Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-12-2011, 17:02   #15
Vivianne
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
- Już jestem! – krzyknęła Amy wchodząc do przestronnego przedpokoju. – Lisa? Jesteś tu?

- Yhmm – dobiegło z jakiegoś odległego krańca apartamentu.

- To pomóż mi z łaski swojej z tymi zakupami zanim wszystko się posypie. Lisa! Ruszaj się jeśli nie chcesz jeść dziś obiadu z podłogi.

- Zapraszasz mnie na obiad i od razu zaprzęgasz do roboty. – W korytarzu pojawiła się młoda, śliczna latynoska z rozbrajającym uśmiechem. – Z Tobą tak zawsze Amy – udała obrażony ton.

- Obiecuję, że tym razem nie będzie żadnej pracy. Ba! Zero gadania o robocie – uśmiechnęła się – tylko bierz ode mnie część tych siat!

Zakupy zostały rozpakowane. Można było zabrać się za gotowanie.

- Co mi dzisiaj zaproponujesz? – zapytała Lisa oparta łokciami o blat chrupiąc pikantne orzeszki.

- Szpinak z…

- Nie cierpię szpinaku!

- W takim razie nigdy nie jadłaś go dobrze przyrządzonego – stwierdziła Amy. - Szpinak, makaron i łosoś. Gwarantuję, że będziesz zadowolona.

- W takim razie zostawiam Cię w twoim kuchennym królestwie a sama jeśli pozwolisz – puściła jej oczko – skorzystam z Twojej wanna bo ja póki co nie dorobiłam się hydromasażu.

- Czuj się jak u siebie – odpowiedziała. Obie kobiety wybuchły szczerym śmiechem. Lisa od dawna miała klucze od mieszkania Amy. Wiedziała, że może korzystać ze wszystkiego. Łączyła je prawdziwa, siostrzana niemal przyjaźń.

- Aaa , Amy – latynoska podała jaj leżącą na blacie żółtą kopertę. – Przyszło dzisiaj rano. Pieczątka pocztowa z Egiptu. Masz tam kogoś? Niebezpieczne ostatnimi czasy miejsce.

- Nie wydaje mi się. Hmm… Idź się kapać, za jakieś 40 minut podaję do stołu.

Zaciekawiona Fox otworzyła kopertę. Nie pamiętała kiedy ostatnio dostała list. Ta forma komunikacji już dawno wyszła z mody. A szkoda.
W kopercie znalazła kartkę pocztową przedstawiającą piramidy na tle pięknego zachodu słońca.
Szybko odwróciła ją na drugą stronę.

Pozdrowienia z kraju faraonów.
Całuję Twój ex.

ps. Równo za 2 tygodnie będę w kraju, więc może spotkasz się ze swoim byłym na niezobowiązującej kawie. Wieczór, miejsce to samo.


Kobieta uśmiechnęła się pod nosem i wróciła do kuchni.
***
- No no, postarałaś się, nie ma co. Nie wiem czy wypada mi w szlafroku siadać do tak podanego obiadu.

- Nie gadaj tyle tylko siadaj zanim nam to wszystko wystygnie.

- Nie trzeba mnie długo namawiać – Lisa wyszczerzyła zęby. – No to smacznego – powiedziała siadając naprzeciw Amy i chwyciła za widelec. Trzeba dodać, że ta dziewczyna była największą gadułą jaką świat nosił. – Mmmm – wydusiła po chwili – to jest pyszne… To danie diametralnie zmienia mój stosunek do tego zielonego paskudztwa, ymm szpinaku – kolejny uśmiech. – A właśnie – mówiła z pełnymi ustami. – Co to był za list? Pozdrowienia z Egiptu?

- Poniekąd – Amy zamyśliła się – chyba dostanę ciekawą propozycję pracy.

- W Egipcie – Lisa zrobiła zdziwioną minę. – Mów!

- Nie wiem, ale raczej nie. Poza tym dziś nie ma gadania o pracy. Pamiętasz?

- Ale Amy!

- Za dwa tygodnie. Wtedy może dowiem się czegoś więcej.


***



- Spokojnie. Mów co wiesz. Dokładnie i spokojnie – powtórzyła jeszcze raz.

Strażniczka nie zdążyła odpowiedzieć. Głośny, nagły trzask sprawił, że obie kobiety zastygły na swoich miejscach. Amy dostrzegła źródło hałasu: dochodził z leżącej na biurku, między koszami kwiatów, dużej krótkofalówki.

- Wygodnie w foteliku, nasz drogi Naczelniku? - rozległ się męski, skądś znajomy Amy głos, zniekształcony nieco przez zakłócenia.
Kim był ten facet?!

Amy podbiegła do biurka i chwyciła krótkofalówkę.
- Co tam się do cholery dzieje? – jej głos był opanowany. Pod chłodnym z pozoru tonem można było odczytać jednak niepokój i zdezorientowanie.

- To Smith! - mocno zbudowana strażnika podeszła szybkim krokiem, wyglądała jakby walczyła z chęcią wyrwania krótkofalówki Amy - Nie mamy czasu! Proszę szybko iść ze mną!
Nazwisko przemknęło przez głowę Fox jak ponaddźwiękowy myśliwiec, pozostawiając za sobą nikły, niewyraźny obraz męskiej twarzy. Nic więcej.

-Masz czym się zabarykadować? – krótkofalówka zatrzeszczała głośno.

Naczelniczka niemal automatycznie rozejrzała się po pomieszczeniu.
- Biurko, szafa, coś by się znalazło - odpowiedziała natychmiast, szukając aprobaty na twarzy postawnej strażniczki. - To najlepsza opcja? - słowa skierowała do krótkofalówki ale jej oczy skupione były na podwładnej.

-Zawołaj do siebie strażników. Tylu, ilu jest w okolicy. Niech wszystko poustawiają przy drzwiach i czekają z wyciągniętą bronią. Pomoc jest w drodze. – ponownie głos mężczyzny.
Amy kiwnęła głową bezkrytycznie i bez zastanowienie przyjmując polecenie.

- Davis - zawołała do strażniczki - na korytarz! Zobacz czy ktoś się w pobliżu nie kręci i zgarnij ludzi – zarządziła.
- Do wszystkich wolnych jednostek. Potrzebna pomoc w biurze naczelnika. Powtarzam potrzeba pomoc - powiedziała i przypięła krótkofalówkę do paska.

Smith, Smith... to nazwisko i głos krążyły jej po głowie nie dając spokoju. Były teraz jednak sprawy ważniejsze od przypominania sobie kim jest ten mężczyzna.
Spojrzała na kwiaty stojące na blacie by po chwili gwałtownym ruchem zrzucić róże z biurka.
- Davis, co z tobą? Sama tych mebli nie poprzesuwam!

Kobieta, poprzednio zmuszona rozkazem do stanięcia w drzwiach, stała wpatrzona, z otwartymi ustami w to, co działo się na korytarzu. Wywołana, jakby przebudziła się ze snu.
- Kurwa mać! - wrzasnęła i trzasnęła drzwiami, a potem doskoczyła do szafy i zaczęła przesuwać ją, nerwowo zgrzytając zębami. - Pomóż mi!

- Co tam się dzieje? - spytała Amy doskakując do szafy.

- Idą...- czerwona z wysiłku kobieta pchała prawie sama ciężką stalową szafę z dokumentami. - Idą po nas...

- Spokojnie - wzięła głęboki oddech - ile ich jest? i gdzie są? I jak do cholery doszło do tego, że wyszły z cel?! - była zdenerwowana.
Co ja tu robię…- przemknęło jej prze myśl.
- Mów - wrzasnęła niemal na spoconą kobietę.

- Co mam kurwa mówić?! - zdenerwowana funkcjonariuszka odpowiedziała atakiem. Najwyraźniej puściły jej nerwy - Że korytarz jest pełen więźniów, którzy rozszarpali już innych i zaraz tu będą?! Żeby nas zabić?! To chcesz usłyszeć?!

- Uspokój się. - powiedziała próbując jak najszybciej przestawić stawiający opór mebel. – Ile to cholerstwo waży – warknęła pod nosem. Za chwilę sięgnęła po krótkofalówkę.
- Do wszystkich jednostek - mówiła Amy oddychając ciężko - potrzeba pomoc w południowym skrzydle przy gabinecie naczelnika. Powtarzam! Potrzeba pomoc.
- Przesuń najpierw biurko, jest zdecydowanie lżejsze - poleciła podwładnej sama tymczasem przekręciła klucz w drzwiach. Jej zdziwienie było ogromne, gdy okazało się, że szafa była już na swoim miejscu. Davis działając jak w amoku dopychała biurko całym ciężarem ciała taranując po drodze kosze róż. Oddychała ciężko raz po raz wyrzucając z siebie jakieś przekleństwa.

Smith... nazwisko i związane z nim dziwne przeczucia ciągle nie dawały Amy spokoju.

Tymczasem opętańcze hałasy za drzwiami były coraz bliżej. Odgłosy nadciągającego tłumu. Huki wystrzałów i przerażające krzyki ludzkiego bólu...
Amy nie wiedząc co dalej robić po raz kolejny sięgnęła po krótkofalówkę, wybrała częstotliwość starając się znaleźć najlepszy możliwie zasięg tak, aby tym razem usłyszała ją jak największa liczba pracowników więzienia.

Jej wzrok zatrzymał się na chwilę na lewym nadgarstku. Przez myśl przeleciało jej, że czegoś tu brakuje.

- Tu naczelnik więzienie Amy Fox – starała się by jej głos był opanowany - powtarzam po raz kolejny. Potrzebuję natychmiastowej pomocy!
Odpowiedział jej tylko trzask.
Davis, sycząc z wysiłku, zdecydowanym parciem właśnie dostawiała do blokującej drzwi szafy kolejny mebel. Płatki róż, z rozsypanych w zamieszaniu kwiatów, były wszędzie. Ich piękny zapach gryzł się z narastającą w pomieszczeniu wonią strachu.

Nagle w krótkofalówce rozległ się pewien głos.
-Pani naczelnik słyszy mnie pani? Mówi strażnik, którego wyznaczono do posprzątania tego cholernego bajzlu.

Amy wyprostowała się, jakby przeszył ją prąd. William? To przecież Will! Przez umysł przebiegło jej niejasne wspomnienie, jak sen, ich oboje siedzących po przeciwległych stronach jakiegoś pełnego przepychu pomieszczenia...Patrzył na nią, a ona na niego, ale nie odzywali się do siebie...Jakby wcale się nie znali... Co on do cholery tu...
-Trzymajcie się, idziemy po was - dodał Eakhardt pośród trzasków. Brzmiał dziwnie, ale to na pewno był on.

W tym momencie, przez okno, z dziedzińca dało się posłyszeć strzał z broni palnej, a daleka wrzawa przybrała na sile. Chwilę później rozległ się jeszcze jeden, cichszy odgłos wystrzału.

Zamieszanie na korytarzu przybrało wręcz monstrualne rozmiary. Odgłosy walki i wystrzałów z broni zza ścian były już wręcz ogłuszające. Nie trzeba było czekać na pierwsze łupnięcie w zamknięte drzwi. Potem były kolejne, coraz bardziej natarczywe. Szafa zatrząsła się. Davis cofnęła się, celując w to miejsce z broni. Nagle, na moment walenie ucichło. Zza drzwi słychać było wściekłe damskie głosy, przypominające odgłos kłótni.

- Will?! - krzyknęła zdezorientowana mocno ściskając w dłoni krótkofalówkę. W drugiej ręce znajdował się już pistolet, który za chwilę miał zostać wycelowany w drzwi.

Potężny, nagły huk o drzwi sprawił, że niemal podskoczyła. Davis zaklęła i przeładowała broń. Coś, tym razem coś ciężkiego, zaczęło walić miarowo raz po raz o barykadę. Rozległ się huk tłuczonego szkła, na którym widniało nazwisko naczelnika. Szafa poruszyła się, przechylając lekko do przodu, ale wróciła na miejsce. Biurko odsunęło się odrobinę.

-Tak Amy. Będę tak szybko jak tylko się da.

- Pięknie kurwa, pięknie - warknęła pod nosem.
Smith, Profesor, róże, starannie wykreślone na bileciku W... wszystko zaczynało układać się w jakąś całość.
Dłonie Amy zacisnęły się kurczowo na broni. Stanęła po prawej stronie drzwi. Czekała.

Tamte atakowały wściekle. Barykada nie mogła wytrzymać długo i nie wytrzymała. Futryny puściły, a pchane meble przesuwały się coraz bardziej. Davis próbowała podeprzeć ciałem blokadę, ale po tamtej stronie siła była zbyt duża. Z wrzaskiem tryumfu napastniczek drzwi rozwarły się na kilkanaście centymetrów. Od razu w wolnej przestrzeni pojawiły się ręce, i nogi więźniów. Tłum z wyciem napierał dalej...

Remington 870 w rękach masywnej strażniczki plunął ogniem. Jedna z “macek” wijących się wściekle w szczelinie, zniknęła, a do okrzyków tłuszczy dołączyło wycie bólu. Jednak to tylko wzmogło desperację tamtych. Drzwi przesunęły się o kolejne centymetry, a szafa zaczynała wychylać się ku środkowi pokoju. Davis rzuciła się niemal na Amy i odsunęła zdezorientowaną naczelnik pod ścianę osłaniając ją własnym ciałem. Później wszystko działo się niewiarygodnie szybko. Szafa przewróciła się w końcu nie wytrzymując naporu rozjuszonego tłumu. Amy przebiegła do przeciwnej strony gabinetu, by mogły atakować z obu stron. Za chwilę do pomieszczenie zaczęły wpadać uzbrojone więźniarki.
 
__________________
"You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one"
Vivianne jest offline