Po pożegnaniu z Rivendell zaczęła się prawdziwa wyprawa. Nie wycieczka wraz z Pogranicznikami we Wschodniej Ćwiartce, ale wyprawa. Początkowo rozochocony i podekscytowany Pędrak żwawo przebierał włochatymi nogami, by nadążyć za krzepkimi krasnoludami i długonogim czarodziejem. Z powodzeniem.
Po pewnym czasie zaczął się jednak niecierpliwić. Niczym się to wędrowanie nie różniło od marszów przez Shire. Na razie Przygoda sprowadzała się do pokonywania kolejnych mil w błocie i chłodzie.
- Wiesz, co Vergo - młody Funderling zagaił do przyjaciela dreptającego dzielnie obok - tak po prawdzie to nie wiem czy Ci wszyscy nasi towarzysze potrafią przeżywać przygody...
- Bo widzisz - zwierzał się przyjacielowi - popasów robią niewiele albo prawie wcale. Swoją drogą zjadłbym jakaś zupę fasolową, taką bardziej pikantną. Tę com ci ją przynosił jak pracowałeś u drwali. Pamiętasz?
Ale wracając do tematu... Są nasi kompani jacyś małomówni i posępni. Nie tak sobie to wszystko wyobrażałem. Te przygody. Raczej... aaa!
- nie zdążył wyjawić towarzyszowi co raczej uważał, gdyż nagle całą gromadą zsunęli się w dół po śliskim błocie do lesistego jaru.
- Aaaaaaa! - wrzasnął Mości Funderling lecąc w dół.
*
- Jak mamę kocham - wystękał gramoląc się na nogi. - Nigdy w życiu bym nie przypuszczał... - nie zdążył dokończyć, bowiem Nalin wyszeptał słowo "Troll" i poleciał z wzniesionym na głową młotem.
- "Troll" - Samwell wymówił powoli to słowo. -Nie może być - komentował wątpiąco na głos nie zdając sobie powagi z sytuacji. - Jakiś nieruchawy.
Wtem las przeszył dźwięk metalu uderzającego o kamień.
- O! To jest posąg? Dziwne... W Michel Delving w jednej ze starych ksiąg czytałem, że trolle boją się słońca i... - ponownie zmuszony był Pędrak zamilknąć tym razem pod karcącym wzrokiem Draugdina. - To ja w takim razie postoję chwilkę. W bezruchu - wybąkał i skrył się za roślejszym krasnoludem.
W końcu nie wiadomo co się może wydarzyć, gdy wszyscy wkoło tacy poważni i skupieni. "Poszukiwacze przygód! Dobre sobie" - myślał hobbit. |