Ech, wszyscy wy, Brutusi, przeciwko mnie... Po spektakularnym i błyskotliwym (a co!) wyrwaniu się strażnikom na klatce schodowej poddanie się teraz i zamknięcie w izolatkach to totalna porażka. Gdyby nie te komentarze, to zdecydowanie forsowałbym opcję ataku i ucieczki, co zresztą nie jest aż takie niebezpieczne, zważywszy, że:
-- jest z nami tylko 2 strażników
-- jesteśmy daleko od reszty (w piwnicy, potem w okolicy dźwiękoszczelnych izolatek)
-- Cryer ma broń
-- Koroniew to cholerny Chuck Norris ("Tobi Mawashi-Geri, kopnięcie okrężne z wyskoku")
-- mamy przewagę zaskoczenia
Oczywiście komentarze (zwłaszcza ten Alarona) zmieniły sytuację i nie zamierzam narażać innych bez powodu, nawet jeśli przeciwwskazania są poniekąd meta-fabularne. Wciąż co prawda wolałbym zaatakować, więc jeśli któryś z towarzyszy Cryera się zgodzi, to do tego przystąpię. Ale widzę, że się nie zanosi, toteż prawdopodobnie się poddam i pójdę tam, gdzie mnie prowadzą. Tylko nie bardzo wiem, jak to opisać... bo po prostu mi to nie pasuje.
Czy Cryer ma się udać do Smitha? W takim razie po prostu pójdzie do pokoju przesłuchań, gdzie Smith ma czekać na Koroniewa, nie?
PS. Ciekawą sytuacją byłoby, gdybyśmy najpierw pozbyli się strażników, a PÓŹNIEJ otrzymali przez ich krótkofalówki wiadomość od Smitha.
Ostatnio edytowane przez Yzurmir : 14-12-2011 o 16:14.
|