Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-12-2011, 21:09   #35
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Molly trafiła. Nie miała pojęcia kogo ale to w tej chwili było bez znaczenia. Zadziałał głęboko zakorzeniony instynkt przetrwania. Celowano w nią, odbezpieczano broń. Reakcja była naturalna i odpowiednia.
Inna sprawa, że plan był o dupę otłuc.
Z indianinem poszło gładko i chwała chociaż za to. Hugo zajął jego miejsce a Molly wraz z Krisem zeszli ze zbocza. Tiggsa i Smitha już nie było i cholera jedna wie co zamierzali.
Z Balorem już od dawna dogadywali się błyskawicznie. Wystarczyło kilka gestów i cichy szept. Molly bierze jegomościa z lewej, Kris tego z prawej. Rozdzielili się idąc szerokim łukiem w cieniu skał. Problem polegał jednak na tym, że było ciemno jak w murzyńskiej dupie. Po pewnym czasie Molly nie była już pewna niczego a w szczególności kto jest kim. Widziała co prawda zarys sylwetki Krisa i dwie hieny cmentarne. Dostrzegła jednak kogoś jeszcze. Dwie postacie przyczajone za skałami i zachodziła w głowę czy to swoi czy wrogowie. Pokładała jednak nadzieję, że to Tiggs i Smith i brnęła dalej aby ogłuszyć swój cel.

I wtedy się zesrało. Kowbojski but szturchnął pojedynczy kamyk ale Molly zdawało się, że zdradziła się beznadziejnie. W jej uszach ten delikatny łoskot brzmiał nie ciszej niż skalna lawina. I wówczas ruszył łańcuch wydarzeń. Przy dwóch rabusiach grobów pojawił się mężczyzna z cygarem. Zaś jeden z przyczajonych za skałami - wróg czy sprzymierzeniec? - dobył broni i mierzył nią w Molly. Normalnie katastrofa. Była pewna, że ją usłyszał i chce wyeliminować z zabawy. Czyli jednak bandzior. Tiggs albo Smith przecież by do niej nie mierzyli.
Konsekwencją tego prostego toku rozumowania - bo Molly była nieskomplikowaną osobą - kulka poleciała w stronę przyczajonego cienia ze spluwą.
Huk sparaliżował na moment wszystkich. To by było tyle jeśli chodzi o załatwianie sprawy po cichu. Teraz należało grzać z rewolwerów ile wlezie.

Jeden z “grzebiących w zwłokach” uniósł pochodnie z zamiarem ciśnięcia nią w Molly. Miała już wyciągnięte rewolwery i owego jegomościa na linii strzału ale ktoś zdjął go niespodziewanie. Zapanował chaos. W ostatniej chwili przekierowła strzały na pana, który wypluł na ziemię cygaro i rozpoczął widowiskowe spierdalanie. Posłała mu dwie kulki i zdawało jej się, że druga weszła. Nie na tyle skutecznie jednak żeby padł ryjem w kamulce.
Z trójki obwiesiów pozostał jeden. No i niestety z konsternacją musiała przyznać przed samą sobą, że wtedy wcześniej postrzeliła jednego ze “swoich”. Gówno lubi czasem spadać na łeb.

Huk wystrzałów świszczał pośród atramentowych ciemności. Molly padła płasko na ziemię i podczołgała się do najbliższych głazów otaczających nagrobne rusztowania. Obserwowała sylwetkę jednego z bandziorów czającego się w oddali, częściowo przysłoniętego przez kolejne kurhany. Niewiele myśląc postanowiła skrócić dystans, niewielka szansa, że stąd go trafi. Przygarbiona truchtała w ciemnościach wspinając się zboczem, z rewolwerami w dłoniach, gotowymi do strzału.
Usłyszała wystrzał z krabinu i kula odbiła się rykoszetem kończąc bieg tuż przy jej kowbojskich butach. Zaklęła szpetnie.
Gorliwość bandyty pozwoliła za to dokładnie określić jego położenie. Molly wycelowała tam gdzie przed chwilą ujrzała wyżygany z karabinu ognisty błysk. Wycelowała i posłała w tamtym kierunku kulki z obu luf kuląc się zaraz za skałą gdyby cel chciał odpowiedzieć szybką ripostą.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 12-12-2011 o 21:15.
liliel jest offline