Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-12-2011, 14:56   #92
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Słowa protestu próbowały się wyrwać na wolność z ciała Albrechta, gdy usłyszał propozycję kapłanki. Ale utknęły gdzieś w okolicy gardła. Słowa protestu wynikające z bezczelnego wplątywania go w ten układ. Jednakże słowa te nie wypłynęły na powierzchnię, a gdy pierwszy szok minął, do głosu doszła zimna logika. Alchemik bowiem nigdy nie był materiałem na ojca. A choć używał kiedyś specyfiku ograniczającego płodność, to żadne zioła nie dawały pełnej gwarancji. I być może parę małżeństw wychowywało obecnie jego bękartów. Jedno dziecko mniej jedno więcej. Dla Nawróconego nie było różnicy. A Dzierzba wszak nie była na tyle szpetna, by musiał do alkowy brać alkohol w celu znieczulenia zmysłów.

- Ale to płodzenie... to chyba nie konkretnie teraz? Bo jakby nie patrzeć, nie bardzo jest czas po temu. Może... wieczorem? - odezwał się po chwili Albrecht, pocierając podbródek.
- Hahahahaaha - zaśmiała się kapłanka rozbawiona, a opierająca się na wciąż drżących rękach dziewczyna posłała w jego stronę powolne, złe spojrzenie. - Oczywiście, że nie teraz. Załatwicie swoje sprawy i za jakiś czas, nie za długi, spełnicie przysięgę.
To Albrechtowi odpowiadało, przygotowanie kilku mikstur zwiększających płodność nie zajmie wiele czasu. Potem tylko kilka dłuższych chwil w alkowie i cała sprawa z poczęciem dziecka z Dzierzbą zostanie zakończona.
- Bastiony – dokonała wyboru. - Bękarta dostaniecie... – wycharczała, a ubrana w jej ledwie zrozumiałe słowa cena za cud zabrzmiała jakoś plugawie i brudno, nieczysto. - Ale nasienie... lepsze... silniejsze... znajdę.

Albrecht spojrzał na Dzierzbę z irytacją, jego usta wygięły się w grymasie urażonej dumy. W końcu jednak wzruszył ramionami i poprawił okulary. Pies chędożył Dzierzbę i jej humory. Ostatecznie to nawet lepiej, że go nie wciągała głębiej w swoje sprawki. Nie była aż tak ładniutka, by mu zależało.

- To już nie zależy od nas. Lyria przemówiła. Zdecydowała.

Alchemik nie pytał dlaczego, acz się domyślał, że gust Dzierzby i Aspektu zapewne mocno się rozmijają. I że wojowniczka po prostu znalazłaby sobie pierwszego lepszego byczka, nieważne jak szpetnego.

A Aspekt nie chciał materiału na psa podwórzowego, tylko na kurtyzanę.
- Więc dostanie - całkowicie nieświadome, pogardliwe wygięcie warg wyraźnie świadczyło, co Dzierzba myśli o tej decyzji.
- Chodźcie za mną, przed ołtarz naszej Matki.

Albrecht, podpierając Dzierzbę, ruszył do przodu. Od czasu do czasu zerkał na nią spode łba. Czuły na swoim punkcie, zwłaszcza na punkcie swojej męskości, alchemik dopiero przetrawiał obelgę, jaką obdarzyła go dziewczyna. Nieważne czy zrobiła to świadomie, czy nieświadomie.

Przeszli na tyły świątyni. Tam gdzie zwykli śmiertelnicy zwykle nie mieli dostępu. Rozglądając się dookoła, Albrecht dziwił się tej zasadzie. Ta część budowli nie wydawała się zbytnio różnić od publicznej.

Duża sala, jasna, przestronna. Ładnie zdobiona, wiele kolumn. Wszędzie marmury, podczas gdy Kreda słynie... z kredy oczywiście.
Tuż przy basenie lyrianit -biały wygładzony kryształ umieszczony przy jednym z brzegów, otoczony zdobieniami, adorowany. Olbrzymi kawałek zimnego minerału, skupiający w sobie modlitwy i prośby wiernych. Tak przynajmniej mówiono.

Basen wypełniony mlekiem, miodem i płatkami róż, byłby nawet romantyczny, gdyby nie czwarty składnik „kąpieli”, krew. Ludzka posoka była tu dysonansem, psuła harmonię tego miejsca. Przypominała, że Lyria w gruncie rzeczy jest takim samym Aspektem jak pozostałe, że jest takim samym Aspektem jak Szczur.Nawrócony odruchowo wzdrygnął się na tę myśl.

Naga Dzierzba wylądowała w owej mieszaninie płynów. Albrecht przyglądał się temu z obojętnością. Nie wiedział czemu tu został. Pewnie tylko ciekawość przykuwała go do tego miejsca. Możliwość podpatrzenia tajemnych rytuałów kapłanek miała niewątpliwie posmak pokusy.

Kapłanki przybyły nagie. Trzy smukłe kobiety o zgrabnych nogach, smukłych udach, rozkosznych pośladkach i pełnych piersiach. Idealne wcielenia kobiecości, kusicielki osłaniające twarze drewnianymi maskami, zdobionymi srebrem. Maskami na kształt kwiatów róż. Albrechta ogarnęła pokusa, by zaproponować zamianę i zamiast spłodzić jedno dziecko z Dzierzbą, spłodzić po jednym z każdą kapłanką. Ale one by się nie zgodziły.

Zapalono świece i kadzidła. Albrecht cofnął i poprzez okulary obserwował cały rytuał z zimną obojętnością. A kapłanki ustawiwszy się po jednej z każdej strony basenu, zaczęły tańczyć i śpiewać pieśń bez słów.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=5BYDF9vyIz0[/media]
Ich taniec nie był żywiołowy, nie był też tańcem w normalnym znaczeniu tego słowa. To było zmysłowe wicie się w blasku świec, to była pierwotna pieśń jęków i pożądania. Wyuzdane ruchy kobiety w ramionach kochanka. Całość tego rytuału wywoływała skojarzenia z orgiami, w jakich lata temu medykowi zdarzało się brać udział, ale nawet to porównanie nie oddawało istoty sprawy.

Wijące się, nagie ciała kapłanek pokrywały się potem, ich pieśń coraz bardziej przypominała jęki kobiet branych w posiadanie. Albrecht nie zdziwiłby się, gdyby rzeczywiście tak było. Lyrianit zaczął świecić złotym blaskiem. Nie, nie świecić. Raczej pulsować w rytm ruchów kapłanek, co wywoływało nieprzyjemny dreszcz na plecach Albrechta. Blask kamienia pulsował coraz mocniej, ciało Dzierzby unosiło się. Dym ze świec oplatał ją i kapłanki. Formował dłonie pieszczące ciała, usta wędrujące po skórze kapłanek i... narządy wnikające...

Albrecht zakaszlał i potarł swe pokryte potem czoło. Sam już nie wiedział ile z tego co widzi jest prawdą, a ile narkotyczną ułudą wywołaną kadzidełkami. Kapłanki wiły się w ekstazie, ich jęki przestawały być zmysłowe a stawały się bardziej zwierzęce. Pieśń, mimo swej prostoty, wbijała się w umysł Alchemika, wprawiała ciało w drżenie, budziła żądzę. Wziąć którąś z nich w ramiona, zerwać maskę, całować usta, szyję, piersi, posiąść tu i teraz... kapłankę, albo Dzierzbę... albo jakąkolwiek inną kobietę.

Alchemik zerknął na dolne partie swego ciała. Niewątpliwie byłby gotów do kopulacji - gdyby nie te kadzidła, które nie tylko wzbudzały żądze, ale i paraliżowały ciało; gdyby nie ta resztka rozsądku, która tliła się pod czerwoną falą żądzy wypełniającej umysł i ciało.

Nie zauważył, kiedy rytuał się skończył. Dopiero gdy kropelki mleka, miodu i krwi spływały po nagich piersiach wychodzącej z basenu Dzierzby zrozumiał, że została uzdrowiona. A gdy usłyszał jak mówi: "Zdrowa", uśmiechnął się cierpko i nie rzekł nic. Urażona duma nie pozwalała. Ruszył do głównej sali nie czekając na Dzierzbę, nie chcąc by kapłanki, czy też ona zauważyła widoczne oznaki podniecenia u Albrechta. Zwłaszcza, żeby Anah nie zauważyła. Zdecydowanie potrzebował się napić się czegoś, jeśli nie wina, to ziółek.

Ale spokój, nie był mu dany.

Pojawiła się Kara. Alchemik nie silił się na tłumaczenie prawej ręce Cierń, czemuż to Dzierzba jest taka radosna i wesoła, a on sam wydawał się zmęczony. Poprawił nerwowym ruchem okulary na nosie i spytał się wprost:

- Stało się coś?

Po czym czekał na tłumaczenia wojowniczki i polecenia od Cierń, które zapewne przyszła im przekazać.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 11-12-2011 o 13:20.
abishai jest offline