Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-12-2011, 08:30   #5
valtharys
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Cole wjeżdżając do miasta dokładnie się przyglądał budynkom, oraz przemieszczającym się osobom. Kaptur założony na głowę delikatnie skrywał jego oblicze, tak by nie wystraszyć jakiejś kobitki o chorym sercu, czy jakiegoś dzieciaka,który całą noc srał by pod siebie na wspomienie jego paskudnej gęby. Patrząc bowiem na pozszywańca, można było powiedzieć że Bogowie sobie zakpili z tej istoty dajac jej życie. Milczący wędrowiec obserwował wszystkich i wszystko bardzo dokładnie.
Strażnicy także nie uszli uwadze podróżnego, a w szczególności ork, którego Cole zmierzył spokojnie wzrokiem. Podał świetnie podrobione dokumenty i gdy dostał znak ruszył dalej. Milczał wciąż spokojnie rozglądając się dookoła a od czasu do czasu “poklepywał” biobota po karku, jakby to byla żywa istota. No po części to była prawda , choć Cole do końca nie był tego pewien. Zazel o dziwo miał wbudowany moduł głosu i umiał z niego korzystać, gdy chciał - przeważnie jego towarzysz rzucał trafne i cięte riposty. Nie strzępił jednak języka po próżnicy, sunął przez miasto równie posępnie co jeździec nad nim. Sam wygląd mówił wystarczająco.

Jeżdziec nawet nie zdążył dojechać do Rogatej Wróżki gdy nagle rozległ się dźwięk syren. Ze stoickim spokojem istota zeszła z konia by obserwować jak ludzie biegają w popłochu po ulicach, mieszkańcy zaczynają chować się w swoich domostwach, a strażnicy zaczynają się rozstawiać w gotowości. Oko Cole’a doskonale widziało w ciemności, a przynajmniej jedno. Świecące się na czerwone, rejestrowało wszystko z dokladnością i precyzją a ciemność nie stanowiła utrudnienia. Cole wyjął cygaro i zapalił je, a prawą ręką delikatnie odchylił poły zniszczonego już szarego płaszcza. Płaszcz miał od początku, od kiedy tylko pamiętał i choć lata mijały a płaszcz przechodził nie jedno, nadal był wytrzymały i dość ciepły. Kaptur nadal miał zarzucony na głowę, nie widział potrzeby zdejmowania go … jeszcze. Nie spieszył z reakcją. Oceniał sytuację, jak zawsze nim zamierzał podjąć jakąś decyzję. Bure bestie, zaczęły przebijać się przez obrońców wpadając do miasta, siejąc spustoszenie zarówno na ulicach jak i w budynkach, do których wbijały się przez ściany czy też dachy. Wędrowiec przyglądał się tym istotom, które ledwie co przypominały hieny, przerośnięte, zmutowane monstra o złośliwych ślepiach, pomarszczonych ryjach i metalowych kagańcach na krótkich, ale wściekle zabójczych szczękach skonstruowanych tak by potęgować ukąszenia, ostre jak sztylety pazury, nienaturalnie umięśnione szpony. Cole stał jakby zahipnotyzowany i rozważał różne opcje, różne możliwości. Nie było mu na rękę wtrącać się do całej tej kabały lecz czuł że nie ma wyjścia. Poza tym coś w środku niego wołało głośno POMÓŻ IM. Ten głos czasem się pojawiał, silny i niestrudzony rozbrzmiewał w jego głowie. Cole nienawidził go częściowo, jakby był sprzeczny z jego duszą, czy tym co czuł. Można by powiedzieć, że Cole miał zasady, miał moralność ale tak nie było. Ci, którzy tak myśleli do dawien dawna nie żyją. Zwykły ot przypadek losu.

W końcu podjął decyzję i rzekł do konia:

- Lepiej będzie jak się usuniesz na bok gdzieś. Przyczłapnij przy Rogatej Wróżce. Wrócę.. wkrótce - szyderczy uśmiech pojawił się na twarzy mężczyzny.

Cole zaczął iść ku obrońcom, w końcu chodziło i o jego dupę, a jeśli te bestie zrównają z ziemią miasteczko i urządzą rzeź, chuj trafi informacje, które miał zdobyć. Tylko dla tego postanowił przylączyć się do obrońców, no a przy okazji może ktoś doceni jego chęci i sypnie groszem, którego ostatnio nie było za wiele. Wyjął pistolet a dokładnie rewolwer, którego ładnie grawerowana lufa złowrogo zaczęła błyszczeć. Mężczyzna trzymał broń pewnie, za dębową rekojeść, na której wygrawerowano trójkąt a w nim oko z promieniami. Cole szedł powoli, nie musiał się spieszyć a strzelał dopiero wtedy gdy jakaś bestia znalazła się z zasięgu strzału. Nie było sensu marnować amunicji. Cole nienawidził marnotrastwa. Jego celem było dostanie się do kapitana, który kierował obroną tego zadupia, choć oczywiście nie gnał szaleńczo. Chciał się dowiedzieć gdzie i jak najbardziej może pomóc mieszkańcom. Cole uśmiechnął się, bowiem pomyślał że oni wezmą go za dobroczyńcę czy miłosiernego samarytanina.

- Co za pieprzony dzień – mruknął do siebie przez zaciśnięte zęby na cygarze

Czerwone oko co jakiś czas oddalało i przybliżało to co działo się dookoła, tak więc Cole miał idealne rozeznanie w sytuacji. I to dzięki temu zauważył w porę pierwszą bestię. Była cwana, ukryła się w mroku chcąc zajść wędrowca od tyłu. Cole uśmiechnął się paskudnie i wystrzelił

Bam Bam Bam

Trzy pociski kaliber 44 pomknęły ku bestii. Pierwszy trafił idealnie w bark a dwa kolejne w paszczę, kończąc dzieło zniszczenia. Bestia padła z rykiem na glebę. Martwa. Cole uśmiechnął się ponownie i ruszył dalej. To był błąd. Druga bestia zaszła go od tyłu rzuciwszy się na jego plecy. Ostre niczym brzytwa pazury wbiły się w ciało pozszywańca a paszcza pełna zębisk wyrwała kawałek mięsa z jego barku. Szczęście jednak dopisywało Cole’owi, bowiem bestia zamiast ugryźć drugi raz chciała przeżuć mięso przez co wystawiła się na strzał.

Bam Bam

Dwa pociski trafiły idealnie w żuchwę, rozpieprzając w drobny mak. Całe urbanie Cole’a pokryła krew i obryzgi z mózgu bestii. Cole jednym gestem zmienił magazynek. Kolejne sześć śmiertelnych pocisków znalazło się w bębnie rewolweru. Cole zaczął biec. Poruszał się szybciej.. szybciej niż wskazywała by na to jego masa. Czuł jak krew spływa po jego ciele. Rany piekły, choć nie były to zbyt poważne rany.

- Kurwa poplamiła mi płaszcz. Szlag by to - rzucił zły do siebie przyspieszając kroku
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline