A więc Gnordi spotkał swój koniec, którego poszukiwał. Zmazał przewiny, które skłoniły go do wybrania ścieżki zabójcy. Następny towarzysz poległ. Z grupy, z którą Varl przybył do Middenheim zostało ich tylko czterech. Na szczęście byli z nimi najemnicy, którzy jak już wszyscy zdążyli się zorientować, bronią władać umieli.
I ich umiejętności miały się przydać po raz kolejny. W końcu weszli do komnaty z księgą. Innej drogi nie było, ale co gorsza, z wielokątnego pomieszczenia też nie było widać dalszego wyjścia. Rozwiązaniem zagadki mogą okazać się spoczywająca na piedestale księga. Tylko Martin był w stanie ją odczytać, do czego przystąpił niezwłocznie po wejściu do komnaty.
Nie wiedział dlaczego podszedł wraz do pulpitu wraz z innymi. Powinien trzymać się z tyłu, tam gdzie stali najemnicy. Przecież ta księga na pierwszy rzut oka musiała być przeklęta. Z pewnością był to jakiś dawno zapomniany artefakt Chaosu. Na samą myśl o tym, Varla przeszły ciarki i nie kryjąc strachu, wykonał gest komety. Sigmarze czuwaj nad nami...
Ale Sigmar najwidoczniej nie miał zbytniej władzy w tych przeklętych podziemiach, gdyż zamiast spodziewanej pomocy, nastąpił atak. Ściany legły w gruzach i do pomieszczenia wdarł się przyprawiający o mdłości odór zgnilizny. Uderzenie serca potem z wnęk wyłoniły się ożywione trupy, w różnym stadium rozkładu. Na bliższe oględziny nie było czasu, gdyż martwiaki natychmiast zaatakowały.
- Martin! Zostaw tą przeklętą księgę! – krzyknął Varl do stojącego obok maga, podejrzewając, że ten może w chwili obecnej znajdować się pod wpływem jakiegoś uroku emanującego z heretyckich stronnic. – Brońmy się!
Flisak obawiał się, że pałka jaką się posługiwał nie będzie zbyt dobrym narzędziem do walki z trupami. Dlatego też na swojego przeciwnika wybrał najbardziej posunięte w rozkładzie zwłoki, szkielet niemalże. Nagie kości dawały nadzieję na ich pokruszenie i zdruzgotanie. Niezwłocznie przystąpił do ataku. |