Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2011, 23:04   #2
Fearqin
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Lot z Anglii był krótki, ale nudny. Nie zaprzątał sobie myśli tym co uczynił. Nie bał się zemsty. Skupiał się na tym co będzie, na walizce pełnej... rzeczy. Na poszukiwaniu nowej pracy. Pracy niekoniecznie legalnej, czystej i bezpiecznej. Jego posępna, ale przystojna twarz wyraziła niemałe zdziwienie gdy wkroczył do dawno niewidzianego miasta. Było dokładnie takie jakie sobie zapamiętał. Nie posunęło się do przodu, ono się cofało. Chodniki był zasyfione, wystawały z niego betonowe płyty, gdzieniegdzie leżeli porozwalani pijacy. Pierwsze budynki jakie wpadły mu w oko to kościół Ronalda Mc'Donalda, wielki, szklany wieżowiec w którym tysiące ludzi co dzień marnowało swoje życie przed ekranem monitora.

Panowała noc. Słabo oświetlone lotnisko z zewnątrz wyglądało gorzej niż z wewnątrz, gdzie cuchnęło szczynami, gównem i ogólnym brudem, niemytych żuli. Daniel powoli przecinał skrzyżowania i ulice, którymi całkiem często i licznie przejeżdżały skrajnie różne, pod względem stanu, samochody. Gdy na światłach nowe Porsche zatrzymało się obok wieloletniego Volvo V40, kierowca czerwonego Porszaka wyprostował się dumnie, ukradkiem spojrzał na ciemnozielony, stary wóz, uśmiechnął się chytrze pod nosem i wywołał dumnie warczenie silnika. Kierowca z Volvo skulił się w sobie i na zewnątrz, ale nie spojrzał na mężczyznę w samochodzie obok. Tak, psychika mężczyzn nakazywała im dominację i wprawianie się w dobre mniemanie o sobie samym. Porsche odjechało z piskiem opon, zaś Vovlo powoli zaczęło toczyć się do przodu. Jak się dalej okazało, kierowca z lśniącego, czerwonego wozu, przejechał potem przez czerwone światło i wpadł pod Tir-a. Sam kierowca był zresztą mizernego wzrostu, nie miał ani krzty intelektu, oraz nie był zbyt dobry seksualnie, czy też sportowo. O panu z Vovlo można było się wyrazić zupełnie inaczej. Daniel jednak o tym nie wiedział, więc tylko uśmiechnął się lewym katem ust na widok stojących obok siebie dwóch wozów i ruszył dalej, zakładając z góry, że im lepszy samochód, tym gorszy właściciel, który musi się dowartościować.

Udał się do hotelu. Miał on cztery gwiazdki, ale na szczęście pozwolono Danielowi płacić gotówką. Młoda, ponętna recepcjonistka mrugnęła do niego wesoło, olśniewając uśmiechem, chwaląc się jednocześnie szeregiem białych, równych zębów i pełnymi, miękkimi jak płatek róży ustami. Tak prezentowała się wobec wszystkich klientów płci męskiej, który przybywali do hotelu sami. Gdyby sytuacja ta miała miejsce w filmie czy też książce, główny bohater by się z nią przespał. Daniel jednak tego nie zrobił, bo nie był głównym bohaterem ekranizacji, ani nawet dzieła literackiego. Nie odwzajemnił uśmiechu, tylko spojrzał na nią tym swoim beznamiętnym, groźnym wzrokiem, przez którego przemawiała złość (a raczej ostry wkurw).

Nie zmienił nawyków alkoholowych po tym co zrobił. Nie tknął więc hotelowego barku, wypił trzy zimne kole i zjadł coś w hotelowej restauracji, co mu naprawdę smakowało, ale czego pochodzenia nie był pewien, gdy zamówienie wypadło mu z głowy, równie szybko jak naszła go chęć na ów dziwne danie. Włączył telewizję, przełączył na wiadomości lokalne. Była mowa o paru większych rozróbach w mieście, miała nawet miejsce jedna strzelanina i pogoń ( i to w ciągu jednego dnia!). Odpalił swojego laptopa, tam też co nieco poczytał o sytuacji w mieście, na stronie policji, gazetach, gdzie tylko mógł.

Rano umył się, zmienił koszulę, krawat... ogółem cały ubiór. Założył kapelusz i płaszcz. Torbę z laptopem przewiesił przez ramię, w jedną rękę wziął walizkę z pieniędzmi (które oczywiście znajdowały się pod drugim dnem ów walizki) oraz dużą, torbę, która przewiesił przez drugie ramie. Ot, cały jego dobytek. Zbiory ubrań, ze dwie książki, przybory higieniczne i od groma funtów na których nie miał innego pomysły niż oszczędzanie. Może znajdzie jakąś dziewczynę na dłużej niż noc i na nią trochę z radością wyda? Może...

Najpierw odnalazł dilerów. Nie było trudno. Znaleźć biedną dzielnicę, okolice supermarketu dla biednych. Potem sami cię znajdą, powiedzą "papierosy", ty zapytasz o coś więcej. Skierują cię do gościa w, oddalonej od dwie minuty piechotą, uliczce. Ten zapyta "broń? dragi? dziwki?". Ty odpowiesz "praca", albo "informacja". Jeśli nie rozpozna w tobie gliny, będzie rozmawiał, ostrożnie, kładąc rękę na pistolecie schowanych za pasem. A jeśli nie zrobisz nic głupiego, powie ci, że ktoś szuka nowych ludzi, dobrych ludzi. Którzy dużo robią, mało gadają i nie zadają niewygodnych pytań, wykazując nieposłuszeństwo niczym młoda, zabrana od mleka matki dziewica, którą wpakowano do burdelu.

***

Kosa. Nowy szef. Od razu pierwsze zadanie. To dobrze. Daniel musiał się czymś zająć. Brakowało mu akcji. Mimo iż dwa dni wcześniej zabił człowieka, bardzo ważnego dla niego człowieka.

- Może i nie za bardzo znam miasto i wielkość dzielnic, ale mamy go znaleźć na jakimś danym osiedlu? Jętkowo? Jakaś dokładniejsza lokalizacja? - Dopytał Serafin, gdy pozwolono jemu i reszcie nowych się dopytywać o niejasności.
-Gościu nazywa się Grzegorz Luft, wołają na niego Ospa, towar to 20 kg prochów. Ulica Raszyńska przecina Osiedle Jętkowo prawie dokładnie na pół. Proponuje byście tam poszukali. Zaparkujcie pod miejscową Biedrą.
Daniel zanotował informacje w głowie. Włożył kapelusz na głowę, poprawił marynarkę i rzucił
- Dobra. Ja prowadzę i jestem gotów. Pozwolę sobie pójść po płaszcz. - Wyraźnie zależało mu teraz na pośpiechu. Zwyczajnie nie lubił się opierdalać i chciał zrobić wrażenie kogoś kto od razu bierze się do zleconej roboty.

Walizkę i torby wrzucił do bagażnika. Zasiadł za kierownicą. Przyjemnie się prowadziło ten stary, mały, ale urokliwy wozik. Co prawda był wysokim i długim człowiekiem, więc wciskanie pedałów było ciężkie, z racji niedużej ilości przestrzeni, ale jakoś sobie radził.

Gdy weszli do sklepu za ladą ukazał się dość chuderlawy młody chłopak na oko student. Przywitał się standardowo:
-Czym mogę służyć?
- Dobry
- Daniel rozejrzał się po sklepiku, zdjął z głowy czarny kapelusz i położył go na ladzie sklepowej. - Poproszę szwedzkie śrubki. - Dodał rozpinając dwa górne guziki czarnego płaszcza sięgającego mu do kostek. Poprawił czerwony krawat i czekał na reakcje sklepikarza.

Młodego zastąpił starszy pan. Należało uważać i być dla niego miłym, kwestia polityki i gospodarki.
Daniel złożył zamówienie jako ostatni, nie licząc gościa który się spóźnił (a Daniel, jako połowiczny angol, był bardzo przywiązany do punktualności).

- To może teraz ja, jeśli łaska. - Powiedział Serafin zwracając na siebie uwagę sprzedawcy - Po pierwsze dwa noże do rzucania (te lepsze) z kastetem. Mueala mirage do tego dojdzie. Ponadto będzie ten oto piękny obrzyn z dwoma lufami, no i paczka śrutowych... albo dwie. Kaliber dwanaście tak? - Sprzedawca przytaknął - 1240 jestem winny o ile się nie myle? - Zapytał wyciągając z wewnętrznej kieszeni płaszcza, skórzany portfel.

Pochował noży w pochwach za pas, kastet włożył do zewnętrznej kieszeni płaszcza. Obrzyna zaś, do wielgachnej, wewnętrznej kieszeni. Część naboi przesypał do drugiej, ale już mniejszej kieszeni wewnątrz marynarki, resztę schował do dużej torby. Jadąc zaczęli gadkę-szmatkę z gościem, który nieco wcześniej pomylił imię Daniela (nie spodobało mu się to, ale puścił to mimo uszu, gość wydawał się mało ogarnięty).

-To gdzie szukamy? Tu? Tam? Siam?
- Tam gdzie nam nakazał Kosa najlepiej - Odparł Daniel sucho - Ale najpierw muszę się rozeznać w okolicy, dawno tu nie byłem.
- To wysiadasz? Iść z tobą?
- Jeszcze nie dojechaliśmy. Wyjechaliśmy ledwie dwie minuty temu, to dosyć daleko.
-To przepraszam, mój błąd, nie znam okolicy.-
Powiedział Dimitrej, oglądając swoją FN-90.
- Spoko. Ja to miasto pamiętam tylko z dzieciństwa, także też się słabo... - Daniel zamyślił się nad skrętem w boczną uliczkę -... się orientuję.

Gdy już wysiedli, pod Biedronką. Daniel podrapał się po niemalże łysej głowie, jasnym, lekkim, ale bardzo szorstkim zaroście i powiedział
- Proszę, proszę. Akurat mamy atrakcje turystyczną. - Rzucił. Założył kapelusz i rozejrzał się po okolicy. Niespecjalnie ładna...
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline