Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-09-2011, 00:25   #11
 
Garzzakhz's Avatar
 
Reputacja: 1 Garzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znany
- “Dryn” - Tommy usłyszał jak w kieszeni odezwała mu się komórka. Gdy odebrał usłyszał głos Fizziego.
- Wychodzę właśnie z ostatniego pobliskiego sklepu, wszystko obadałem ziom, jak u ciebie się sprawy mają koleś?

-Wszystko dobrze Fizzy. Spotkajmy się pod knajpą. Opowiem Ci wszystko na miejscu.- odpowiedział Tommy, po czym skierował swe kroki ku restauracji.

Spotkali się pod włoską restauracją, akurat gdy tam stanęli niedaleko z galerii wyszedł Daniel. Zauważyli się od razu.

- Dobra, mam wszystko, czego potrzebuję. Chodźmy do samochodu - Daniel powiedział, w miarę jak zbliżał się do towarzyszy.
Szli kawałek.
Gdy byli już w samochodzie, Daniel zaczął mówić.
- Wydaje mi się, że będzie łatwiej, niż nam się wydawało. Po pierwsze: wbrew oczekiwaniom, nie ma tam strażników, przynajmniej ja żadnych nie spotkałem. To ułatwi naszą robotę w znacznym stopniu. Problem w tym, że kamera obejmuje całe pomieszczenie, więc tu może być problem, choć w sumie nic, czemu by nie zapobiegł kapelusz, tak mi się wydaje. Nie udało mi się znaleźć drugiej kamery, domyślam się, że jest gdzieś na zewnątrz. - Daniel odchrząknął, po czym kontynuował - Wydaje mi się też, że chyba znalazłem sposób na zdobycie dokumentów. Cel najwyraźniej nie spodziewa się być na liście Bossa, bo potraktował mnie bez krzty nieufności. Mógłby pan - tu zwrócił się do Tommy’ego - podać się za jakiegoś urzędnika - kontrolera nieruchomości, czy coś takiego, powinno się udać z pańskim wyglądem - tutaj Daniel nawiązał do kamiennej twarzy, którą zaobserwował, jednak by uniknąć nieprzyjemności, prawie natychmiast kontynuował - wystarczy, że powie pan, że trzeba panu przejrzeć dokumenty, a on sam je nam da, prawie że na tacy. Możemy dzięki temu uciszyć cel od razu, na miejscu, podłożyć fałszywki i wynosić się z tego miasta. - Daniel powiedział.
- A przynajmniej tak wygląda mój plan. Możemy o tym pogadać później. Na razie powiedzcie mi, czego dowiedzieliście się wy? - Daniel zapytał.
Tommy kaszlnął i zaczął - Galeria od tyłu wygląda dość mało bezpiecznie. Teren jest odkryty. Dużo ludzi się tam przewija. - ciągnął Salieri- Jest jedna kamera, ale na szczęście nie sięga tyłu budynku. Problemem są jednak drzwi z dwoma dosyć mocnymi zamkami. Obawiam się że pański plan Panie Schloes jest chyba najlepszym i najprostszym wyjściem.- powiedział Tommy, po czym dodał jeszcze.- Miałem zaproponować to już wcześniej. Skoro razem pracujemy. przestańmy się bawić w panów. - powiedział i wyciągnął rękę ku Schloesowi. - Tommy jestem.
Daniel uścisnął rękę.
- Masz rację, Tommy. I tak przy okazji: imię to Scholes, nie Schloes. - Daniel uśmiechnął się.
- No to co? Czekamy na fałszywki i idziemy, jako oficjałowie. Ty pierwszy, Tom, bo cel już mnie widział. Tak szybko, jak tylko otworzy sejf, wchodzę za wami. - Daniel powiedział. Plan już był. Teraz czekali na fałszywki i od razu idą do akcji. Taak, to był plan...
- Wybacz Danielu, czeski błąd. - rzucił, jak zwykle, z kamienną twarzą, Tommy. Scholes miał kawał planu. Wystarczyło tylko dorwać fałszywe papiery i przycisnąć gościa. Do roli urzędasa musiał się jednak przygotować. I ciągle jednak martwiło go to, że wszystko idzie zbyt z płatka. - To co panowie ? Bierzemy się do roboty ? - rzucił, z jednym ze swoich rzadkich uśmiechów na twarzy.

- W sklepach na około też czysto, - po chwili milczenia dołączył się do rozmowy Coca. - będę obserwował ulice podczas akcji, a Larry pojedzie na jakąś pobliską stację i pozmienia rejestracje ziomki. Teraz chodźmy, dwie przecznice stąd czeka na nas nasz stary pies (larry). Ma podrobione dokumenty i powiecie mu gdzie ma po nas podjechać po całej tej jebanej akcji. - Ruszyli.
W wanie Larry wręczył im dokumenty:
- gdzie czekać i ile wam to zajmie mniej - więcej panowie?

- Idziemy. Najpierw bierzemy broń. Po tym, jak będziemy mieli broń i dokumenty, wchodzimy frontem. Powiedz Larry’emu, żeby czekał koło tej restautacyjki, ale blisko, nie tuż przy. Niech znajdzie jakieś postronne miejsce. Zajmie nam maksymalnie pół godziny, zależy od tego, jak nam pójdzie, ale niech tam czeka za 5 minut. Nie wiadomo, czy nie będzie trzeba szybko wiać. - Daniel poinformował Cocę.

Larry odjechał. Trójka gangsterów ruszyła w stronę galerii. Fizzy zajął miejsce przy restauracji żeby obserwować okolice.
 

Ostatnio edytowane przez Garzzakhz : 10-10-2011 o 10:57.
Garzzakhz jest offline  
Stary 06-12-2011, 16:41   #12
 
Pruszkov's Avatar
 
Reputacja: 1 Pruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumny
Tommy czuł to. Czuł każdą cząstką swojego drążcego ciała. Wreszcie rozpoczynała się zabawa. Ulica pomału rozmazywała się. Nie słyszał jadących samochodów, nie widział twarzy przechodniów. Był tylko on i Scholes. W uszach dźwięczał mu kawałek jedynego czarnego, który kiedykolwiek zrobił dobrą muzykę.
Namacał broń. Lubił ten ciężar. Czuł się bezpieczny. Poprawił kapelusz na głowie, i okulary na nosie. Gdy dochodzili do restauracji, skinął Danielowi i spojrzał się spod okularów.
-Tutaj się rozstaniemy. Ubezpieczaj wejście. Jeżeli nie dostaniesz cynku na komórkę w ciągu 10 minut, wchodź. Jeżeli usłyszysz strzały, zwiewaj.- rzucił do niego, po czym dogasił papierosa i skierował swe kroki ku drzwiom galerii.
Fizzy zdecydował się zostać przy restauracji i obserwować stamtąd całą ulicę.
- Jasna sprawa, Tommy. Powodzenia. -
Daniel poprawił pistolet i upewnił się, że nie wystaje na widok. Tłumik miał w drugiej kieszeni, przykręci potem. Może nawet nie będzie musiał nikogo zabijać...? Daniel czekał na rozwój wydarzeń.
Tommy zmierzał ku drzwiom. Spokojnie, pewnym krokiem, powoli poddając się działającej w organizmie adrenalinie. Poklepał się po marynarce. Broń przyjemnym ciężarem tkwiła w kaburze. Delikatnym ruchem sięgnął do drzwi i pchnął je, pewnym krokiem wchodząc do galerii. Zabawa się zaczynała. Nareszcie.

Dzwoneczek przy drzwiach z godnie mechaniką powiadomił Johna Browna o przybyciu kolejnego klienta. Pan Brown spojrzał na nowego, potencjalnego kupca i uśmiechnął się szeroko tak samo jak to było w przypadku z Danielem.

***
Fizzy łypnął nieśmiało na reklamę przed drzwiami restauracji. Oferta wręcz kuła go w oczy. Do każdego dania i drinka, niezliczona ilość dolewek coli. Nim zorientował się że opuszcza swoje miejsce obserwacyjne był już w środku. Restauracja nadal była pusta, a przy barze wciąż siedziało dwóch tych samych mężczyzn. Albion skinął uprzejmie głową i podszedł do lady.

- Yoł, proszę jednego, dobrego drinka z tą dolewką coli. - Barman spojrzał niemrawo na murzyna po czym zaczął przygotowywać napój. Jeden z mężczyzn przy barze, wciąż przyglądał się Fizziemu. Po chwili wstał ze swojego miejsca i wyszedł na zaplecze.
***
Tommy, zachowując kamienną twarz, podszedł do Browna i sięgnął do kieszeni.
- Dzień Dobry, nazywam się Vincent Visisc, jestem z Departamentu Skarbu, mam przeprowadzić u pana kontrolę. - rzucił chłodno, machając mu przed oczami odznaką.- Potrzebuje wglądu do kilku dokumentów, m,in. do aktu własności owej działalności. Proszę się nie martwić, to tylko rutynowa kontrola. - dodał po chwili, widząc blednące oblicze Browna.

Mężczyzna stał chwilę z kamienną twarzą nie odzywając się. Po chwili jednak uśmiech wrócił na jego twarz.
- Tak, tak oczywiście - wyjąkał - proszę poczekać dokumenty mam na zapleczu. - Brown odwrócił się i ruszył w stronę drzwi zaplecza znajdujących sie tuż za jego plecami.

- Proszę zaczekać. Wolałbym przejrzeć dokumenty tylko w pana obecności. - powiedział szybko Tom. - Rozumie pan, protokoły.- dodał, kiwając porozumiewawczo głową.

---------

Daniel czekał cierpliwie. Spojrzał przez dziurkę od klucza, bardzo ostrożnie. Zastanawiał się, kiedy będzie czas na wejście. Czuł podniecenie, a czas leciał wolniej - co było wyjątkowo upierdliwe biorąc pod uwagę, że czekał bezczynnie. Zastanawiał się, co robi Fizzy.
Dwaj mężczyźni w tym czasie kontynuowali rozmowę.

----------

Dobrze, zaraz przecież przyniosę dokumenty - mężczyzna zatrzymał się na chwilę - A może pan powtórzyć skąd pan jest? Z jakiego departamentu?

****
Fizzy wlał całą zawartość szklanki coli prosto do ust. Przez chwilę napawał się smakiem trunku wyglądając jakby wciągnął potężną kreskę kokainy. Z błogiego stanu nieświadomości wyrwał go czyiś dziwnie znajomy głos.
- Proszę, proszę kogo my tu mamy, czy to nie czarna dupa Bossa. - Coca nie zdążył zareagować w żaden sposób gdy dwóch mężczyzn chwyciło go za ręce, wykręcając je do tyłu.
- Nie było to mądre, wchodzić do jakiejkolwiek włoskiej restauracji w Kaliforni, a w szczególności tej. - Przed Albionem stał niejaki Maxi Sanchez wyjątkowo wredny skurwielski meksykaniec. Obaj mężczyźni znali się z więzienia, podobno gdy Sanchez wyszedł z więzienia zaczął pracować dla Sincleara i sprzedawać wiadomości na temat Bossa. Fizziemu żołądek podszedł do gardła, nim zdołał jakoś odpowiedzieć znowu mówił meksykańczyk.
- Gdzie Boss, albo jacyś jego ludzie, jesteś zbyt dużą pizdą żeby samemu szlajać się po Los Angeles.
- Pierdol się nic... uh, - kolejne słowa uszły z powietrzem które natomiast uszło z brzucha murzyna po ciosie pięścią.
***

Daniel zaczynał się poważnie martwić. Coś było nie tak. Czuł to. Ciśnienie podeszło w górę, więc Daniel sięgnął po broń pod marynarkę. Nie wyciągnął jej, po prostu sprawdził, czy tam dalej jest.
Przyjemne uczucie dotyku gładkiego, zimnego metalu uspokoiło go na chwilę. Daniel nie lubił łazić po mieście z bronią - ale samą broń lubił. Zwłaszcza noże. Jeden na jednego. Pamiętał treningi samoobrony, to było to. Obrona przed nożem przydała mu się, wtedy, na uniwersytecie. I kto wie, gdyby nie ona, może nie stałby tutaj, czekając na akcję...
Właśnie, akcja! Daniel złapał się na tym, że znowu bujał w obłokach. Cholera, ale nieprofesjonalne.
Ciekawe, czy u Fizzy’ego wszystko w porządku. Eee tam, jedyne, co może mu się stać, to przedawkowanie koka koli, Daniel pomyślał. Dobra, zaraz wchodzimy. Zajrzał dyskretnie jeszcze raz przez dziurkę od klucza.
***

- Departament Skarbu, proszę pana, przecież mówiłem. - powiedział ostrym głosem Tommy. Facet zaczynał go denerwować, Jeżeli ma zamiar być tak dociekliwy , to trzeba będzie mu odstrzelić łeb tutaj, a to nie brzmi za dobrze. Gdzie jest Daniel?

- Dobrze, a więc, niech się pan tak nie denerwuję, po prostu wolę być ostrożny i dziwię się bo gdy otwierałem galerię wszystko było w porządku z dokumentami. - Brown ruszył po dokumenty na zaplecze.
- Proszę za mną.

Tommy, coraz bardziej podenerwowany, poszedł za nim. Pistolet ciążył przyjemnie w kaburze. - Jestem tuż za panem, panie Brown. - rzucił z teatralnym uśmiechem.
***
Miarowe ciosy pięściami meksykańczyka przerwał odgłos dzwoniącej komórki. Był to telefon Fizziego, który od razu został mu zabrany gdy tylko zaczął grać słodkie California Love. Sanchez odebrał powoli.

- Taak, - spytał.
- Fizzy? - odezwał się w słuchawce głos Larrego - mogę już podjechać pod galerię.
- Ok - odpowiedział Maxi i odłączył się, nim Larry zorientował się że coś jest nie tak.
- O jaką galerię chodzi czarnuchu? - spytał, lecz już domyślał się o jaką chodzi. Albion nie dał mu odpowiedzi, lecz meksykanin nie przejął się tym.
- Jimmy i Franco idźcie do tej galerii obok, jest tam zapewne reszta ludzi Bossa, lub nawet sam on we własnej pierdolonej osobie. Rozwalcie ich, a samego B. przyprowadźcie tu. Weźcie tłumiki i postarajcie się zrobić to w miarę jak najciszej. Ja wykończe naszego czarnego błazna.
***
Weszli do zaplecza galerii. Pokój wyglądał jak małe jednoosobowe biuro, biurko, trochę papierów, wyschnięty kaktus w ozdobnej doniczce, kubek na długopisy, parę obrazów, kilka paczek przygotowanych do wysłania, regał z książkami i dokumentami oraz mały sejf wbudowany lekko w ścianę po lewej od wejścia. Brown łypnął na Tommiego i podszedł powoli do tego właśnie sejfu.
- Proszę poczekać przy drzwiach - powiedział, przy czym sam zaczął ustalać kombinację sejfu. Po chwili dało się słyszeć oczekiwane “klik”.
***

Daniel miał dość czekania. Pod pretekstem wiązania butów Zerknął przez dziurkę od klucza. Nikogo nie było widać. A więc już czas, pomyślał Daniel. Wyciągnął dyskretnie broń, przykręcił do niej tłumik i wszedł. Celował w drzwi naprzeciwko. Zaraz to się skończy, tak czy inaczej. Jeśli Tommy zrobi dobrą robotę, dokumenty będą w ich posiadaniu, jeśli nie, przynajmniej nie będzie musiał wysłuchiwać, że jest zbyt nadpobudliwy.
Ale coś mówiło Danielowi, że jednak da radę. Tommy był profesjonalistą. Miał wrażenie, że mimo różnic w charakterze zostaną dobrymi przyjaciółmi.
Czas pokaże.
Daniel skupił się.
***

Nim Brown odwrócił się ponownie do swojego rozmówcy nastąpił strzał. Proste, stłumione tłumikiem puff.., ciało celu padło na ziemię, bez ruchu. Był to czysty strzał w głowę. Tommy dodał dwa strzały w brzuch i klatkę piersiową. Chciał zajrzeć do sejfu lecz wzdrygnął się słysząc dzwonek u drzwi galerii. Ktoś wszedł do środka. Salieri zajrzał przez uchylone drzwi od zaplecza. W głównym pomieszczeniu stał przyczajony Daniel.

- Chodź, już po wszystkim, nie czaj się tam jak jakiś chujek.

Daniel obniżył pistolet.
- Dobra robota. Uważaj tylko na język. Masz dokumenty? - Daniel zapytał.
- Jeśli masz, spadamy. Musimy skoczyć po Fizzy’ego, zanim upije się kolą. - Daniel schował broń.
- Na razie mam tylko trupa. Sejf powinien by otwarty, więc zaraz zobaczymy... - Tommy odwrócił się i ruszył w stronę klienta. Bardzo uważał, żeby nie pobrudzić sobie butów. Pozostawienie za sobą krwawych śladów byłoby błędem niegodnym fachowca... Zresztą, nie ma teraz czasu żeby je czyścić. Szybko pozbawił trupa portfela, telefonu, kluczy, terminarza (czy co tam jeszcze miał) i wszelkich cennych rzeczy - nie chodziło o pieniądze, to raczej czas miał tu znaczenie. Czas, zanim zostanie odkryty prawdziwy motyw zabójstwa... Potem przyszedł czas na sejf. Wygarnął wszystko. Później może poczyta to sobie do poduszki, póki co należało wiać. Przy odrobinie szczęścia w pobliżu powinna być jakaś teczka, do której będzie mógł to wszystko upchnąć.
- Dobra. Mamy wszystko. Spadamy, za nim ktoś znajdzie nas albo tego trupa. Idziemy po Fizzy'ego i wynosimy się z miasta. - Daniel powiedział. Złe przeczucie go nie opuszczało. Wszystko szło zbyt łatwo.
 

Ostatnio edytowane przez Pruszkov : 07-12-2011 o 19:13.
Pruszkov jest offline  
Stary 08-12-2011, 16:01   #13
 
Garzzakhz's Avatar
 
Reputacja: 1 Garzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znany
Fizzy był już mocno pobity i leżał na podłodze, wiedział jednak że zostaje w knajpie tylko z Sanchezem i barmanem. Wiedział że to jest okazja aby uciec.

***

Larry miał złe przeczucia. Głos w słuchawce nie należał do Fizziego, coś było nie tak. Jego podejrzenia potwierdziły się gdy skręcił w ulicę, na której stała galeria. Przez ułamek sekundy widział dwóch mężczyzn w garniturach wchodzących do środka. I co gorsza nie byli to Daniel i Tommy. Jim Lawrence przyśpieszył.

***
 

Ostatnio edytowane przez Garzzakhz : 28-01-2012 o 23:00.
Garzzakhz jest offline  
Stary 22-12-2011, 15:54   #14
 
Pruszkov's Avatar
 
Reputacja: 1 Pruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumny
Dzwoneczek przy drzwiach wejściowych wydał z siebie typowy, informujący o czyimś przybyciu odgłos. Ktoś wszedł do galerii...

Broń niemal wskoczyła Danielowi do ręki, szybki półobrót i już celował w drzwi. No nie teraz, do cholery jasnej...
- Nie zamknąłeś drzwi? Ślicznie. Masz klienta. - Tommy kiwnął głową w stronę wejścia - Zajmij się tym, a ja dziękuję, postoję, popatrzę... Gdyby potrzebował wzmacniającej porcji ołowiu, wiesz gdzie mnie szukać. - Sprawdził stan broni, i po chwili dorzucł jeszcze - Tuż za tobą, stary. Nasz Bąbelkowy Bambo powinien nas uprzedzić... - z twarzy Tommy’ego może i niewiele da się wyczytać, ale Beretta nadal spoczywająca w jego dłoni mówi sporo od siebie, niepytana.
- Ciekawe jak. Trza mi było dać uniwersalny klucz, panie Salieri - Daniel próbował być sarkastyczny, ale głos nieco mu drżał. Poprawił tłumik.
- Teraz będzie kilka trupów więcej. Wie pan o tym prawda? - Daniel ustawił się przed drzwiami.
Nacisnął klamkę.
Uchylił lekko drzwi.
Ustawił się przed drzwiami.
I silnym kopniakiem zaskoczył dwóch facetów z galerii. Otworzył ogień.

Jeden z wchodzących mężczyzn padł trupem na miejscu gdy trafiły go dwie kule w klatkę piersiową. Drugi jednak odskoczył i kucając ukrył się za małą wystawką. Daniel szybko domyślił się że to nie przypadkowi klienci, a ktoś kto wiedział że będą w galerii, bowiem ocalały mężczyzna wyjął z pod marynarki uzi i wysłał w stronę Scholesa serię pocisków. Życie Danielowi uratował jego refleks.
Tommy przyglądał sie przez chwilę Scholesowi, gdy ten wypadał zza drzwi z gnatem w ręku. Być może nawet uniósł brwi w zdziwieniu. Niemniej jednak duże, ciemne okulary dość dobrze maskowałyby ten fakt, zresztą i tak nie było nikogo, kto mógł go obserwować - jego reputacja była więc bezpieczna. Charakterystyczny wizg, jaki wydaje z siebie wyciszona broń sprawił, że odruchowo przypadł do ściany, co umiejscowiło go w sam raz naprzeciw tylnych drzwi... Hm, gdzieś tu miał klucze, prawda? Rzuciwszy szybko okiem na zamek, spróbował określić czy posiada odpowiedni klucz. Huk wystrzałów z broni maszynowej zagwarantował Scholesowi drobnego plusa przy jego nazwisku w w pamięci Tommy’ego. Drań miał nosa - albo, z drugiej strony, słabe nerwy... Nie zastanawiał się jednak nad tym specjalnie, tylko rzucił krótko - Trzymaj ich, wychodzimy - ruszył chyłkiem do tylnego wyjścia. Oby miał jak je otworzyć...
Pęk kluczy Browna był dość pokaźny, więc Tommy miał problem z odnalezieniem odpowiedniego klucza. W sali głównej znowu dało się słyszeć ostrzegający dźwięk dzwonka, a zaraz po nim krótką serię z Berrety. Nagle wszystko ucichło. Krótka chwilę tej ciszy przerwał jednak znajomy głos.
- Panowie, spierdalamy! - był to głos Larrego.
Daniel poznał głos Larry’ego, ale mimo to wyjrzał ostrożnie. Rzucił okiem na Tommy’ego.
- Ruszamy, panie Salieri. - podszedł do trupa i wystrzelił w niego cały magazynek, głównie w pierś.
- Będzie wyglądało na rabunek, albo mafijne porachunki. Spadamy - Daniel przeładował, wkładając magazynek do kieszeni i wybiegł z budynku, rzucając Larry’emu aprobujące spojrzenie. Będzie mu musiał postawić drinka, jak wrócą, w końcu uratował ich skórę. Tylko co z Fizzym?
- Może być i w ten sposób - stwiedził flegmatycznie Salieri. Ruszył do głównego wyjścia, bez dalszych, zbędnych komentarzy.
Wskoczyli do Vana i Larry depnął gaz. Na ulicy było mnóstwo ludzi, widocznie słychać było na zewnątrz ich strzelaninę.
- Cholera pełno świadków – krzyknął wściekły Jim. - Co kurwa poszło nie tak?!
Odpowiedź nadeszła sama, gdy z włoskiej restauracji wypadł zakrwawiony i ledwo żywy Fizzy.
- Kurwa! – zaklął ponownie Lawrence gdy Coca o mało nie wpadł mu pod koła. Zahamowali z piskiem opon. Czarnuch wpadł do środka i od razu zemdlał.

Ruszyli.

Po dziesięciu minutach gdzieś w oddali dało się słyszeć syreny policyjne. Larry przyspieszył. Jechali jakąś godzinę. Jim nastawił SB radio. Policja wiedziała już że sprawcy uciekają białym vanem z przyciemnionymi oknami i z rejestracją S70 OMB. Zatrzymali się na wybrzeżu, na mało uczęszczanej plaży.

Od strony morza drzwi uchyliły się i Tommy wyszedł na zewnątrz. Trzasnęła krzesiwowa zapalniczka - zapalił papierosa. Pociągnął raz i drugi. Siwy papierosowy dym bezczelnie natychmiast rozwiewał się w powietrzu, nie poddając się ponuremu nastrojowi chwili. Dzień był słoneczny...
- Jak tam Bambo? Obudził się? - ...ale atmosfera wionęła grobowym chłodem. Tommy rzucił okiem do wnętrza, starając się nie zatrzymywać nazbyt długo spojrzenia na Fizzy’m. Mogłoby go to nadmiernie zirytować.
Larry poklepał Cocę po twarzy.
- Budzi się, -wymruczał. Fizzy leniwie otworzył oczy. Gdy ustalił swoje aktualne miesjce pobytu rozejrzał się nerwowo i niepewnie.
- I jak tam nasze oczęta w Los Angeles? - Tommy ponownie nachylił się do wnętrza wozu, a nie był to raczej widok, jaki ktokolwiek chciałby ujrzeć po przebudzeniu - Wyglądasz, przyjacielu, jakbyś próbował wziąć panienkę na kredyt... Ale chyba nie o tej godzinie? To co, kurwa, odpierdoliłeś?

Fizzy przez chwilę badał otoczenie i starał się nabrać odwagi. Gdy mu się to udało odpowiedział:

- Co ja?! To kurwa nie moja wina ! Dopadli mnie w restauracji, nie moja wina ze te skurwiele mnie znali.

Daniel nawet nie spojrzał w stronę Fizzy’ego.
- W restauracji. - powiedział spokojnie. Widać było, że krew się w nim gotowała. Wybuchnął.
- MOŻESZ NAM DO CHOLERY POWIEDZIEĆ, CO ROBIŁEŚ W RESTAURACJI?! - Daniel spojrzał Fizzy’emu prosto w oczy, po czym uspokoił się.
- Zawiodłeś nas. - Daniel wyciągnął pistolet i wymierzył w głowę Fizzy’ego. Podszedł do niego, wycelował w głowę i zaczął powoli naciskać na spust.
Coca siedział bez ruchu, przerażony. O dziwo nie on się odezwał, a zrobił to Larry.
- Zostaw, z nim policzy się Boss. - słysząc te słowa murzyn ciężko przełknął ślinę.
Daniel rzucił jeszcze jedno spojrzenie, po czym schował broń.
- Masz szczęście. Dziś przeżyjesz. Ale jeszcze raz nas zawiedziesz, zabiję cię. - Daniel nie był zadowolony. To była akcja, która miała pójść łątwo - i poszłaby. Wykonanie miało trwać zaledwie kilkanaście minut.
Ale Fizzy nie mógł się skupić przez cholerne dziesięć minut. Musiał się zdekoncentrować.
- Nie ma sensu dalej tu stać. Szukają nas i mają opis wozu. Musimy uciec w stronę lasu, potem zadzwonimy do pana B. po podwózkę. Ewentualnie możemy ukraść samochód, ale to ryzykowne, podobnie jak złapanie stopa. - Daniel spoglądał niecierpliwie na towarzyszy.
- Danielu zadzwoń do Bossa, a w tym czasie ja z Tommym zmienimi tablicę rejestracyjnę i pozbędziemy się broni. - mówił spokojnie Jim, co jakiś czas łypiąc w stronę Salieriego, czy ten zgadza się na taki układ.

- Jasna sprawa - Daniel wyciągnął komórkę. Spokojnie wybił numer i czekał na odpowiedź. Spoglądał spokojnie na Tommy’ego i Larry’ego i już mniej spokojnie na Fizzy’ego. Ciekawe, co będzie dalej.

Salieri przyglądał się rzucającemu się wokół Danielowi. Minę Fizzy’ego niemal całującego lufę broni uznał za satysfakcjonującą. moze nie tak brdzo, jak odstrzelenie sukinsynowi jaj, ale mimo wszystko miły był to widok, a na dalsze zabawy mieli niebezpiecznie mało czasu.
- Jestem... - urwał na chwilę, po czym uspokoiwszy myśli do poziomu cichego, harmonijnego poszumu w głowie, kontynuował - Przyjemnie zaskoczony możliwościami pańskiego wozu, Larry. ponownie. W porządku, zajmijmy się tym. Broń załatwiamy za pomocą saperki, czy do tego też masz jakiś gadżet?

Laurence rzucił Tommy’emu jak na zawołanie saperkę i parę gumowych rękawiczek wyjętych ze schowka w podłodze wozu.
- Wykop wąski lecz głęboki dół i postaraj się nie ubrudzić za bardzo.

W czasie gdy Salieri wraz z Jimem pozbywali się broni Daniel przeprowadzał rozmowę:

- Tak? - Scholes usłyszał pytający głos Bossa.

Daniel przełknął ślinę, po czym zastanowił się przez chwilę. Dobra, chyba nie jest tak źle.
- Dzień dobry, Panie B. chciałbym poinformować, że zadanie zostało wykonane. Cel jest nieżywy, a dokumenty są odzyskane. Mieliśmy tylko niewielki problem. Są dodatkowe dwa trupy, ale to nic wielkiego, żadna policja ani cywile. Mam wrażenie, że jacyś Pańscy konkurenci próbują porwać się z motyką na słońce i zabić pana. - Daniel spauzował na moment. - Nic wielkiego, po prostu myślałem, że powinien pan wiedzieć. W chwili obecnej wracamy z dokumentami. - Daniel czekał na odpowiedź.

- Moi wrogowie, kto taki ? - głos Bossa nadal wydawał się spokojny i opanowany.
- Trudno mi powiedzieć. Dwaj mężczyźni weszli do galerii i zaczęli do nas pruć ogniem zaporowym. Nie mieliśmy czasu sprawdzić, kim byli. Podejrzewam jednak, że Fizzy będzie coś wiedział, w końcu to przez niego cała akcja niemal poszła do piachu. - Daniel odpowiedział. - Co teraz mamy robić?

***

-W starym, dobrym stylu... Hmm... - Rzuciwszy Larry’emu uśmiech, który równie dobrze mógłby mieć wybity numer seryjny i informację, by trzymać go w temperaturze nie przekraczającej zera, Tommy rozejrzał się po okolicy... Pierwszy odruch nakazywał przejść po prostu parę kroków i pogrzebać problem w piasku. Najwidoczniej nie słyszał o wykrywaczach metalu, przychlast jeden. Niewątpliwe, ktoś będzie musiał wpaść tu jeszcze i podjąć przesyłkę, ale do tego czasu nie należało ułatwiać ewentualnych poszukiwań. Trochę zdrowej paranoi jeszcze nikomu nie zaszkodziło... Chyba że na buty.
Rozbroiwszy wszystkich, łącznie z Fizzym (który nie protestował, bo pozostał mu jeszcze szczątkowy bodaj instynkt przetrwania), Salieri z trzaskiem protestującej gumy nałożył rękawiczki, po czym ruszył na spacer brzegiem morza. Gustowny wiklinowy koszyczek nadawał mu interesującego wyglądu... Po kilku krokach przykucnął i obmył towar w słonej wodzie, pozbywając się odcisków palców... Cóż, lepiej martwić sie ewentualną rdzą, niż mierzyć więzienny drelich. Następnie przedreptał jeszcze ze sto metrów i ruszył w stronę bardziej stałego lądu. Podziwiał widoki, przy okazji sprawdzając, czy aby okolica jest odpowiednio bezludna i zapamiętując dobrze teren. Przeszedłszy się jeszcze kawałek, możliwie po gruncie na którym ślady nie odciskają się zbyt mocno, Tommy znalazł w miarę odpowiednie miejsce... Podkopawszy wierzchnią warstwę gleby, odłożył ją na bok w całości, po czym sprawnie zabrał się za kopanie. Kopał rzeczywiście w miarę głęboko, choć w dużej mierze kierował się tym, by jak najmniej obruszyć i wydeptać podłoże. Zasypawszy dół, ostrożnie przykrył go wyciętym wcześniej kawałkiem. Wrócił w podobny sposób, jak przyszedł, mając nadzieję że ślady krótkiej marszuty przez piasek rozwieje jakiś wietrzyk. Oczywiście, wszelkie takie zabezpieczenia to najwyżej parę godzin czasu, ale też nigdy nie wiadomo, może tyle właśnie wystarczy...
- No i gdzie masz ten dół ? - spytał Laurance widząc wracającego Tommy’ego. W ręku trzymał jeszcze dwie, odkręcone tablice rejestracyjne i szklaną butelkę z jakimś dziwnym płynem.
- Trochę dalej. Ach, czyli jednak masz zabaweczkę - spogląda na butelczynę. - niech zgadnę, zalać?
 

Ostatnio edytowane przez Pruszkov : 29-12-2011 o 00:28.
Pruszkov jest offline  
Stary 02-01-2012, 17:34   #15
 
Garzzakhz's Avatar
 
Reputacja: 1 Garzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znany
- Macie problem z policją - spytał spokojnie Boss?

- Niewielki. To jest wiedzą, czym jedziemy, ale mamy zmienione tablice i schowaną broń. Było paru świadków, gdy uciekaliśmy, jednak wątpię, czy zapamiętali nasze twarze.

- Daj mi Larrego do telefonu - rozkazał Wielki B. Dało się słyszeć w jego głosie lekkie podenerwowanie.

- Tak jest. - Daniel zakrył słuchawkę rękę i zawołał. - Larry!

Larry wysłuchał mowy Bossa przytakując cicho. Gdy skończył spojrzał na resztę drużyny.
- Tommy dorzuć do broni tablice rejestracyjne oraz te dokumenty które ukradliśmy i polej wszystko tym kwasem. Tylko ostorżnie. Ja z Fizzim wracamy prywatnym samolotem Wielkiego B, a wy macie jechać autem. Boss powedział rzebyście kupili sobie nowe ciuchy.

Gangsterzy ruszyli ze zmienionymi tablicami w stronę głównej drogi wyjazdowej z Los Angeles. Podczas zmiany ubrań w jednym z pierwszych sklepów odzierzowych na jaki się natknęli obejrzeli krótkie wiadomości na sklepowych telewizorach. Byli poszukiwani, lecz na ich szczęście policja miała tylko rysopis Larrego i Fizziego, co wyjaśniało dlaczego tylko oni dwaj mieli lecieć samolotem Bossa. Zdjęcia Daniela i Tommy’ego były rozmazane, a i kapelusze zrobiły swoje. Przekąsili coś w Mcdonaldzie i pojechali dalej. Jak mogli się spodziewać przy drodze wyjazdowej z Los Angeles zatrzymała ich policja. Każdy wam tego typu był zatrzymywany. Zmiana tablic i ubrań dała efekty i po pół godziny nerwuwki i głupich pytań ruszyli ponownie. Po dwóch dniach znowu byli w Nowym Jorku.
 

Ostatnio edytowane przez Garzzakhz : 28-01-2012 o 23:00.
Garzzakhz jest offline  
Stary 05-01-2012, 23:01   #16
 
Pruszkov's Avatar
 
Reputacja: 1 Pruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumny
Daniel uścisnął rękę Larry'emu.
- Dzięki. Tam, w galerii, prawdopodobnie uratowałeś nam życie. Mam u ciebie dług. - Daniel spojrzał na niego i na Fizzy'ego, po czym rzucił - Powodzenia.

Ruszył w stronę samochodu.
- Ja pokieruję. Zazwyczaj pytania zadają kierowcom, a ja mam wprawę w rozmowach. - Daniel wdrapał się na siedzenie i zapalił silnik.

***

- Policja. - Dwaj gangsterzy spojrzeli na siebie.
- Trzymaj zimne nerwy. Nie daj im nic po sobie poznać. - poradził Daniel. Zwolnili.

***

Udało im się, policja ich nie zatrzymała, co było dziwną, ale przyjemną niespodzianką. Wiedział, że kapelusz to zawsze dobra sprawa. Skręcił na autostradę, przychylił ronda i przyśpieszył, zadowolony z siebie. Nie musiał zabijać, jedyne strzały, które oddał, były w samoobronie. Lubiał ten aspekt psychologii człowieka. Samoobronę. Dzięki niej można dokonywać niesamowitych rzeczy, bez jakiegokolwiek urazu na psychice. Uśmiechnął się.
 
Pruszkov jest offline  
Stary 28-01-2012, 20:47   #17
 
Garzzakhz's Avatar
 
Reputacja: 1 Garzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znany
Gdy weszli do galerii powitał ich jeden z ochroniarzy Bossa, który także robił za obsługę w galerii. Od razu zostali poprowadzeni do głównego biura. Zapukali i weszli powoli. W pokoju znajdowały się cztery osoby. W rogu pomieszczenia stała piękna i jak zwykle niebezpiecznie wyglądająca Kyoko. Na dużej kanapie pod ścianą siedziało dwóch mężczyzn, Larry (który gdy tylko weszli skinął im głową) i jakiś drugi mężczyzna, którego gangsterzy widzieli pierwszy raz w życiu. Wielki B. siedział wygodnie oparty na fotelu i palił cygaro. Gdy weszli nawet na nich nie spojrzał.

- Witam panów - powiedział gdy tylko Tommy zamknął za sobą drzwi.
Witaj, szefie - rzucił spokojnie Salieri. Co ma być, to będzie. Przesunął wzrokiem po obecnych, kiwając głowa na powitanie Larry’emu i Kyoko. Nieznajomy wzbudził w nim niewielką ciekawość, której zaspokojenie zostawił sobie na później. Póki co stał w milczeniu i czekał.
Wchodząc Daniel ukłonił się grzecznie, po czym rzucił porozumiewawcze spojrzenie w stronę Kyoko. Teraz rozumiał, dlaczego Kyoko go nie lubiła. Wraz z ostatnim zadaniem, Daniel przestał być fanem Fizzy’ego. Spojrzał na chwilę na nowego, po czym skinął głową w stronę Larry’ego.
- Dzień dobry panu. - zwrócił się Daniel do Bossa.
- Jesteście w telewizji, wiecie o tym? - mówiąc to Boss włączył pilotem jeden z trzech czterdziestocalowych telewizorów zawieszonych na jednej ze ścian. W wiadomościach pokazywali znajomą duetowi galerię i wyniki tego co się tam stało. Policja wiedziała że sprawców było conajmniej czterech. Wydarzenie uznano za wyjątkowo brutalny napad rabunkowy, który spowodował śmierć dyrektora galerii oraz dwóch przypadkowych klientów. Gdy skończono o nich mówić Wielki B. wyłaczył telewizor.
- Larry powiedział kto był sprawdzą całego zamieszania - widacz że Boss z trudem powtrzymywał się przed wybuchem szału. - musicie zniknąć, na dłuższy okres czasu.
Daniel milczał przez chwilę. Zastanawiał się, co to znaczy dla niego i dla Tommy’ego. Cóż, trzeba jednak przyznać, że ukrycie motywu im się udało - nikt nie wie, że chodziło o akt. Daniel odezwał się.
- Co ma pan na myśli? - spytał, lekko zdziwiony i zaniepokojony. Nie miał broni, a obecność nieznajomego nie zwiastowała zbyt dobrze długości ich życia.
Macie nowe zadanie.., - chwila ciszy - w Anglii, w Londynie. Kolejny delikwent który nie oddał mi pieniędzy, był trochę bardziej cwany i nie wydał pieniędzy na to na co obiecywał, a i zbiegł do Anglii. Okazało się że to bardzo niebezpieczny frajer. Jakiś czubek, kilka lat siedział w psychiatryku w stanie Kentucky. Niestety dowiedziałem się o tym dopiero gdy wziął ode mnie pieniądze. Co gorsza nawet mój najlepszy człowiek od szpiegostwa źle zbadał jego przeszłość za co oczywiście stracił pracę, a następnie miał stracić życie. Niestety udało mu się zbiec, zbyt dobrze mnie znał, pewnie zaszył się w jakiejś pomniejszej mafii. Nazywał się Kenny Rogers mam nadzieje że nigdy nie będę wspominał was tak źle jak jego. Teraz szpieguje dla mnie inny gość, z którym będziecie mieli kontakt jedynie wirtualny. Jedyne co możecie wiedzieć to to że ma na imię Kim i jest zbiegiem z Korei Północnej. Już do waszego pierwszego zadania, które otrzymaliście, informacje zdobył Kim i także on ułożył najlepsze warianty. Może gdybyście słuchali.., - tu pauza i szept, - “kurwa, kurwa, kurwa, nie ma co się denerwować, mówi to zakrywając lekko twarz dłońmi.”

- Jutro macie samolot do londynu o 2 w południe, pieniędzy za pierwszą akcję nie dostaniecie mimo że to nie wy spieprzyliście tylko Fizzy, ale jak wszyscy wiedzą jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Na miejscu skontaktujecie się z Kimem który już tam jest, pan Goldblum wyda wam gotówkę i nowe telefony komórkowe. W komórkach będzie już zapisany numer do pana Kima. I TYLKO tak, powtarzam, tylko w taki sposób się będziecie z nim kontaktować. On poda wam wszystkie informacje, lecz sam Kim nie ma ich podobno za dużo, będziecie musieli sami zbadać okolicę i pamiętajcie żę to nie Stany Zjedonoczone, a stary kontynent, tam mają inne zasady! Jakieś pytania?

- Nie ma żadnych. Zlecenie zostanie wykonane, tym razem bez wpadki. - Daniel nachylił uprzejmie kapelusz, po czym udał się w stronę wyjścia.

A więc skończyło się zaledwie na wstrzymaniu zapłaty. Z jednej strony Daniel był szczęśliwy, że pożyje jeszcze kilka dni, z drugiej strony był wściekły, że nie dostał zapłaty za dobrze wykonaną robotę. Miał zamiar zamienić kilka słów na osobności z Fizzym, o ile ten jeszcze żyje. Dostanie zapłatę, w ten czy inny sposób.
- Tym razem się skupimy, Tom. Żadnych wpadek i ostrożnie. - Daniel powiedział.
Boss zdiął okulary i potarł twarz dłońmi.
- Ach, zapomniałbym kurwa, macie nowego współpracownika - mówiąc to wskazał na nieznanego im osobnika siedzącego na kanapie. - Możecie mu zaufać, nazywa się Peter Cooley, jest Irlandczykiem. Zna dobrze całą Wielką Brytanię, przyda się wam w Londynie. Peterze jak widzisz to jest pan Salieri i pan Scholes. - tu zwrócił się do nowego. (Lechun wchodzisz do gry).

(Lechun) Peter to kawał chłopa, nie da się ukryć. Metr osiemdziesiąt pięć i słuszna postura ciała świadczyły o tym, że to nie był człowiek, z którym warto zadzierać. Ubrany był w przetarte jeansy i czarną koszulkę z członkami zespołu Dropkick Murphy’s. Tunele w uszach i liczne tatuaże na przedramionach jasno mówiły: nie jestem typowym gangsterem w garniturze za 4 patyki. Wyciągnął zapałkę, którą do tej pory trzymał w ustach i wstał z kanapy z wyciągniętą prawą ręką w stronę mężczyzn. - Dobry. - powiedział tylko z melodyjnym akcentem ulsterskim.
Daniel ukłonił się. Spojrzał na Toma, próbując coś wyczytać z jego twarzy, ale jak zwykle, nie udało mu się to. Skinął tylko głową i skierował się do wyjścia.
Peter również.
Salieri przyjrzał się Peterowi beznamiętnie. Szczerze mówiąc niewiele go tego dnia obchodziło. Czasami miewał takie dni - a kij wie, czy była to pogoda, wspomnienia, czy insza biologia - że cos zatruwało mu życie. Garść tabletek i kieliszek czegoś mocniejszego pozwalały przetrwać, ale milkł wtedy i spoglądał na wszystko z jeszcze większym dystansem... Tak też było teraz. Nie marzył o niczym innym jak dotarciu na miejsce, tak by mógł się porządnie schlać i zasnąć.
- Wszystko jasne. Pójdziemy już. - rzucił lakonicznie i wykonał lekki ćwierć ukłon,a następnie ruszył za resztą do wyjścia.

Nim jednak wyszli w Wielkim B. coś pękło.
- Panowie, to że Fizzy, ten jebany czarnóch, spieprzył to fakt, ale kurwa wy jesteście zawdowcami i powinniście w wielu sytuacjach zachować się w pizdu lepiej. Mamy 2010 rok i teraz już się kurwa nie bawimy w jebany dziki zachód. Teraz istnieją nowe technologię, oraz nowe metody zabijania. Inaczej się kurwa planuję. Jeżeli koreaniec daje wam cynk to znaczy że jest to przemyślane i skonsultowane ze mną i z tym Żydem Goldblumem. Skoro jednak jesteście jebanymi kowbojami to teraz macie coś dla indywidualistów. Jutro lecicie do Anglii i macie tego kurwa nie spieprzyć bo nasram na was jebanym ogniem. ROZUMIECIE!? Mam nadzieję że tak bo już teraz po pierwszej chujowo wykonanej akcji możemy mieć przejebane, a szczególnie WY! Bo wiecie że zazwyczaj to ludzie od czarnej roboty są wpierdalani do więzienia, a nie takie grube, ryby jak kurwa ja! To tyle. Goldblum wyda potrzebne wam rzeczy. Żegnam. Gangsterzy dostali od Abrama pieniądzę, odnowione dokumenty tożsamości, nowe komórki oraz bilety na lot pierwszą klasą do Londynu. Resztę mieli załatwić sobie w Angli.

Do odlotu pozostała im ponad jedna doba.
 

Ostatnio edytowane przez Garzzakhz : 29-01-2012 o 06:44.
Garzzakhz jest offline  
Stary 29-01-2012, 20:28   #18
 
Pruszkov's Avatar
 
Reputacja: 1 Pruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumny
Daniel wyszedł. Spojrzał na towarzyszy.
- Spotkamy się jutro, na lotnisku. Nie spóźnijcie się. - rzucił tylko Daniel i odszedł w swoją stronę. Był zły.

Gdy był już kilka metrów za bramą, wezwał taksówkę i poprosił o dobry hotel. Szybką jazdę później był już na miejscu. Zameldował się na jedną noc, dostał klucze i udał się do pokoju.

Tam usiadł na fotelu. Nie był pewien, który to hotel, ale nie przejmował się tym za bardzo. Ochłonął już trochę. Szef miał rację.

Zastanawiał się przez chwilę. Irlandczyk wygląda na solidnego człowieka, a Tom udowodnił już swoją wartość. Tym razem im się uda, żadnych wpadek. Daniel wykorzystał przez tą akcję ilość wpadek na następne 10 lat, to samo z liczbą wystrzelonych naboi. Nie był zadowolony, ale cóż. Teraz będzie już tylko lepiej. Zrelaksował się.
 
Pruszkov jest offline  
Stary 07-02-2012, 10:55   #19
 
Someirhle's Avatar
 
Reputacja: 1 Someirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputację
Tommy, pobrawszy od Abrama wszystkie potrzebne rzeczy, ulotnił się bez słowa. Wyszedłszy z budynku zgrabnymi, wyćwiczonymi ruchami zapalił papierosa, strzepnął z ubrania niewidoczny pyłek i poprawił ciemne okulary. Dzień nie był szczególnie słoneczny, jednak świat nabrał dziś koloru gówna. Dym grzał płuca, ale zaległego głębiej chłodu nic nie mogło wypędzić.
Cóż, były tylko dwie opcje, w prawo albo w lewo. Mógłby oczywiście przejść się na ruchliwa ulicę... ale to jeszcze nie dziś. I nie w ten sposób.
Idąc niespiesznie ulicą, rozglądał się desperacko aż znalazł odpowiednio szykowny sklepik, gdzie zmienił ciuchy na nowe. Forsą się nie przejmował - miał dość zaskórniaków by wręcz nieco nią poszastać. Nowy garniak leżał idealnie. Stare ciuchy poszły do śmietnika, zabierając ze sobą wszelkie myśli o porażce.
Szukał nowych rzeczy tak długo, aż cały błyszczał nowością. Zabijał czas i myśli kupując. Stracił na tym dość czasu, by zrobiło się późno... nareszcie. Taksówką podjechał do znajomego już klubu. Nie mógł pić, ale poza zimnymi drinkami serwowali tu też gorące dziewczęta...
W końcu usnął. Jeszcze raz udało się zasnąć.
Następnego dnia pojawił się na lotnisku nienagannie odprasowany i sztywny jak zawsze.
 
__________________
Cogito ergo argh...!
Someirhle jest offline  
Stary 28-03-2012, 21:10   #20
 
Garzzakhz's Avatar
 
Reputacja: 1 Garzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znany
Spotkali się wszyscy trzej na lotnisku. Peter ubrany był prawie tak samo jak dzień wcześniej. Samolot wyleciał punktualnie i już po niecałych 6 godzinach stali na deszczu na Londyn Luton. Po paru chwilach do Tommiego zadzwonił telefon.
Gdy ten odebrał w słuchawce odezwał się głos z typowym dalekowschodnim akcentem.

- Macie zarezerwowany pokój w hotelu Jurys Inn Chelsea, na dwa tygodnie. Tam także znajdziecie większość rzeczy jakie będziecie zapewne potrzebować. Na recepcji będzie też list do pana Smithson, czyli do Daniela Scholesa, który aktualnie jest Jerrym Smithsonem. Wasze zmienione nazwiska są na dokumentach które dostaliście od Glodbluma, jeżeli jeszcze nie zauważyliście. Jeżeli będziecie czegoś jeszcze potrzebować dzwońcie na ten numer ale zawsze używając innej karty SIM. – Gdy Tommi zakończył rozmowę z Koreańczykiem wsiedli na lotnisku w autobus i ruszyli w stronę centrum Londynu.
 
Garzzakhz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:42.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172