Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-12-2011, 22:42   #133
Bebop
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Ciężko jest się skupić, gdy własna krew zaczyna ozdabiać podłogę i mieszać się z krwią innych ludzi. Ciasne zaplecze sprzyjało jatce, było idealnym miejscem na rzeźnię, która w jednej chwili drastycznie utrudniła im sytuację. Popełnił błąd, nie docenił Skerritta, nie sądził, że posunie się aż tak daleko. Dochodził już powoli do siebie, lecz daleko było mu do stanu idealnego. Miał w brzuchu cholerną dziurę, nie pierwszy raz zresztą, co wcale nie poprawiało mu humoru. By być jednak szczerym należało wspomnieć o tym, że wyszedł cało z utarczki z dziećmi Molocha, a obrażenia miał o wiele poważniejsze. Wtedy mógł jednak liczyć na poparcie żołnierzy i dowództwa. Teraz nic nie było już takie proste. W jego umyśle już pojawiały się możliwe konsekwencje ich działań, lecz wciąż były odległe, zamglone jak i całe jego otoczenie. Ból nie pozwalał mu się na nich skupić, spychał je niejako na dalszy plan, upominając się o uwagę Dentona. Cóż, zawsze można było powiedzieć, że mogło być gorzej. Nawet jeśli w tej chwili zabrzmiało by to nieprawdopodobnie.

- Jaka to grupa najemników? - spytał Rączka, gdy Thomas wspomniał o swoich dawnych towarzyszach.

- Nie znasz. Krwawe Legiony. Werbują samotnych wojowników, na których wypięła się reszta świata. Tam każdy ma czyste konto. Można zacząć od nowa przy okazji nieźle zarabiając. Myślę, że stary Energizer byłby zadowolony jak bym go odwiedził. Długo mnie tam nie było. Zbyt długo... - Mężczyzna zrobił pauzę najwyraźniej na kilka chwil pogrążając się w myślach. - To jak? Nie znam idealnie drogi, ale trafimy...

- Nie głupi pomysł. Kiedyś od snajperów o nich słyszałem. Strzelali im w kolana i patrzyli jak się łamią pod wpływem zbroi. Fred?

- Racja. Tylko elita potrafi się naprawdę dobrze posługiwać bronią strzelecką. Ale na wyciągnięcie ręki większość z nich robi całkiem dobrze. Szczególnie synowie szefa. Są najlepsi... To jak Bob?

- Koniec dyskusji - wtrącił Justin, w jego głosie dało się wyczuć nutkę strachu - Thom prowadź.

Więc chcieli usłyszeć jego odpowiedź, jakiekolwiek potwierdzenie. Nie dziwił się. Na ich miejscu chciałby tego samego, lecz nie był pewien czy jest w stanie powiedzieć coś co ich usatysfakcjonuje. Dlatego właśnie sprawiał wrażenie nieobecnego, być może analizował sytuację, może w ogóle ich nie słuchał, może też myślał o czymś całkowicie innym. Tego nie mogli stwierdzić.

- Nie uśmiecha mi zostać najemnikiem zakutym w jakieś blachy. Bez obrazy Thom. I co z naszym ptaszkiem?

- Potrzebujemy go - wreszcie przemówił Bob, a może raczej wydusił z siebie - Teraz... nawet bardziej niż wcześniej.

- Kto powiedział o zostaniu najemnikiem? - spytał od razu Thomas - Zatrzymamy się na jakiś czas. Stary będę klął, może nawet mi jebnie, ale ostatecznie będziemy mieli chwilowy azyl. Bezpieczniejszy niż ruiny. Chociaż ostatecznie i w ruinach mogę pohasać.

- Czemu Fred? - trzymał się swego Rączka.

- Wie czemu porwali Justina... Zna szczegóły - powiedział po chwili, widać było, że waha się czy coś jeszcze dodać, lecz wreszcie rzekł - Ta... dziewczyna... Znam ją.

- I dlatego zabiliśmy naszych, a kolo siedzi i popija sobie wodę?

Na twarzy Boba pojawił się grymas złości, Rączka najwyraźniej nie dostrzegał pewnych faktów. Bardzo łatwo było odpowiedzieć na to pytanie: nie mieli wyjścia. Decyzja została podjęta za nich, sytuacja wymagała takiego rozwiązania, bo nie udało się znaleźć innego. Nie chciał ich w to mieszać, wszystko jednak działo się zbyt szybko by pewnym zdarzeń mogli uniknąć. Denton zdołał poderwać się z podłogi, ze trudem wyciągnął rękę i chwycił Rączkę za ubranie ignorując ból.

- Dlatego, że oni zabiliby nas.

- Puść mnie - powiedział krótko Rączka, z jego oczu bił dziwny, niepokojący chłód.

- Nasi? - spytał Justin, który właśnie upychał po kieszeniach amunicję i zabrał się za ładowanie dodatkowe magazynka do Kałasza - Ruszmy się, dobrze?

Przez kilka długich sekund Denton ściskał jeszcze rękaw Rączki, jednak wreszcie puścił go i ciężko opadł na ziemię. Odetchnął głęboko natrafiając przy tym na znajomy ból. - Rączka, nie musisz brać w tym udziału. - Kolejny oddech, tym razem spokojniejszy i mniej bolesny. - W ruinach może czekać nas śmierć, ale chyba nie mamy wyjścia. Thom, nie wiem czy damy radę odbyć podróż do twoich towarzyszy.

- Za późno. To wyjaśnisz nam o co chodzi? Z jakich przyczyn już niedługo będziemy najbardziej popularnymi osobami w całym cholernym Wielkim Jabłku?

- Wszystko wam wyjaśnię, ale nie teraz - powiedział Bob - Musimy zniknąć. Pomóżcie mi wstać i zabierajmy się stąd.

- Co z naszym “wojskowym” i tym rannym chłopakiem? W końcu zgasł... - Rączka spojrzał na rebelianta.

- Ranny jedzie z nami, co z Skerrittem? - Denton odetchnął ciężko. - Czekam na propozycje, choć chyba nie mamy czasu by zajmować się jego ciałem.

- Zostawmy je. Fred, on ledwo dychał. Justin mu coś tam rozwalił. Ponawiam pytanie, co z rebeliantem? Plan z wsadzeniem go do bagażnika jest ciągle aktualny?

Michael przekręcił głowę i spojrzał wymownie na Rączkę, skurczybyk był naprawdę twardy, nawet poobijany i postrzelony wciąż nieźle się trzymał.

- Ja proponuję przestać tracić czas i iść po Sarę - powiedział po chwili - Boję się o nią, fedzie coś dużo węszą w okolicy.

- Teraz chcesz nad zaufać? Szybko zmieniasz zdanie - zauważył Denton.

- Jedziemy na tym samym wózku Boone. Czy nam się to podoba czy nie.

- Gdzie ona jest?

- Ostatnio widziałem ją w tłumie gdy do siebie celowaliśmy. - Rebeliant wstał i i po chwili podniósł jeden z pistoletów Skerritta, a także zapasowy magazynek i jego własny kastet. - Sprawdźmy najpierw nasz barak.

- Prowadź - rzekł Bob, który zdołał się jakoś zebrać i stanąć na nogach. Nie było łatwo, ale powinien dać radę. - Chce z nią porozmawiać. Potem pomyślimy co i jak. Tylko nie rób głupot Mike, ani tobie ani nam nie potrzeba kolejnej strzelaniny. Sam powiedziałeś, że jedziemy na tym samym wózku.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline