Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-12-2011, 16:59   #66
baltazar
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany


Karczma na przystani, perspektywa piwa i nieprzypalonego posiłku kusiły tak bardzo, że nawet zakazana gęba łowcy nagród nie odstraszyła krasnoluda od zejścia na suchy ląd. Co już samo w sobie było czymś, za co warto było zaryzykować zdrowie. Wprawdzie z Norski, ale był krasnoludem i bez wszelakich statków, barek, łodzi czy promów spokojnie by mógł się obejść. W karczmie jak to w karczmie… picie, jadło i gwar, tylko bez pełnego relaksu. Tak jakby przeciwnik miał wyskoczyć z kufla pienistego. Dlatego Płomienny Łeb najadł się napił i właściwie mógł wracać. Oczywiście nie zapomniał o kompanach, dlatego wziął jakiegoś trunku na wynos.

Wprawdzie nie spodziewał się jakiegoś szturmu barki, ale o hulance nie było mowy. Ba, towarzystwo postanowiło wystawić warty. Mało, co aby zaczęli obmyślać jakąś zasadzkę na nieproszonych gości… koniec końców skończyło się na wzmożonej czujności i udzieleniu się krasnoludowi nastroju paranoi. Jak co dzień wyłożył się na koi z rzeczami przygotowanymi do nagłej ewakuacji… w końcu w każdej chwili to cholerstwo mogło iść na dno i grunt żeby nie z całym jego dobytkiem. Na podorędziu miał broń, spał w skórzanym kaftanie… koszulki kolczej na łajbie nie nosił. Kiedy rozległy się krzyki z początku nie skminił, że ich atakują. Myślał, że to jego pora na wartę. Dlatego jako jeden z ostatnich wybiegł na pokład i to, kiedy zabawa trwała już w najlepsze. Dobytek szybko wylądował na deskach, a jego miejsce zajęła tarcza i z mieczem ruszył na spotkanie wroga. Ten, który miał to nieszczęście stanąć mu na drodze wyglądał jakby nie do końca był zdecydowany czy wchodzić czy wychodzić… Dlatego ponad sto kilo krasnoluda zdeterminowane płonącą nadbudówką pomogło mu zejść z barki. Nieporadny atak, a następnie jeszcze mniej nieporadna obrona nie mogła się kończyć inaczej jak lądowaniem w wodzie. I dobrze, jednego mniej.

Coś przecięło powietrze i odnalazło swój cel na barce. Ten cel jęknął boleśnie ustami Sparrena, a następnie głucho upadło na pokład. – Jeszcze jeden wskakuje, uważajcie. Rozdarł się i właściwie w tym samym momencie zajął miejsce młodego przewoźnika. Szczęściem był dwa kroki od niego, bo tak to mogłoby się kiepsko skończyć. Bez impetu i z przeciwnikiem z dala od burty nie mógł powtórzyć poprzedniego numeru. Żelazo świsnęło, z trzaskiem spotkało się z drugim i po krótkiej wymianie uprzejmości gladiatorowi udało się rozjechać tamtemu bark i delikatnie zakosztować sztychu tamtego… jednak ledwo to odczuł, widać jakaś słabinka to była. A potem przeciwnik dał dyla. Kolejny plusk wody wskazywał na to, że na ich szczęście Kuftsos nie miał funduszy na rzetelnych siepaczy. Krasnolud rozglądnął się w sytuacji. Łowca leżał, tak samo jak Konrad. Erich się pluskał z krzykiem w rzece, a Imrak i Detrich mieli się dobrze – w końcu jak doświadczenie to doświadczenie.

- Przypilnuj go i sprawdź czy nie ma jakich pism!
– Wrzasnął do ochroniarza sam skacząc do burty z liną próbując rzucić ją wozakowi. – Pożar! Pożar! Ludzieeeeee pali się!!!! Darł się wniebogłosy tak jakby ktoś jeszcze nie wiedział, jaka tragedia ich spotkała. Dzięki bogom trzecia próba okazała się skuteczna i Erichowi udało się uczepić liny. Płonący Łeb zaparł się i począł wciągać tego szczura na barkę! Swoją drogą to dość kiepsko wychodziły ucieczki temu szczerbatemu. Pomógł mu się wgramolić przez balustradę, a następnie zajął się pożarem…
 
baltazar jest offline