Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-12-2011, 21:11   #201
Zekhinta
 
Zekhinta's Avatar
 
Reputacja: 1 Zekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie coś
- Witaj, czicogodny Muthannie. Serdecznie dziękuje za zaproszenie. To zaszczyt, móc cię poznać.
Ranwena zajęła wskazane miejsce po czym z uwagą wysłuchała słów przywódcy haradrimów.
- Żal ludzi, którzy musieli zginąć w tej walce zwłaszcza waszych wojowników, którzy wykazali się dyscypliną i odwagą. - mówiła ze smutkiem, jednak po chwili na jej twarzy zagościł spokojny uśmiech. - Możesz być, panie, dumny z Andarasa. A nasz sojusz? - Dodała po chwili, przyjmując charakterystyczna dla siebie powagę. Jest wiele rzeczy, które go spajają... Zemsta, sprawiedliwość, ci sami wrogowie ale i wspólny cel oraz szczera chęć wiecznej przyjaźni między naszymi narodami.

Andras póki co, jedynie przysłuchuje się rozmowie. Kiwa głową z uznaniem gdy jest komplementowany.

- Dobrze się zatem rozumiemy. - stwierdził Muthann. - Pozwól, że przejdę do konkretów. - rzekł sięgajac po wino. - W Umbarze jednak honor i życie straciło kilku moich przyjaciół. Dzisiaj setki ludzi. Rozumiem, że jako królowa podejmiesz pani odpowiednie kroki do ukarania winnych? - zapytał retorycznie. - Mój wywiad doniósł, że kapitan Safayel pociąga za sznurki morderczych machinacji. Jako sojusznik i przyjaciel Umbaru chciałbym go ukarać. Mi, głowie zhańbionego Haradu wolno, nawet jesli zdrajca ma pozycję i tobie, o Pani Korsarzy, może to być niewygodne politycznie. Wyręczę cię w tym i sprawiedliwosci stanie się zadosć. Nic i nikt nie będzie stał na przeszkodzie zawiązanego sojuszu.

- Wspomnieliśmy już dziś o sprawiedliwości i muszę w tym momencie powiedzieć, że chcę rządzić Umbarem tak, aby sprawiedliwość zawsze dosięgała tych, którzy uczynią coś niezgodnego z prawem, honorem czy moralnością. W tym momencie mówimy nie tylko o Safayelu ale i o jego su... sojuszniczce - na twarzy Ranweny odmalowała się złość i widać było, że chciała powiedzieć jedno, ale poprawiła się w ostatnim momencie mówiąc drugie. - W mojej opinii są więc dwie osoby, które muszą zostać ukarane. Safayel i Morwena. Dziękuję również za propozycję pomocy, ale muszę powiedzieć, że uprzedziłeś, czcigodny Muthannie to, co sama chciałam powiedzieć. Co prawda nie miałam zamiaru prosić o pomoc w wymierzeniu sprawiedliwości ale... - tu spojrzała krótko na Andarasa. -Wiem, że wkrótce ma się odbyć ceremonia zaślubin obecnego tu Andarasa i twej córki. Pomysłem moim było, jako jeden z prezentów ślubnych, podarować wam sprawiedliwość w postaci wyeliminowania wspólnych wrogów, którzy rezydują w Umbarze.

- Dziękuje pani. W imieniu swoim i gwiazdy mego życia. Oddanie w nasze ręce tych psów, jako dar w tak szczególnej chwili....- tu elf zrobił chwile przerwy, zabrakło mu słów. Jest nie tylko honorowe, zostanie zapamiętane przeze mnie na wieki. Jako dowód szczerej przyjaźni.-tu elf wzniósł kielich w toaście.

- Dziękuję. - odrzekł Muthann. - Dobrze powiedziane. Idąc dalej prosić chciałbym, aby slub z weselem odbył się z Umbarze w świątyni głównej poświęconej kultowi. Byłaby symbolem naszego sojuszu u boku Herumora i Morgotha. Przed ceremonią nasi ludzie pomogą ci pani zająć się Morweną i jej narzeczonym Safayelem. Zaprośmy ich na ceremonię. Będą jej głównymi i honorowymi uczestnikami. Nasz kapłan zajmie się nimi jak należy.

- Ojcze dybali na moje życie. – Andaras zwrócił się do wodza. - Być może więcej niż raz. Chciałbym by ta dwójka, w łańcuchach trafiła do nas. Jeszcze przed ślubem. To będzie nasz wielki dzień. I muszę mieć pewność że go nie popsują. Potraktujcie moją prośbę jako życzenie narzeczonego. Są zbyt nieobliczalni, by ryzykować ich obecność w tak doniosłym dniu. Skoro próbowali nas zabić raz, z pewnością zrobią to ponownie. Należy ich pojmać, przesłuchać i wyeliminować ich agentów na terenie miasta. By osoby trzecie, na ich rozkaz również nie wykonały, nieprzyjemnych ruchów. Ślub to idealna moment do kolejnych zamachów. Zbyt idealna by przepuścić taką okazję.

- Zostawię ten w gest w rękach Królowej. - odrzekł Muthann wznosząc kielich ku Ranwenie. - A ty synu mój, musisz już się przyzwyczaić, że z wielką władzą i pozycją idzie wielu wrogów. To nie był pierwszy i ostatni zamach na twoje życie. Taki to już nasz los.

- Wprawiam się ojcze wprawiam- elf uśmiechnął się pozwalając sobie na odbrobinę luzu. Spojrzał też na Ranwene podnosząc kielich do kolejnego toastu.

Ranwena wysłychała wymiany zdań miedzy mężczyznami po czym odpowiedziała na toast.

- Możecie panowie być pewni, że w dniu ślubu Safayel i Morwena będą waszym najmniejszym problemem. - Uśmiechnęła się - Dostecie ich głowy na tacy... może nie dosłownie, nie chcemy przecież wprowadzać tak makabrycznego elementu w dniu zaślubin.

- Świetnie. Szczegóły ustalimy niebawem. Tymczasem zostaje druga, o wiele ważniejsza sprawa. Nie jest ci juz tajemnicą, że atak na Harondor jest nieunikniony. Garnizony przygraniczne oraz twierdze zostały znacznie wzmocnione. Twoja planowana strategia ataku armii Umbaru droga morską jest nie do końca idealna taktycznie. - zauważył Muthann bez sarkazmu. - O ile częsć flotylli rzeczywiscie może i powinna związać wroga na wybrzeżu i trzymać w szachu przegrupowanie gondorskiej armii, to bez wsparcia piechoty z Umbaru obawiam się, że Harad rozbije się o pustynne mury Harondoru. W tej kampani musimy isć ramię w ramię. - ciągnął poważnie. - Propouję aby wojska Umbaru ruszyły wraz z moimi zastpami przekraczając granice wspólnie. Natomiast aby Korsarze ze statkami Umbaru lądowały na wybrzeżu zdobywając Barad Harn i Has Adri kiedy front pustynny się zawiąże. W ten sposób oczyssz Ranweno wybrzeże. Połączymy nasze siły pod Amon Eithel i razem uderzymy na północne miasta. Za górami. Jeżeli cała armia Umbaru wsiądzie na okręty, to obawiam się, że może powtórzyć się historia sprzed kilku tygodni. Sromotnej klęski floty Haradu...Wtedy to własnie nasza flotylla została rozbita przez najemników pod banderami Gondoru. A w zatoce Belfalasu przyjdzie stawić czoła również armadzie z Dol Amroth i Lond Daer, przy wsparciu okrętów z Pelargiru i Harondoru. Nie chcemy niepotrzebnie ryzykować naszych sił sprzymierzonych bardziej niż to jest konieczne. Czy zgodzisz się ze mną pani?

- Trudno się z tobą nie zgodzić, czcigodny Muthannie. Proponujesz mi plan na który mogę się zgodzić bez praktycznie żadnego ale. Miałam bowiem obawy, że zapragniesz wszystkich moich ludzi wysłać pustynią wraz z twoimi wojskami. Było by to bardzo nie na rękę i wam i nam, bo jak już słusznie zauważył Andaras konie i pustynia to nie jest nasza domena. Ale skoro sam proponujesz aby tylko umbarska piechota ruszyła lądem to nie widzę powodu, dla którego miałabym się nie zgodzić. Korsarze na lądzie byli by tylko obciążeniem. A oczyszczenie wybrzeża... cóż, to nasza specjalność.
Pozostaje pytanie o daty tych wszystkich przedsięwzięć.

- Myślę, że najpierw nasi ludzie, udadzą się z tobą pani do Umbaru. – wtrącił Andaras. - Uważam, że fortelem należy zwabić do obozu oboje zdrajców. Przesłuchamy ich tu na miejscu. W końcu są moim prezentem-uśmiechnął się. Gdy będą tu w oficjalnej “gościnie”, w sprawach jakiś ustaleń... Wyeliminujemy wspólnymi siłami ich sojuszników i agentów w Umbarze. Zajmie to sądzę jedynie kilka dni. Potem ślub, a zaraz po nim marsz ku wspólnej chwale.- zakończył elf wznosząc ponownie kielich.

Ranwena spojrzała na Andarasa i ze spokojem powiedziała:

- Wydaje sie, że się nie zrozumieliśmy. Nie pierwszy raz zresztą - dodała z sarkazmem. - Jak powiedziałam, zajmę się wymierzeniem sprawiedliwości. Nie tylko was spotkały krzywdy z rąk tej dwójki. Zresztą, chce, abyście mi zaufali - jej głos stał się nagle bardzo poważny - w pierwszych dniach po przejęciu przez Morwenę władzy myślałam, że zalezy jej na dobru Umbaru, można powiedzieć, że chciałam być jej sojuszniczką. Zdaje sobie sprawę, jak może to wyglądać w waszych oczach. Dlatego też jeśli sprawiedliwość zostanie wymierzona przeze mnie, jeśli to z moich rąk przyjdzie śmierć zdrajców to przede wszystkim będzie to dla was znak, że jestem waszą sojuszniczką a nie ich.

-Sprawiedliwość- elf wręcz delektował się tym słowem. Wymierzenie jej bez wcześniejszego przesłuchania ich przez nas...- tu chwila przerwy jakby nie dokończona myśl.
-Jeśli jako pierwsi moglibyśmy zadać im kilka pytań, zdobędziemy coś więcej niż sprawiedliwość. Ja nazywam to pewnością... Pani... Dobrze to ujełaś, pewne sprawy nie najlepiej wyglądają w naszych oczach. I jeśli mamy ci zaufać, ta dwójka musi trafić do nas. Chyba że masz coś do ukrycia, w co osobiście wątpię. Możemy jeśli pani chcesz, oddać ich żywych na końcu. Ale mamy do nich parę pytań. Bardzo,ważnych pytań- to zdanie elf mocno za akcentował. Być może znają odpowiedzi które są dla nas ważne. Zaufanie zaś buduje się na wiedzy. Chcemy wiedzieć kto i na ile jest w pewne rzeczy zamieszany. A od nich zaczyna kilka nitek. Podążając za tymi nitkami na końcu będzie można za nie pociągnąć. I zobaczyć co wypadnie.... Brak tego prezentu o który proszę oficjalnie, to jak świadome przecięcie tych nitek. A wiem pani że stoimy po tej samej stronie. Daj nam szasnę na wyjaśnienie tego.

-Rozumiem. Pozwól jednak, że przekazanie ich w wasze ręce będzie stuprocentowo moim udziałem. Chcę, aby Morwena i Safayel wiedzieli, czyja ręka przyczyniła się do ich złapania, wydania tym, przecwiko którym wystąpili. Będzie to nie tylko nauczka dla nich... ale i na przyszłość przestroga dla każdego, kto chciałby wystąpić przeciwko naszemu sojuszowi.

Ranwena miała nadzieję, że na dziś to koniec rozmów. Była zmęczona ciągłymi ‘negocjacjami’ z Andarasem. Liczyła na to, że przy kolejnym spotkaniu, gdy będą omawiać szczegóły ataku na Południowy Gondor będzie mogła rozmawiać z kimś, z kim dla się dyskutować.
 
__________________
"To, jak traktujesz koty, decyduje o twoim miejscu w niebie." - Robert A. Heinlein
Zekhinta jest offline