Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2011, 00:16   #33
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację



Muzyka



Black Hills, South Dakota, kwiecień 1876



Samuel „Two Eye” był Comanche po stronie matki. Białego ojca nie znał. Długie, gest warkocze opadały na ramiona, kiedy usiadł na skalnym wzniesieniu o zachodzie słońca. Spuścił głowę pogrążony w smutku i bólu. Jego kamraci bezcześcili świętą ziemię Lakotów. Zakłócali spokój duchów. Niszczyli doczesne szczątki wojowników. Przesiąknięta krwią koszula przykleiła się do piersi Indianina. Mimo bólu żaden grymas nie zdradzał cierpienia fizycznego jego zastygłej twarzy. Kiedy wzniósł oczy ku ciemnemu niebu pogrążał się w modlitwie. Prosił duchy ojców oraz obecnych w wąwozie zmarłych o przebaczenie za zakłócanie wiecznego odpoczynku.

Z nastaniem nocy Samuel odpływał w stan odrętwienia medytując w gorączce. Jego świadomość podzielona na dwa światy trzymała zastygłe ciało w siedzącej pozycji na skale, gdy umysł i duch wędrowały w gorączce majaków. Ze spękanych warg wydobywał się ledwie dosłyszalny szept. Przymknięte powieki drgały.

Molly odłożyła lepki kamień podtrzymując zwiotczałe ciało Indianina. Jej próby usadowienia nieprzytomnego czerwonoskórego kończyły się fiaskiem, gdy obok niej i Krisa wyłonił się zapowiedziany chrzęstem na skałach z ciemności olbrzym. Hugo.

Pozostali na dole, ukryci za głazami u stóp kurhanów, mężczyźni wyczekiwali.

Jared w skupieniu obserwował jak wartownik położył się, by ostatecznie po umówionym sygnale z góry, pojawić się na dobre w tej samej pozycji. W jakby większych rozmiarach. Był bardziej barczysty. Większy. Zrozumiał.

Razem z Panem Smithem ruszyli bez słowa przed siebie. Wybierając ostrożnie trasę, kryli się za kamieniami, łagodnym łukiem z lewej strony zachodząc skalne podejście kurhanów. Ostatni odcinek około pięćdziesięciu metrów został pozbawiony naturalnej osłony nierówności terenu. Tylko ciemność była ich sprzymierzeńcem jeśli chcieli jeszcze bardziej podejść złodziei.

Molly była dobre pół drogi od mężczyzn z pochodniami, gdy wydało się jej, że dostrzegła ciemne plamy postaci kryjących się po lewej stronie przed nią. Wydawał się jej, że obserwują bandytów zaczajeni za głazami. Podjęła decyzję. Ruszyła w ich kierunku ostrożnie wybierając drogę. Skrzywiła się kiedy kopnięty kamień potoczył się po skalnym podłożu. Była raczej pewna, że ją usłyszeli. Zacisnęła wargi wyczekując przygarbiona w półkroku. W bezruchu.

Horacy Carpenter zwłóczył z rusztowania owinięty w zwierzęce skóry ludzki szkielet. Wprost pod nogi Neda. „Nose” Parker z obrzydzeniem patrzył na kolejne szczątki do przeszukania.

- No. – kiwnął trzymaną pochodnią. – Jazda. Przyświecę. – ponaglał Horacego.

Tamten kląc pod nosem klęknął przy szkielecie i zakrył workiem puste oczodoły czaszki.

- Twoja kolej „Nose” – warknął chudzielec do łysego, sięgającemu mu ramienia drobnemu kamratowi.

Marudzeniu i siarczystemu klęciu nie było końca, kiedy bandyci przetrząsali przedmioty pod czujnym wzrokiem przyczajonego niedaleko Pana Smitha.

Jared był przygłuchawy. Zdawał sobie z tego sprawę doskonale. Otępiały słuch sprawiał, że w takich momentach jak ten, w którym się znalazł wzrok jego uważniej lustrował otoczenie. Jakby wyostrzony nieznacznym ubytkiem dźwięków rekompensował większą czujnością. Głowa czujnie chodziła mu na boki kiedy mógłby przysiąc, ze coś usłyszał, choć nie mógł być pewnym kierunku. Gdzieś z tyłu.

Kris podchodził zbocze kurhanu z prawej strony. Wyczekiwał skryty za ostatnim głazem między nim a pochodnią. Dzieliło go około sześćdziesięciu stóp. Rozjaśniający się przy jaskini żar był cygarem, które pociągał stojący tam człowiek. Wkrótce ten cień zbliżył się wkraczając w krąg światła.

- Dawajcie co jest. – burknął Billi O’Hulligan wyciągając rękę po worek. – O świcie przeszukamy resztę.

Molly zobaczyła gest wymierzonej w nią i podnoszonej powoli ku twarzy dłoni postaci. Cichy trzask odbezpieczanego rewolweru. Broń zdawała się być wymierzona prosto w nią, na wyciągniętej przez postać w jej stronę ręce. Reakcja O'Maley była błyskawiczna, nim ciemna plama postaci zdołała wykonać jakikolwiek inny gest.

Mrok nocy przeszył błysk wystrzału. Huk odbił się echem do skał potęgując efekt.

Jared zachwiał się targnięty siłą postrzału na kamień. Prawe ramię paliło ogniem bólu. Rewolwer wysunął się z dłoni, po której spływała strużka krwi.

Trzej bandyci zamarli na sekundę. Billy rzucił się w stronę jaskini. Nose złożył się do rzutu pochodnią w stronę skąd ciszę przeszył huk, a nocny mrok błysk wystrzału.

Z oddali huknął karabin. Kula z jazgotliwym dźwiękiem odbiła się od skały niedaleko buta Carpentera, który padł na ziemię gubiąc kapelusz z wrażenia. Na czworaka z dobytym rewolwerem chciał schować się za rusztowaniem.





 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline