DZIEŃ PRZED - Chyba cię zgięło! – mówił Osztan. – Spadaj na palmę, kokosie! Jak mam z tobą team robić, jak jesteś napruty jak szpadel, a jutro będziesz się nadawał do zawodów jak ja do NBA? Z resztą, jestem hobbickim rasistą i nie zamierzam trzymać sztamy z nikim, z kim nie mogę razem ponarzekać na wysokość pisuarów. A tera weź, bierz tego szampana – znaj łaskę pana – i zjeżdżaj, mam tu trochę łusek do obmacania.
Oczywiście niziołek użył nieco bardziej dyplomatycznych zwrotów, ale sens wypowiedzi pozostał ten sam. - A taki hak ci w smak, zapluty karle! – odparł Ton – Obyś się w brodziku utopił! A flachę wezmę, w końcu dzieciom nie wolno… No już, wracaj do filetowania ryby własnym pyrdkiem!
Rzecz jasna, Ton również wykazał się ogładą i powyższy komunikat ubrał w słowa „Rozumiem, mój hobbicki kolego. W takim razie podziękuję za ten zacny trunek i oddalę się, byś mógł w spokoju oddawać się miłemu towarzystwu.”
Po czym młody akrobata, przytuliwszy otrzymaną butelkę szampana, na powrót wczołgał się pod wannę i zasnął. DZIEŃ PO - Napad, złodziej!!! – w Kiti odezwał się instynkt psa stróżującego. – Łapać złodzieja!!! Stój dziadu!!!
Ton obudził się (waląc głową w wannę) i z przerażeniem stwierdził się, że nie może znaleźć swojej butelki. Mimo zamroczenia snem i alkoholem (oraz uderzeniem), pośpiesznie wypełzł spod wanny. - Zajumali mi eliksir szczęścia! Nie darrrruję!!!
I pobiegł. Jednak, zamiast gonić po śladach złodzieja, postanowił odciąć mu drogę. Przebiegł przez pokój i wyszedł oknem…
.
.
.
I co z tego, że byli na piętrze? Przecież był akrobatą!
__________________ Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań. |