Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-12-2011, 20:48   #69
Vantro
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Noc jak noc... z przerwami, ale jednak przespana i dająca odpoczynek. Ale co tam odpoczynek, dała nowe siły i nowe pomysły na wypełnienie nowo nadchodzącego dnia. Panna von Strom nie marnowała czasu na wylegiwanie się w piernatach. Skoro świt zerwała się na równe nogi, ale co tam się, zerwała również i Bellę, wszak ktoś jej musiał pomóc wbić się w gorset, bez którego jej kształtne ciałko nie dałoby rady wbić się w sukienkę mamusi.
- Bella wstawaj leniu! Było nie opijać się tak, pijaczyno, dzień już dawno wstał czas na działanie! - huknęła prosto w ucho śpiącej pokojówki ściągając ją z łózka. - Wstawaj bo ci amant sprzed nosa nawieje!
-Co? Gdzie?- mruknęła Bella chwytając się za głowę .-Jaki znów amant? Czemu tak głośno?
Służka jakoś nie była skora do wygramolenia się z łóżka.-Ciiiiicho...Ciiiicho... głooowa boleje.
- Ty lepiej wstawaj bo cię obleję! - odrzekła jej na to Vicky biorąc w ręce miskę z zimną wodą.
-Tyrania.- wyjęczała Bella wyłażąc powoli z łóżka i łkając.-Nic a nic... współczucia.
- Trza było nie opijać się winem niczym wodą ze studni, całymi kwartami. Nie dość, że głowa ci teraz pęka toś i leniwa i wstydu narobiłaś obściskując starego Salomona niczym amanta w zalotach. - odrzekła jej na to Vicky ciągnąc równocześnie do drzwi.- Musisz mi pomóc wbić się w ubranie bym golizną kostki panicza nie deprawowała i do waporów nie doprowadziła.
-Jakby zwracał na panienkę uwagę.- burknęła Bella, po czym zesztywniała z przerażenia.-Jak to? Obściskiwała...Salomona?!
- Jak będę paradować w tej koszulinie to zwróci ze strachu iż mi pęknie na... - wymownie machnęła w stronę swojego biustu pomijając pytania służki milczeniem.
-Co z tym Salomonem ?!-zestresowana Bella, jednakże nie zwracała uwagi na kwestię biustu i koszulki nocnej. Przerażona służka miała łzy w oczach.
- Pewnie już do jubilerów się dobija pierścionka zaręczynowego szukając. - odrzekła jej Vicky i wypadła z impetem z pokoju na korytarz, podczas gdy Bella się rozbeczała.
- Bellla jak zaraz nie przyjdziesz mi pomóc to się zgodzę gdy będzie mnie prosił abyś tu została!!! - wydarła się Vicky na całe gardło kierując się w stronę swojego pokoju.
Beczącą Bella weszła do pokoju Victorii. Była blada na twarzy, a poruszała niemrawo idąc gołymi stopkami po podłodze. Pochlipując i wycierając nosek rękawem koszuli mruczała coś o “bezdusznej pani, która torturuje i straszy służki”.
- Pospiesz się pospiesz... - energia rozpierała pannę von Strom tak wielka, że w miejscu na dłużej nie umiała się zatrzymać - ... i nie pij tyle, bo...
-Po co się spieszyć?- rzekła Bella pomiędzy pochlipywaniem.
- By czas nam nie uciekł. I tatkę odnaleźć. - odrzekła jej na to Vicky zatrzymując się na wspomnienie o ojcu.
-Acha...- Bella jakoś nie była przekonana. Ale mimo bolącej głowy pomagała Victorii wcisnąć się w gorset i suknię po matce.
Vicky nie traciła czasu na próżne rozmowy, podziękowała Belli za pomoc przy ubieraniu i jak strzała wypadła z pokoju pędząc schodami na dół.

Prosto w objęcia Salomona. Nie zdołała wyhamować i staranowała starca swoim biustem powalając go na ziemię.
-Co też panienka wyrabia!-zirytował się starzec wstając z podłogi.
- Obijam się z samego rana. Czy lord Stanford już wrócił? - spytała go Vicky pochylając się aby pomóc mu się pozbierać z podłogi.
-Nie. Nie wrócił.- odparł starzec zerkając dyskretnie na przypadkowo prezentowane krągłości panny von Strom.- Śniadanie dopiero jest przygotowywane. Proszę spocząć i zaczekać w salonie.
- A bibliotekę tu jakowąś posiadacie? - spytała go Vicky, otrzepując z zapałem portki służącego i przyglądając się czy jego ubiór zbytnio nie ucierpiał froterując posadzkę w holu.
-Oczywiście. Proszę za mną.- rzekł wystudiowanym tonem głosu kamerdyner i zaprowadził Victorię do biblioteki. Pokój był pełen książek ustawionych na kilkudziesięciu regałach umieszczonych w przeznaczonych do tego szafkach, oraz niewielkiego stolika z lampką do czytania. Salomon poczekał, aż Victoria wejdzie, po czym zamknął za nią drzwi zostawiając ją samą w tym miejscu.
-Czy życzy sobie panna, jakąś konkretną pozycję?- odezwał się z głośniczków głos Maurycego, deus ex machiny tego domostwa.
- Sama się rozejrzę. - zbyła go Vicky podchodząc do półek i przesuwając wzrok po grzbietach ksiąg.Niestety mimo że większa, biblioteczka Stanfordów była o wiele nudniejsza od biblioteki Douglasa. Były tu jedynie książki historyczne i prawnicze, oraz trochę ekonomicznych i matematyczne zagadki. Vicky szła powoli od półki do półki wyciągając po kolei interesujące ją pozycję, by po paru minutach usiąść wygodnie w fotelu. Panna von Strom obłożona książkami zagłębiła się w lekturze, zapominając o bożym świecie.
Z tego zapominania obudził ją głos Maurycego.-Śniadanie już gotowe.
Pozostało więc udać się by spożyć posiłek. Tym razem oprócz nieco zmizerowanej Belli, w śniadaniu uczestniczył także panicz Jefrey. Młodzian ograniczył się jednak do wymiany uprzejmości z panną Vicky, po czym skupił się na posiłku, kawie i porannej prasie.



Vicky skupiła się zaś na rozglądaniu po stole, by napełnić swój talerz i zabrać się z ochotą za jedzenie. Panicz Jefrey był według niej zatwardziałym młodym szowinistą więc zbytnio nawet chęci na rozmowy nie miała, bo o czym tu z takim gaworzyć. Lepiej już zjeść w spokoju i do powrotu lorda Sanforda w bibliotece spędzić miło czas... ale Vicky to Vicky po paru minutach chochlik ją podkusił:
- Coś ciekawego Waść w tej gazecinie wyczytał, czy tylko obrazki podziwiasz?
-Kuba rozpruwacz znów zaatakował. Kolejna kobieta zginęła. Aaaaa tak... parlament został zaatakowany przez terrorystów. Przemoc się szerzy na ulicach.-dobiegło zza gazety, bowiem niczym tarczą szlachcic odseparował się nią od Victorii.
- To niebezpieczne miasto, wczoraj na ulicy przed tą spelunką do której nas zabrałeś, jakiś zbir pobił Katie. Ale ty oczywiście wolałeś się obżerać niż bitej niewinnej dziewczynie na pomoc przyjść. Londyńczycy za nic honoru nie mają, to co się dziwić iż w tym mieście przemoc się szerzy. - odpowiedziała mu Vicky z uwagą studiując tą stronę gazety która była z jej strony. "Czy to może nasze portrety?" zastanawiała się przy tym próbując odnaleźć podobieństwo swoje, Belli lub Katie w tym co prezentowała gazeta.
-Nie powiem kto, zapaskudził mi spodnie drogą potrawą w napadzie histerii. Nie mogłem wszak wyjść z plamą o spodniach. A o napaści... nic mi wiadomo.- odparł z lekką irytacją Jefrey nie wychylając się zza gazety.
- Tak... tak, wszak godność jaśnie pana bardziej się liczy i upaskudzone portki niż obita twarz dziewczyny. - podsumowała go Vicky szturchając pod stołem Bellę i kiwając głową w stronę gazety.
Bella zbyt zajęta jedzeniem, nie zareagowała na poszturchiwania panny von Strom. Natomiast zareagował Jefrey na jej słowa.- Jakoś nie macie panny poobijanych twarzy. No i wasza rzekoma historyjka o pobiciu, kupy się nie trzyma. Zresztą zostawiłyście mnie samego.
- Masz chyba zaburzenia pamięci krótkotrwałej , nawet nie pamiętasz która z nas to Katie. - rzekła prychając lekceważąco Vicky.
-Ach tak. Pamiętam że była wśród was choć jedna miła osóbka.- burknął Jefrey i westchnął.-Prawdziwa dama.
- I właśnie ta dama została pobita, bo zabrałeś nas w jakieś podejrzane miejsce. - odrzekła mu na to Vicku z impetem zabierając mu gazetę i rozkładając ją przed sobą na stole.
-Jeśli została pobita to tylko dlatego, że pewna damulka dostała ataku histerii i uciekła nie czekając na mnie.- odparł lodowatym tonem głosu Jefrey.
- Gdybyś nas tam nie zawiózł to by nam się to nie przytrafiło. Ale jaśnie pan nie chciał nas w domu swym ugościć, a jak już zawiózł gdzieś to do spelunki, w której żaden porządny Brytyjczyk by ani jednego kęsa do ust nie wsadził. Pewnie liczyłeś, że wszystkim trzem nam tam kark skręcą i się kłopotu pozbędziesz zanim tatuś do domu zawita. - odrzekła mu na to Vicky nic sobie nie robiąc z jego tonu i studiując interesujący ją artykuł z uwagą.
-Spelunki? Wypraszam sobie. To był całkiem porządny lokal. Jedna z tych popularnie obecnie restauracji. Najnowszy krzyk mody. Nie moja wina, że pannica nie tylko spódnice, ale i maniery ze wsi przywiozła. - oburzył się młody lord Stanford i zaczął narzekać.-Chciałem pokazać panience trochę światowej kultury i co mnie za to spotkało?! Wyzwiska i pomówienia.
-I zupa na spodniach.-wtrącił usłużnie Salomon.
-I zupa na spodniach! Właśnie.- rzekł obrażonym tonem głosu Jefrey.
- Nooooo cóóóóóż nie ma to jak światowiec z Londynu, nic tyko jedzenie z oczami by zajadał i pilnował by go ktoś z socjety w mokrych portkach nie przydybał. - odrzekła mu na to Vicky zerkając równocześnie ze zdziwieniem na Bellę, która zaczęła pod stołem masować jej łydkę. - Nogi ci się pomyliły. - mruknęła w jej stronę, myśląc, że służka chciała w ten sposób poderwać młodego panicza.

Bella się zaczerwieniła jak burak, i ruchem głowy próbowała dyskretnie zwrócić uwagę swej pani, na to co było za jej plecami.
-Eeeech... proszę to nie dramatyzować.- burknął w odpowiedzi Jefrey i wziął inną gazetę, by się nią odgrodzić od nielubianej arystokratki.
- Zapewne powtórzę twe słowa, gdy tobie ktoś facjatę obiję. - odrzekła mu na to Vicky przyglądając się Belli, która nie dość, że nie przestała atakować jej łydki to jeszcze jakiś tików głowy dostała.
-Ja umiem się zachować, nie to co … prowincjuszki.-odparł cicho Jefrey, a Bella zwiększyła tylko znaczące machanie głowę i znaczące spojrzenia na obszar za plecami panny von Strom. O znaczącym masowaniu łydki arystokratki nie wspominając. Vicky uniosła palec i popukała się w czoło równocześnie pytająco unosząc brwi. "Czyżby z samego rana udało jej się dorwać do jakiejś karafki?", zaczęła się zastanawiać, zachowanie służki coraz bardziej ją niepokoiło.
Zdesperowana Bella wskazała widelczykiem obszar za Victorią, mimo że ściągnęła w ten sposób spojrzenie czujnego Salomona na siebie. Panna vn Strom dała za wygraną, cokolwiek Belli łaziło po głowie, na pewno znajdowało się za jej plecami. Odwróciła głowę i poczuła jak jej buzia otwiera się z wrażenia. Zamknęła oczy i ponownie je otworzyła, to co przed chwilą tam dojrzała nadal tam było... jak nic za oknem w całej swej okazałości prezentował się pojazd Douglasa. "A ten skąd się tu wziął? Śledził nas? A może przeczytał list papcia i stąd wiedział o lordzie Stanfordzie. A może jest w zmowie z tymi co nas cały czas napadają?" pytanie goniło pytanie w głowie Vicky. Ze stoickim spokojem odwróciła się na powrót w stronę Belli i lekceważąco wzruszając ramionami zabrała się za jedzenie śniadania. Zastanawiała się jak zareagować na jego obecność, w sumie kiedy jej był najbardziej potrzebny, szlajał się gdzieś po Londynie. Panna von Strom postanowiła na razie ignorować obecność amerykanina i jego pojazdu. Zjadłszy śniadanie podniosła się mówiąc z ironią w głosie:
- Pozwolicie, że prowincjuszka poogląda sobie dalej obrazki w tak wspaniałym księgozbiorze jakiego zapewne w życiu jeszcze nie oglądała i nie dane jej będzie oglądać. - i ruszyła w kierunku biblioteki, tam bowiem postanowiła poczekać na powrót pana domu.

I nikt jej w tym nie przeszkadzał. Nawet Bella. Choć akurat służka od czasu do czasu zaglądała do biblioteki, by sprawdzić co Vicky robi wśród tego księgozbioru. Młoda szlachcianka jednak nawet tego nie zauważyła pogrążona w lekturze. Uniosła głowę znad książki dopiero w momencie gdy wydawało jej się że jakiś pojazd zajechał przed dom i słyszy głosy przy drzwiach. Odłożyła książkę i wyszła do holu, by zobaczyć kto przyjechał.
Starszy mężczyzna właśnie rozmawiał z deus ex machiną, podkręcając wąsa w zamyśleniu.
Na jego twarzy malowało się zdziwienie, sensacjami o jakich mówił Maurycy. Vicky podeszła do rozmawiających i spytała z nadzieją w głosie:
- Lord Sebastian?
-Tak. A panna tooo kto?- spytał starzec skupiając spojrzenie na dziewczynie, zaś Maurycy powiedział.-Twierdzi, że nazywa się Victoria von Strom.
-Acha. Kto by pomyślał.-zastanowił się lord Sebastian.-To jak się czuje ojciec. Mniemam, że lepiej. Choroba już minęła?
- Nie twierdzi tylko tak się zwie! - obruszyła się Vicky, jednak to co powiedział lord Sebastian zaniepokoiło ją bardziej niż oburzenie na niedowierzającą maszynę. - Jak chorował? Nic nie pisał że chorował, kiedy go Waść widział?
-No, jakże to?- zdziwił się lord Sebastian.-Przecież mój dobry przyjaciel, Wilhelm Edward kuruje się od miesiąca w swej wiejskiej posiadłości. Jakże więc nie możesz o tym wiedzieć, przecież stamtąd przyjeżdżasz, prawda?
- Właśnie, że nie kurował! - wykrzyknęła Vicky ze łzami w oczach po czym dodała - Proszę poczekać! - i odwróciwszy się na pięcie popędziła po schodach do pokoju w którym spędziła noc. Pogrzebała chwilę w swojej torbie i gdy znalazła to co chciała pędem wróciła na dół. Wcisnęła w dłoń lorda Stanforda list od tatki ze słowami:
- Niech Waść sam przeczyta, co mi napisał.
-Dziwne... bardzo dziwne.- mruczał do siebie lord Stanford wędrując wzrokiem po kolejnych literach listu.-To gdzie jest ta pozytywka?
- Pewnie go porwali, ci co całą drogę mnie próbowali złapać. Może go już zabili. Ale czemu?! - próbowała nie panikować Vicky równocześnie podając pozytywkę lordowi Sebastianowi.


- Chodźmy do biblioteki. Maurycy, coś mocnego tam zostaw.- lord Sebastian objął ramieniem dziewczynę i rzekł.- A ty opowiadaj, kto właściwie chciał cię porwać i jak się tu dostałaś.
Dziewczyna poszła wraz ze staruszkiem do biblioteki chlipiąc mu przy tym w mankiet, dopiero teraz czuła jak emocje zaczynają brać nad nią górę. Niepokój o ojca, ciągłe kłody na drodze do Londynu, rozwiana nadzieja, że przyjaciel ojca będzie wiedział, gdzie on jest i jego durny syn ze służącym, co wzięli ją za panienkę lekkich obyczajów i głupią prowincjuszkę. W bibliotece barwnie opowiedziała o próbach zabrania jej pozytywki, o zamachach, o podejrzanych osobnikach, których spotkała po drodze. Opowieść swą zaś zakończyła głośno chlipiąc i mówiąc jak to Jefrey i Salomon nawyzywali ją od panienek lekkich obyczajów i odesłali z kwitkiem, jak zbir pobił Katie oraz jak wróciła tu i łaskawie pozwolono jej przenocować.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline