna, który wiózł ją na koniu, a potem związał. Przed sobą miał worki i juki w których grzebał przez chwilę. Zobaczyła futro wymalowane farbami, które wcześniej przyniósł do jaskini łysy kurdupel nazywany przez innych „Nose” lub Parker. Jej porywacz, nazywany przez łysego Billym, odwinął z niego niewielki woreczek z którego wyciągnął dolary zawinięte w rulon. Zaczął przeliczać gotówkę. Obserwująca go uważnie Lulu doliczyła się jakichś dwustu pięćdziesięciu dolarów. Potem z drugiego wysypał sporo monet, wśród których zabłysło kilka klejnotów i grudek złota.
Parker, który kręcił się niepewnie wkoło odezwał nagle:
- Ruszajmy o świcie. Śpię na zewnątrz. - dodał nerwowo oglądając się po ścianach. - To jest przeklęte miejsce. - splunął na ziemię przestraszony.
- Stul ryja. - warknął Billy. - I przestań się mazać jak nie chcesz zarobić kulki.
Groźba podziałała, bo “Nose” zbierając się w sobie ostatecznie zostawił derkę w jaskini. Potem jednak wyszedł. Przez chwilę Louisa widziała migotliwy ogień pochodni na tle czarnej nocy i pozostali kamratów bandyty, którzy robili coś na zewnątrz. Billy siedział bokiem do Lulu i twarzą do Missy, ale nie zwracał na nie uwagi.
Kurtyzana oblizała spierzchnięte nagle wargi. Poczuła chłód i niepokój.
Wraz z nadejściem nocy zrobiło się dużo zimniej, a ona miała na sobie przecież tylko kieckę i buty. Ciepło ogniska, rozświetlało dokładnie wnętrze, ale ciepło które wytwarzało nie rozgrzewało opartej o zimną skałę dziewczyny. Poruszyła się niespokojnie próbując przyjąć wygodniejsza pozycję. Całe ciało straszliwie jej zdrętwiało. Potem poczuła gniew, że tak ją potraktowano. W przypływie buntu uniosła się w górę i stanęła prosto co nie było proste przy związanych kostkach.
Próbowała rozruszać mięśnie.
- Hey! Siedź jak siedzisz! - krzyknął Billy zrywając się i ruszając w stronę Lulu, która chwiała się ledwo utrzymując równowagę.
Objął silnym uściskiem jej oba ramiona:
- Mówiłem, że się zabawimy! Ale musisz poczekać! - zaśmiał się rozbawiony ze swojego żartu. - Za chwilę. - dodał spokojniej. - A teraz siedź! - i posadził Lulu z powrotem pod ścianą, mimo że dziewczyna próbowała się temu opierać. jednocześnie mamrotała coś całkowicie niezrozumiałego z powodu knebla w ustach. Wyraźnie próbowała mu coś powiedzieć kręcąc głową.
- Co jest? - kucnął przy niej. - Tylko mi nie becz! Okay? - Gdy skinęła głową wyjął knebel z ust wcześniej ściągając przytrzymującą go opaskę na szyję.
- Zimno mi i strasznie zdrętwiałam - powiedziała Lulu spokojnie gdy tylko była w stanie mówić.
- Hm... Akurat możemy coś z tym zrobić. - zaśmiał się wstając i rozpinając pas od spodni.
Jeśli spodziewał się strachu ze strony porwanej kobiety musiał się rozczarować. Luisa patrzyła na niego spokojnie. Wyraźnie oceniająco. Potem powiedziała hardo:
- Chcesz po prostu szybki numerek czy nieco prawdziwej przyjemności?
- Nie widzę nic nieprzyjemnego z ostrej zabawie - mruknął w odpowiedzi. - Nie mam luksusu czasu - warknął wyciągając nóż.
Lulu wzruszyła ramionami podsuwając mu związane ręce. Jednak O’Hulligan nie rozciął ich. Chwycił tylko przeguby i kładąc na skale przewrócił dziewczynę na brzuch. Sprawnym cięciem uwolnił jej nogi. Schował nóż do cholewy buta i zadarł sukienkę odsłaniając jej nagie pośladki.
- Ale z ciebie prymityw - powiedziała z wyraźną pogardą. - Tylko na tyle cię stać?
Billy uderzył ją w tył głowy z otwartej ręki.
- Bo zaraz gębę zatkam! - warknął rozchylając jej uda. Teraz w jego głosie słychać było wściekłość. Położył się na niej i wsunął gwałtownie przyduszając do skały.
Wiedziała, że opór w takiej sytuacji nie zdaje się na nic, spokojnie więc poddała się jego brutalnej sile. Z prymitywnymi instynktami nie było co dyskutować. Na szczęście nie trwało to długo. Po kilku ruchach poczuła jak szczytuje. Nie mogła się powstrzymać od kpiącego komentarza:
- Wlazł, zlazł co? A ty kobieto leż cicho i nie marudź. Co za nuda. - Kurtyzana ziewnęła głośno i prowokacyjnie.
Billy skończył sapać, wstał, zawiązał troki i podszedł do ogniska. Sięgnął po leżący tam koc i rzucił nim w stronę dziewczyny. Koc wylądował na Louisie zakrywając jej nagie pośladki. Kurtyzana dostrzegła że Missy leży z szeroko otwartymi z przerażenia oczami. Najwyraźniej musiała przyglądać się całemu zdarzeniu.
- Pyskuj dalej, a koledzy nie będą tak grzeczni jak ja. - burknął bandyta dopinając pas.
- A może będą bardziej zainteresowani moimi talentami? - Mruknęła Lulu siadając i próbując się owinąć kocem co nie było łatwe czy związanych rękach.
- Się okaże. Byś się nie zdziwiła mulatto. - mruknął siadając przy ognisku. - Skąd ty w ogóle jesteś? Nie widziałem cię nigdy w Hot Springs. Jesteś z tymi co przyjechali?
- Z Atlanty - Lulu wybrała sobie na które pytanie odpowiedzieć - i raczej nic no można zrobić z mężczyznami nie jest w stanie mnie zaskoczyć - dodała zadzierając nosa.
- Jesteś kurwą... - powiedział kiwając głową. - Inaczej byś tak mi nie pyskowała. - zaśmiał się dokładając do ognia.
- Jestem kurtyzana i do tego jedną z najlepszych! - Jej nos powędrował jeszcze wyżej - ale taki prymityw jak ty nigdy tego nie doceni.
W oczach Billego znów zagrały ogniki złości, jakby Lulu uderzała w czuły punkt bandyty. Sięgnął do pasa przy jukach i wyciągnął z kabury rewolwer.
- Prymityw? - zapytał odkorkowując broń wymierzoną w stronę Lulu.
- Jeśli strzelisz tylko potwierdzisz moje słowa - powiedziała wzruszając ramionami.
O’Hulligan zrobił się czerwony jak burak. Odłożył broń i podszedł do dziewczyny.
- To się nagadałaś - i naciągnął jej opaskę knebla na usta.
Przeszedł obok ogniska i wyszedł na zewnątrz.
Lulu uniosła ręce i usunęła ponownie szmatę:
- Głupek! - Potem odwróciła głowę i szepnęła cicho do leżącej niedaleko dziewczyny:
- Umiesz strzelać?
Tamta przez chwilę nie poruszała się wcale jakby słowa docierały do jej świadomości z opóźnieniem. W końcu potrząsnęła przecząco głową.
- Szkoda. Ja też nie. Jeśli przeżyję poproszę Hugo by mnie nauczył. - Powiedziała znowu cicho Lulu.
U dołu kotary przysłaniającej wejście mignęła jej ostroga buta Billego. Najwyraźniej więc nie odszedł zbyt daleko.
Kurtyzana wstała jak najciszej i ciągnąc za sobą koc, co nie było proste przy związanych rękach, podeszła do Missy. Narzuciła na nią okrycie:
- Tobie też musi być zimno. - Mruknęła do współwięźniarki. |