Był bezsilny wobec tyranii większości. Nie otrzymał od nich choćby słowa wsparcia.
Wszyscy byli tacy sami, bez względu na charakter, czy pochodzenie. Lakonicznie rzecz ujmując -banda zasranych egoistów.
Z nieukrywanym obrzydzeniem przyglądał się towarzyszom wyruszającym na poszukiwania zaginionego "kochanka" Laruyi. "Sami ugruntowują tę sukę w przekonaniu, że postępuje słusznie. Zatem po cholerę mam z nimi iść?".
Chciał legnąć pod jakąś żołnierską sosną i mieć to wszytko w dupie.
Z całą pewnością wino byłoby tu odpowiednim kompanem nasuwających się refleksji. Jednak jak to zwykle bywa, pod nogami Devlina pojawiła się kłoda, tu w postaci krasnoluda. Arhiman stękał coś pod nosem. Szczerze powiedziawszy Rives nie chciał go nawet słuchać, lecz w tym przypadku sentyment do brodacza wziął górę. Łucznik przewrócił więc oczami i flegmatycznym tempem poczłapał za resztą. Nogi mu od tego nie opadną, a korzeń nie uschnie, raz na jakiś czas może dać za wygraną. Przynajmniej będzie z kim pić.
Nie musiało minąć sporo czasu nim wino zaczynało iść mu do głowy. " Chlanie na pusty żołądek nie należało chyba do najbardziej błyskotliwych pomysłów... Z drugiej jednak strony łeb nie boli"
Grunt pod jego stopami stawał się jakby mniej pewny. Każdy następny krok zbliżał się do nieszczęśliwego upadku. Spowolnił więc marsz. Wlekł się daleko z tyłu przystając co jakiś czas, ażeby opróżnić swój przepracowany pęcherz.
W końcu po "hektolitrach" wylanego potu i "milach" przebytego dystansu dotarł do swojej hanzy, która z zapartym tchem obserwowała jakiś kamienny most. Przystanął w miejscu. Chyba chwiał się nieco na nogach. Wytężył swój przytępiony wzrok. Po chwili dostrzegł ciała 3 martwych elfów. Prawie buchnął śmiechem. "I co pizdo? Kto ci teraz będzie grzać pościel w nocy?" Jednak uśmieszek nie ugościł na jego twarzy zbyt długo, albowiem naga prawda w postaci pustej butelki dobijała się ku jego świadomości jak szalona. Spochmurniał.... "Wino się skończyło..."
Ostatnio edytowane przez Glyswen : 14-12-2011 o 18:37.
|