Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-12-2011, 15:16   #38
Baczy
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Ostrożności nigdy za wiele, powiadają, i na ogół ta reguła się sprawdza. Czasem, rzadko bo rzadko, ale jednak, zdarza się, że niestety nadmiar ostrożności szkodzi.

Cichy dźwięk dochodzący z prawej strony postawił Jareda w stan gotowości. Ktoś tam był, i ten ktoś najwyraźniej nie chciał zostać przez niego zauważony. Cień zdawał się nie ruszać, mężczyzna nie mógł jednak ryzykować tego, że jeden z bandziorów zaszedł z boku jego i Smitha, musiał się upewnić się, czy w ogóle ktokolwiek tam jest. Nie mógł strzelić, żeby nie spłoszyć porywaczy, musiał jednak dać znak, że w razie kłopotów jest do tego zdolny. Wymierzył pistolet w stronę, skąd dobiegł go hałas, nie zdołał jednak gestem nakazać postaci wyjść z cienia, ona była szybsza.

Czy odbezpieczenie pistoletu było błędem? Raczej tak, ale co nim nie było? Ruszenie ze Smithem w stronę bandytów przed przybyciem reszty, zignorowanie czwartego porywacza ujrzanego kątem oka, nie ustalenie znaków komunikacyjnych, których mogliby użyć w ciemnościach... Ta cała wyprawa to jeden wielki ser szwajcarski, a ich daremne próby zdziałania czegoś w grupie są niczym taniec baletnicy w piaskach Nevady. Wąsacz już wcześniej przewidywał kłopoty w zgraniu bandy indywidualistów, nie sądził jednak, że dojdzie do czegoś takiego.

Siłą strzału rzuciła nim o skałę, a prawe ramię przeszyło mocne ukłucie. Chwilę potem leżał już bezbronny, zaciskając zęby. Dobrze, że pistolet nie wystrzelił gdy wyślizgnął mu się z dłoni, chociaż ten wieczór nie należał do najszczęśliwszych i takie zrządzenie losu wielce by go nie zdziwiło.

Nad nim na dobre rozpętała się strzelanina. Nie widział, jaki był wynik, zajął się tamowaniem rany. Pod naciskiem mocno zawiązanej chusty krwawienie nieco zelżało, ale nie to było najgorsze. Kula ciągle tkwiła w ramieniu, a pulsacyjny ból rozchodził się nawet po klatce piersiowej i, co gorsza, dłoni, utrudniając celowanie z rewolweru.

Molly ruszyła w stronę indiańskich kurhanów, prowokując Carpentera do strzału i jednocześnie zdradzenia pozycji. Tiggs, starając się nie przejmować postrzałem, rzuca się do biegu w ślady blondynki. Zza kurhanów będzie miał dobrą pozycję strzelecką, blisko jaskini.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline