Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-12-2011, 00:06   #119
Yzurmir
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
Przyznam, że nawet nie czytałem jeszcze posta Travellera, ale pozwolę sobie na wypowiedź. Wydaje mi się charakterystyczne dla wszelkich dzieł, które nawiązują do oryginału, że starają się go przebić pod kątem rozmachu. Tak jest na przykład w blockbusterowych sequelach -- gdzie musi być zawsze "więcej, mocniej, szybciej!". Tak jest też na przykład w grach komputerowych w uniwersum jakiegoś filmu (vide STAR WARS The Force Unleashed), tak samo w książkach na bazie czegoś tam itd. I tak jest w fan fiction, i tak jest w fanowskich RPG.

Myślę, że tak się dzieje z dwóch powodów: po pierwsze, żeby zainteresować, trzeba pokazać coś nowego i fajnego. Po drugie, akcje z oryginału traktuje się jako coś pewnego. Nikogo już nie szokują, bo każdy już je zna. Jednak w RPG to może być problem. W filmie Cobb albo inne postacie to Bohaterowie. Są wyjątkowi. I nie muszą być wszyscy równi, bo to nie jest takie ważne dla widza. Ale w grach fabularnych to wygląda inaczej. Nasza postać to nie jest Bohater. To jest ot jeden z kilku -- albo, jak w tym wypadku, aż trzynastu -- bohaterów. Przez małe "b". Czasami jeden z nich jest najlepszy w jednej rzeczy, a drugi w innej. To jest w porządku, ale ostatecznie powinni być mniej lub bardziej zbalansowani, ponieważ każdy gracz ma tylko jedną postać.

Mi to wisi, ja odgrywam tylko Wingmana, więc z założenia jest on gorszy. Ale nawet mnie trochę to razi, jeśli ktoś nagle pisze, że ma już za sobą najtrudniejszą akcję możliwą w tym biznesie. (I tak, dostęp do materiałów historycznych to błahostka. O wiele łatwiej byłoby takie materiały skraść fizycznie. W dodatku na moje oko incepcja w tym wypadku byłaby nawet trudniejsza niż w filmie, bo taka akcja musi bazować na prostych ideach, a nie na wszczepieniu myśli "oddam te spośród moich rzeczy temu konkretnemu facetowi".)

Wyobraźcie to sobie w ten sposób. Zaczynacie grać w sesji w świecie Władcy Pierścieni. Tworzycie sobie fajne, klimatyczne postacie, w rodzaju hobbita, który jada za dużo nawet jak na hobbity. I nagle czytacie takiego posta: "no, cóż mogę rzec, w końcu jestem dziedzicem Imperium obejmującego wszystkie królestwa ludzi i całe Śródziemie. Wiecie, miałem kiedyś elficki pierścień władzy, ale domyśliłem się, że może doprowadzić do zła, więc wrzuciłem go do wulkanu. To była bardzo trudna wyprawa, oczywiście, ale mi się udało, bo jestem taki fajny".

Jak już mówiłem, mi to strasznie nie przeszkadza, choć może trochę razi. Jeśli MG to pasuje, to nic nie będę więcej na ten temat pisał, bo nie ma po co. Ale po prostu zastanów się, jak to wygląda z perspektywy innych graczy.

PS. Alaron: Saito nie miał wyboru. Jego firma i tak wkrótce by zbankruptowała, a wykonanie incepcji było jedynym rozwiązaniem, które mogło zniszczyć firmę Fischerów (legalna konkurencja już zawiodła, drastyczne środki jak zabójstwo nic by nie zdziałały, bo po prostu kto inny zasiadłby w fotelu prezesa).
Cobb był natomiast w bardzo szczególnej sytuacji. Nie musiał przeprowadzać akcji, on po prostu wszedł do pustego domu i zakręcił bączkiem.
Eames mówi, że już raz próbował incepcji, ale mu się nie udało. To znaczy, że zespół, w którym był wybitny włamywacz, kanoniczna postać, był zasadniczo gorszy od zespołu z historii bohatera RPG.
 

Ostatnio edytowane przez Yzurmir : 07-12-2011 o 00:12.
Yzurmir jest offline