Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-12-2011, 18:45   #61
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
– No to siedźcie, chłopaki. Ja tam chętnie... – Westchnął, jakby owa ochota przyszła mu nie bez oporów i przygładził włosy na skroniach. – Wychylę kufel miejscowego. Płomienny?

Przez trzy dni jakoś nie nadarzyła się okazja, żeby porządnie obgadać sprawy. Wydawało się, że do Bogenhafen jeszcze kawał drogi, aż nadto czasu, żeby coś ustalić. Niepoprawni optymiści mogli spokojnie uznać, że kłopoty zostały w grubych murach Altdorfu. Nawet Spieler nie spodziewał się, że przypomną o sobie tak szybko. Bez zbędnej ekscytacji narzucił na grzbiet kurtkę, obciążył pętlę na barku mieszkiem z drobnicą, a kieszenie mosiądzem i tak wyszykowany, zaskoczył na skrzypiące deski pomostu.

– Choć i tak, zdaje się, uraczą nas tu dziadostwem z importu. Siekiery pod ręką.
 
Betterman jest offline  
Stary 01-12-2011, 19:43   #62
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
No i zostawili Aldorf daleko w tyle za swoimi owłosionymi zadami. I dobrze, jak dla Gomrunda była tam o jeden raz za dużo. O ten pierwszy! Wprawdzie na koniec dnia nie bilans strat nie był aż taki kiepski. Wprawdzie ciągnął się za nimi smród dwóch trupów… i jakiś ogon. Najgorsze jednak było to, że tak do końca nie wiadomo było o co w tym wszystkim chodziło. Spadek spadkiem, ale coś za duży bajzel się narobił po pojawieniu się Ericha w mieście… czy tam Kastora… czy gnijący gobos raczył wiedzieć kogo tam ci wszyscy uważali, że się zjawił. Trzy dni minęły i to wbrew pozorom nie były dla krasnoluda dni spędzone na zwracaniu posiłków. Wręcz przeciwnie w czasie tego spływu wypoczął jak dawno… Po przeprawie przez Morze Szponów to na tej łajbie praktycznie nie odczuwał bujania. Bardziej doskwierał mu obity ryj… opuchlizna już praktycznie zeszła pozostała już tylko purpurowo zielonkawa barwa. Kolejna pamiątka.

To co mu najbardziej to, to że barka była za mała i za mało na niej było alkoholu. Dlatego propozycja Spielera była taka kusząca… fakt, że wyglądało na to że są nieomal na równi dyplomatyczni i kiedy zaczynają załatwiać jakieś sprawy, coś wyjaśniać czy rozpytywać to pewnikiem będzie burda, trup albo przynajmniej lekkie lanie. A jeżeli w karczmie jest już Kutafos to pewnie i okazja do „rozmowy” się znajdzie…

- A jakże. Chodźmy… napijemy się, a i może pogawędzimy z tym brzydalem. A nuż chłopina posłucha dobrej rady i się łaskawie odpierdoli albo przynajmniej powie w czym rzecz. Zabrał listy znalezione przy Kastorze i kilka niezbędnych gratów jak miecz, kastety czy brzdęki. Sam był ciekaw co najbliższe kwadranse im przyniosą.

W nastroju do bitki nie był, ale też nie sądził by spokojnie wysłuchał tego łowcy jak zacznie gadkę jak poprzedni od „ćwoki”. Cóż, pożyjemy zobaczymy.

- A wy chłopaki jakieś miejscowe szczyny chcecie bo niedługo wyschnięci będziecie jak wióry w tartaku?
 
baltazar jest offline  
Stary 05-12-2011, 21:08   #63
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Tym razem tylko Dietrich oraz Gomrund zdecydowali się na skorzystanie z przyjemności, jakie oferuje karczma. Pozostała trójka, wraz z Josephem, pozostała na barce, zaspokajając się podgrzewanym na piecyku jadłem. Przewoźnik miał na dodatek zakamuflowaną baryłeczkę z piwem, niewielką, ale całkowicie wystarczającą na w miarę przyjemne spędzenie raczej chłodnego wieczoru. Zimnego nawet, gdy zawiała bryza od strony rzeki. Wiatr mógł się tu już nieco rozpędzić i korzystał z tego, kołysząc delikatnie zacumowanymi łodziami i barkami.
Ci, którzy zdecydowali się jednak na gospodę, za srebro mogli mieć gorący kominek, tłusty gulasz i gęstą kaszę, obficie zakrapianą jakimś tutejszym trunkiem, który to z kolei już przedniej jakości nie był. Gospoda "Czarne Złoto", w której się znaleźli, nie różniła się w zasadzie od innych tego typu przybytków, przystosowana do przewoźników, marynarzy i kupców, którzy odwiedzali ją tak samo tłumnie, jak większość tutejszych przybytków. Weissbruck w końcu nimi żył.
Niestety miało to też swoje wady. Było głośno, zwłaszcza wraz z mijaniem wieczora, który przechodził w noc, jak i tłoczno. Kuftsosa nigdzie nie było widać, chociaż zagadany karczmarz, po tym jak już założyli zamówienie u jednej z uwijających się wszędzie kelnerek, stwierdził, że faktycznie takiego widział. Ale tylko przez chwilę, bo szybko wyszedł drugimi drzwiami. I nie, nie miał pojęcia kto zacz, tyle, że na pewno obcy.
I to było wszystko czego się tu dowiedzieli. A także wszystko, co się wydarzyło. Nawet porządnej bójki tego wieczora nie było, a co bardziej zdyscyplinowani zaczęli się zwijać zanim noc zaczęła się porządnie. Następnego dnia mieli ciężką pracę i tylko część zebranych zdawała się o tym zapominać. Zrobiło się ciszej, nawet grajek przestał brzdąkać i nie było sensu zostawać dłużej w tej drętwej atmosferze. Noc otulała przystań całkiem dokładnie, gdy wracali na barkę.
Łowca nie pojawił się, co nie znaczyło, że nie mieli zachować ostrożności. Po losowaniu wart, wszyscy prócz pierwszego, wypadło na Spielera, udali się na spoczynek.

...noc zdawała się cicha i spokojna, a barka kołysała się tak łagodnie...

Atak nastąpił w środku nocy, gdy wartę pełnił akurat Imrak. Na wpół przysypiając, siedział na barkę, wpatrując się w puste nabrzeże. Świst bełtu, który obudził go natychmiast, ostrzegł go zdecydowanie zbyt późno. Dobrze ukryty strzelec musiał wypuścić pocisk z daleka, ale i tak trafił w prawy bark krasnoluda. Bełt przebił zbroję i zagłębił się w ciało, wywołując przy okazji ryk bólu i wściekłości. Daleko się nie wbił, bo wyłączyłby Druzda z walki na dobre. Ten jednakże tylko zatoczył się lekko, podnosząc się na nogi. Ból był paskudny, gdy poruszał prawą ręką, ale i tak zdołał unieść swoją kuszę i wystrzelić w stronę trzech nacierających na barkę ludzi. Bełt śmignął i zniknął w ciemnościach, nie czyniąc nikomu krzywdy.
- Atakują!
Pewnie obyłoby się nawet bez tego, jego wrzask i tak obudził już wszystkich na barce Josepha, a przy okazji także pewnie na sąsiednich. Zanim się jednak pozbierali i wybiegli, pospiesznie wciskając na nogi buty, trzech napastników było już przy barce. Każdy z nich trzymał w ręku pochodnię a także małe gliniane naczynie, z którego wystawała spora szmata. Cisnęli tym w przybudówkę na barce, celując prosto w okienka. Jedno z naczyń rozbiło się na pokładzie, drugie roztrzaskało o burtę tuż pod przybudówką, a trzecie trafiło, wlatując do środka. Za nimi natychmiast pofrunęły pochodnie i z tej bliskiej odległości, nawet pomijając tę jedną, co wpadła do wody, nie mogły nie trafić. Pokład i wnętrze barki stanęły w płomieniach, a nasączone szmaty zaczęły na dodatek kopcić paskudnie, wypełniając powietrze gryzącym, ciężkim dymem.

Imrak nie zdążył naładować kuszy, znacznie spowolniony bełtem, który sterczał z ciała i nijak nie było go teraz wyjąć. Ogień zapłonął tuż przy nim, ale niewiele mógł także zrobić, aby go ugasić, gdy chwilę później bronił się przed atakami wysokiego chudzielca o twarzy pooranej głębokimi bliznami po ospie. Okładał go długim mieczem niezbyt wprawnie, ale za to szybko, a i jego zasięg ramion i ostrza był o wiele większy. Dwaj pozostali napastnicy także wskoczyli na barkę. Byli zdecydowanie bardziej przysadziści od pierwszego, obaj mocno zarośnięci Także byli uzbrojeni w miecze i odziani w grube skórzane kurty, ale szczęśliwie dla zaatakowanych, nie zdążyli zatarasować wyjścia z wnętrza barki. Sparren i Spieler wypadli już na zewnątrz i bez zastanawiania rzucili na wrogów. Nie należeli do wybitnych szermierzy, ale dwa wściekłe niedźwiedzie, które się z nimi starły, także do takich nie należały. Za to nadrabiali siłą i brutalnością, starając się to zakończyć jak najszybciej. Kuftsosa nie było nigdzie widać, niewątpliwie musiał korzystać z okazji, aby znów naładować swoją kuszę i porządnie wycelować.
Joseph rzucił się gasić ogień w środku barki, która już wypełniła się dymem. Kasłał i dławił się, ale rzucał koce na oliwę, czyniąc postępy w poskramianiu ognia, przynajmniej w tym jednym miejscu. Płomienie na pokładzie także rozrastały się, a Erich i Gormund wypadli na zewnątrz ostatni, nie licząc przewoźnika, i zdali sobie sprawę, że są otoczeni z jednej strony przez ogień, a z drugiej przez walczących, którzy szamotali się na niezbyt dużej przecież barce. Ktoś strzelający w ten motłoch nie mógłby spudłować, chociaż na pewno nie miał także pewności, czy nie trafi któregoś ze swoich.
Tylko czy Adolpus Kuftsos o to dbał?
 
Sekal jest offline  
Stary 10-12-2011, 14:48   #64
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Imrak toczył ciężki bój z przeciwnikiem. Z bełtem wystającym z ramienia, znacznie niższy od przeciwnika miał problemy z dosięgnięciem go. Nie w smak była mu ta sytuacja. Wychodził zwycięsko z potyczek w orkami i trollami a tu trzech szubrawców prawie go zabiło. Do tego pożar za plecami. Żeby jeszcze towarzysze zachowywali się chociaż trochę przewidywalnie. Erich zatrudnił się przy gaszeniu pożaru, ale chwilę później już uciekał.
Rozstrzygnięcia dalej nie było, w dodatku ukrywający się do tej pory kusznik-Kuftsos uzbrojony w miecz wskoczył na barkę.
Westchnął, pora przejść do kontrnatarcia- przeszło mu przez myśl. Rzucił się na przeciwnika. Szaleńczy atak skutkował obustronnym trafieniem. Imrak trafił w nogę chudzielca, przeciwnik drasnął go w czoło. Gomrund po wrzuceniu jednego z napastników do rzeki zajął się następnym przeciwnikiem.
Tego widać było już dla napastników zbyt wiele i rzucili się do ucieczki skacząc na pomoc. Chudzielcowi ranionemu przez Imraka w nogę to się nie udało i wpadł do rzeki.
 
Ulli jest offline  
Stary 11-12-2011, 14:42   #65
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Czy ktokolwiek lubił, by go wyrywano ze snu? Konrad do nich nigdy nie należał, ale życie na rzece nauczyło go, jak reagować w takiej sytuacji. Tyle tylko, że tym razem nie chodziło o zderzenie z inną barką czy o tratwy na kursie. O tym dobitnie świadczył wrzask Imraka. Dlatego też Konrad wybiegł na pokład z tarczą i mieczem, które trzymał przy sobie podczas dość niespokojnej drzemki.
Wnet się okazało, że pomysł nie był najgorszy - z gołymi rękami kiepsko się walczy z uzbrojonym przeciwnikiem. Niestety pierwszy cios Konrada został sparowany, a przeciwnik Sparrena nie zamierzał poprzestać na obronie. Zaatakował, może nieco niewprawnie. W każdym razie tak się zdawało Konradowi, który przyjął cios na tarczę. W każdym razie tak mu się zdawało do chwili, gdy gwałtowny ból w boku posłał go na kolana.
Jak? Oszołomiona myśl kołatała w głowie rannego, który nie potrafił pojąć, jakim cudem tamten go trafił. Dopiero po sekundzie zrozumiał, że to nie ostrze miecza, tylko bełt... Na szczęście przeciwnik nie mógł wykorzystać chwili bezradności Konrada, z pewnym trudem odpierając ataki nacierającego nań Gomrunda.
Świadomość tego, że dokoła toczy się walka, na tyle zmobilizowała Konrada, że ten, mimo bólu w boku, wstał z pokładu usiłując się włączyć do walki. Planował co prawda wspomóc Gomruna, lecz zanim zdążył cokolwiek zrobić przeciwnik krasnoluda uciekł z barki.
Jednak to nie był koniec problemów. W przymrużone od bólu oczy Konrada wpadła jeszcze jedna postać. Cholerny łowca nagród, źródło wszystkich ich kłopotów i problemów.
Krok rannego przewoźnika nie był zbyt pewny, podobnie jak drugi, ale zadany cios... Zapewne jego przeciwnik nie spodziewał się ataku z tej strony, bo inaczej bez problemów sparowałby uderzenie.
I atakujący, i ofiara znaleźli się na pokładzie. Wymiotujący z bólu Konrad myślał tylko o jednym - że Joseph go zdrowo opieprzy i każe wyszorować cały pokład. Tak jak wówczas, gdy nieco nadużyli piwa. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że to całkiem inna noc.
- Zabijcie gnoja - wymruczał przez zaciśnięte zęby. - Łeb mu utnijcie i do wody z nim, niech karmi rybki.
Przez moment leżał cicho, bez ruchu. Szczególnie to drugie było łatwiejsze.
- Joseph... - powiedział po chwili. - Jest w tej dziurze jakiś medyk? Cholernie mnie dziabnął, sukinsyn. Tylko sam nie wyciągaj tego bełtu...
Syknął z bólu.
 
Kerm jest offline  
Stary 11-12-2011, 16:59   #66
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany


Karczma na przystani, perspektywa piwa i nieprzypalonego posiłku kusiły tak bardzo, że nawet zakazana gęba łowcy nagród nie odstraszyła krasnoluda od zejścia na suchy ląd. Co już samo w sobie było czymś, za co warto było zaryzykować zdrowie. Wprawdzie z Norski, ale był krasnoludem i bez wszelakich statków, barek, łodzi czy promów spokojnie by mógł się obejść. W karczmie jak to w karczmie… picie, jadło i gwar, tylko bez pełnego relaksu. Tak jakby przeciwnik miał wyskoczyć z kufla pienistego. Dlatego Płomienny Łeb najadł się napił i właściwie mógł wracać. Oczywiście nie zapomniał o kompanach, dlatego wziął jakiegoś trunku na wynos.

Wprawdzie nie spodziewał się jakiegoś szturmu barki, ale o hulance nie było mowy. Ba, towarzystwo postanowiło wystawić warty. Mało, co aby zaczęli obmyślać jakąś zasadzkę na nieproszonych gości… koniec końców skończyło się na wzmożonej czujności i udzieleniu się krasnoludowi nastroju paranoi. Jak co dzień wyłożył się na koi z rzeczami przygotowanymi do nagłej ewakuacji… w końcu w każdej chwili to cholerstwo mogło iść na dno i grunt żeby nie z całym jego dobytkiem. Na podorędziu miał broń, spał w skórzanym kaftanie… koszulki kolczej na łajbie nie nosił. Kiedy rozległy się krzyki z początku nie skminił, że ich atakują. Myślał, że to jego pora na wartę. Dlatego jako jeden z ostatnich wybiegł na pokład i to, kiedy zabawa trwała już w najlepsze. Dobytek szybko wylądował na deskach, a jego miejsce zajęła tarcza i z mieczem ruszył na spotkanie wroga. Ten, który miał to nieszczęście stanąć mu na drodze wyglądał jakby nie do końca był zdecydowany czy wchodzić czy wychodzić… Dlatego ponad sto kilo krasnoluda zdeterminowane płonącą nadbudówką pomogło mu zejść z barki. Nieporadny atak, a następnie jeszcze mniej nieporadna obrona nie mogła się kończyć inaczej jak lądowaniem w wodzie. I dobrze, jednego mniej.

Coś przecięło powietrze i odnalazło swój cel na barce. Ten cel jęknął boleśnie ustami Sparrena, a następnie głucho upadło na pokład. – Jeszcze jeden wskakuje, uważajcie. Rozdarł się i właściwie w tym samym momencie zajął miejsce młodego przewoźnika. Szczęściem był dwa kroki od niego, bo tak to mogłoby się kiepsko skończyć. Bez impetu i z przeciwnikiem z dala od burty nie mógł powtórzyć poprzedniego numeru. Żelazo świsnęło, z trzaskiem spotkało się z drugim i po krótkiej wymianie uprzejmości gladiatorowi udało się rozjechać tamtemu bark i delikatnie zakosztować sztychu tamtego… jednak ledwo to odczuł, widać jakaś słabinka to była. A potem przeciwnik dał dyla. Kolejny plusk wody wskazywał na to, że na ich szczęście Kuftsos nie miał funduszy na rzetelnych siepaczy. Krasnolud rozglądnął się w sytuacji. Łowca leżał, tak samo jak Konrad. Erich się pluskał z krzykiem w rzece, a Imrak i Detrich mieli się dobrze – w końcu jak doświadczenie to doświadczenie.

- Przypilnuj go i sprawdź czy nie ma jakich pism!
– Wrzasnął do ochroniarza sam skacząc do burty z liną próbując rzucić ją wozakowi. – Pożar! Pożar! Ludzieeeeee pali się!!!! Darł się wniebogłosy tak jakby ktoś jeszcze nie wiedział, jaka tragedia ich spotkała. Dzięki bogom trzecia próba okazała się skuteczna i Erichowi udało się uczepić liny. Płonący Łeb zaparł się i począł wciągać tego szczura na barkę! Swoją drogą to dość kiepsko wychodziły ucieczki temu szczerbatemu. Pomógł mu się wgramolić przez balustradę, a następnie zajął się pożarem…
 
baltazar jest offline  
Stary 12-12-2011, 08:59   #67
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Silne przekonanie, że ta menda Kuftsos coś szykuje nie pozwalało Erichowi zasnąć. Przysypiał jeno niczym zając pod miedzą wyczulony na najmniejszy hałas. Spał w ubraniu zezuwszy jedynie buty. Nic zatem dziwnego, że na krzyk krasnoluda obudził się natychmiast i szarpiąc się z cholewami wybiegł na zewnątrz. W samą porę. Ich barka płonęła. Kuftsos przy pomocy kilku żuli nawrzucał na pokład jakiegoś płonącego gówna. Pewnie oliwy. Erich nie miał broni, a w pobliżu leżał jakiś bosak, tyleż poręczny w obronie co rycerska kopia. Przynajmniej w niewprawnych rękach Oldenbacha. Wprawdzie łajdacy zdążyli już wskoczyć na pokład, ale na szczęście towarzysze Ericha zajęli się nimi. Nie zagrożony bezpośrednio chwycił za jakąś szmatę i starał się zdusić ogień przy nadbudówce. Nawet osiągnął w tej dziedzinie niewielki sukces, gdy wtem na barkę wskoczył nie kto inny jak sam Kuftsos. Tym razem nie był taki miły, jak ostatnio. Spojrzał na Ericha tak jakoś dziko i ruszył w jego stronę, bynajmniej nie po to by się przywitać.
Co miał zrobić nieuzbrojony Oldenbach? Erich stanął na baczność , sparaliżowany strachem, z przerażeniem patrzył na zbliżającego się zabójcę. Jeszcze nigdy śmierć nie była tak blisko niego. I wtedy nagle się ocknął. Zareagował instynktownie cisnął trzymaną w rękach szmatą prosto w głowę napastnika i nie czekając na rezultat uciekł na drugą stronę nadbudówki po drodze rozglądając się gorączkowo za czymś pływającym. Na pokładzie leżała częściowo płonąca baryłka. Nie zastanawiając się długo Erich chwycił ją i skoczył za burtę mając nadzieję, że prześladowca nie podąży za nim.
Zimna woda na kilka chwil zakryła go całego brutalnie wyziębiając rozgrzane ciało. Jednak kurczowo trzymający się baryłki Erich po chwili wypłynął na powierzchnię. Zimno otrzeźwiło go przypominając z całą bezwzględnością, iż choć uciekł Kuftsosowi, to wszak był w wodzie, a przecież nie umiał pływać. Tkwił tak zanurzony nie mając odwagi podpłynąć bliżej wszak Kuftsos miał kuszę. Gdyby poradził sobie z jego kompanami, mógł go zastrzelić bez problemu. Erich nie widział dokładnie tego co się działo na pokładzie, lecz zdało mu się, że napastnicy zostali odparci. Uzyskał pewność. Gdy Gomrund rzucił mu linę. Z trudem i pomocą krasnoluda wgramolił się z powrotem na pokład. Przemoczony i szczękający zębami. Pierwsze co zobaczył to leżący we krwi Kuftsos.
- Çço z nim? – spytał drżąc z zimna.
Drań się nie ruszał, tylko rzęził. Widać mocno oberwał.
Erich splunął w jego stronę trafiając na buty swego niedoszłego mordercy.
- Şkurwiel. – rzucił zimno podchodząc do mężczyzny.
- Muszę mieć jakąś broń. – rzucił do kompanów na usprawiedliwienie i zaczął przeszukiwać Kuftsosa.
Gdy zaspokoił swoją potrzebę uzbrojenia wrócił do szmaty i gaszenia pożaru, jakby nigdy nic. Ruch pozwolił mu się ogrzać.
Ta świnia Kuftsos już go nie interesowała. Mógł bydlak zdechnąć. Erich gasił pożar z zimną determinacją.
 

Ostatnio edytowane przez Tom Atos : 13-12-2011 o 12:08. Powód: Bo wszystkie krasnoludy są do siebie podobne.
Tom Atos jest offline  
Stary 12-12-2011, 16:38   #68
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
W nagłym zderzeniu ostrza splątały się zupełnie bezużytecznie, ale Spieler nie na darmo lata całe kształcił się wieczorowo w przemieszczaniu ludzi wbrew ich woli. Między zgrzytem żelastwa a zgodnym stęknięciem potrafił znaleźć jeszcze pewne oparcie dla garści i przedramienia na kapocie agresywnego miśka.
Co prawda gwałtowny wyrzut ramion nie wyekspediował go bezpośrednio za burtę, jednak wygospodarował aż nadto miejsca dla rozochoconego Ghartssona, który sprawnie przyjął podanie i pewnie wykończył akcję, a także wolną chwilę, potrzebną Spielerowi na smagnięcie żelazem warkocza cumy. Pożar w całej przystani nie był rzecz jasna tym, na co Weissbruck miałoby szczególną ochotę, ale on troszczył się teraz przede wszystkim o swoją awersję do wylatujących z ciemności bełtów.
Miecz - z gatunku tych krótkich, brzydkich, co to bardziej przypominają sklepaną po bokach i zaostrzoną na końcu sztabę niż przyzwoity oręż - ugrzązł oczywiście w utwardzanych cierpliwością czasu i wilgoci splotach, niewielką robiąc im krzywdę, inspirując za to Spielera do odkurzenia nieskromnego zbioru bluźnierstw. Nie zdążył się zresztą w tej chlubnej działalności rozsmakować, bo trzeba było skoczyć z pomocą Erichowi. Szmaciana awangarda nie mogła na długo zatrzymać typa pokroju Kuftsosa, ale wsparta desperackim atakiem Konrada, spowolniła i zajęła na tyle, żeby potężne, rzeźnickie uderzenie wyrąbało mu na piersi dowód, że poszczerbioną i wcale nie lśniącą klingą też można poważnie zaszkodzić.

Spieler kopniakiem wytrącił broń z bezwładnej dłoni łowcy i przyklęknął, opierając się na mieczu jak na przykrótkiej lasce, żeby pobieżnie sprawdzić zawartość jego kieszeni, choć nie wydawało mu się, żeby nadzieje krasnoluda były w tym przypadku zasadne.
- Zdycha - odpowiedział Erichowi, ustępując mu miejsca przy Kuftsosie. - A ty, Konrad? Żyjesz? To miej gnidę na oku.

Pożar zawsze przyciągał. Jeśli nie ochotników, to przynajmniej tępych jak ćmy gapiów. Spieler nie potrzebował żadnego mędrca. Tylko kogoś, kto zdoła w pierwszej próbie sprowadzić zielarza czy kogo tam mieli w takich dziurach do łatania ludzi. I nie ucieknie na widok pokrwawionego żelaza.
 

Ostatnio edytowane przez Betterman : 12-12-2011 o 16:40.
Betterman jest offline  
Stary 19-12-2011, 18:31   #69
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Nogi odmówiły mu posłuszeństwa choć właściwie zdał sobie z tego sprawę dopiero gdy uderzył biodrem o pokład barki. Zimno rozchodziło się po całym jego korpusie promieniując od miejsca, z którego sterczał bełt. Gęsta, czerwona krew wydawała się w ciemnościach jak jakaś czarna lodowata ciecz oblepiająca całe jego ubranie. Wstrętne uczucie. Zobaczył leżącego niecały metr obok niego Kuftsosa. Upadł na wznak i z trudem łapał teraz świszczący oddech. Strużka krwi spływa mu po policzku gdy porusza ustami. Żyje drań. Sparren stwierdza to niemal z zawodem.
- Zasiekać paskudę… - jęknął na wpół do siebie, a na wpół do biegających po pokładzie towarzyszy – zasiekać…
Rozgląda się za swoją bronią, by samemu wykonać wyrok. Coraz słabiej słyszy to co się dzieje dookoła. Dostrzega leżącą obok Kuftsosa kuszę. Zdała by mu się taka… Próbuje się unieść, by móc podpełznąć do broni…
- Konrad! O bogowie… - to głos Josepha. Chłopak jednak dopiero po chwili zdaje sobie sprawę, że stary przewoźnik próbuje go utrzymać, by się nie wiercił – Przestań do cholery się rzucać! Słodka Shallyo…
Gdzieś od strony doków słychać głośny dzwonek portowy. Konrad w końcu daje za wygraną. Pozwala się położyć na plecach i przestaje się ruszać. Dłonie ma całe mokre. Ból jaki pulsuje gdzieś w jego wnętrznościach w końcu dociera do jego świadomości. Chłopak krzyczy krótko i... mdleje.

***

- Zmiłuj żeż się człowieku i ratuj go! – Quartijn nie wydawał się słyszeć tego co mówi do niego niski zasuszony człowiek o wąskiej, chorobliwie chudej twarzy i rozbieganym spojrzeniu. Bardzo ostrożnie stąpał po pokładzie nadtrawionej ogniem barki, która ocalała dzięki przytomności załogi i wsparciu miejscowych żeglarzy i robotników portowych. Swąd spalenizny jaki niosła wilgoć był jednak wystarczająco wymowny by osłabić zaufanie do konstrukcji łajby.
- A co ja mogę? – odparł cyrulik lekko zaciągając i próbując nie uciekać daleko wzrokiem od rozłożonego na deskach nieprzytomnego Konrada – Wyciągnę bełt to mu to co z wątpiów zostało na zewnątrz wypłynie. Nie mówiąc już o tym, że w mig się wykrwawi. Trup już. A zresztą. Ja świąd leczę, choroby, mor, a nie składam mięso po jatkach…
- No to gdzie tu jest jakiś prawdziwy medyk??? – zdesperowane zapytanie przewoźnika sprawiło jednak, że mina cyrulika mocno spochmurniała.
- Patrzysz się na prawdziwego medyka – odparł dumnie – Medycyna to nie masarstwo. Ukończyłem najlepsze…
Nie dokończył. Dietrich w porę pociągnął jegomościa do tyłu, bo dłonie Gomrunda już zaciskały się na rękojeści miecza. Spieller nachylił się nad uchem i coś mu krótko szepnął. Cyrulik w odpowiedzi lekko się odsunął i spojrzał niepewnie na oba krasnoludy i łysawego ochroniarza.
- Emm… - zaczął jakby w myślach nadal jeszcze coś ważył – Weźcie go na deski i zanieście do najbliższej tawerny. Zaraz tam będę z narzędziami. Ale niczego nie obiecuję!
Po tych słowach opuścił pokład, a Imrak i Gomrund zaczęli na szybko organizować jakieś prowizoryczne nosze. Po chwili w asyście Quartijna schodzili na ląd niosąc ciało chłopaka w stronę otwartych drzwi „Czarnego Złota”.
Spieller i Oldenbach wykorzystali ten czas na to by dokładniej przyjrzeć się dobytkowi napastników.

Kuftsos leżał dokładnie w tym miejscu, w którym upadł. Ducha wyzionął nim skończyli gasić barkę. Cios Konrada musiał sięgnąć płuc ich prześladowcy. Biedny drań utopił się we własnej krwi. W zaciśniętej pośmiertnie dłoni nadal tkwił prosty, jednoręczny miecz. Obok ciała spoczywała porządnej roboty jesionowa kusza niezgorsza od tych wyrabianych przez nulneńskich fleczerów. Po obróceniu Kuftsosa na bok, dało się zdjąć z jego pleców kołczan z 37 bełtami zaś rozpięcie kurtki ujawniło chroniącą tors mężczyzny kolczugę. Uderzenie Konrada musiało być naprawdę mocne, bo pierścienie pancerza były po prostu rozerwane na wysokości klatki piersiowej, co czyniło go obecnie słabo przydatnym. To co budziło największe nadzieje to torba łowcy, która była podejrzanie ciężka. Szybko się jednak okazało, że znajdowały się w niej właściwie tylko żelazne kajdany w ilości 3 par, oraz zestaw kluczy do nich. Poza tym na dnie była jeszcze lina.
Dopiero przeszukując kurtkę znaleźli coś co mogło rzucić trochę więcej światła na cele łowcy. Złożone, acz pomięte już pismo wykonane na papierze czerpanym, rysunek przedstawiający całkiem udaną o ile nie lepszą od oryginału podobiznę Ericha Oldenbacha i dołączone do nich 40 złotych koron.

Erich jako człowiek młody i spotrzegawczy zdołał dostrzec unoszące się w toni wodnej ciało jednego ze zbirów, które zahaczyło się o cumę kotwiczną. A ponieważ zostawiać go tam nie należało ani przez przyzwoitość, ani przez wielokrotnie wspominany przez Quartijna klar na pokładzie, wozak zahaczył bosakiem o kurtkę topielca i we spół z Dietrichem wydobyli jego ciało. Ten jednak poza przesiąkniętym bochnem chleba w torbie i bukłakiem z czymś co było mieszaniną wody i naparu z rumianku nie miał za wiele. W kieszeni kurtki ostała się jedna złota korona.

Po chwili na pokład wróciły krasnoludy i Quartijn. Ten ostatni wyraźnie był podłamany stanem młodego Sparrena. Widać było, że chce ocenić stan uszkodzeń dokonanych przez płomienie, ale jakoś nie za bardzo może się na tym skupić. Koniec końców rozłożył bezradnie ręce.
- Przepraszam was panowie, ale niestety muszę iść się czegoś napić.

Kilka chwil po tym jak wyszedł na nabrzeże, Dietrich podzielił się z pozostałymi odkrytym dokumentem jaki znalazł przy ciele Kuftsosa. Nim jednak cokolwiek zdążyli postanowić, Imrak dostrzegł zbliżających się od strony budynków gospodarczych mężczyzn w liczbie sześciu. Po niesionych przez nich pochodniach można było poznać strażników. Herbowe liberie na kolczugach oznaczały jednak przynależność do jednego z rodów, a nie altdorfskiego ratusza.

Grupie przewodził niejaki Magnus Hager w stopniu sierżanta weisbruckiej nocnej straży. Wyglądał zdecydowanie mniej poważnie od swojego imiennika napotkanego po starciu z mutantami. Był mały, chudy i zdawał się cokolwiek nierozgarnięty. Jego ludzie sprawiali nieco lepsze wrażenie choć po ponurych minach dalo się wywnioskować, że są średni szczęśliwych z przymusowej interwencji.
- Wyście załoga? Niech kapitan barki zgłosi się jutro w moim biurze w bosmanacie. Incydent trza spisać - mruknął sierżant obracając butem zwłoki Kuftsosa na bok i przyglądając się twarzy. Odkrycie nijak mu jednak nie przypadło do gustu - Eszsz... kurwa... no nic - wskazał kilku swoim ludziom by brali się za zwłoki Kuftsosa i jego pamagiera - Mamy tu kilku grasujących nocami bandytów, za których nagrody przewidziano, ale to niestety żaden z nich. Bywa. Dobrze żeście trupów nie zwodowali, bo paragraf na to jest. Żołnierze będą do rana patrolować nabrzeże na wypadek podobnych wydarzeń więc możecie spać spokojnie. Jeśli barka odniosła jakiekolwiek szkody można wnosić o zadośćuczynienie po okazaniu przynależności do wybranych cechów kupieckich - przerwał i zmarszczył brwi w zamyśleniu - Taak. To wszystko. Pamiętajcie tylko, by przysłać do mnie rano kapitana.
I po tych słowach ruszył za swoimi ludźmi.

***

Erik Schwank okazał się lepszym medykiem niż nierobem za jakiego wolał uchodzić. Rankiem gdy zaszli na zaplecze Czarnego Złota chłopak był już opatrzony i nie pozostało nic innego jak czekać na to czy młode ciało samo poradzi sobie z odniesionymi obrażeniami wewnętrznymi. Gorszą wiadomością był fakt, że cyrulik jako poddany rzemieślnik rodu zarządzającego Weissbruckiem zarządał od nich zapłaty w wysokości pięćdziesięciu złotych koron za “pół nocy mordęgi w splotach krwistych kiszek”, a nie uiszczenie tej opłaty groziło kłopotami ze strony straży miasteczka. Fakt jednak pozostawał faktem, że Sparren wyglądał na twarzy całkiem nieźle. Nie był specjalnie blady i oddychał głęboko. Szczęście miał, że na dobre stracił przytomność, bo gdyby na żywca go medyk tyle męczył, to cały Weissbruck mógłby nie spać tej nocy. Schwank zostawił im jeszcze bukłak jakowejś śmierdzącej miszkulancji ziołowej i zalecenie, że przez dwa najbliższe dni, Konrad ma nic nie jeść, a pić tylko to. Jazda konna w żadnym wypadku nie była dla niego zalecana, a dalsza podróż barką najszybciej następnego dnia, a i to tylko w koi.

Ponieważ Joseph zdecydował się na właśnie takie rozwiązanie mieli do dyspozycji cały dzień podczas którego nic nie wskazywało na jakiekolwiek obowiązki czy powinności. Tym niemniej Weissbruck był miastem gdzie działo się dużo i szybko, a oni jakimś dziwnym zrządzeniem losu, kłopotów nie omijali.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 23-12-2011, 11:51   #70
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
W końcu płomienie udało się zdusić. Wyczerpany machaniem szmatą Erich nawet zdołał się przy tym spocić. Otarł czoło rozsmarowując brud z ręki po czole. Teraz miał czas dokładniej przyjrzeć się Kuftsosowi. Drań zdechł, a przy nim już myszkował Dietrich. Reszta w międzyczasie zabrała Saprrena do medyka.
Prócz miecza przy trupie znaleźli kuszę i bełty, a także uszkodzoną kolczugę, trochę gotowizny, jakieś kajdany z kluczami i pismo.
- Dietrich. Wezmę jeşzçze kuşze i bełty. Ştrzelam niezgorzej, a garłaçza przez tego gnoja już nie mam. Po za tym bez broni, przy naştępnym ştarçiu, też będę muşiał şpieprzać. – wzruszył ramionami - Reşzta też şię nam może przydać. Şchowam pod pokład.
Stwierdził ładując kajdany i linę z powrotem do torby.
- Ço do koron, to wypada po oşiem na każdego przy równym podziale. – powiedział odliczając sobie kwotę i resztę oddając Dietrichowi.

Prócz rzeczy Kuftsosa właściwie zdobyli jeszcze tylko jedną złotą koronę, jaką miał przy sobie wydobyty z wody topielec. Tymczasem reszta grupy wróciła na barkę i wszyscy mogli zapoznać się z treścią pisma, jakie miał przy sobie Kuftsos. Nim jednak zdążyli je omówić pojawiła się straż miejska wybawiając ich z kłopotu zajmowania się trupami. Niezwykle pomyślna okoliczność. Gdy Magnus Hager się oddalił Erich westchnął.
- Magişter Impedimentae? Ço to niby ma być? Mówię Wam, że to jakieś gówno i lepiej tego nie ruşzajmy. Jeśli chçeçie, to pojadę z Wami do Bogenhafen şprawdzić o ço chodzi z tym şpadkiem, ale powiem Wam şzçzerze, że według mnie to powinniśmy şię trzymać od tego z daleka. To bardziej pokręçone, niż nam şię zdaje. Z tego będą tylko şame nieşzçzęśçia.
Stwierdził ponuro.
- Też muşzę şię napić. Znaleźliśmy z Dietrichem wşpólną koronę do przepiçia. Ktoś idzie ze mną? A tak przy okazji, ço ze Şparrenem? Wyżyje?

Teraz gdy Kuftsos zginął Erich poczuł się pewniej. A będąc przy mieczu na tyle pewnie, by wybrać się do karczmy na małe co nieco. Choć był wyczerpany, to nie czuł senności. Wszystko w nim krzyczało, że jest idiotą jadąc do Bogenhafen, że ze wszystkich miast Imperium tego powinien unikać najbardziej. Śmierć Kuftsosa dawała okazję przerwania tej komedii pomyłek z nim, jako Kastorem Lieberungiem w roli głównej. Mógł uciec, ba chciał uciec, ale podejrzewał, że tylko odwlecze chwilę, w której dostanie od kogoś po łbie, a po obudzeniu usłyszy „Witam Panie Lieberung. W końcu się spotkaliśmy”. Już lepiej było zostać z krasnoludami.
Wszystko to wpędzało go w przygnębienie. Zdecydowanie musiał się napić, lecz wpierw musiał założyć suche ciuchy.
- Muşzę kupić jakieś ubranie na zmianę. – mruknął do siebie – I fajkę. Jutro i tak tu będziemy tkwić. Şigmarze, ale bym şobie zapalił.
Jęknął zbolałym głosem.
 
Tom Atos jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:17.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172