Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-12-2011, 19:11   #19
Irmfryd
 
Irmfryd's Avatar
 
Reputacja: 1 Irmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie coś
Europa, Italia, Wenecja, pięciogwiazdkowy hotel Danieli, 4 piętro, apartament 4D. Salon, sypialnia, łazienka. Całość podobnie jak hotel urządzona jakby była siedzibą króla. Siedemset sześćdziesiąt euro doba. Przepych zdobień, meble z wyszukanego drewna, miękkie obicia, grube dywany przykrywające marmurowe podłogi. Okna wychodzące wprost na morze. To przez nie przez wieki władcy, kupcy i możnowładcy obserwowali wpływające statki. Pewnie stali tak samo jak on teraz, zaciekawieni, zamyśleni, oddani kontemplacji. Sam go wybrał. Najpierw kontynent, potem miasto, hotel, na koniec apartament i pozostałe pokoje. Mężczyzna przyjechał do Wenecji kilka dni temu. Poza celem miał jeszcze umówione spotkanie z marchandem. Zlecenie, którego się podjął pozwoliło na wpłacenie zaliczki. Reszta … jak przeżyje.

Malcolm Whitman, ekstraktor, złodziej myśli, mastermind, człowiek od zaszczepiania idei. Mężczyzna dzielący życie pomiędzy pracę i rozrywki. Trzydziestoośmioletni osobnik, który dużo osiągnął a jeszcze więcej stracił. Z jednej strony niespotykana wiedza i umiejętności z drugiej … no właśnie, jaka jest ta druga strona. Jaka była druga strona? Co z niej zostało? Kiedy drogi rozeszły się? Ile pozostało … nic … wszystko …

Rodzina … jest … była. Tam, daleko w Los Angeles. Żona Kate znana reporterka telewizji. Zawsze uważał, że gdyby nie jej praca nie byłoby między nimi źle. Tyle razy ją prosił aby z niej zrezygnowała. Zresztą to przecież zawsze jej było źle. On nigdy się nie skarżył. Nie miał powodu. A Melinda przecież potrzebuje go.
Dlaczego więc od kilku lat tylko podjeżdża nocą pod dom. Siedzi w samochodzie i obserwuje snujące się w oknach cienie. Czeka do momentu aż światła zgasną. Potem odjeżdża. Odkąd wyprowadził się cztery lata nie potrafi przekroczyć progu domu. Czasem rozmawia z córką telefonicznie, zabiera ją na zakupy, do kina. Rozmawiają … rozmawiali …już nie rozmawiają … krzyczą na siebie … artykułują krótkie urywane zdania. Po takich spotkaniach przechodzi mu ochota na nocne wyjazdy pod swój dawny dom. A odkąd pojawił się ten pieprzony dentysta … down … Downson bardzo rzadko udaje się w to miejsce. Skurwiel pół roku temu sprowadził się chuj wie skąd do JEGO domu i zapewne używa JEGO ekspresu do kawy i JEGO kosiarki do trawy, oczywiście jeśli przeczytał instrukcje obsługi, bo tylko tacy kretyni jak on przeglądają te głupie wielojęzyczne książeczki. A jeśli chodzi o używanie to ekspres do kawy i kosiarka są tymi mniej istotnymi rzeczami, które można używać w JEGO domu … kurwa o innych nawet Malcolm stara się nie myśleć. Zdaje sobie sprawę, że powinien już dawno dokopać gnojowi, ale to byłoby za proste. W końcu dobierze się do skurwiela, ale wtedy na pewno go to zaboli … bardziej niż wyrywanie zęba bez narkozy. Może, kiedy to zrobi znowu będzie bez skrępowania jechał pod dom, bo teraz nawet jeśli pierwotnie kieruje się w tamtą stronę to często na ostatniej krzyżówce skręca i wraca do siebie albo jedzie do Laury. Kochanki, przyjaciółki, powiernicy, zaufanej osoby. Jedynej , która niczego od niego nie chce w zamian. Pokrewna dusza, malarka, rozumiejąca jego pasje … i tylko je bo o pracy dla jej własnego bezpieczeństwa nigdy nie wspomina.

Rodzina … jest jeszcze brat ... Steven. Siedem lat temu miał zły dzień. Kompletnie mu odwaliło, przeszedł na buddyzm i z żoną oraz dziećmi wyjechali do Japonii. Jego żona … ale to przecież nie rodzina. Inna krew, inne geny … to tak samo jak osobista żona … jaka rodzina? To, że śpisz z kobietą nie świadczy, że jesteś z nią spokrewniony. I całe kurwa szczęście bo inaczej byłoby to kazirodztwo, a tym Malcolm się brzydził. Podobnie jak źle dobranym kieliszkiem do wina, albo szprycowaniem psów przed gonitwą. Niestety w nielegalnych zakładach nikt o to nie dbał. Dlatego Whitman przegrywał. Nie często, od czasu do czasu. Ale jeśli już to konkretnie. Kilkakrotnie zdarzyło mu się uciekać przed bukiem. Co prawda oni wiedzieli, że Welder oddaje. Ale zasady są zasadami. Nie płacisz, obrywasz. Proste. Wniosek … bez drugów i kobiet świat byłby piękniejszy … ok … bez niektórych drugów i niektórych kobiet … tak dla równowagi.

Z rozmyślań Malcolma wyrwał dźwięk telefonu. Welder podniósł słuchawkę, nie odezwał się słowem.
- Nr 1 z pańskiej listy właśnie się zameldował – zabrzmiał w słuchawce głos konsjerża.
Mężczyzna po drugiej stronie czekał przez chwilę na ewentualne słowa Whitmana. Miast tego usłyszał trzask odkładanej słuchawki.
Numer 1 na liście. Architekt, profesor William Eakhard zameldował się w hotelu. Dobrze, że przybył wcześniej. Ma sporo do zrobienia przed odprawą. Opracowanie lokacji, szczegółów. Malcolm dał mu w tym wolną rękę. Widział co ten człowiek jest wstanie zrobić. Spotkał się z nim dwukrotnie. Pierwszy raz podczas jednego z ostatnich zleceń. Zdziwił się niezmiernie, że to co człowiek robi w realu to tylko pozorna deegzystencja, zamknięcie się przed światem w krainie snu. Tylko skoro to było zamknięcie to jak nazwać projekcję, w której się spotkali? Drugi raz widzieli się w Tokio. Malcolm zlokalizował miejsce jego pobytu i udał się tam w celu przekazania propozycji. Według Weldera był idealny do tej roboty. Nikt go nie znał. Mieszkał samotnie na drugim końcu świata. A co najważniejsze miał wrodzone zdolności. Whitman wiedział czego potrzebuje profesor a Architekt wiedział co może zaoferować. Dogadali się szybko, na stacji metra. Potem każdy wsiadł do jednego z pociągów jadących w przeciwnych kierunkach. To był udany wieczór. Malcolm zatrudnił Architekta, potem spotkał się z bratem. Wszyscy razem zjedli kolację, dzieląc się jej częścią z posążkiem Buddy. Dzieci śmiały się z wygłupów wujka Malcolma, Dorothy zalotnie uśmiechała się do męża. Co prawda jej humor prysł gdy Welder położył się na kanapie z wyciągniętymi nogami pokazując stopy Buddzie. Szorstkim tonem wyartykułowała mu wtedy wykład o uczuciach religijnych, ich łamaniu, gwałcie na świętościach i obrażaniu jej, jej męża oraz dzieci w ich własnym domu. Żona brata nie może być jego rodziną, pomyślał wtedy Malcolm.

Apartament 4D, tylko Point-Man wiedział kto go zajmuje. Point-Man … ostatni raz spotkali się w Aleksandrii. Dwa miesiące temu. Malcolm pamiętał jak obserwował spacerującego wokół posągu mężczyznę. Zanim podszedł do niego sprawdził teren. Dokładnie przyjrzał się spacerującym ludziom. Nic nie wzbudziło jego niepokoju. Chwila przywitania, potem powoli jak dwaj turyści spędzający urlop w Egipcie ruszyli w stronę morza.

- Gruba sprawa, nierealny do osiągnięcia cel … no i dobra kasa do zarobienia – od razu przeszedł do rzeczy Whitman. - Wchodzisz w to?
-To zależy. Kto i kogo. Za ile, to nie ma znaczenia – odpowiedział Point-Man.
- Jak ci powiem kto albo raczej kogo to za ile zacznie mieć znaczenie odparł Ekstraktor.
Po wyjawieniu o kogo chodzi Malcolm zerkał przez ramię na mężczyznę. Tamten przez chwilę milczał, zastanawiając się, po czym na jego twarz wystąpił szeroki uśmiech.
-Wysoko. Wchodzę … - tyle wystarczyło dla Whitmana.
Wtedy rozmawiali jeszcze jakiś czas, Malcolm przedstawił mu swoje typu członków teamu. Niektórych znali z wcześniejszej roboty. Point-Man powiedział, że zna kogoś kto nadawałby się na szóstego, miał też rozejrzeć się za wingmanami. Na koniec mężczyzna przekazał Malcolmowi swój nowy kontakt. Potem się rozeszli. Smith uśmiechnął się po raz ostatni, po czym zasalutował w geście pożegnania, kierując się w stronę centrum Aleksandrii. Malcolm przyglądał się odchodzącemu mężczyźnie, postał jeszcze chwilę po czym skierował się w stronę morza. Tego wieczora siedział długo na wybrzeżu obserwując błyskające w oddali światła przepływających statków.


Ekstraktor rozejrzał się po apartamencie. Podszedł do stojącego pod lustrem oprawionym w ciężkie mosiężne bogato zdobione ramy barku. Używając elektrycznego korkociągu otworzył butelkę wina. Potem zmieniając obroty na lewe odkręcił korek ze świdra. Z lubością patrzył jak czerwony płyn napełnia kielich. Krótko sprawdził kolor i klarowność, zupełnie zbędnie. Przyłożył kielich do ust. Zamoczył wargi, pociągnął mały haust. Ten pierwszy łyk jest najlepszy, to tak jak pierwszy pocałunek kobiety. Kolejne już tak nie smakują ale i tak nie można się bez nich obyć.

Pozostali zaproszeni na spotkanie mieli do dyspozycji wynajęte pokoje oraz ogólno dostępne hotelowe miejsca. Ale hotel był tylko elementem, bardzo ważnym elementem, miejscem dla zebranego wcześniej teamu, miejscem, w którym mieli spotkać się dwukrotnie. Dwa miesiące poszukiwań, śledzenia, zbierania informacji, wystawiania czujek, szukania kreta, zastawiania pułapek, puszczania w obieg fałszywych informacji. Potem nakłaniania, motywowania, oferowania, targowania, akceptowania. Od czasu ich spotkania w Aleksandrii Point-Man pomagał Malcolmowi. Nie tylko w rekrutacji ale także w realizacji zadania. Aby dobrać się do Celu potrzebowali informacji, wielu informacji. Analiz, danych, zestawień, twarzy, dat, informacji medycznych, wszystkiego co mogłoby się przydać … od numeru buta po imię pierwszej miłości. Dwa miesiące, dużo … niedużo. Gdyby nie doświadczenie i kontakty pewnie potrzebowaliby na to dwóch lat. A tyle zleceniodawcy nie dadzą nawet na przygotowanie akcji i dobranie się do Celu. Nawet do takiego, do którego pewnie nikt poza nimi nie zgodził się dobrać. Przecież to samobójstwo … ale co jeśli im się uda … a uda się na pewno. Czy wszystkim? Na jakie straty mogą sobie pozwolić? Okaże się to niedługo. Test, któremu poddadzą się powinien rozwiać wiele wątpliwości ... dotyczących pierwszej piątki, przydzielenia zadań, umiejętności, szybkości reakcji, umiejętności dopasowania się, kreowania snu w sytuacjach kiedy coś idzie nie tak. Zależało mu na zgraniu pierwszej piątki. Świeżaki … ciekawe jak się odnajdą. To oni pójdą zapewne na pierwszą linię, przygotują miejsce dla prawdziwej akcji. Z niektórymi członkami teamu już się spotkał wcześniej. Pieprzone Rio, skurwiel Igła, intrygująca czarownica … mająca swoje metody. Nie mógł o niej zapomnieć, ba … takich kobiet się nie zapomina. Zgodziła się bardzo szybko … przez chwilę pomyślał nawet, że za szybko. Miał wrażenie, że rozmowa telefoniczna jaką odbyli była jak odegrana scenka w szkole teatralnej, kiedy student prowadzi dialog z profesorem, który zna odpowiedzi adepta. W tym przypadku to Malcolm poczuł się jak młokos. Po tym co zdarzyło się w Rio ufaj jej może nie bezgranicznie ale jeśli chodzi o zadanie uważał, że można na nią liczyć. Dał jej nawet wolną rękę w poszukaniu Wingmana.

Forgera i zastępcę Point-Mana znał z poprzedniej roboty, dawno temu. Grube rzeczy, poziom ponadnarodowy. Dziewczyny świetnie się spisały. Jedyny błąd jaki wtedy popełnili był taki, że zaplanowali tylko dwa poziomy, a gdy trzeba było zejść głębiej konieczna była improwizacja. Dał radę, choć było ciężko. Ekstrakcja w ekstrakcji. Inaczej już by nie żyli. Niestety sporo wtedy zobaczył, wiele się dowiedział, poważne międzynarodowe sprawy, twarze i wizerunki osób. Dla własnego bezpieczeństwa wolałby tego nie wiedzieć. Co prawda pozacierał ślady, ale co jeśli kiedyś to do niego dobierze się jakiś Ekstraktor? Niestety sprawy się przeplatają. Twarze są te same, miejsca ich zasiadania inne. Wpływy jeszcze większe. Metody jakie stosują … w sumie nie ma metod. Jest tylko zadanie do zrobienia. Układ zero jedynkowy. Prawda fałsz. Dobiorą się do celu albo nie. Będą żyć albo załatwi ich korporacja. Nieważne która. Dobra czy zła. Obie są złe. Takie same. Bezwzględne. Jak dotąd pracował właśnie z takimi. Musiał być w tym dobry skoro jeszcze żył.

Pierwsza piątka Point-Man, Architekt, Chemik, Fałszerz i on. Za mało jak na takiego gościa. Jest jeszcze szóstka i wingmani. No i Solo, cyngiel Marta. Papugi uwięzionego przez korporację. Dwie pieczenie przy jednym ogniu. Czemu nie. Ruhl polecony został Ekstraktorowi przez Lenę, żonę Marta. Malcolm i tak szukał Solo a Rosjanka … a Rosjanka była całkiem całkiem.


Mijały dalsze dni spędzone w hotelu Danieli. Kolejne gondole podpływały pod drzwi prowadzące wprost do kanału a ten sam głos konsjerża … czy on pracował 24h na dobę … w słuchawce oznajmiał Malcolmowi przybycie kolejnych członków teamu. Nr 5, 8, 3 … Drużyna zebrała się w całości.

***
 

Ostatnio edytowane przez Irmfryd : 11-12-2011 o 19:16.
Irmfryd jest offline