Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-12-2011, 08:30   #199
Fenris
 
Fenris's Avatar
 
Reputacja: 1 Fenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skał
Cadarn Urs był w podłym nastroju. Od czasu pamiętnej bitwy pod Tharbadem, nie przypominał sobie, żeby był tak wkurwiony. Sytuacja w której się znalazł urągała jego poczuciu godności i choć sam, w dużej mierze, był za nią odpowiedzialny, nie mógł znieść myśli, że oto siedzi teraz w lochu, skuty jak zwierzę, a smród, zatęchłe powietrze i brak światła, tylko potęgowały jego gniew. Wracając z górskiego patrolu, zastanawiał się oczywiście co wyniknie z głupoty Wulfa, ale miał nadzieję, że gondorczycy okażą się rozumni na tyle, żeby wiedzieć, że gdyby to faktycznie on wydał rozkaz, to pewnie wraz z całym oddziałem "zgubiłby" się w górach. Kiedy pod celą pojawił się Aldric ze swoją propozycją, to właśnie na nim góral zogniskował nagromadzone emocje.

- Nie muszę ci nic udowadniać, i nic od ciebie nie chcę - Cadarn warknął w stronę młodego oficera, a w głosie wyraźnie dało się odczuć ledwo skrywaną pogardę, mimo, że Aldric był temu wszystkiemu najmniej winien.

Młody oficer stał przez dłuższą chwilę w milczeniu. Potem odwrócił się i słychać było oddalające się kroki, barbarzyńca został sam na sam ze swoimi myślami.

Po około godzinie, zamek w drzwiach zazgrzytał, pojawił się w nich ten sam oficer, który przyprowadził Cadarna do lochów.

- Idziemy na górę. - powiedział ręką skazując na otwarte drzwi w geście zaproszenia.

Cadarn podniósł się i skierował w stronę drzwi, po drodzę obrzucając strażnika wzrokiem, który z powodzeniem mógłby przyprawić o zawał serca.

Wraz z kilkoma gondorskimi rycerzami, zaprowadził Cardana krętymi schodami, pnącymi się spiralami do góry, do obszernej sali wieży Isengard.

Komnata oświetlona była słońcem, które wpadało tu przez otwarte, wysokie drzwi prowadzące na taras. Zerkając przez nie, Dunlandczyk widział w oddali morze zielonych wierzchołków drzew okolicznych ogrodów. Ściany sali ozdobione były pnącymi się niemal pod sklepienie lustrami. Pod ścianą, która takowych ozdób nie miała, stało niewielkie podwyższenie z trzech stopni, a na nim, na czerwonym dywanie, stało misternie zdobione krzesło przypominające tron i stojące przy nim dędbowe biurko. Dookoła stało kilku oficerów, w tym Aldric. Za stołem siedział młody dostojnik, w zbroi, której zdobienia i kunszt płatnerza zdradzały wysokie pochodzenie jej właściciela. Długie czarne włosy opadały na ramiona młodego oficera, a jego gondorski hełm leżał na biurku. Twarz przeoraną miał gojącymi się zadrapaniami. Napierśnik był wgnieciony, lecz wypolerowany. Kiedy Cadarn zatrzymał wzrok na jego twarzy dostrzegł wysmukłe i delikatne rysy, niemal kobiece, na gładko ogolonym obliczu młodzieńca. Lekko spiczaste uszy, wystające spomiędzy kosmyków włosów, zdradzały elfa. Istotę, której Cadarn nigdy jeszcze w życiu nie widział.

- Cardanie z Dunlandu. - odezwał się mężczyzna melodyjnym głosem. - Czy możesz mi wyjaśnić, jak to się stało, że mój żołnierz zginął pod twoją opieką? - w jego głosie nie słychać było oskarżenia. Patrzył prosto w oczy Dunlandczyka cierpliwie się mu przyglądając.

- To proste, złamano mój rozkaz. - Odpowiedział Cadarn siląc się, aby jego w jego głosie nie dało się usłyszeć trawiącego go gniewu. Głupi ludzie i ich głupie procedury...
Zastanawiał się, czy to, że przesłuchiwał go jakiś pół-mężczyzna nie było celowym policzkiem wymierzonym w niego. Postanowił, że nie da się sprowokować.

- Zapoznałem się z raportem zeznań. Naszego zwiadowcy, oraz twojego oddziału. Nie ma czasu na sąd wojskowy. Twoje zasługi w wojnie z siłami niszczącymi dobro w Śródziemiu są mi znane. - mówił elf. - Twój oddział nie jest ci lojalny. Przynajmniej nie dopóki masz rywala. Wulf stwierdził, że wydałeś rozkaz pozbycia się sierżanta. - westchnął. - Na szczęscie nie zdążył ustalić tej wersji z resztą... Grupa kilkunastu twoich rodaków wciąż twierdzi, że Gondorczyk się potknął... Są lojalni Wulfowi. Zatem przechodząc do sedna. Po rozmowie z doradcami i chwili namysłu, masz wybór. Kieruj się dobrem swojego narodu. - powiedział to tak jakby Gondor rzeczywiście rozpoznawał roszczenia terytorialne górali. - Albo powieszę Wulfa, knąbrnych Dunlandczyków wyslę z powrotem do kamieniołomów, a ty zostaniesz z resztą oddziłału jak dotychczas... Albo staniesz do walki z Wulfem. Pokonując go w uczciwej walce zdejmiesz ze mnie wizerunek ciemiężyciela. Wierni Wulfowi skierują się pod twoją komendę, bo takie jest wasze góralskie prawo. - zamilkł przyglądając się barbarzyńcy.

- Coś nie tak? - zapytał po chwili, bo najwyraźniej zdziwienie na twarzy Cadarna było aż nazbyt widoczne. Spodziewał się idiotycznych oskarżeń ze strony tych ludzi, a w zamian otrzymał uczciwą i sensowną propozycję. Nie chciał tego przyznawać, ale ci Gondorczycy potrafili go pozytywnie zaskoczyć.

- Będe walczył. - Odpowiedział krótko.

- Dobrze. Wulf i reszta zostanie uwolniona. Uznamy to za wypadek w górach. Obyś wymierzył karę mordercy. - rzekł elf skupiając swoją uwagę na stojących przed nim oficerach.

Cadarn powoli zaczął odwracać się do wyjścia, przez chwilę która trwała może ułamek sekundy, jego wzrok spotkał się ze wzrokiem Aldricka. Potężny Dunlandczyk ledwo zauważalnie skinął głową do młodego oficera, po czym odwrócił wzrok i wyszedł z pomieszczenia.

Skierował się prosto do swojego namiotu, na uboczu twierdzy, nadal zdziwiony, że nie został wsadzony z powrotem do celi. Po sprawdzeniu, czy wszystko jest na miejscu, rozpalił ognisko, wrzucił do kociołka trochę mięsa i powiesił go nad płomieniem. Po chwili położył się na plecach z rękami założonymi pod głowę, spojrzał w gwiazdy, które świeciły dziwnym blaskiem i zaczął rozmyślać.

Życie które znał wydawało się przeciekać mu przez palce. Owszem, starał się zachować z niego jak najwięcej, ale im dalej docierał w swojej podróży, tym bardziej wydawało się, że idee, które wyznaczały mu ścieżkę przez życie, to tylko puste frazesy. Przez większość czasu, honor i wolność były dla niego wszystkim. Walczył z wrogami Dunlandu, polował, żył dokładnie tak jak od niego oczekiwano. Jednak w imię zemsty zrezygnował z honoru, nie było łatwo, ale poradził sobie z tym, wiedział, że była to konieczność. Teraz wyglądało na to, że jedynymi ludźmi którym zależało na Dunlandczykach i ich kraju, mimo tego, że sami nie dali ku temu powodów, byli ich najwięksi wrogowie. Nic z tego nie rozumiał, doszukiwał się podstępu, ale jak do tej pory, nic na to nie wskazywało. To wszystko dawało do myślenia...świat się zmieniał i Cadarn bał się tych zmian, gdzie w nowym porządku będzie miejsce dla takiego jak on? Rozmyślając w ten sposób, doszedł do wniosku, że wolność, którą tak kochał to tylko kłamstwo. Honor, tradycja czy wartości które znał, teraz wydawały mu się kratami, które zamknęły jego umysł. To była niewolna, którą sam sobie narzucił, całe życie trzymając się utartych szlaków, nawet nie podejrzewał istnienia innych dróg, innych możliwości. Czy będzie miał odwagę nimi podążyć?
 
Fenris jest offline