Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2011, 17:39   #50
Vantro
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Walka z opornym skoblem wreszcie dała rezultaty i klapa opadła. Evelyn widząc jak się otwiera w dół odskoczyła przezornie do tyłu, w samą porę, gdyż z góry zaczęła spływać śmierdząca breja obryzgując wszystko i wszystkich dookoła. W pierwszym odruchu zatkała nos starając się zapanować nad odruchem wymiotnym. Była zmęczona, była głodna ale na sam widok i smród lejącej się brei odechciało jej się już jeść. Zerknęła na ziejący otwór i wzdrygnęła się na samą myśl iż muszą tam wejść, a co za tym idzie utytłać się w pozostałościach tego co właśnie spadło tu na dno. Czarnowłosa zerknęła na Viltisa i ruchem głowy wskazała mu otwór z niemym poleceniem by ruszył pierwszy sprawdzić czy nie czeka tam na nich jakaś kolejna niespodzianka.
- A to ci niespodzianka - westchnął zgarniając dłońmi szlam ze swojej skóry. - Czy w tym mieście wszystko zgniło? - kręcąc głową zadał retoryczne pytanie. Podszedł pod otwór, z którego wypadła breja pogniłych warzyw i z ciekawością zajrzał do góry.
- Wygląda na to, że prowadzi do czyjegoś domu - powiedział do Evelyn. Po raz kolejny zastanowił się jak to możliwe. Skobelek w podłodze i nikt nie sprawdził dokąd prowadzą zamknięte nim drzwi? To jakiś czar rzucony na mieszkańców, że nie potrafili dostrzec, jak to dziwne jest mieć w domu coś takiego? Zatrzymał te wątpliwości dla siebie. Zamiast kłapać dziobem po próżnicy posłuchał się Evelyn i wspiął przez otwór. Wychylił ostrożnie głowę ponad krawędź i ponownie nie mógł oprzeć się wrażeniu, nierzeczywistości. Na wejściu do piekielnej krainy stał sobie normalny dom, w którym mieszkali zapewne normalni ludzi. “No chyba, że ten szalony kapłan tutaj dorastał” pomyślał z przekąsem.
- To normalny dom! - wrzasnął w kierunku czekających na to co powie kobiet.

"Normalny jak normalny" przemknęło przez głowę czarnowłosej wszak czy w tym mieście jest coś normalnego, powoli zaczęła w to wątpić. Z niechęcią zerknęła na ziejący otwór i wzruszając ramionami zaczęła się przez niego przeciskać by zobaczyć ten "normalny dom". Stojąc na podłodze piwniczki starała się strząsnąć z siebie jak najwięcej śmierdzącej brei.
- Ciekawe co jeszcze w sobie kryje. Czy w dalszych pomieszczeniach też zastaniemy takie śmierdzące niespodzianki? - mruknęła pod nosem kierując się w stronę wyjścia z piwniczki. Kolejne znaleziska jednak nie śmierdziały, a kawałek materiału posłużył jej za ścierkę, którą wytarła do czysta swoje ręce, buty i co tylko się dało. Na usta zaś powrócił uśmiech kiedy w kolejnym pomieszczeniu dojrzała łóżko.
- To spać już mamy gdzie. Jeszcze trzeba by było znaleźć trochę wody by obmyć się z tego tałatajstwa. - rzekła kierując się w stronę gdzie wydawało jej się powinna znajdować się kuchnia. Znalazła w niej studzienkę, a w studzience... wodę, wydawało się, że jest czysta. Co prawda studnia sięgała w dół czyli tam skąd przyszli, więc zapewne podziemne stwory miały do niej dostęp, ale... do umycia się chyba nadawała.


Evelyn rozejrzała się za jakimś naczyniem, w które mogłaby nabrać zimnej wody, a parę chwil później już jej ręce zanurzały się raz po raz w niej obmywając pozostałości z piwniczki.
- Jak myślisz Viltisie, gdyby ją przegotować to może i do picia by była zdatna? - mruknęła do smokowatego. - Znalazłeś coś jeszcze ciekawego? Może jest tu jakaś spiżarenka i coś do jedzenia. Wszak suszone jedzenie chyba nie powinno zgnić?
- Nie musicie długo szukać. Umyję się tylko i podzielimy się jedzeniem, które zabrałam kapłanowi. - uśmiechnęła się Lialda - Przynajmniej na tyle się przydał - dodała. Widok wody do mycia i myśl, że nareszcie będą mogli odpocząć poprawiła jej humor, po tym co wydarzyło się w świątyni i po tym jak śmierdząca breja zniszczyła jej ubranie.
- Wydaje się iż to domostwo jest w miarę bezpieczne. Powinnyśmy się przespać jak zjemy. Viltis może popilnować by w czasie snu nie zaskoczyła nas jakaś kolejna niespodzianka. Przyda nam się odpoczynek i nabranie siły po tym co już nas tu spotkało. Co prawda jedno łózko tylko widziałam, ale chyba nie przeszkadza ci iż razem w nim się prześpimy? - rzekła jej na to Evelyn wylewając brudną wodę z miski i zostawiając półelfce czystą wodę do obmycia.
- Nie widzę żadnego problemu. Zmieścimy się przecież obie bez trudu - odpowiedziała zapytana. A zaraz potem Lila zajęła się toaletą i czyszczeniem odzieży. Kiedy wreszcie zadowoliła się efektami, ziewnęła głośno i kiwając głową do Viltisa skierowała się do łóżka. Ułożywszy się wygodnie spojrzała jeszcze na Evelyn, która siadła koło łóżka i jadła ze smakiem to co półelfka zabrała kapłanowi. Lila wyciągnęła rękę po jabłko i ze smakiem ugryzła kęs.
Evelyn spytała pomiędzy jednym kęsem a drugim:
- Myślisz, że powinniśmy tam wrócić rano czy raczej naszych poszukać i powiedzieć im co znaleźliśmy. Viltis jest za tym byśmy wracali, ja się waham czy nie lepiej zajrzeć jeszcze raz do kapłana, by zobaczyć czym zajmuje się jak świt nadchodzi.
- Nie wiem czy to dobry pomysł. Pewnie już wie, że go przejrzałyśmy, dlatego lepiej przybyć w większej gromadzie - dodała po chwili zastanowienia - Poza tym chciałabym naszemu krasnoludowi pokazać pewien zwój, który znalazłam w ołtarzu. Nie znam niestety tego języka. Chyba, że ty? - spojrzała pytająco na Evelyn.
- Pokażesz? Zobaczymy co ciekawego trzymał ten nasz "sympatyczny" kapłanek - mruknęła Evelyn przerywając jedzenie.
Lila sięgnęła do sakwy i wyjęła zwój podając go towarzyszce. Evelin sięgnęla po zwój i zerknęła na niego z ciekawością. Po czym oddała go półelfce mówiąc:
- Jest bardzo stary, jednak nie potrafię go odczytać. Drogbar powinien sobie z nim poradzić. Znalazłaś coś jeszcze ciekawego oprócz tego zwoju?
- Kuszę. Jest magiczna, ale nie znam jej właściwości I jeszcze drąg i bełty - Lialda wyciągnęła dłoń i poniosła z ziemi po kolei znaleziska..
- Ciekawe... - rzekła Evelyn zerkając na znalezisko - Jednak identyfikacja zajmie mi jakiś czas, zostawmy ją więc na czas kiedy się już prześpimy, jestem zmęczona. Spanie chyba w tej chwili bardziej nam się przyda niż rozeznanie co mogą i do czego posłużą nam te przedmioty. - podniosła się i wsunęła do łózka by wygodnie się ułożyć. Przymykając oczy szepnęła do smokowatego:
- Viltisie... może powinieneś zamknąć tą klapę w piwnicy, by jakiś nieproszony gość nas tu nie odwiedził. - i uśmiechając się dodała : - Spokojnego snu Lilo.
- Dobranoc - odpowiedziała - i niech to nie będzie gołosłowie - uśmiechnęła się poprawiając poduszkę i odkładając na podłogę swoje “zdobycze”.

Viltis zamknął klapę nad wejściem przez które dostali się do domu. Wątpił co prawda, aby komuś innemu sprawiła więcej trudności w forsowaniu niż im, ale przynajmniej nie wiało. “Szkoda, że nie mam czegoś co mógłbym na niej położyć, tak aby zwaliło się na głowy chętnych do wejścia." Wyobraził sobie stos cegieł, albo jeszcze lepiej jakiegoś złomu i uśmiechnął się z lubością. Ale byłby huk. I ta krew wszędzie. Niestety, do poranka panowała cisza. Nikt, ani nic, nie próbowało sforsować drzwi domostwa, w którym przebywali. Znudzony Viltlis snuł się po domu wyglądając przez kolejne okna w poszukiwaniu czegokolwiek, co mogłoby stanowić zagrożenie, lub po prostu niezwykłego. W pewnym momencie dostrzegł ruch. Zamarł bez ruchu, jak przystało na gada gdy dostrzegł nadchodzącą grupkę ludzi. A dokładniej umarłych. Szli w ten nienaturalny sposób, gdy złamane, bądź urwane kończyny nie są ograniczeniem - potykając się, chwiejąc i cały czas gnijąc. Minęli w ciszy budynek w którym przyczaiła się trójka uchodźców ze świątyni. Na całe szczęście były nieświadome tego, że za ceglaną ścianą chowa się przed nimi czyjeś życie. Obojętnie przeszły obok i ponownie zniknęły w ciemności. “Czego one tutaj szukają? Po co właściwie snują się po tym bezludnym mieście?” Miał nadzieję, że nie jest to oznaka, że któryś z ich towarzyszy jest w niebezpieczeństwie. Ale nawet gdyby... chyba nic by go teraz nie zmusiło do opuszczenia schronienia. Gdy nad dachami domów pojawiła się łuna nadchodzącego słońca ruszył w stronę Evelyn. Szarpaniem za ramię ją obudził - Pora już. Słońce wschodzi
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline