Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-12-2011, 17:01   #27
Glyswen
 
Glyswen's Avatar
 
Reputacja: 1 Glyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodze
Pierwszy do słów Laruyi ustosunkował się Arhiman, który z nieukrywanym oburzeniem zaczął:
-Czemu nie wyślesz kogoś ze swoich? Prosisz obcych by ratowali twojego męża?!

Laruyi nie zdziwiła reakcja Arhimana. Spojrzała na niego smutnymi oczami, na moment przemieniając się z bojowo nastawionej przywódczyni-amazonki w przytłoczoną obowiązkami kobietę.
- Żaden elf teraz nie posłucha rozkazu innego niż odwrót. Starzec jest wielkim wrogiem naszej rasy. Właściwie, biorąc pod uwagę, kim jest i co może zrobić, nie powinnam czekać nawet na mojego męża... Proszę - podniosła oczy - nie zwlekajcie!

Głowa Arhimana zdała się poddać grawitacji i opaść nieco w dół. Szczęka też.
- Na prawdę nie znajdzie się, w twoim oddziale, nikt na tyle odważny by ruszyć ostrzec własnych towarzyszy?! W moich stronach to byłaby hańba! Ponowię: Co to za pomysł, by powierzać coś tak ważnego grupce obcych? Skąd możesz wiedzieć, czy nie odejdziemy w swoją stronę, ignorując to? Nic wam nie jesteśmy winni, ani nie mamy w tym żadnej korzyści. A ja miłosiernym samarytaninem też nie jestem.

- Powiedzialam wam. Osip zostawił dla was pewną przesyłkę. Nie określił jednak, w jakich okolicznościach mam wam ją przekazać. Jeśli naprawdę byliście jego przyjaciółmi... nie odejdziecie. - zakończyła elfka.

- Byliśmy JEGO przyjaciółmi. - oponował krasnolud - Nie twoimi. Ale skoro wspomniałaś o przesyłce to rozumiem, że dasz nam ją tylko jeśli przyjmiemy twoją prośbę.

- Dam wam ją, jeżeli mój mąż wróci z wami żywy. Albo przyniesiecie mi jakiś dowód, że nie żyje. Jeśli mnie oszukacie i nawet nie podejmiecie nawet próby jego odszukania - elfka westchnęłą. - Cóż, możecie to zrobić. Ale wierzę, że przyjaciele Osipa by tak nie postąpili. Może jestem naiwna. Czy to już wszystko? Musimy się szykować...

- Jak na moje to mało uczciwe, ale do przyjęcia. Standardowa seria. Gdzie on jest i czego się spodziewać?

- Dam wam naszą mapę i zaznaczę trasę jego patrolu. Żeby go dogonić, będziecie musieli iść szybko... - Po chwili przy boku elfki pojawił się inny przedstawiciel jej rasy z mapą w ręku. Laruyia rozwinęła ją, wyjęła z kieszeni coś, co wyglądało na bryłkę węgla i zaczęła dokładnie kreślić po pergaminie.


***

Nagły ruch w obozie wyparł go z cichej i beztroskiej nory, jaką przez ostatnie kilka minut zdołał sobie wymościć w zaciszu otumanionego umysłu. Wszechobecna gwałtowność zdzieliła go niczym obuch. Zawroty głowy przybierały na sile. Całą tą symfonię zdezorietnotowania uzupełniał uciążliwy szum w uszach. Zgiełk, chaos, pustka, bezsens. Spojrzał na Laruyie z lekkim wyrzutem. Nieświadomie wykonał nerwowy tik. Jego zeszpecona cześć twarzy przybrała nienaturalny wymiar. Niechętnie wsłuchiwał się w dalsze słowa elfki. I nagle coś poszło nie tak… Informacja o Osipie bestialsko spadła na niego jak grom. Niczym taran bezprecedensowo szturmowało jego pogrążony w nieświadomości umysł. Każde uderzenie serca niosło ze sobą nutę irytacji i nienawiści. Przypomniał sobie dzisiejszą noc… Gdzieś w oddali słyszał płacz jakiegoś dziecka. Był zły na siebie i na cały świat. Miał dość wszechobecnej ciemności. Pragnął wątłego płomienia, który oświetliłby mu drogę.
Nim się zorientował stał już przy przywódczyni długouchych. Niewiele myśląc złapał ją za prawy nadgarstek wykorzystując fakt, iż ta była pochłonięta kreśleniem czegoś na skrawku pergaminu. Devlin szarpnął nią gwałtownie, zmuszając ją tym samym do zwrócenia na siebie uwagi. Po chwili zaczął z czystą starszą mową:
-Mam dość zabaw w podchody – zdawał się syczeć – wszelkie informacje o Osipie przedstawisz nam tu i teraz. Nie będziemy czekać ani chwili dłużej. I uprzedzę twoje luźne dygresje na temat szybkości lotu strzały wypuszczonej z 4 metrów, gówno mnie bowiem obchodzi co się stanie za chwilę. I tak czy siak oboje zdążymy przelać nieco krwi. Pytanie tylko, czy ty aby tego na pewno chcesz? A uprzedzam Cię uprzejmie, że jestem zdetreminowanym dh’oine, Jeżeli oczekujesz od nas jakiejkolwiek pomocy to wyświadcz nam w pierwszej kolejności przysługę. W przeciwnym razie możesz pocałować mnie rzyć i sama ruszyć na poszukiwanie swego ukochanego. - ból głowy stawał się już nie do wytrzymania - Ile warta jest dla ciebie miłość? Jak wiele kryje się pod tym pojęciem? - Urwał szybko. Powiedział o kilka słów za dużo. Właściwie to sam nie wiedział czemu...

W pierwszej kolejności wydawało się , że Laruyia odepchnie Devlina. Jednak tak się nie stało. Nie wydała z siebie żadnego dźwięku, w przciwieństwie do stojącego nie opodal elfa, na którego okrzyk kilkoro innych wyciągnęło łuki. Wszystkie wycelowane były w Devlina.
Po chwili odezwała się spokojnie, patrząc w oczy trzymającemu ją człowiekowi.
- Rozumiem twoją złość, człowieku. Jednak nic więcej w tej chwili nie mogę Ci powiedzieć, bo nie wiem. Osip zostawił tylko przesyłkę, zapakowaną zresztą, której nie otwierałam. Mówił, że mam was odszukać, w razie, gdyby on tego nie mógł zrobić. Dam wam ją dopiero wtedy, kiedy wypełnicie moją prośbę. Potrząsanie mną nic nie da. Nawet gdybyś spróbował mnie zabić, zginiesz sekundę później. Na pewno tego chcesz? Chcesz rozlewu krwi swojej i swoich towarzyszy? Tego właśnie oczekują ludzie; masakry na każdym kroku? Pozwól mi sądzić, że nie.
Zrobiła krótką przerwę, nadal patrząc się Devlinowi w oczy. Za moment podjęła znowu:
- Nie musisz spełniać mojej prośby, ale wtedy będziesz szukał tego, co Osip miał do przekazania na własną rękę. Moja misja tutaj jest skończona. Byłam przyjaciółką Osipa, co prawda, ale mam też moje rozkazy. W tym wypadku, one muszą wziąć górę.

- Mhm. My pójdziemy po twojego męża, podczas gdy ty będziesz stąd spieprzać w podskokach, żeby się odnaleźć po drugiej stronie tęczy. Zasadniczo, jedna sprawa: nie ma mowy. - Dorzuciła w końcu swoje trzy grosze do zabawy Anouk. - Daj nam coś.

- Co? Chcecie poręcznia? Złota? Przedmiotów? Dobrze, dostaniecie o co prosicie. Wiem, że proszę o wiele, mogę też wiele dać. - dodała elfka.


-Zatem nie znaczy nic. To tylko puste słowo - Devlin spojrzał na nią ze swego rodzaju wzgardą i współczuciem. - Nie różnimy się za wiele, oboje jesteśmy tak samo cyniczni, puści i bezwzględni. - mimo refleksji gniew tlił się w nim niebezpiecznym żarem - Może nawet lepiej, że twój ukochany zginie, życie w takim świecie u boku kogoś takiego nie ma sensu... W tym przypadku szczerze powątpiewam, że kiedykolwiek byłaś przyjaciółką Osipa. Traktujesz jego ostatnia wolę jak jakąś kartę przetargową.

- Być może to, co ma wkrótce nadejść, uświadomi ci człowieku - odparła gorzko rozmmówczyni Devlina i Anouk - że świat nie jest czarno - biały. I czasem trzeba poświęcić coś, by ratować coś... większego.

- Rzeczywiście, gratuluję kręgosłupa moralnego. - Dodał sarkastycznie Rives.

- Daj nam siebie. Na pewno jesteś coś warta. - Odpowiedziała półelfka, unosząc brwi i ignorując przydługi i nic niewnoszący monolog. - Nie jesteś niezastąpiona swoim ludziom. Mężowi się przydasz. - “Ciekawe jak ci teraz poświęcenie w gardle stanie”, pomyślała nie bez czystego, złośliwego zadowolenia.

Laruyia chwilę rozważała słowa Anouk, patrząc się gdzieś na ziemię. Potem popatrzyła się w oczy półelfki. Jej oczy wyrażały determinację.
- Masz rację. Nie zabiorę moich ludzi, ale sama mogę pójść. I pójdę z wami. Jednak przesyłka zostanie u Sentila do czasu powrotu. Czy takie rozwiązanie was zadowala?

-Osip też dla ciebie nic nie znaczył... -Devlin nie przerywał -Tłumaczysz swój egoizm jakimiś wyższymi ideami, unikając tym samym odpowiedzialności za swoje postępowanie. Uciekasz przed odpowiedzią na podstawowe pytania, zamykasz się w jednej banalnej konwencji, bo tak naprawdę nie chce ci się szukać innych rozwiązań. Jesteś żałosna.

- Och, skończ już te łzawe gadki! - Zniecierpliwiła się Anouk. - Nudzisz! Jak dla mnie jest wystarczająco sprawiedliwie. W najgorszym przypadku, zanim zginiesz, zdążymy cię zmusić, żebyś napisała do Sentila o ten drobiazg. - Okrutne słowa podkreśliła pełnym wyższości uśmiechem.

-Pieprzycie jak baby na targu w niedzielę. -wtrącił Arhiman - Biznes to biznes. Gówno mnie obchodzi cała reszta. Tylko jedno pytanie? Po kiego, do cieżkiego czorta, grzyba mamy iśc wszyscy? Na cholerę Laruya ma z nami iść? Tożto jakieś nieporozumienie! Dajcie mi mapę i sam dostarczę tę wiadomość!

- Dlatego, chociażby, że ona i nas, i po prawdzie swego męża, ma w poważaniu. Siebie NIE. - sprostowała Anouk

-Blablabla... to ja tu robię za cynika (sprawa starucha udowadnia, że słusznie), a nawet ja nie oceniam nikogo na podstawie jednej rozmowy, do tego przeprowadzonej w takich okolicznościach. - wywodził się krasnolud - Jesteście ograniczeni. Nie Laruya! To nie oznacza, że stoję po twojej stronie i też mam wiele do zarzucenia zarówno tobie, jak każdemu tu, mnie samego nie pomijając. Szkicuj tę matkojebną mapę i dajcie mi wyruszyć. Zupełnie nie ma potrzeby byśmy szli wszyscy.

- Powiedział co wiedział, tylko nawet tyłka se tym nie podetrzesz. Jak chcesz podejść do wkurwionych elfów na patrolu? Pomachasz im białą chusteczką? Na pewno się wzruszą twoją opowiastką.

Arhiman przewrócił oczami

- Ja pójdę z krasnoludem - powiedział nieoczekiwanie szlachcic. Wydawał się wyjątkowo entuzjastycznie nastawiony do pomysłu. - Devlin, do jasnej cholery, uspokój się. Nie mam ochoty wcale się tu z wami pozabijać. Puść Laruyię!

Teraz krasnolud zwyczajnie złapał się za czoło, ale postanowił zignorować elfkę. Tępa jak but Cóż... zdarza się. Cza być tolerancyjnym.
- Skoro sądzisz, że za mną nadążysz to bardzo proszę. Devlin do czorta! Puszczaj ją wreszcie! Baby brak, czy jak? Dobrze mi się z tobą rozrywało, graveiry, na strzępy, więc nie zmuszaj mnie bym i ciebie zaczął obrażać!


Laruyia słuchala tych kłótni bez zainteresowania. Przywykła wyraźnie do ostrych sporów i nie zamierzała się wtrącać do rozmowy. Jej myśli krążyły wokół innych spraw - jej męża, tajemniczego Starca, a może rozkazów z Brokilonu? Czort jeden wiedział...

Zostawili go samego. Wszyscy. Zawiódł się na nich. Ale z drugiej strony czego mógł sie spodziewać? Niewątpliwie przeceniał ich. Głupcy. Chyba był zbyt dużym optymistą...
Jeszcze do tego ten ból głowy...
Zrezygnowany raz jeszcze spojrzał w oczy elfki. Jakimś cudem pohamował swój gniew.
Devlin poluzował uścisk na jej nadgarstku.
-Pewnego dnia twoje idee i wartosci jakie wyznawałaś obrócą sie w pył. Wtedy też zrozumiesz, że wszytsko to o co walczyłaś, było niczym innym jak pustymi słowami. Jednak mimo to sumienie bedzie trwało przy tobie nadal. Patrząc w lustro ujrzysz swoją bezmyślność i ignorancję. Zostawisz za sobą krwawy szlak na którym gęsto słaniać sie beda wszyscy Ci na których kiedyś ci zależało. Zostaniesz sama. - przerwał by zaczerpnąc tchu - I tego Ci życzę - rzucił gniewnie.
Całkowicie puścił ręce elfki po czym obrócił sie do niej plecami. Miał dośc tego wszytskiego. Miał dość ich wszytskich. Ból głowy cały czas dawał o sobie znać. Bez większego namysłu ruszył w stronę południowej ściany drzew. Po raz kolejny tego dnia chciał być sam. W drodze wyciągnął jeszcze ostatnią flaszke tego kwaśnego wina. Musiał sie napić.

Arhiman skrzywił się widząc wyraz twarzy Devlina. Z nim był już w boju. Nie podobało mu się to jak go potraktowali. On z resztą też. Momentalnie zignorował i wszystko i poszedł za nim.

“Kuriozum roku” - Raul w końcu odezwał się. - Tak więc panicznie uciekacie przed osobą, którą spodziewaliście się tu zastać. Mogę wręcz przypuszczać, że szukaliście dowodów, ze tu jest i nie przeszkadzało wam to w słodkim śnie. A teraz musimy w imie waszej histerii biec po nieuświadomiony jeszcze patrol by wreszcie czegokolwiek się dowiedzieć. Cóż jak dla mnie brzmi prosto. Jedna osoba pójdzię z Lauryią. Po pierwsze dlatego, że więcej osób nie potrzeba. Po drugie, że ona zna najlepsze trasy i się nie zgubi goniąc z powrotem swój hm oddzialik. - A my się za twoimi plecami może coś dowiemy o tym dziadzie. - Mogę iść. Dość dobrze sobie radze w poszukiwaniu rzeczy kiedy jest ciemno.

***

- Hej! Długonogi! - zakrzyknął krasnolud tuż przed tym jak dogonił łucznika - Słuchaj. Głupio wyszło. Wybacz za to. Nasze metody się nie zgadzają, ale wierz mi. Ja to też robię po to by dopaść tych co zabili Osipa. Ta moja... przemowa przy wierzy. Nie często miewam takie momenty uniesienia, ale się z nich nigdy nie wycofuję. Znajdę tych co to zrobili i wybebeszę. Mam nadzieję, że będziesz, wtedy, ze mną.

Devlin z nerwów nie umiał zdobyć się już na nic więcej aniżeli jeden pusty gest...
-Chcesz się napić? - zapytał zmieniając nieco temat.
 

Ostatnio edytowane przez Glyswen : 07-12-2011 o 20:58.
Glyswen jest offline