Zaklęcia nie przyniosły jakiegokolwiek rezultatu. Nawet macki cienia wzmocnione pasmami płynącymi od strony Gerolda, tylko oplotły się wokół kamiennego giganta i rozpadły w nicość. Golem wydawał się być całkowicie odporny na zaklęcia, a brutalna siła Magnusa na nic się nie zdała. Trzeba sobie powiedzieć jasno, jesteśmy udupieni, przemknęło przez głowę szarego maga. Ale przecież nie mogli się poddać. Rękawem otarł krew cieknącą z nosa i podniósł tarczę leżącą u swoich stóp. Popatrzył na nią i z całej siły, niczym dyskiem cisnął puklerzem celując w głowę konstruktu. Nie żeby cokolwiek mu zrobić, ale w geście czystej desperacji. Żeby wyładować złość. Gundulf nie miał pojęcia jak ugryźć szalejący przed nimi problem. Skoro zaklęcia nie działały, a broń była nieskuteczna, to jakim sposobem mieliby pokonać olbrzyma?
Najwidoczniej pozostali wpadli na jakiś pomysł. Wszyscy trzej – Gerold, Alfred i Magnus skoncentrowali się na mieczu strażnika. Gundulfowi nie wydawało się to dobrym pomysłem. Przecież elfi golem i bez miecza zgniecie ich wszystkich niczym karaluchy. Sam nie dysponował żadnym przydatnym w tej sytuacji zaklęciem, więc rozejrzał się wokoło w poszukiwaniu czegoś przydatnego.
Zamiast tego jego wzrok zatrzymał się na stojącym bez ruchu, sparaliżowanym ze strachu profesorem. Niewdzięczniku, to my tu walczymy a ty stoisz jak słup kamienny... Gundulf podbiegł do niego i wymierzył mu solidny policzek.
- Profesorku! Na Sigmara! – wrzasnął łapiąc go za poły kubraka i potrząsając. – Masz w tych swoich papierzyskach napisane co trzeba zrobić żeby zatrzymać tą jebaną statuę? |