Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-12-2011, 17:19   #16
pawelps100
 
Reputacja: 1 pawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumny
„Jak to się mogło zdarzyć? Przecież to niemożliwe!” myślał Koroniew, wsłuchując się w niezbyt piękny terkot karabinów maszynowych i stłumione odgłosy pocisków, gdy trafiały w ścianę. Ale szybko pozbył się złudzeń. To jednak prawda- znaleźli go. Rosjanin nie sądził, że to kiedykolwiek będzie możliwe. Uciekł na drugi kraniec świata, zmienił tożsamość i podjął się wielu innych kroków, by uciec przed swoją mroczną przeszłością. Ale ona najwyraźniej nie zapomniała o nim, teraz zaś wracała z całą mocą.
Minął ledwie moment, gdy mężczyzna otrząsnął się z szoku. Nie mógł teraz rozpamiętywać tego, co się stało. Teraz liczyło się tylko przetrwanie. Koroniew znał dobrze metody Gławnoje Razwiedywatielnoje Uprawlenije (w skrócie GRU) i wiedział, że jeśli szybko nie wyrwie się z potrzasku, podzieli los opozycjonistów, niewygodnych dziennikarzy i innych osób, które były niewygodne dla Wielkiej Rosji, a które w tajemniczy sposób ginęły nawet na drugim końcu świata.
Obecnie Koroniew niczym się dla rosyjskiego wywiadu nie różnił od wrogów, których należało zlikwidować. Mimo to Rosjanin nie mógł wyjść z podziwu- była to świetnie zorganizowana akcja; wrogowie dopadli go, gdy wieczorem odpoczywał w swoim hotelu w Vancouver. Normalnie mężczyzna mieszkał w Ottawie, a tutaj przyjechał wyłącznie w interesach. Kiedy szykował się do snu, zobaczył laserowy celnik, który właśnie go szukał. I dzięki temu szczęśliwemu przypadkowi jeszcze żył. Teraz zaś stał na korytarzu na trzecim piętrze, powoli oddychając. Jednak Koroniew nie został tam długo. Korzystając z klatek schodowych na zapleczu, powoli zaczął schodzić. W trakcie powolnego schodzenia w dół wyjął swój ulubiony pistolet P-83 i dokręcił do niego tłumik. Ale na razie nie musiał robić użytku z tej broni. Nie zaskoczyło go to. Wróg raczej nie odważy się go zaatakować w środku budynku. Na zewnątrz zaś na pewno czychali snajperzy gotowi do strzału. Przynajmniej od frontu. Dlatego Koroniew przy pomocy obsługi hotelu wyszedł na zaplecze.
Nie spodobał mu się ten widok. Wąskie, ciemne uliczki stanowiły idealne miejsce do zasadzki. Ale Rosjanin wiedział, że nie ma wyboru, więc zdecydowanie, ale ostrożnie zaczął iść naprzód. Przez dwie pierwsze ulice nie napotkał żadnego oporu. Gdy skręcił w uliczkę prowadzącą w lewo, ujrzał trzy osoby uzbrojone w pałki i kastety, a z tyłu nadeszły pozostałe dwie. Koroniew chciał niepotrzebnie marnować amunicję więc schował broń i zaatakował pierwszą trójkę. Celnym kopnięciem w twarz oszołomił jednego napastnika, potem jednym ciosem ręki zaatakował drugiego i usłyszał głośne chrupnięcie- najwyraźniej złamał mu kark. Trzeci otrząsnął się z szoku i zamachnął się pałką, ale cios chybił celu. Natomiast Rosjanin skontrował i najpierw kopnął z rozmachem przeciwnika, a potem wymierzył precyzyjny cios w krtań. Przeciwnik zaczął się dusić, pozostali trzej (najwcześniej zaatakowany wstał) zaś uciekli. To utwierdziło Koroniewa w przekonaniu, że była to tylko grupka facetów szukających rozboju.
Niestety, to zamieszanie było dość głośne i ściągnęło uwagę ścigających. Ledwie po minucie z ulicy, do której trafiłby Rosjanin, gdyby ruszył prosto, wyskoczyło trzech uzbrojonych w pistolety maszynowe napastników. Gdy zobaczyli Koroniewa, od razu zaczęli do niego strzelać. Na szczęście tamten ostatni błyskawicznym unikiem zszedł z linii strzału i zaczął się odstrzeliwać, jednocześnie ciągle uciekając. Niewiadomo jakim cudem bez szwanku dotarł do następnego skrzyżowania uliczek. Tam schował się za rogiem i zasadził się na przeciwników. W wąskiej uliczce po chwilowym skupieniu przeciwnicy byli łatwym celem, dlatego po minucie dwóch z nich leżało martwych w kałuży krwi, a trzeci osunął się na podłogę krwawiąc z lewej nogi. Normalnie w takiej sytuacji Koroniew postarałby przynajmniej chwilę z nim porozmawiać po unieszkodliwieniu, ale teraz musiał się spieszyć. Był to jedyny moment w którym mógł oderwać się od pościgu, ale prawdopodobnie nie potrwałby on zbyt długo- tamci trzej na pewno zdążyli powiadomić resztę. Dlatego po akcji Rosjanin pędem ruszył w jedną z uliczek, potem w kolejną. Tracił już siły, pędząc na ślepo, ale nie znał miasta. Teraz zaś musiał zaryzykować i dotrzeć do głównej ulicy, więc nie oszczędzał się. Kierował się teraz głównie słuchem.
W końcu udało mu się dostać na główną ulicę, ale była pusta, bo ta znajdowała się w dużym oddaleniu od centrum. Co najgorsze, jego wrogowie już na niego czekali. Ledwo zorientował ,co się dzieje, a już poczuł ból w lewej ręce. Najwyraźniej jego byli mocodawcy chcieli go wziąć żywcem, co było dość niezrozumiałe dla Koroniewa po ich wcześniejszym zachowaniu. Ale nie czas było dziękować za niespodziewaną łaskę jego przeciwnika, więc zataczając się pobiegł do zamkniętego biurowca. Miał zamiar wywołać alarm klucząc po budynku, dopóki nie przyjedzie policja, ratując go z opresji. Nie było to najlepsze rozwiązanie, ale inne nie przychodziło mu do głowy. Tam prymitywnie opatrzył ranę, potem zaś przez dziesięć minut krążył po biurach i klatkach schodowych, unikając problemów.
„Dziwne, policja powinna już tu być” pomyślał z niepokojem. Chwilę potem na klatce schodowej w środku napotkała go przykra niespodzianka. Z dołu bowiem nadciągał w czarnym kombinezonie zabójca, który najwyraźniej już zdołał unieszkodliwić zabezpieczenia budynku. Ledwo go dostrzegł, od razu nabrał sił i szybko pokonał dystans dzielący go od Koroniewa- najwyraźniej chciał go pojmać żywcem, w innym wypadku Piotr już by nie żył. Nie tracąc czasu wyjął nóż i zamachnął nim, ale broniący się Rosjanin zrobił unik, jednocześnie wyjmując starą pamiątkę po dziadku, pukko. Wzajemnie się atakowali i robili uniki, ale Koroniew wiedział, że czas działa na jego niekorzyść, więc w akcie desperacji zaatakował ponownie nożem, jednocześnie wymierzając silny kopniak w krocze, gdy wróg się odsłonił. Najwyraźniej zabójca się tego nie spodziewał, bo tylko osunął się na podłogę, zaś Rosjanin szybko skończył jego życie. Potem przeszukał jego ciało i zabrał znalezioną przy nim broń.
Ale wtedy najwyraźniej skończyła się cierpliwość napastników, bowiem uciekający wyjrzał przez okno i zobaczył co najmniej tuzin przeciwników wchodzących od frontu. Najwyraźniej przestali dbać o pozory, chcąc za wszelką cenę dopaść Koroniewa. On z kolei wiedział, że długo już nie będzie w stanie im uciekać, ale mimo to przez jakieś dwadzieścia minut kluczył po budynku, krzyżując szyki adwersarzom i raniąc trzech z nich. Tamci jednak byli świetnie wyszkoleni i po tym czasie wygonili go z budynku, mimo jego zażartego oporu. Na zewnątrz nikt nie strzelał- najwyraźniej strzelcy byli przekonani, że ofiara im nie umknie. W końcu Koroniewowi skończyła się amunicja do swojej broni, a do tej zabranej zabójcy został tylko jeden magazynek. Mężczyzna nie miał żadnej drogi ucieczki , ale nie miał zamiaru dać się pojmać żywcem.
Jednakże w chwili, gdy Rosjanin żegnał się ze światem doczesnym, nagle zza zakrętu wypadła opancerzona furgonetka. Początkowo Koroniew myślał, że to posiłki dla wroga, ale gdy dotarła do niego, zatrzymała się i ze środka wychyliły się dwie osoby, które pokryły ogniem zbliżających się przeciwników, a po długiej serii jeden z nich zawołał po rosyjsku:
-Tarkow, jeśli ci życie miłe, biegnij do nas i to szybko! Nie powstrzymamy ich zbyt długo!
Koroniew wzdrygnął się nieprzyjemnie, słysząc swoje prawdziwe nazwisko, ale śmierć mu zaglądała w oczy, więc nie wybrzydzał. Czym prędzej podbiegł do samochodu, który natychmiast po dotarciu Koroniewa ruszył z piskiem opon. Jego wrogowie najwyraźniej nie spodziewali się takiego zagrania, więc mimo ostrzału samochód zdołał wyrwać się atakującym. Mimo, że Koroniew cieszył się z tego, że żyje, nie mógł się wyzbyć obaw. Kim byli tajemniczy wybawiciele? Dlaczego go uratowali? I jakie mieli zamiary wobec niego? Rosjanin już dawno wyzbył się zaufania wobec ludzi, więc próbował się wypytać jego wybawców o to ,komu zawdzięcza życie, ale usłyszał w odpowiedzi, by siedział cicho, bo wszystkiego dowie, jak dotrą na miejsce. Jednocześnie obaj faceci położyli wymownie ręce na swoich pistoletach maszynowych, dając mu wyraźnie do zrozumienia, by siedział cicho i nie próbował uciekać. Mężczyzna zamilkł, a po chwili przyjrzał im się i stwierdził, że ma do czynienia ze starszymi ludźmi, prawdopodobnie koło sześćdziesiątki, ale spostrzeżenie to nic nie dało oprócz powiększenia mętliku w jego głowie.
Po wyjechaniu z miasta samochód jechał jeszcze przez dwie godziny przez lasy, po czym się zatrzymał. Gdy Koroniew rozejrzał się, stwierdził, że znajduje się koło małej chatki w środku lasu. Nie miał czasu na to, by zobaczyć więcej, bo został bezceremonialnie poprowadzony do budynku, ale i tak niewiele stracił, ponieważ w bladym świetle księżyca nie dało się wiele zobaczyć.
Gdy Koroniew wszedł do środka, przez chwile nie mógł nic zobaczyć, ponieważ został oślepiony przez lampkę stojącą na prostej szafce. Gdy odzyskał wzrok, dostrzegł, że na fotelu wygodnie rozsiadł się starszy człowiek o słusznej posturze z jasnosiwymi włosami. Rosjanin od razu go rozpoznał- nazywał się Siergiej Morozow; parę razy w przeszłości zdarzyło mu się współpracować z Koroniewem. Ale to było dawno temu ,więc Piotr zapytał wprost:
- Co tu się dzieje? W co ze mną pogrywasz? Po co mnie tu sprowadziłeś?- Koroniew myślał, że tamten nadal pracuje dla znienawidzonej przez niego Rosji.
Siergiej roześmiał się przyjaźnie.
-To proste, żeby cię nie zabili -odpowiedział, po czym zwrócił się do pozostałych:
-Rozproszyć się byle szybko. Nie mamy dużo czasu-tamci zaś jedynie zasalutowali, po czym wyszli.
Morozow skrzywił się z niesmakiem.
-Duże zlecenie. Wszedłbyś jako Szósty.
-Chwila, chwila- przerwał mu Koroniew- Mam rozumieć że już nie pracujesz dla Rosji?-ostatnie słowo nasycił nienawiścią.
-Obecnie pracuję już tylko dla siebie... lub świata, jak kto woli, ale w tej chwili zdecydowanie rozmijam się z interesami Rosji.
-A co do roboty, to chyba wiesz, że od dwóch lat nie uczestniczę w akcjach. Mógłbyś mi podać przynajmniej, o kogo chodzi? I co z tego będę miał?
-Wiem, ale wiem też, że mógłbyś być zainteresowany. Cel pozostanie aktualnie niezdradzony, ale wchodzą w grę pieniądze tak duże, iż liczenie mogłoby potrwać dłużej niż myślisz. A przy okazji mógłbyś trochę zaszkodzić temu państwu, które cię zdradziło.
Oczy Koroniewa rozbłysły. Pieniądze, których tak potrzebował, wydawały się być w zasięgu ręki. Jeszcze przez chwilę się wahał. Chyba mógł mu uwierzyć- w końcu Morozow uratował go od pewnej śmierci. Ale zanim się zdecydował, spytał go jeszcze:
-Jakim cudem mnie odnalazłeś?
-Prawdziwe pytanie to: Dlaczego aż tak bardzo się spóźniłem - Morozow uśmiechnął się szeroko.
-Faktycznie, jak coś wiedziałeś, to mogłeś mnie ostrzec, uprzedzić, że GRU mnie zdemaskowało- uśmiechnął się z trudem, po czym spytał:
-Dlaczego tak późno? - Koroniew już właściwie podjął decyzję, ale musiał się upewnić co do słuszności swojego wyboru.
Morozow machnął ręką.
-Można powiedzieć, że lekki błąd w sztuce- podrapał się po policzku pokrytym lekkim zarostem.
Po długiej chwili milczenia Koroniew odezwał się. Wyraźnie skrzywił się, wypowiadając następne słowa- widać było, że przechodziły mu przez gardło z najwyższym trudem.
-Zgoda, dołączę do tej akcji. Zaufam ci, ponieważ chwilowo nie mam wielkiego wyboru, jestem też twoim dłużnikiem. Ale nie próbuj mnie oszukać albo wykiwać, bo jak odkryję coś takiego, to nikt i nic ci nie pomoże!
Siergiej pominął jego słowa milczeniem.
Po chwili agresji Koroniew wyprostował się raptownie, dawna czujność i siła wracała w jego członki.
- Będę teraz potrzebował trochę pieniędzy i środka transportu, by wymknąć się z kraju. Powiedz mi, gdzie odbędzie się pierwsza odprawa? I ile mam czasu, by tam dotrzeć?- po czym dorzucił:
-I mam jeszcze jedną sprawę. Jak widzisz- wskazał na uszkodzoną rękę- jestem ranny. Masz może przy sobie jakąś apteczkę?
Siergiej spojrzał wyraźnie rozbawiony, po czym wskazał zachód.
-Przy pobocznej drodze, na zachód stąd stoi mały Fiat. Dojedź do najbliższej miejscowości i zgłoś się do salonu Forda, poproś kierownika. Przedstaw mu się jako Jurij Aleszkin, znajomy Grigorija Maksymowa. Da ci przechodzonego, lekko brudnego Escorta. Pod futerałem pasażera jest trochę pieniędzy. Wystarczy, żeby dojechać do granicy. Tam będzie czekał Chińczyk prowadzący TIR-a. Przemyci cię przez granicę i po drugiej stronie wyda fałszywy paszport- wyjaśnił, po czym wyjął z kieszeni paczkę chusteczek, którą rzucił Tarkovowi i dodał:
-W maluchu będziesz miał apteczkę.
-No cóż, mój dług wdzięczności coraz bardziej się u ciebie powiększa. Mam rozumieć, że termin odprawy jeszcze nie jest znany? Jak tak ,to kiedy się dowiem?
-Zgadza się, sam jeszcze nie wiem kiedy się odbędzie. Dopiero zbieramy ludzi. Jak tylko będę wiedział, dam ci znać tak, że będziesz wszystko wiedział.
-W takim razie, jak wszystko będzie ustalone ,to zadzwoń pod ten numer- stwierdził Koroniew, podając Morozowowi wizytówkę.
Właściwie już wszystko co najważniejsze zostało powiedziane. Rosjanin zbierał się do wyjścia, ale przy progu drzwi zatrzymał się i powiedział do Siergieja:
-To ja się zbieram, a i ty też nie powinieneś zostać tu długo- na co tamten odparł:
-Lepiej biegnij, oni pracują szybko.
Koroniew posłuchał jego rady i po doprowadzeniu się do stanu względnej używalności ruszył do Stanów, gdzie na jakiś czas zapadł się pod ziemię.

** *

„Co się stało? Jak tutaj trafiłem?” Takie pytania w pierwszej kolejności przechodziły przez głowę Piotra Koroniewa, który ze zdumieniem rozglądał się po niewielkim placu, na którym aktualnie trwała walka. W pierwszej chwili pomyślał, że nadużył alkoholu, jak w czasie udanych zimowych manewrów w okolicach Kazania, ale po chwili zorientował się, że to nie może być to. Tamto wydarzenie miało miejsce dobre dziesięć lat temu, ale to, co wtedy się wydarzyło… cóż, lepiej nie mówić.
Stop. Uspokój się, przestań się zachowywać jak szczeniak- takie radosne rady wędrowały do jego głowy z głębin umysłu. I tak się stało. Wewnętrzna dyscyplina Rosjanina dała o sobie znać, przywracając jego umysł do stanu pełnej czujności.
Po chwili otworzył oczy i jeszcze raz, tylko uważniej, rozejrzał się po okolicy. W międzyczasie jego pamięć odtwarzała przeszłość. „Coś tu się ewidentnie nie zgadza, „ pomyślał Koronew „Przecież miałem być w Wenecji, gdzie miała się odbyć pierwsza odprawa i gdzie wreszcie miałem się dowiedzieć, kto ma być celem nowej akcji. Co ja mówię! Przecież ja tam byłem. Więc jakim cudem tutaj trafiłem?”
Sytuacja zrobiła się jeszcze dziwniejsza, gdy Rosjanin stwierdził, że nie ma przy sobie totemu. Był coraz bardziej pewny, że trafił do snu, ale bez swojego znaku nie mógł potwierdzić tych domysłów.
Podejrzenie przerodziło się w niemal stuprocentową pewność, gdy rozejrzał się po spacerniaku. W gronie obserwujących poznał dwóch członków jego drużyny. Szybko przeniósł spojrzenie na walczące postaci i spostrzegł, że osiłek to także członek jego drużyny. Jego ofiary nie mógł rozpoznać, gdyż został nieźle poturbowany przez napastnika, choć wydawało mu się, że skądś go kojarzy.
Te akademickie rozważania zostały przerwane przez jednego ze współtowarzyszy, który stwierdził że coś trzeba zrobić. Drugi, który nie wyglądał na wzór bohaterstwa, odpowiedział że sobie pójdzie, czym tylko wzbudził politowanie Koroniewa. Wyglądało na to, że jeszcze nie odnalazł się w rzeczywistości snu. „To pewnie żółtodziób”, pomyślał ze zrozumieniem, „Ale i tak moim skromnym zdaniem potraktowano go za ostro. Cóż, początki nigdy nie są łatwe”. Rosjanin sam przypomniał sobie swoją pierwszą wyprawę, która była nieciekawa, ale to była kaszka z mleczkiem w porównaniu z tym, co się dzieje tutaj. Mężczyzna pomyślał, że brakuje tutaj tylko jeszcze buntu i bitwy ze strażnikami. W tej chwili, zupełnie jakby ktoś usłyszał jego myśli, od tego draba, którego nazwiska nie kojarzył, zaczęły się zamieszki. Jeden z trzech bohaterów stwierdził, że zgodnie z zaleceniami klawiszy pójdzie w stronę cel i zrobił to nie czekając na resztę. Koroniew chciał znaleźć gościa, na którego krzyczeli Ruler, ale w całym zamieszaniu go nie dostrzegł. W takim wypadku uznał, że nie powinien oddalać się od tamtej dwójki, która po huknięciu wystrzału najwyraźniej posłusznie podążyła za strażnikami. Na razie miał zamiar opuścić razem z pozostałymi dziedziniec. Poza tym przywoływał z pamięci specyfikację i charakterystyczną sylwetkę karabinu maszynowego AK-74m i magazynki do niego, pełne małokalibrowych w porównaniu do wcześniejszych modeli, nabojów. Ale zanim miałby sobie wyobrazić tą broń, najpierw musiałby wydostać się ze strefy zamieszek, razem z pozostałymi rzecz jasna. Dlatego Koroniew starał się dopędzić Cryera, bo trzeci facet chyba gdzieś zniknął w tłumie. Po dostaniu się do budynku Rosjanin zauważył, że facet, którego gonił, intensywnie przypatruje się strażnikom. Nie wiedział, co ma on zamiar zrobić, ale Koroniew biegł ile sił w płucach, aby go dogonić, jednocześnie wołając do niego:
-Cryer, poczekaj chwilę.
Tamten usłyszał go i obrócił się do niego.
— Słuchaj… eee… myślę, że chyba powinniśmy się stąd, no wiesz… wydostać — szepnął do niego, nachylając się, gdy wchodzili po kolejnych stopniach. — Mam taki, eee… plan. Mogę przebrać się za strażnika, ale… ale… nie tak na widoku. Musiałbyś chyba… no, musiałbyś… odwrócić ich uwagę jakoś. Nie wiem dokładnie jak. Może mógłbyś ich… zaatakować? Wtedy ja, eee, wchodzę i mówię, że muszę cię zabrać do… tej, no… izolatki. Albo coś takiego.
Rosjanin nie lubił ryzykować, więc mimowolnie się skrzywił. Cryer to dostrzegł i powiedział:
— Słuchaj , może jakbyś zaatakował tego… eee… tego na górze, to ja tutaj bym wtedy się przebrał. Oczywiście… to tylko jeśli chcesz. Jeśli nie chcesz, to… eee… nie wiem. Pójdziemy dalej.
Koroniew przedstawił mu własny plan, ale spojrzał na towarzysza ze zwątpieniem. Nie , on nie nadaje się do walki. Co oznaczało, że Rosjanin zostanie wystawiony na atak obydwóch strażników. Ponieważ nie było czasu na dogrywanie szczegółów, postanowił, że najpierw wyeliminuje strażnika na górze, a potem ruszy na tego na dole. Ale walka nie była najważniejsza- chodziło o to , by dać czas Cryerowi. Ruszając w stronę strażnika na górze, Koroniew miał nadzieję, że tamten nie zawiedzie i że uwinie się wystarczająco szybko, by strażnicy go nie sklepali zbyt mocno, gdyby okazali się za silni.
 
pawelps100 jest offline