Wizytę zaliczył do tych szczególnie nieudanych. Zrozumiał, iż jego przybycie było kompletną stratą czasu. Zadanie? Pod przymusem? Komentarz zbędny.
Po opuszczeniu halli wyrwał wręcz swoją klingę z rąk strażnika, po czym zmierzył od stóp do głów osobnika, z którym przyszło mu kłaniać się czcigodnemu bufonowi, a który jako pierwszy zabrał głos.
- A w rzyć mnie całuj! - Burknął do mężczyzny. - Przedstawiać! - Parsknął z pogardą. - Pewno twa matka sama dostatecznie omale przedstawiała się dla obcych, byś miał przyczyny zastanawiać się nad własnym pochodzeniem. - Słyszał słowa wielmoży nazywającego siebie mistrzem dotyczące kompanów. Zauważył również sporadyczne ruchy ust nieznajomego, co wskazywało na to, iż mówi sam do siebie. Dorzucając do tego wszystkiego doświadczenie, a bo i wiele w swym życiu widywał, wysnuł taką, a nie inną teorię o dziwnym wojowniku.
- Gdzieś mam te cholerne tudzież heroiczne misje! - Splunął siarczyście i tym razem z pogardą dla wszystkich i wszystkiego. - Wilkołaki i półdemony w kompanii, pluć mi na taką drużynę. - Rzucił beznamiętnie. Odwróciwszy się na pięcie, bez pośpiechu ruszył w stronę wyjścia. |