Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-12-2011, 16:41   #12
Pruszkov
 
Pruszkov's Avatar
 
Reputacja: 1 Pruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumny
Tommy czuł to. Czuł każdą cząstką swojego drążcego ciała. Wreszcie rozpoczynała się zabawa. Ulica pomału rozmazywała się. Nie słyszał jadących samochodów, nie widział twarzy przechodniów. Był tylko on i Scholes. W uszach dźwięczał mu kawałek jedynego czarnego, który kiedykolwiek zrobił dobrą muzykę.
Namacał broń. Lubił ten ciężar. Czuł się bezpieczny. Poprawił kapelusz na głowie, i okulary na nosie. Gdy dochodzili do restauracji, skinął Danielowi i spojrzał się spod okularów.
-Tutaj się rozstaniemy. Ubezpieczaj wejście. Jeżeli nie dostaniesz cynku na komórkę w ciągu 10 minut, wchodź. Jeżeli usłyszysz strzały, zwiewaj.- rzucił do niego, po czym dogasił papierosa i skierował swe kroki ku drzwiom galerii.
Fizzy zdecydował się zostać przy restauracji i obserwować stamtąd całą ulicę.
- Jasna sprawa, Tommy. Powodzenia. -
Daniel poprawił pistolet i upewnił się, że nie wystaje na widok. Tłumik miał w drugiej kieszeni, przykręci potem. Może nawet nie będzie musiał nikogo zabijać...? Daniel czekał na rozwój wydarzeń.
Tommy zmierzał ku drzwiom. Spokojnie, pewnym krokiem, powoli poddając się działającej w organizmie adrenalinie. Poklepał się po marynarce. Broń przyjemnym ciężarem tkwiła w kaburze. Delikatnym ruchem sięgnął do drzwi i pchnął je, pewnym krokiem wchodząc do galerii. Zabawa się zaczynała. Nareszcie.

Dzwoneczek przy drzwiach z godnie mechaniką powiadomił Johna Browna o przybyciu kolejnego klienta. Pan Brown spojrzał na nowego, potencjalnego kupca i uśmiechnął się szeroko tak samo jak to było w przypadku z Danielem.

***
Fizzy łypnął nieśmiało na reklamę przed drzwiami restauracji. Oferta wręcz kuła go w oczy. Do każdego dania i drinka, niezliczona ilość dolewek coli. Nim zorientował się że opuszcza swoje miejsce obserwacyjne był już w środku. Restauracja nadal była pusta, a przy barze wciąż siedziało dwóch tych samych mężczyzn. Albion skinął uprzejmie głową i podszedł do lady.

- Yoł, proszę jednego, dobrego drinka z tą dolewką coli. - Barman spojrzał niemrawo na murzyna po czym zaczął przygotowywać napój. Jeden z mężczyzn przy barze, wciąż przyglądał się Fizziemu. Po chwili wstał ze swojego miejsca i wyszedł na zaplecze.
***
Tommy, zachowując kamienną twarz, podszedł do Browna i sięgnął do kieszeni.
- Dzień Dobry, nazywam się Vincent Visisc, jestem z Departamentu Skarbu, mam przeprowadzić u pana kontrolę. - rzucił chłodno, machając mu przed oczami odznaką.- Potrzebuje wglądu do kilku dokumentów, m,in. do aktu własności owej działalności. Proszę się nie martwić, to tylko rutynowa kontrola. - dodał po chwili, widząc blednące oblicze Browna.

Mężczyzna stał chwilę z kamienną twarzą nie odzywając się. Po chwili jednak uśmiech wrócił na jego twarz.
- Tak, tak oczywiście - wyjąkał - proszę poczekać dokumenty mam na zapleczu. - Brown odwrócił się i ruszył w stronę drzwi zaplecza znajdujących sie tuż za jego plecami.

- Proszę zaczekać. Wolałbym przejrzeć dokumenty tylko w pana obecności. - powiedział szybko Tom. - Rozumie pan, protokoły.- dodał, kiwając porozumiewawczo głową.

---------

Daniel czekał cierpliwie. Spojrzał przez dziurkę od klucza, bardzo ostrożnie. Zastanawiał się, kiedy będzie czas na wejście. Czuł podniecenie, a czas leciał wolniej - co było wyjątkowo upierdliwe biorąc pod uwagę, że czekał bezczynnie. Zastanawiał się, co robi Fizzy.
Dwaj mężczyźni w tym czasie kontynuowali rozmowę.

----------

Dobrze, zaraz przecież przyniosę dokumenty - mężczyzna zatrzymał się na chwilę - A może pan powtórzyć skąd pan jest? Z jakiego departamentu?

****
Fizzy wlał całą zawartość szklanki coli prosto do ust. Przez chwilę napawał się smakiem trunku wyglądając jakby wciągnął potężną kreskę kokainy. Z błogiego stanu nieświadomości wyrwał go czyiś dziwnie znajomy głos.
- Proszę, proszę kogo my tu mamy, czy to nie czarna dupa Bossa. - Coca nie zdążył zareagować w żaden sposób gdy dwóch mężczyzn chwyciło go za ręce, wykręcając je do tyłu.
- Nie było to mądre, wchodzić do jakiejkolwiek włoskiej restauracji w Kaliforni, a w szczególności tej. - Przed Albionem stał niejaki Maxi Sanchez wyjątkowo wredny skurwielski meksykaniec. Obaj mężczyźni znali się z więzienia, podobno gdy Sanchez wyszedł z więzienia zaczął pracować dla Sincleara i sprzedawać wiadomości na temat Bossa. Fizziemu żołądek podszedł do gardła, nim zdołał jakoś odpowiedzieć znowu mówił meksykańczyk.
- Gdzie Boss, albo jacyś jego ludzie, jesteś zbyt dużą pizdą żeby samemu szlajać się po Los Angeles.
- Pierdol się nic... uh, - kolejne słowa uszły z powietrzem które natomiast uszło z brzucha murzyna po ciosie pięścią.
***

Daniel zaczynał się poważnie martwić. Coś było nie tak. Czuł to. Ciśnienie podeszło w górę, więc Daniel sięgnął po broń pod marynarkę. Nie wyciągnął jej, po prostu sprawdził, czy tam dalej jest.
Przyjemne uczucie dotyku gładkiego, zimnego metalu uspokoiło go na chwilę. Daniel nie lubił łazić po mieście z bronią - ale samą broń lubił. Zwłaszcza noże. Jeden na jednego. Pamiętał treningi samoobrony, to było to. Obrona przed nożem przydała mu się, wtedy, na uniwersytecie. I kto wie, gdyby nie ona, może nie stałby tutaj, czekając na akcję...
Właśnie, akcja! Daniel złapał się na tym, że znowu bujał w obłokach. Cholera, ale nieprofesjonalne.
Ciekawe, czy u Fizzy’ego wszystko w porządku. Eee tam, jedyne, co może mu się stać, to przedawkowanie koka koli, Daniel pomyślał. Dobra, zaraz wchodzimy. Zajrzał dyskretnie jeszcze raz przez dziurkę od klucza.
***

- Departament Skarbu, proszę pana, przecież mówiłem. - powiedział ostrym głosem Tommy. Facet zaczynał go denerwować, Jeżeli ma zamiar być tak dociekliwy , to trzeba będzie mu odstrzelić łeb tutaj, a to nie brzmi za dobrze. Gdzie jest Daniel?

- Dobrze, a więc, niech się pan tak nie denerwuję, po prostu wolę być ostrożny i dziwię się bo gdy otwierałem galerię wszystko było w porządku z dokumentami. - Brown ruszył po dokumenty na zaplecze.
- Proszę za mną.

Tommy, coraz bardziej podenerwowany, poszedł za nim. Pistolet ciążył przyjemnie w kaburze. - Jestem tuż za panem, panie Brown. - rzucił z teatralnym uśmiechem.
***
Miarowe ciosy pięściami meksykańczyka przerwał odgłos dzwoniącej komórki. Był to telefon Fizziego, który od razu został mu zabrany gdy tylko zaczął grać słodkie California Love. Sanchez odebrał powoli.

- Taak, - spytał.
- Fizzy? - odezwał się w słuchawce głos Larrego - mogę już podjechać pod galerię.
- Ok - odpowiedział Maxi i odłączył się, nim Larry zorientował się że coś jest nie tak.
- O jaką galerię chodzi czarnuchu? - spytał, lecz już domyślał się o jaką chodzi. Albion nie dał mu odpowiedzi, lecz meksykanin nie przejął się tym.
- Jimmy i Franco idźcie do tej galerii obok, jest tam zapewne reszta ludzi Bossa, lub nawet sam on we własnej pierdolonej osobie. Rozwalcie ich, a samego B. przyprowadźcie tu. Weźcie tłumiki i postarajcie się zrobić to w miarę jak najciszej. Ja wykończe naszego czarnego błazna.
***
Weszli do zaplecza galerii. Pokój wyglądał jak małe jednoosobowe biuro, biurko, trochę papierów, wyschnięty kaktus w ozdobnej doniczce, kubek na długopisy, parę obrazów, kilka paczek przygotowanych do wysłania, regał z książkami i dokumentami oraz mały sejf wbudowany lekko w ścianę po lewej od wejścia. Brown łypnął na Tommiego i podszedł powoli do tego właśnie sejfu.
- Proszę poczekać przy drzwiach - powiedział, przy czym sam zaczął ustalać kombinację sejfu. Po chwili dało się słyszeć oczekiwane “klik”.
***

Daniel miał dość czekania. Pod pretekstem wiązania butów Zerknął przez dziurkę od klucza. Nikogo nie było widać. A więc już czas, pomyślał Daniel. Wyciągnął dyskretnie broń, przykręcił do niej tłumik i wszedł. Celował w drzwi naprzeciwko. Zaraz to się skończy, tak czy inaczej. Jeśli Tommy zrobi dobrą robotę, dokumenty będą w ich posiadaniu, jeśli nie, przynajmniej nie będzie musiał wysłuchiwać, że jest zbyt nadpobudliwy.
Ale coś mówiło Danielowi, że jednak da radę. Tommy był profesjonalistą. Miał wrażenie, że mimo różnic w charakterze zostaną dobrymi przyjaciółmi.
Czas pokaże.
Daniel skupił się.
***

Nim Brown odwrócił się ponownie do swojego rozmówcy nastąpił strzał. Proste, stłumione tłumikiem puff.., ciało celu padło na ziemię, bez ruchu. Był to czysty strzał w głowę. Tommy dodał dwa strzały w brzuch i klatkę piersiową. Chciał zajrzeć do sejfu lecz wzdrygnął się słysząc dzwonek u drzwi galerii. Ktoś wszedł do środka. Salieri zajrzał przez uchylone drzwi od zaplecza. W głównym pomieszczeniu stał przyczajony Daniel.

- Chodź, już po wszystkim, nie czaj się tam jak jakiś chujek.

Daniel obniżył pistolet.
- Dobra robota. Uważaj tylko na język. Masz dokumenty? - Daniel zapytał.
- Jeśli masz, spadamy. Musimy skoczyć po Fizzy’ego, zanim upije się kolą. - Daniel schował broń.
- Na razie mam tylko trupa. Sejf powinien by otwarty, więc zaraz zobaczymy... - Tommy odwrócił się i ruszył w stronę klienta. Bardzo uważał, żeby nie pobrudzić sobie butów. Pozostawienie za sobą krwawych śladów byłoby błędem niegodnym fachowca... Zresztą, nie ma teraz czasu żeby je czyścić. Szybko pozbawił trupa portfela, telefonu, kluczy, terminarza (czy co tam jeszcze miał) i wszelkich cennych rzeczy - nie chodziło o pieniądze, to raczej czas miał tu znaczenie. Czas, zanim zostanie odkryty prawdziwy motyw zabójstwa... Potem przyszedł czas na sejf. Wygarnął wszystko. Później może poczyta to sobie do poduszki, póki co należało wiać. Przy odrobinie szczęścia w pobliżu powinna być jakaś teczka, do której będzie mógł to wszystko upchnąć.
- Dobra. Mamy wszystko. Spadamy, za nim ktoś znajdzie nas albo tego trupa. Idziemy po Fizzy'ego i wynosimy się z miasta. - Daniel powiedział. Złe przeczucie go nie opuszczało. Wszystko szło zbyt łatwo.
 

Ostatnio edytowane przez Pruszkov : 07-12-2011 o 19:13.
Pruszkov jest offline