Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-12-2011, 12:41   #27
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Pobudka po koszmarze była gwałtowna. Zerwał się z łóżka nagle i rozejrzał po pokoju. Był znowu w domostwie Etheringtonów. Był sam. Był w swoich czasach.
-I samotnie w łóżku. A tyle tu kobiet spragnionych mężczyzny, który umiałby się nimi zająć.- ironiczny głos awatara, przyciągnął uwagę Rogera do biurka. Przy którym siedział antropomorficzny tygrys. Ravana jakoś nigdy nie potrafił usiedzieć w jednej postaci, dłużej niż przez godzinę.



W tej chwili, ćmiąc fajkę siedział przy biurku, na którym ćmiło się kadzidełko o mocnym aromacie ziół.
-Bardzo... podoba mi się to miejsce. Magya wręcz iskrzy w powietrzu, tyle kobiet o niezaspokojonych potrzebach. Co prawda wystrojowi wnętrz brakuje splendoru, ale to detal. Powinieneś się tu osiedlić Rogerze. Albo przynajmniej przywłaszczyć Węzeł.-
Dyplomata jednym uchem słuchał wypowiedzi swego awatara. Pocierając czoło próbował odgonić od siebie resztki koszmaru brzmiącego mu w głowie niczym natrętna mucha.
-Miałem... sen.-rzekł w końcu. A Ravana dodał ironicznie.-Sen... doprawdy? Naprawdę w to wierzysz?-
Mężczyzna spojrzał na “Ravanę, króla Rakszas”, jak się jego awatar lubił tytułować. Pokręcił głową zaprzeczając.
-To była wizja... dotycząca tej ziemi. Może rykoszet rytuału przy zwłokach. Może wpływ innej magyi... wiele krąży jej tu wokoło. A może... to wynik opowieści żony pana domu. Chociaż, ona akurat chciała coś innego ci ukazać. Jak sądzisz? Jak bardzo miłe w dotyku są jej krągłości ? -stwierdził awatar uśmiechając się lubieżnie.-Może powinieneś sprawdzić, ile magyi wykrzeszesz z jej jęku rozkoszy. W Indiach wychodziło ci to całkiem sprawnie.
-Indie były inną sprawą. Tamte kobiety, były...- bronił się Roger, a rakszasa podniósł.-Skończ już wreszcie z tymi unikami Rogerze! Nie osiągniesz zbyt wiele, ciągle zakładając na siebie obyczajowe kajdany. Musisz wreszcie się wyzwolić ! Ta kobieta jest kotką w rui. Więc bądź dobrym kocurem i zaspokój ją.
Machnął ręką w irytacji.- Jej przecież nie zależy na uczuciu, tylko ostrych figlach w pościeli z ładniutką buźką i porządnym wyposażeniem między udami. A i tobie dobrze zrobi to. Kisisz się w domu, myśląc że zwoje zastąpią praktykę. Wczoraj skorzystałeś z magyi po raz pierwszy od dwóch tygodni. Porządny rytuał tantryczny... odbył się tylko raz odkąd wróciłeś z Indii.
-Nie rozumiesz.- odparł z irytacją Roger, ale Ravana nie dał się zbyć.- Doskonale rozumiem! Odkąd wróciłeś, powoli wchodzisz w stare buty. Ale już za późno na to... Nie jesteś tym Rogerem, który stąd wyjechał. Pogódź się z tym... i zaciągnij do łóżka jakąś ślicznotkę, zanim całkiem oddalisz się od źródła swej mocy. Od wyzwolenia z barier i ograniczeń tego świata.
- Ten koszm... Ta wizja była starsza od tego co opowiadała mi kotka... To jest Sylvia.- odparł szybko Roger zmieniając temat na mniej niewygodny.
-Pytanie tylko czy owa wizja nie jest... zapowiedzią? Zwróć uwagę, na to że w ostateczności wszystko jest samsarą. Historia także.-stwierdził z wyraźną wyższością w głosie awatar.
-Mieszasz pojęcia.- burknął w odpowiedzi mag.
-Doprawdy? Samsara to cykl przemian, któremu podlegają wszelkie byty i zjawiska włącznie z naszymi myślami, uczuciami i ciałami. Jest to powtarzany w nieskończoność proces tworzenia i upadku. Czemu wiec i czas nie miałby podlegać tej regule?- stwierdził ironicznie Ravana.
Roger potarł palcami podstawę nosa w zmęczeniu.- Co więc to oznacza. Kolejną hekatombę krwi w najbliższej przyszłości? To jest Anglia. Nudna i cywilizowana wysepka. A nie barbarzyńskie cywilizacje Azji i Afryki.
-To twój dowód? To twoja argumentacja?-zaśmiał się pogardliwie rakszasa.-W tym właśnie problem. Dusicie się w tej całej poprawności i praworządności, spychacie namiętności i żądze w kąt, licząc że ulegną zapomnieniu. Ale mylicie się... one się tylko będą kumulować. A potem wybuchną. Ta kotka to wie. Dlatego się wczoraj do ciebie łasiła.
-Upraszczasz sprawę.- wzruszył ramionami Roger wstając z łóżka i pobieżnie się ubierając.- Możliwe, że w okolicy jest rzeczywiście nagromadzenie emocji, które emanuje na okolicę wywołując to co wydarzyło się wczoraj. Popełniono tu wszak więcej niż jedną zbrodnię. Zbiorowe masakry zawsze odciskają jakieś piętno na Gobelinie.
-Iiiii?-naciskał dalej awatar.
-I należy coś z tym zrobić, zanim okolica przyciągnie jakiegoś Ścierwnika.-odparł krótko Roger, przeczesawszy dłonią włosy.- Idę się napić. Po takim śnie.. to najrozsądniejsze co można zrobić.
-I to jest Duch Przygody! Zwalczmy to co napastowało naszą podopieczną. Tylko my do tego mamy prawo.-odparł entuzjastycznie Ravana malejąc i powracając do czworonożnej kociej formy. Taki był właśnie problem z tym awatarem, co chwila wyglądał inaczej. “Zmiana, zmiana, zmiana... tym postęp ludzkości i rozwój duchowy. Stanie w miejscu, to cofanie się do tyłu.”- Tak kiedyś wytłumaczył te swe przeskoki z postaci w postać.
Choć Roger po prostu uważał, że Ravana jest bardzo kapryśny... i próżny.
-Gdzie idziesz?- spytał. Kot na moment zamarł, jego ogon zwinął się w znak zapytania.-Czyż to nie oczywiste? Obejrzeć panią domu, sprawdzić czy jest równie kusząca jak... nachalna. Trzeba ocenić, czy warto schrupać to ciasteczko, mój uczniu.
Dyplomata potarł czoło w irytacji.- Idziesz ją podglądać?
-Możesz iść ze mną... Jestem pewien, że ostatecznie nie miałaby nic przeciw, o ile... potem okazałbyś wdzięczność.-odparł awatar.
-Może później.- rzekł Roger ubierając się pospiesznie.-Na razie... muszę oczyścić umysł.
-Tylko nie posuwaj się za daleko w tym oczyszczaniu.- odparł kocur machając ogonem na pożegnanie i przechodząc przez drzwi.
Dyplomata pokiwał ze zrezygnowaniem głową i odruchowo potarł się po rządku blizn, przecinających bark. Pamiątce po bliskim spotkaniu z tygrysem.
Po czym przesunął dłonią po gęstym zaroście na brodzie. Wypadało się chyba ogolić.
Niemniej obecnie nie miał ochoty doprowadzać się do porządku. Nie, gdy wspomnienia koszmaru były tak żywe w jego pamięci.
Powoli ruszył do drzwi pokoju, potem po schodach do kuchni. Na parterze zaś dopadł go rakszasa i był bardzo... zadowolony.


-Miała gościa, nasza kotka w rui. Młodego kocurka w liberii lokaja. Nic szczególnego, gładka buźka i nieciekawy ogonek. Ona sama była w kąpieli i czuć było zapaszkami świadczącymi o tym, że została pokryta przez owego kocurka. Niegrzeczna kotka.-uśmiechając się relacjonował.-Ale też było czuć i inne zapaszki. Ma niezaspokojony apetyt, ta kotka. Pewnie gdybyś wszedł, nie miała by nic przeciw temu. Jej krągłości są bez zarzutu. Jak na swój wiek, jest... apetyczna. Warto było, ma miękkie przyjemne w dotyku piersi i dość sprężyste pośladki. A uda...- opis Ravany był szczegółowy, zwłaszcza że dotyczył także wrażeń dotykowych. Awatar w pełni korzystał z faktu, że był niewykrywalny dla zwykłych śmiertelników.
Sądzą z jego opisu awatara, scena kąpieli przypominała Rogerowi obraz Bouchera. Tyle że Lady Etherington była zdecydowanie ładniejsza od Diany. Niemniej, siedząca na fotelu Sylvia obmywała swe ciało, a koci awatar wykorzystywała okazję, by się dokładnie przyjrzeć i podotykać żonę właściciela posesji.
Sir Attenborough westchnął nieco z rezygnacją, zastanawiając się czy nie ulec, przypadkiem owej pokusie przyłapania lady Sylvii in flagranti w kąpieli. Awatar miał bowiem rację, dyplomata zaczął się oddalać od swej ścieżki. W Indiach wszak zachowywał się inaczej.
Ostatecznie jednak kontynuował swoją wędrówkę do kuchni. Okazja do spotkania oko w oko z panią domu jeszcze się zapewne nadarzy. A na razie, arystokrata nie był w nastroju do płomiennego romansu.
Wchodzący do kuchni Roger, dopiero po chwili zauważył Charlotte. Jego uwagę przykuwały bowiem własne myśli oraz “dialog” który prowadził z awatarem. Dopiero więc po chwili zauważył kobietę i zwróciwszy oblicze w jej kierunku.- Dzień dobry madame. Ciężka noc za panią?


Dla dyplomaty zapewne była ciężka, bo i on sam z marynarką narzuconą na koszulę jedynie, z gęstym nieogolonym zarostem, trochę gęstym jak na jednodniowy, wyglądał na nieco zmęczonego. Zapewne był przed poranną toaletą, skoro pokazywał w stanie tak nie pasującym do jego pozycji społecznej.
- Dzień dobry panie Attenborough - odpowiedziała Charlotte - w istocie, miałam wiele pracy. Przydałby mi się łyk dobrej kawy, inaczej zasnę na stojąco - kobieta uśmiechnęła się, a potem dodała - Jak pańskie ramię?
Dopiero teraz do ich uszu dotarły jakieś szmery. Ściszone głowy, chyba. Po chwili z jakiejś komórki czy innego pomieszczenia gospodarczego wyłoniła się jedna z podkuchennych. Pulchna dziewczyna, a w zasadzie kobieta, jak się tak dobrze przyjrzeć. Poprawiając fartuch i suknię, a także czepek na głowie dygnęła lekko.
- Dzień dobry jaśnie państwu. - Jej akcent był jakiś taki... dziwny. Na pewno nie tutejszy.
- O dzień dobry, dobrze, że ktoś się w kuchni pojawił. Jeśli to nie za wcześnie to czy mogłabym poprosić o kawę? - odwróciła głowę kierując słowa do podkuchennej. - A może i pan się napije, Attenborough?
- Kawa?? Tak?? - Kobieta spojrzała niepewnie na obecnych. - Oczywiście jaśnie pani.
Podkuchenna rzuciła jeszcze ukradkowe spojrzenie w kierunku pomieszczenia z którego wyszła, a z którego dało się słyszeć jeszcze jakieś odgłosy i zabrała się za robienie kawy.
- Podać w pokojach?? - Zapytała tak jakby trochę nieśmiało..
-Akurat nie kawy szukałem. Jest możliwość łyknięcia czegoś... mocniejszego?- spytał podkuchennej dyplomata. Po czym zerknął na Charlotte tłumacząc.-Pewnych... koszmarów zwykła kawa nie odpędzi.
- Coś mocniejszego?? - Zająknęła się służącą. - My tu mamy whisky, ale... - Kobieta trochę myślała jak tu sformułować zdanie. - ale lepsze ma jaśnie pan w bibliotece. - W końcu wydusiła z siebie.
Charlotte zerknęła dyskretnie za spojrzeniem podkuchennej. Ciekawa była kogo skrywają mury pomieszczenia, które niedawno opuściła. Domyślała się, że chodzi o kochanka, bo dziewczyna śpiesznie poprawiała garderobę, ale w sumie nic jej było do tego.
Na rozwiązanie zagadki czekać długo im nie przyszło. Najpierw dał się słyszeć odgłos tłuczonej porcelany. Potem kilka krwistych przekleństw. A na końcu z owego pomieszczenia wytoczył się jedne z mundurowych, których panna Abercrombie miała okazję poznać wczoraj późnym wieczorem.
- Dziękuję za herbatę. - Wyburczał policjant wtaczając się do kuchni.
Herbaty to oni tam z pewnością nie pili.
- Panno Abercrombie. Sir. - Stróż prawa przywitał się grzecznie z wszystkimi i czym prędzej umknął na górę. Nie zdążywszy przy tym poprawić całkowicie garderoby.
Kobieta odchrząknęła dyskretnie.
Dyplomata skinął głową, a choć na jego ustach pojawił się ironiczny uśmieszek, nie rzekł w odpowiedzi. Po czym rzekł do Charlotte z uśmiechem na ustach.-Może lepiej rzeczywiście napić się w bibliotece. Kto wie ile jeszcze szafek przeszukują w kuchni dzielni policjanci inspektora Halla. Nie wypada im przeszkadzać w pracy, nieprawdaż?
Charlotte przytaknęła jedynie, starając się nie roześmiać.
A podkuchenna zrobiła się czerwona jak burak.
Do kuchni weszła pani Gux, zwabiona najwyraźniej hałasem.
- Co się tu u diabła dzie... – Przerwała w pół zdania zobaczywszy dwoje gości państwa Etheringtonów.
- Jaśnie państwo chcieli się napić kawy. - Zaczęła się tłumaczyć służąca.
- Podać w salonie, albo bibliotece?? - Ochmistrzyni zwróciła się do gości swoich chlebodawców.
-W bibliotece.- stwierdził krótko dyplomata.
- Zaraz ktoś przyniesie.
-Madame.-Roger podał ramię Charlotte co by mogła je objąć i by wreszcie mogli wyjść z tej kuchni. Która nagle zrobiła się bardzo zatłoczona.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 07-12-2011 o 15:17. Powód: poprawki..od groma poprawek xD
abishai jest offline